ISSN 2657-9596
Fot: Pixabay.com

Uczyć w szkole

Miłka Stępień
03/09/2012
Lubię uczyć. Chcę to zaznaczyć na wstępie, bo na ogół zapomina się, że wybór zawodu nauczyciela musi być czymś podyktowany – i często chodzi przede wszystkim o satysfakcję, jaką się ma z tej pracy.

Kiedy zaczynałam studia, nie chciałam zostać nauczycielką, ale życie inaczej się potoczyło i z wiekiem coraz bardziej to lubię. W wieku 34 lat mogę powiedzieć, że nie żałuję, że uczę i uczyłam. Zaczynałam jako lektorka języka angielskiego w firmach w Warszawie, prowadziłam prywatne korepetycje dla osób z prawie każdej grupy wiekowej (od przedszkolaków po dorosłych profesjonalistów), uczyłam w szkole średniej w Chinach, wykładałam zajęcia literaturoznawcze i kulturoznawcze na uniwersytecie, no i uczyłam angielskiego w szkole średniej w jednym z miast raczej mniejszej wielkości w Polsce. Poza tym jestem jeszcze tłumaczką i redaktorką tekstów anglojęzycznych. Mogę porównywać warunki pracy i wynagrodzenie w różnych obszarach edukacji. W szkole średniej w Polsce uczyłam przez 4 lata. Właściwie nie do końca wiem, dlaczego się na to zdecydowałam. Wróciłam właśnie z Chin i chciałam mieszkać w rodzinnym mieście. Akurat pojawiła się posada w szkole niedaleko mojego domu. Niewiele myśląc, złożyłam podanie i zostałam przyjęta.

Mając dwa dyplomy magisterskie i wtedy już 8-letni staż pracy w nauczaniu głównie Business English, zarabiałam na rękę ok. 900 zł, ponieważ nie uznano mojej poprzedniej historii pracy do stażu pracy w szkole. Zaczynałam więc jako ubiegająca się o status nauczyciela kontraktowego. Osoba kończąca 5-letnie studia magisterskie raczej sięga wzrokiem wyżej pod względem zarobkowym, choć w dzisiejszych czasach wiadomo, że coraz trudniej te marzenia spełnić. Jednak w poprzedniej pracy, jako lektorka Business English ucząca małe grupy w firmach, zarabiałam zdecydowanie lepiej i w lepszych warunkach.

Droga kariery nauczyciela w szkole jest dosyć długa – nie przeszłam jej w całości, a właściwie zdobyłam jedynie status nauczyciela kontraktowego. Z opowieści starszych koleżanek wiem, że trwa ok. 15 lat, zanim się osiągnie status nauczyciela dyplomowanego i wtedy rzeczywiście ma się wyższe zarobki. Zwłaszcza młodym nauczycielom języków obcych lub informatyki praca w szkole po prostu się nie opłaca. Szybciej i łatwiej można zarobić w prywatnych szkołach językowych, udzielając korepetycji albo tłumacząc. Taka praca jest ponadto mniej stresująca, mniej wymagająca i czasochłonna, a daje możliwość brania równie długich wakacji. Wiem, co mówię, bo osobiście te wszystkie zawody wykonywałam lub wykonuję. Problem z dyskusjami medialnymi jest taki, że pracę nauczyciela porównuje się z zupełnie odmiennymi zawodami, zamiast spojrzeć na to, co nauczyciel mógłby robić, gdyby nie uczył w szkole.

Przerażająca była dla mnie ilość roboty papierkowej, którą byłam obarczona i duża ilość innych obowiązków. To nie jest tak, że nauczyciel pracuje tylko 18 godzin w tygodniu. Sprawdzanie prac domowych, testów, kartkówek, wypełnianie dziennika, prowadzenie dokumentacji szkolnej, przygotowywanie tzw. „teczki” do awansu zawodowego zajmowało mi przynajmniej drugie tyle. Ponadto zobowiązana byłam do uczestnictwa w radach, szkoleniach, różnych formach dokształcania, ale również prowadziłam zajęcia wyrównawcze dla słabych uczniów i zajęcia dodatkowe dla mocniejszych, uczestniczyłam w imprezach szkolnych i w ich przygotowywaniu oraz miałam comiesięczne spotkania z rodzicami, na których można było ze mną porozmawiać o wynikach danego ucznia. Często zgłaszali się do mnie rodzice i uczniowie z problemami poza tymi wyznaczonymi godzinami. Jako nauczyciel przedmiotu maturalnego musiałam uczestniczyć w przygotowaniach do egzaminów, organizować próbne matury i być egzaminatorem. Nauczyciele również uczestniczą w procesie rekrutacyjnym nowych uczniów. To wszystko robiłam, a nawet nie obejmowały mnie dodatkowe obowiązki związane z objęciem wychowawstwa nad klasą, co jest normalnym elementem pracy nauczycielskiej.

Pamiętam, że gdy zbliżała się przerwa w nauczaniu (święta, ferie, wakacje), to czułam, że potrzebuję tej chwili oddechu, żeby odzyskać siły i wrócić z nową werwą do nauczania. Problem wypalenia zawodowego jest realny. Wspominam o tym, bo wciąż pojawia się zarzut o zbyt długie wakacje, choć tak naprawdę już obecnie w trakcie przerw nauczyciele zobligowani są do udziału w radach, rekrutacjach, kursach i szkoleniach dodatkowych.

Praca nauczyciela jest bardzo stresująca. Często uczestniczy w dramatach swoich podopiecznych (problemy domowe, brak pieniędzy, ciąża, kłopoty z policją, bójki szkolne, nałogi itp.). Wśród moich uczniów byli tacy, którzy nie mieli czasem za co dojechać do szkoły, inni nie pojawiali się na zajęciach przez parę miesięcy, bo znaleźli się w więzieniu, nie mówiąc o dziewczynach, które zachodziły w ciążę w wieku 16 lat albo przychodziły do szkoły z podbitymi oczami. Na to wszystko zobowiązani jesteśmy jakoś reagować, ponieważ tego się od nas oczekuje oraz dlatego, że często sami chcemy. To, ile czasu, energii i emocji dany nauczyciel poświęci na pomoc uczniowi, zależy oczywiście od wielu czynników, ale myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, z jak wieloma takimi sytuacjami stykamy się w szkołach. Nauczyciel czuje na sobie odpowiedzialność za przyszłość młodzieży, która czasem niewiele się tym sama przejmuje. Musi panować nad grupami nawet ponad 30-osobowymi, które bardzo różnie potrafią się zachowywać. Stara się łączyć sprzeczne cele dydaktyczne (żeby zajęcia były ciekawe i rozwijające oraz żeby spełniały wymogi formalne), choć często wyrabia się jedynie z przygotowaniem uczniów do egzaminów.

Nie ma co ukrywać, że polska szkoła obecnie to miejsce, w którym skupiamy się na tym, żeby uczniowie umieli rozwiązywać testy, a rzadziej na rozwijaniu krytycznego myślenia. Na to po prostu nie ma czasu, ponieważ przede wszystkim na podstawie tych wyników jesteśmy oceniani. Dużo dodatkowej pracy wiąże się z tym, że programy nauczania zmieniają się praktycznie co rok albo dwa, bo wciąż są wprowadzane modyfikacje do matur i innych egzaminów szkolnych. Oznacza to, że właściwie co rok nauczyciel musi się na nowo orientować w tym, jakie są nowelizacje i jakie to ma skutki dla jego uczniów i dla jego zajęć.

Uważam, że nagonka na nauczycieli prowadzona obecnie w mediach i przez polityków, oraz próby ograniczenia różnych korzyści wynikających z tej pracy doprowadzą do czegoś zgoła innego, niż się oczekuje. Już teraz coraz trudniej zachęcić młodych zdolnych absolwentów do pracy w szkole. Wyliczając, ile nauczyciel może zarabiać z dodatkowych „fuch”, krytycy polskiego szkolnictwa zapomnieli o jednej podstawowej sprawie: po co w ogóle mają nauczyciele uczyć w szkołach, jeśli więcej zarobią poza nią i to w mniej obciążającej atmosferze? Trzeba doprowadzić do sytuacji, w której dobrzy nauczyciele będą zarabiać godziwie bez konieczności dorabiania na boku. Inaczej wielu z nich po prostu zmieni zawód na inny, może mniej satysfakcjonujący, ale lepiej płatny. W szkole będą zaś zostawać słabsi nauczyciele. Jeśli więc chcemy, żeby polskie szkoły były coraz lepsze, musimy zapewnić nauczycielom z wysokimi kwalifikacjami odpowiednie zarobki i warunki pracy.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading