Godność i garnitury
O zakładach Trend Fashion w podkrakowskich Myślenicach zrobiło się niedawno względnie głośno. 23 września przed fabryką odbyła się pikieta małopolskiej Solidarności wyrażająca wsparcie dla pracownic. Chodziło o ponowne zatrudnienie nielegalnie zwolnionych ośmiu z nich, podniesienie płac oraz poprawę warunków pracy. To kolejny etap w ciągnącej się już prawie dwa lata walce o godność pracownic.
Transformacja w pigułce
Myślenickie zakłady szycia garniturów stanowiły w czasach PRL część Vistuli, razem z resztą firmy sprywatyzowano je na początku lat 90. Wraz z nowym stuleciem Vistula zaczęła pozbywać się swoich zakładów i przenosić odpowiedzialność za produkcję na podwykonawców. W 2011 r. zdecydowała się na sprzedaż Trend Fashion spółce Andrema. Spółce znanej, dodajmy, z doprowadzenia do ruiny podobnych zakładów odzieżowych w Nowym Sączu. Zostały one zlikwidowane w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, a przez wiele miesięcy ich pracownice nie otrzymywały pensji. Zastrzeżenia do transakcji, jakie zgłaszały zorganizowane w Solidarności pracownice, nie zostały wzięte pod uwagę. Prezes spółki stwierdził, że realizuje jedynie wolną wolę rynku. Obecnie zakłady w Myślenicach zatrudniają niemal 300 osób, co czyni je jednym z największych pracodawców w regionie.
Nowi właściciele zaczęli uciekać się do wszelkich sposobów wyciskania z pracownic zysku. Płaca pozostaje niezmienna praktycznie od 2003 r., kiedy to obniżono ją w stosunku do wcześniejszych poborów. Jest obecnie na poziomie płacy minimalnej i wynosi ok. 1300 złotych netto. Jedyne jej wzrosty wynikają z przymusowych nadgodzin. To jeden z powodów, dla których praca szwaczki należy do najniżej wycenianych w Polsce.
Pracownice nie dostają urlopów latem, kiedy temperatura na hali produkcyjnej osiąga 40 stopni. Zainstalowana w tym roku klimatyzacja nie została nigdy włączona, wedle tłumaczeń zarządu jest wadliwa. Mimo prawnego zobowiązania nie są przygotowywane plany urlopowe, zamiast tego synchronizuje się urlopy z przestojami w pracy zakładu. Majstrowie instruowani są do bezwzględnego dyscyplinowania pracownic, a ich działania są w istocie zinstytucjonalizowanym mobbingiem.
Dzięki osobistemu uporowi pracownicom udało się dowiedzieć, że właściciel zalega z płaceniem składek. Dług w ZUS-ie traktowany jest przez niego jako niskooprocentowany kredyt, którego być może nigdy nie będzie musiał spłacać. Nie trzeba wspominać, że nadużywane są umowy czasowe, a dane o zatrudnieniu manipulowane. Maszyny nie są należycie konserwowane i rzadko modernizowane. Oszczędza się na wszystkim, poczynając od papieru do drukarek.
Prezes spółki grozi sądem dziennikarce, która nazywała Fashion Trend „obozem pracy”. Zarząd Vistuli uważa natomiast, że zamawianie garniturów w Myślenicach to przejaw społecznej odpowiedzialności ich firmy. Wedle słów samych pracownic zakład przeznaczony jest do „wykończenia” – podobnie jak było w przypadku poprzedniej inwestycji Andremy.
Bunt szwaczek
Spór zbiorowy zaczął się w styczniu 2013 r. Pracownice domagały się podwyżek, opłacenia zaległych składek, przywrócenia funduszu socjalnego oraz godnego traktowania. Nie udało się osiągnąć porozumienia.
Po roku konflikt rozgorzał na nowo, tym razem chodziło już tylko o podwyżkę pensji o 100 złotych. W lipcu, po miesiącach bez porozumienia, Solidarność zorganizowała dwugodzinny strajk, do którego dołączyły niemal wszystkie pracownice. Pracodawca odpowiedział natychmiastowym zwolnieniem ośmiu z nich i ostrzeżeniem czterech kolejnych.
Na miejsce zwolnionych wkrótce przyjęte zostały nowe – ale już w siostrzanej spółce, która uczestniczy w produkcji w zakładzie, co pozwala na obejście prawa. Sposób dzielenia obowiązków między te dwie jednostki pozostaje tajemnicą nawet dla PIP. Członkinie związku były szykanowane, grożono im zwolnieniami i przesuwano na inne stanowiska, by utrudnić komunikację z załogą. Jednak to dzięki nim sprawą zwolnień zainteresowały się lokalne media, Inicjatywa Pracownicza, a w końcu zmobilizowała się również regionalna Solidarność.
Wrześniowa pikieta dodała odwagi załodze, nie rozwiązała jednak problemu. Pracownice zdają sobie sprawę, że dotychczasowe metody nie przyniosły pożądanych rezultatów i konieczne są dalsze działania. Jedną z możliwości jest kampania uświadamiająca skierowana do zamożnych klientów Vistuli, która miałaby na celu wytworzenie zewnętrznej presji na zmiany. Jeśli odniesie ona sukces, będzie to niestety dowodem, że to nie pracownice mają wpływu na losy zakładu, lecz wizerunkowe kalkulacje właścicieli.
To nie wszystko. Praktyki takie jak mobbing czy zatrudnianie w równoległych spółkach wciąż nie zostały dookreślone prawnie na tyle, by mogły służyć jako narzędzia obrony przed nadmiernym wyzyskiem. Państwowa Inspekcja Pracy nie może wyegzekwować od pracodawców przestrzegania prawa, zakres jej kompetencji jest zbyt wąski, a kary zbyt niskie. Rządzące partie niezmiennie stoją na straży interesów właścicieli. W tej sytuacji od związków zawodowych zależy bardzo dużo. Ich fragmentaryzację i apatię musi zastąpić solidarność i współpraca z ruchami społecznymi.
Historia Trend Fashion unaocznia niemoc systemu ochrony praw pracowniczych w Polsce i prymitywny, oparty na bezlitosnym wyzysku, charakter gospodarki. Skoro instytucje państwa nie bronią pracownic przed chciwością przedsiębiorców, eskalacja konfliktu klasowego pozostaje jedyną drogą.
Tekst przygotowano na podstawie rozmów z pracownicami Trend Fashion. Petycja przygotowana przez Inicjatywę Pracowniczą: List do odbiorców Trend Fashion.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.