„Rozumie pani, cięcia…”
O tym, jak Hiszpania oszczędza na zdrowiu, pisze Agata Młodawska.
Z punktu widzenia osoby, która nie cierpi na przewlekłe choroby, hiszpański system opieki zdrowotnej jest przede wszystkim bohaterem medialnych newsów. Drobniejszymi dolegliwościami można odpowiednio pokierować, zmieścić je w godzinach przyjęć dla pacjentów korzystających z publicznej służby zdrowia. Komplikacje pojawiają się na ogół, kiedy podejrzewa się przypadłość wykraczającą poza kompetencje lekarza rodzinnego. Przypuśćmy, że potrzebna jest cytologia: „Bezpłatna cytologia przysługuje raz na 3 lata, chyba że pani coś wykryją. Wcześniej była raz w roku, ale teraz, rozumie pani, cięcia”. Dopóki jednak kontakt ze służbą zdrowia sprowadza się do rutynowych kontroli, można wszystko w miarę sprawnie zaaranżować. Przytrafiające się raz na jakiś trzymiesięczne kolejki do specjalisty można przeskoczyć, zgłaszając się od razu na pogotowie. Zaciskając pasa, płaci się za leki więcej niż w Polsce. Na osłodę nieustannie powtarza się zaklęcia: dobrze że jest praca, dobrze że jest zameldowanie (warunek otrzymania karty zdrowotnej), dobrze że jest paszport unijny (odpadają formalności związane z załatwieniem pozwolenia na pracę).
Zaklęcia mają jednak pewne poważne ograniczenie: działają tylko w przypadku osób, którym udało się utrzymać pracę. Z badań cytowanych przez autorów i autorki artykułu „Will austerity cuts dismantle the Spanish Health Care System?” opublikowanego w 2013 r. w „British Journal of Medicine” wynika, że w latach 2010–2011 liczba osób zmagających się z zaburzeniami psychicznymi (depresją, alkoholizmem) wzrosła o 19% w porównaniu do lat 2006–2007. Wzrosła również liczba samobójstw. Tymczasem sektor zdrowotny ma coraz mniejsze możliwości, żeby odpowiadać na to zapotrzebowanie społeczne.
W 2012 r. cięcia w sektorze opieki zdrowotnej wyniosły 13%, przy czym najbardziej ucierpiały środki przeznaczone na profesjonalne kształcenie lekarzy, które zmniejszono o 75%. Ograniczono wydatki na pomoc dla osób starszych i niepełnosprawnych. Wspomnieć także należy o dekrecie królewskim, który (wydany z pominięciem parlamentarnej debaty) pozbawił imigrantów o nieudokumentowanej sytuacji (z wyjątkiem dzieci i kobiet w ciąży) prawa do bezpłatnej opieki zdrowotnej. Zgodnie z nowymi przepisami od 1 września 2012 r. opłaty za dostęp do służby zdrowia miały wynieść 59,20 euro dla imigrantów do 65. roku życia i 155,4 euro dla starszych. Dla porównania, minimalna pensja w Hiszpanii wynosi 640 euro.
W kraju zdecentralizowanym, jakim jest Hiszpania, duże znaczenie ma polityka zdrowotna prowadzona przez władze lokalne. Część wspólnot autonomicznych starała się raczej zminimalizować cięcia w służbie zdrowia. Inne podążały za tendencjami rządu centralnego. W Katalonii działania partii rządzącej Union y Convergencia (10% cięcia wydatków na służbę zdrowia w 2012 r.) skutkowały zmniejszeniem liczby łóżek szpitalnych i sal operacyjnych o jedną trzecią, ograniczeniami pracy oddziałów pogotowia ratunkowego w godzinach nocnych lub nawet zawieszeniem przyjmowania pacjentów w godzinach popołudniowych w niektórych placówkach. Taka polityka spotkała się z protestami – część organizacji pozarządowych oraz stowarzyszeń lokalnych rozpoczęła postępowanie sądowe przeciwko ministrowi zdrowia. Nie bez znaczenia były podejrzenia o korupcję i celowe działania na niekorzyść sektora publicznego oraz spektakularne przypadki śmierci pacjentów na skutek zbyt długiego transportu do najbliższej placówki.
Porównując doświadczenia polskie i hiszpańskie, nie sposób nie dostrzec oporu społecznego, z jakim w Hiszpanii spotkały się podobne działania. O ile w Polsce prywatyzacja szpitali nie budzi masowych społecznych protestów (trudno jednak znaleźć problem społeczny, który takowe by wzbudzał), o tyle w Hiszpanii sprzeciw wobec cięć w służbie zdrowia jest stałym hasłem na wielu demonstracjach. Z moich obserwacji wynika, że publiczną służbę zdrowia postrzega się tu nie jako gwałt na brutalnie okradzionych podatnikach, ale jako dobro wspólne wypracowane wysiłkiem wielu pokoleń. Dobro będące własnością całego społeczeństwa, a nie polityków.
Z badań przeprowadzonych na zlecenie dziennika „El Pais” wynika, że ogromna większość społeczeństwa (92%) dobrze ocenia jakość pracy lekarzy zatrudnionych w publicznych placówkach. To bardzo dobra ilustracja rozdźwięku pomiędzy obecną polityką a oczekiwaniami obywateli, komentuje autor artykułu: najlepiej oceniana jest praca grupy zawodowej, którą cięcia dotknęły w znacznym stopniu.
Oczywiście można się spierać o wpływ protestów społecznych na politykę władz w Hiszpanii, powołując się na brak radykalnych zmian społecznych, które byłyby spowodowane działalnością ruchu Oburzonych. Jednak oddolny sprzeciw wobec polityki rządu centralnego był – w przypadku wyjęcia imigrantów o nieudokumentowanej sytuacji – wsparty przez działania części lekarskich stowarzyszeń zawodowych oraz władze czterech regionów autonomicznych (Kraj Basków, Asturia, Andaluzja i, paradoksalnie, Katalonia). Sprzeciw ten nie był wyłącznie gestem symbolicznym. W grudniu 2012 r. hiszpański odpowiednik Trybunału Konstytucyjnego podtrzymał decyzję rządu baskijskiego dotyczącą utrzymania darmowej opieki zdrowotnej dla imigrantów o nieudokumentowanej sytuacji. Obok wyliczeń cięć i ich konsekwencji w poszczególnych krajach, warto również zwrócić uwagę na społeczny odbiór takiej polityki.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.