ISSN 2657-9596

Protest w Standing Rock.„To początek czegoś niesamowitego”

14/01/2017

Od marca tego roku plemię Siuksów ze Standing Rock w Północnej Dakocie zażarcie protestuje przeciwko projektowi przeprowadzenia rurociągu w sąsiedztwie indiańskiego rezerwatu, argumentując, że projekt ten zagraża zarówno ich dostępowi do wody pitnej oraz miejscom kultu.

Protest ten urósł do rangi wielkiej narracji, który zawiera w sobie wszystko: od długiej historii haniebnego traktowania rdzennych Amerykanów przez rząd federalny, aż po o wiele szersze kwestie, takie jak bezpieczeństwo szczelinowania czy zmiana klimatu. Przez całe lato sprawa zataczała coraz szersze kręgi wśród Indian z innych szczepów, a także aktywistów i obrońców środowiska z całego kraju. Jednocześnie trwały starcia lokalnych władz z protestującymi.

W październiku rozpoczęły się starcia, gdy członkowie plemienia zajęli teren prywatny wzdłuż planowanej trasy rurociągu, podkreślając, że został on im przyznany na mocy traktatu z rządem amerykańskim z 1851 r. i następnie bezprawnie odebrany. W odpowiedzi policja rozpędziła tłum przy pomocy broni na gumowe naboje, gazu pieprzowego i armatek wodnych, aresztując w sumie 141 osób.

Pod koniec listopada starcia przybrały na sile, a stróże prawa użyli wobec protestujących armatek wodnych przy temperaturze bliskiej zeru, przez co blisko 26 osób trafiło do szpitala ze złamaniami i oznakami wychłodzenia.

Równolegle walka przeciwko rurociągowi toczy się także na sali sądowej, gdzie protestujący mają nadzieję spowolnić lub całkowicie zablokować projekt.

Czym jest rurociąg Dakota Access?

 

Dakota Access, spółka zależna teksańskiej firmy Energy Transfer Partners, po raz pierwszy przedstawiła plan budowy rurociągu w 2014 roku. Jego realizacja pozwoliłaby na przesyłanie 450 tysięcy baryłek ropy dziennie z pól naftowych w Bakken w Północnej Dakocie do Illinois, skąd mogłyby być wysyłane statkami do rafinerii i przetwarzane w paliwo. Rurociąg miał się ciągnąć 2000 kilometrów i kosztować ok. 3,8 miliardów dolarów.

Z biznesowego punktu widzenia przedsięwzięcie jest uzasadnione. Od późnych lat 2000 ropa wydobywana jest metodą szczelinowania, która pozwoliła na eksploatację nowych złóż roponośnych w skałach łupkowych Północnej Dakoty. Wydobycie rosło i stan stał się jednym z epicentrów łupkowego boomu naftowego.

Wszystko to wydarzyło się tak szybko, że istniejące rurociągi nie wystarczyły, aby przetransportować całą nową ropę na rynek. Setki tysięcy baryłek dziennie są więc przewożone koleją, co jest nie tylko kosztowne, ale także niebezpieczne ze względu na ryzyko wykolejenia i wybuchu. Firmy naftowe nad pociągi przedkładają tańsze na dłuższą metę i cichsze rurociągi, zwłaszcza od kiedy ceny ropy spadły, a wraz z nimi zyski.

Dlaczego rurociąg Dakota Access jest tak kontrowersyjny?

 

Rurociągi są wprawdzie mniej podatne na wypadki niż pociągi, zdarza się im jednak przeciekać, z jeszcze bardziej katastrofalnym skutkiem dla otoczenia. Dlatego już od późnego roku 2014 farmerzy ze stanu Iowa wnosili pojedyncze skargi na planowaną trasę.

Jednak póki co najsilniejszy sprzeciw wyrósł w Północnej Dakocie, na odcinku rurociągu, który ma przebiegać na północ od Hrabstwa Sioux i zamieszkałego przez ponad 8 tysięcy osób rezerwatu Indian Standing Rock. Pokazuje to poniższa mapa.

Carl Sack/northlandia.wordpress.com
Carl Sack/northlandia.wordpress.com

Od miesięcy Siuksowie z rezerwatu Standing Rock akcentują swoje dwa główne zastrzeżenia:

Po pierwsze rurociąg ma przebiegać dokładnie pod dnem rzeki Missouri na Jeziorze Oahe, pół mili na północ od granicy rezerwatu. Wyciek ropy spowodowałby natychmiastowe zanieczyszczenie głównego źródła wody pitnej dla jego mieszkańców. Przedstawiciele plemienia podkreślają, że Dakota Access pierwotnie zaplanowała trasę bardziej na północ, powyżej Bismarck, ale zmieniła ją, częściowo ze względu na bliskość ujęć wody pitnej dla stolicy stanu.

Po drugie, rurociąg ma przebiegać przez pas ziemi tuż nad północną granicą rezerwatu, gdzie znajdują się historyczne miejsca kultu oraz pochówku Indian. Wprawdzie teren ten nie leży w granicach rezerwatu, ale Siuksowie twierdzą, że został on im bezprawnie odebrany ponad 150 lat temu. I że maszyny i prace budowlane mogą zniszczyć te kulturowo ważne miejsca.

Plemię domaga się zmiany trasy rurociągu. Dakota Access ze swej strony zapewnia, że prace budowlane prowadzone będą z użyciem „nowej zaawansowanej technologii”, która ogranicza ryzyko wycieków, oraz z dbałością o ochronę ważnych kulturowo miejsc.

U podłoża konfliktu leży idea „suwerenności plemienia”: rząd Stanów Zjednoczonych powinien utrzymywać z rdzennymi mieszkańcami relacje partnerskie, nie zaś traktować ich jak poddanych. Siuksowie ze Standing Rock powołują się na prawo federalne, które nakazuje, aby strona rządowa odbyła z plemieniem szerokie konsultacje w sprawie, czego nie zrobiła. Plemię Siuksów w sądzie reprezentuje pozarządowa organizacja Earthjustice, która na swojej stronie internetowej tak uzasadnia pozew:

27 lipca 2016 r. plemię Siuksów z Północnej Dakoty reprezentowane przez Earthjustice wniosło pozew przeciwko Korpusowi Inżynieryjnemu Armii Stanów Zjednoczonych, oskarżając go o pogwałcenie Narodowego Aktu Ochrony Dziedzictwa Historycznego (ang. National Historic Preservation Act) oraz innych praw przy wydawaniu ostatecznej zgody na wyznaczenie trasy rurociągu z Północnej Dakoty do Illinois.

W pozwie wniesionym do sądu federalnego w Waszyngtonie Korpus oskarżony jest o całkowite zignorowanie wątpliwości członków plemienia oraz zagrożenia, jakim budowa rurociągu może stać się dla miejsc kultu i obszarów cennych krajobrazowo. Rurociąg ma przebiegać przez prastare ziemie plemienne i pół mili od granicy obecnego rezerwatu.

Pozwolenie wydane przez Korpus inżynieryjny umożliwia firmie naftowej wykopanie rurociągu pod dnem rzeki Missouri tuż przy granicy z rezerwatem i plemiennymi zasobami wody pitnej. Wyciek ropy w tym miejscu stanowiłby śmiertelne zagrożenie dla kultury i sposobu życia członków plemienia.

Prace nad rurociągiem były zaawansowane w 75%, kiedy napotkały przeszkody. Earthjustice wnioskowało o sądowy nakaz tymczasowego wstrzymania budowy i 24 sierpnia 2016 r. odbyło się wysłuchanie wniosku w Sądzie Rejonowym Dystryktu Columbia.

Wkrótce potem (3 września) Dakota Access wprowadziła buldożery i rozpoczęła prace na odcinku rurociągu, na którym znajdują się historyczne tereny pogrzebowe Sjuksów, co zostało powszechnie odebrane jako próba obejścia postępowania sądowego przez politykę faktów dokonanych. Protestujący próbowali powstrzymać buldożery i w sieci dostępne są filmy, na których widać prywatnych ochroniarzy traktujących ludzi gazem pieprzowym i szczujących psami.

Pięć dni później gubernator Północnej Dakoty Jack Dalrymple postawił w stan gotowości Gwardię Narodową, na wypadek, gdyby służby porządkowe potrzebowały wsparcia.

Przez całą jesień walka, zarówno ta wręcz, jak i na sali sądowej, przybierała na sile.

9 września wniosek o tymczasowe wstrzymanie prac został uchylony, ale jeszcze tego samego dnia administracja prezydenta Obamy zakazała Korpusowi inżynieryjnego wydania ostatecznej zgody na budowę wokół Jeziora Oahe do czasu ponownego rozważenia kontrowersyjnego odcinka trasy leżącego najbliżej rezerwatu.

2 listopada, wśród nieustających protestów, Obama oświadczył, że władze szukają możliwości innego poprowadzenia rurociągu. Dodał: „Zamierzamy dać sobie kilka dodatkowych tygodni, aby stwierdzić, czy sprawa może zostać rozwiązana z atencją, którą uważam za właściwą w stosunku do tradycji pierwszych Amerykanów”.

W niedzielę 4 grudnia Korpus inżynieryjny Armii Stanów Zjednoczonych oświadczył, że nie wyda zezwolenia firmie Dakota Access na budowę rurociągu pod dnem rzeki Missouri przez Jezioro Oahe, bezterminowo powstrzymując kontrowersyjny projekt do czasu zbadania alternatywnych tras dla rurociągu. Korpus wydał oświadczenie, w którym stwierdza, że „chociaż trwa nieustająca dyskusja i wymiana nowych informacji z plemieniem Siuksów ze Standing Rock oraz firmą Dakota Access, już teraz widać, że przed nami jeszcze sporo pracy”. Zdaniem Jo-Ellen Darcy, Wicesekretarza Armii do spraw cywilnych: „Odpowiedzialne i sprawne wykonanie tej pracy oznacza poszukiwanie alternatywnych tras dla rurociągu”.

Korpus inżynieryjny zbada wpływ przedsięwzięcia na środowisko, jak również alternatywne trasy dla rurociągu, potwierdzili przedstawiciele plemienia w swoim własnym oświadczeniu. „Plemię Siuksów ze Standing Rock i wszyscy Indianie będą na zawsze wdzięczni administracji Obamy za tę historyczną decyzję”, powiedział przywódca plemienia, Dave Archambault.

Tymczasem Dakota Access ze swej strony liczy na to, że kiedy Donald Trump obejmie urząd, da projektowi zielone światło. Prezes Zarządu firmy Energy Transfer Partners, która stoi za projektem rurociągu Dakota Access, wsparł Trump Victory Fund kwotą 100 000 dolarów (sam zaś Trump prawdopodobnie posiadał udziały w Energy Transfer Partners wartości 500 000 dolarów, choć jego rzecznik powiedział Washingotn Post, że odsprzedał je minionego lata).

Jan Hasselman, prawnik reprezentujący Siuksów, ostrzega że, chociaż nowina sama w sobie jest radosna, druga strona może się odwoływać: „Mogą [Energy Transfer Partners] się odwołać, a Trump może próbować to odwrócić”, powiedział Hasselman, „ale wszystko to będzie odbywać się pod ścisłym nadzorem sądu, a i my sami będziemy uważnie obserwować nową administrację”.

Pojawiają się także głosy jeszcze ostrożniejsze: „To trik. To kłamstwo. Póki całkowicie nie przestaną wiercić, nic się nie zmieni” – mówi Frank Archambault, członek plemienia Siuksów ze Standing Rock, który w sierpniu przeniósł do obozu protestujących całą swoją rodzinę. „Wszyscy musimy zostać na miejscu. (…) Przez tyle czasu okłamywano nas i oszukiwano – mówi – dlaczego tym razem miałoby być inaczej?”

Zdajemy sobie sprawę, że Dakota Access może się odwołać” – mówi Danny Grassrope, członek plemienia Lower Bruce Sioux. „Wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę”. Dodaje, że plemiona się nie poddadzą: „To jeszcze nie koniec. To tylko początek czegoś niesamowitego.”

Standing Rock, 4 grudnia 2016 Foto: Dark Sevier/Flickr/Creative Commons
Standing Rock, 4 grudnia 2016 Dark Sevier/Flickr/Creative Commons

Zwycięstwo w Standing rock może być punktem zwrotnym?

 

Walka w Standing Rock od początku miała znamiona czegoś więcej. Więcej niż protesty w obronie praw mniejszości, więcej niż działanie proekologiczne.

Zdaniem Billa McKibbena:

To nie był standardowy lobbing proekologiczny, ani też typowy protest, chociaż miał znamiona i jednego, i drugiego (prawnicy wnieśli sprawę na wokandę sądową, aktywiści zablokowali brzegi rzeki). Jednak u jego podstaw, w ogromnym obozie, który rozrósł się wzdłuż brzegów rzeki, legł sprzeciw duchowy.

Protestujący nazwali siebie samych „strażnikami wody” (ang. water protectors), a ich przywódca, głowa plemienia Siuksów ze Standing Rock, David Archambault, nalegał, żeby obozowisko nad Rzeką Cannonball było przede wszystkim miejscem modlitw, i faktycznie nie sposób było przejść się po nim, by nie wpaść na kręgi bębnów i święte ogniska.

W rezultacie na światło dziennie wydobyły się całe epoki smutnej amerykańskiej historii. Kiedy Indian siedzących naprzeciwko buldożerów w próbie obrony grobów swych przodków atakowały psy, ożywały obrazy z Birmingham w Alabamie z 1963 (antydyskryminacyjna kampania czarnoskórych Amerykanów pod wodzą Martina Luthera Kinga, obfitująca w brutalne starcia z białymi przedstawicielami władzy). Ale pójdźmy dalej: sam obóz, ze swoimi tipi i dymem z ognisk unoszącym się nad doliną, wyglądał, jakby ożył obraz z 1840 roku. Z tą różnicą, że nie było na nim tylko jednego plemienia, ale niemal wszystkie plemiona północnej Ameryki. Wzdłuż głównej drogi wjazdowej powiewały flagi ponad 200 indiańskich narodów Ameryki. Zewsząd napływali inni Amerykanie, przyciągnięci być może wstydem za tę część swego dziedzictwa, włączając tysiące weteranów wojennych armii Stanów Zjednoczonych, którzy przybyli pomóc tym, którzy walczą o lepszy świat, nie podporządkowujący się dyktatowi pieniądza.

Autochtoni są najlepszymi organizatorami na świecie – byli kluczem do każdej zmiany, począwszy od rurociągu Keystone XL, skończywszy na walce przeciwko uruchomieniu w Australii największej na świecie kopalni węgla. Jeśli uda nam się spowolnić samobójczą pogoń w spalaniu paliw kopalnych zanim upieczemy planetę, grupy takie jak Indigenous Environmental Network czy Honor to Earth będą w tym miały niemały udział. W tej chwili na przykład, grupa Canada’s First Nations przygotowuje się do akcji „Standing Rock North” wzdłuż planowanej trasy dwóch kontrowersyjnych rurociągów kanadyjskich. Ale w Dakocie udało się uzyskać coś naprawdę wyjątkowego: nie tylko sprzeciwić się konkretnemu przedsięwzięciu, ale także zbudować nową zjednoczoną siłę, która, moim zdaniem, przetrwa. Możliwe, że przetrwa nawet nową administrację Trumpa”.

Trudno powiedzieć, jak skończy się protest w Standing Rock. Idzie zima, a protestujący muszą znosić coraz cięższe warunki. Dave Archambault uważa, że walka przeniesie się teraz do sal sądowych, przeciwko administracji Trumpa i potentatom naftowym.

Lecz wielu ‘obrońców wody’ nie chce opuścić miejsca walki.„Zostajemy. Nie ruszamy się. Nigdzie stąd nie pójdziemy.”, powiedziała The Guardian Ladonna Bravebull, założycielka Obozu Świętej Skały.

Agata Usidus-Staręga na podstawie:\

źródło: Ziemia na Rozdrożu

 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.