Czy wierzyć zapewnieniom Komisji Europejskiej w sprawie TTIP?
W ostatnich miesiącach widać w Europie rosnącą opozycję grup obywatelskich i partii politycznych wobec wielu potencjalnych zapisów negocjowanej ze Stanami Zjednoczonymi umowy o wolnym handlu (TTIP). Najwięcej kontrowersji budzą trzy sprawy: klauzula arbitrażu inwestycyjnego (ISDS), groźba liberalizacji usług publicznych (szczególnie ochrony zdrowia) oraz wpływ TTIP na unijne regulacje dotyczące bezpieczeństwa żywności.
Komisja Europejska, która negocjuje TTIP w imieniu Unii, podjęła próby uspokojenia opinii publicznej w każdej z tych trzech kwestii. Jeśli chodzi o arbitraż, komisarz ds. handlu Karel De Gucht konsekwentnie utrzymuje, iż jego celem jest zapewnienie, że „prawo państwa do stanowienia prawa w interesie publicznym pozostanie nienaruszone”. W kwestii bezpieczeństwa żywności z emfazą podkreśla, że „unijne prawo dotyczące wołowiny zawierającej hormony i żywności modyfikowanej genetycznie nie zmieni się wskutek zawarcia tej umowy”. Wreszcie w sprawie usług publicznych oficjalna linia (wyrażona w liście Głównego Negocjatora do brytyjskiego posła Johna Healeya) jest taka, że TTIP pozostawia państwom wystarczającą „przestrzeń politycznego wyboru” (policy space) do utrzymania publicznie finansowanych usług zdrowotnych.
Czy można jednak wierzyć tym deklaracjom, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Komisja przeszacowuje potencjalne korzyści z umowy? Wydanie ostatecznego osądu nie jest jeszcze możliwe. Negocjacje wciąż trwają, wiele dokumentów nie zostało upublicznionych, a rozmiar tego artykułu nie pozwala na pogłębienie wszystkich aspektów problemu. Mimo to bez wątpienia warto pokrótce przyjrzeć się tym kwestiom w świetle dostępnych dowodów. Nawet orientacyjne odpowiedzi mogą bowiem przyczynić się do ożywienia debaty politycznej wokół TTIP.
Nowy „lepszy” arbitraż?
Jeśli chodzi o arbitraż, podstawą mojej oceny jest dokument ogłoszony przez Komisję w ramach konsultacji publicznych, zawierający wiele fragmentów porozumienia o wolnym handlu między UE a Kanadą (CETA), oraz debata o pomysłach Komisji na zmiany w systemie arbitrażu. Komisja (i nie tylko) opowiada się za włączeniem klauzuli arbitrażu do TTIP, argumentując, że jest to szansa na poprawę w stosunku do zapisów istniejących dwustronnych umów inwestycyjnych (BIT), które oferują znacznie słabszą ochronę przed roszczeniami inwestorów wobec państw podejmujących uprawnione działania regulacyjne.
Jest bez wątpienia prawdą, że klauzula arbitrażu w CETA (a podobnie ma być w przypadku TTIP) ograniczyłaby autonomię państw w mniejszym stopniu niż istniejące dwustronne umowy inwestycyjne. Jednak, jak podkreślono w odpowiedzi na pytania konsultacyjne złożonej przez grupę prominentnych ekspertów politycznych i prawnych (i dostępnej na stronie Uniwersytetu w Kent), propozycje te nie odnoszą się do szeregu ważnych problemów, tak w kwestii reżimu ochrony inwestycji, jak i procedury arbitrażu.
Chodzi o takie niedostatki, jak:
Na planie ogólniejszym, niezależnie od tego, czy uznamy wspomniane reformy w systemie arbitrażu za wystarczające, autorzy wnioskują, że „system niesie ze sobą przesunięcie w priorytetach suwerenności: interesy zagranicznych posiadaczy kapitału zyskują na znaczeniu kosztem innych aktorów, których bezpośrednia reprezentacja i udział ogranicza się do procesów demokratycznych i publicznych instytucji sądowych”.
„Przestrzeń politycznego wyboru” dla usług publicznych
Kwestia usług publicznych jest przedmiotem gorących dyskusji szczególnie w Wielkiej Brytanii, gdzie wiele obaw budzi perspektywa prywatyzacji Narodowej Służby Zdrowia (NHS). Komisja podkreśla, że w porozumieniu o wolnym handlu między Unią Europejską a Koreą „UE i państwa członkowskie zachowały pełną przestrzeń politycznego wyboru dla publicznie finansowanych usług zdrowotnych, w tym usług świadczonych w szpitalach i w domu chorego czy przez karetki, poprzez niewłączenie ich w zakres zobowiązań”.
Nie jest to nieprawdą (co potwierdza lektura harmonogramu udostępniania rynku usług w ramach strefy wolnego handlu UE-Korea). Jednak takie oświadczenia nie wspominają oczywiście ani słowem o tym, że państwa członkowskie wciąż mogą zdecydować się na liberalizację usług publicznych w ramach porozumienia. Lektura znanej nam z przecieku (przyznajmy to, szkicowej) propozycji udostępniania unijnego rynku usług UE w ramach TTIP potwierdza, że w szczególnym przypadku usług zdrowotnych, w harmonogramie udostępniania rynku zawarte są – z pewnymi ograniczeniami dostępu do rynku i traktowania narodowego w zależności od kraju – usługi lekarskie i dentystyczne oraz „usługi świadczone przez pielęgniarki, fizjoterapeutów i paramedyków”.
Co więcej, krytycy TTIP wskazują też na ograniczone zastosowanie tych zabezpieczeń do brytyjskiej Narodowej Służby Zdrowia. Ostrzegają, że nie podpadają one pod definicję usługi dostarczanej „w ramach sprawowania władzy publicznej przez rząd”, ponieważ często dostarczane są komercyjnie i na zasadach konkurencji między różnymi świadczeniodawcami.
Bezpieczeństwo żywności: osobne światy
Z omawianych tu kwestii bezpieczeństwo żywności zostanie zapewne najmniej dotknięte przez TTIP, ponieważ porozumienie nie wywróci raczej instytucjonalnie zakorzenionych reżimów bezpieczeństwa żywności. Uczeni często wskazują na głęboko ugruntowaną naturę systemów regulacji po obu stronach Atlantyku. Amerykanie odwołują się do „naukowego” podejścia do oceny ryzyka, podczas gdy w Europie obowiązuje bardziej restrykcyjna „zasada przezorności”. Zbliżenie regulacyjne w tej dziedzinie pomiędzy obydwoma partnerami jest bardzo niewielkie, mimo kilku takowych prób.
Mimo to ze strony agrobiznesu po obu stronach Atlantyku istnieją znaczne naciski, aby zmiękczyć podejście UE. Dowody dostarczone przez think tank Corporate Europe Observatory pokazują, że najwięcej spotkań z Komisją w sprawie TTIP odbyli właśnie lobbyści z tej branży. Po stronie amerykańskiej sekretarz rolnictwa Tom Vilsack naciska na bardziej permisywne „naukowe” podejście do regulacji bezpieczeństwa żywności. Co więcej, ci sami uczeni, którzy podkreślają głęboko ugruntowaną naturę reżimów bezpieczeństwa żywności, wskazują również na „stale podejmowane przez Komisję próby używania międzynarodowych nacisków, aby wymusić reformę europejskiego prawodawstwa [w kwestii GMO]”.
Utrzymane w podobnym duchu komentarze zostały wygłoszone przez De Guchta na forum Parlamentu Europejskiego 15 lipca 2014 r. Komisarz przekonywał, że „powinniśmy polegać na opiniach naszych własnych naukowców w Europejskim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), a nie na ideologii”, co zdaje się sytuować go bliżej podejścia amerykańskiego niż europejskiej zasady ostrożności.
Choć więc sam tekst porozumienia niewiele mówi o kwestii bezpieczeństwa żywności, TTIP ma mieć postać „żyjącego porozumienia”, z mocnym rozdziałem o „współpracy regulacyjnej”, która potencjalnie może obejmować transatlantyckie uzgodnienia dotyczące „wszelkich planowanych bądź istniejących regulacji […] o znaczącym […] wpływie na międzynarodowy (a zwłaszcza) transatlantycki handel”. Oznacza to, że „zasada ostrożności” może być z czasem rozwadniana w obliczu zwiększonej mobilizacji agrobiznesu. W istocie Unia Europejska nie musiałaby w tym celu nawet, ściśle rzecz biorąc, kompletnie zmieniać swojego systemu regulacji dotyczących żywności: wystarczyłoby uznanie określonych standardów bezpieczeństwa żywności przyjętych w USA.
Zapewnienia Komisji w omawianych tu sprawach okazują się nie opowiadać całej historii. Oskarżanie krytyków TTIP o rozpowszechnianie „kłamstw” (co De Gucht uczynił przynajmniej raz) jest nieuczciwe. Ważne pytania dotyczące wpływu TTIP na możliwość kształtowania polityki przez kraje UE oraz na obecny poziom socjalnych i ekologicznych zabezpieczeń nadal czekają na odpowiedź.
Artykuł pochodzi ze strony ttip2014.eu. Przeł. Tomasz Szustek.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.