Babcia mówiła: rób to, co naprawdę kochasz
Ernest Kaca jest jednym z nielicznych rolników ekologicznych, jakiego znam, który zdecydował się na zupełną rezygnację z orki. Uprawia swoje rośliny bez użycia pługa już od ponad 3 lat. To jest ciągła podróż wyznaczana własnymi doświadczeniami i dochodzeniem do wyników metodą prób i błędów.
Uprawa ziemi, w tym przede wszystkim orka i pozostawianie odsłoniętej gleby, jest jednym z głównych źródeł emisji gazów cieplarnianych w rolnictwie.
Agnieszka Makowska: Zacznijmy od początku. Co Cię skłoniło, by przejść na system bezorkowy?
Uprawą bezorkową interesowałem się na długo przed tym, jak się na nią zdecydowałem. Myślałem na przykład o obfitości systemów leśnych, gdzie bez żadnej ingerencji rośliny sobie wspaniale radzą i to czasami na naprawdę słabych glebach. Kolejna rzecz to mała ilość próchnicy w naszych polskich glebach. Niby mamy przepis – dostarczać więcej materii organicznej, ale sposób wprowadzania jej do gleby ma przecież ogromne znaczenie. Jestem też przekonany, że nawet najlepszy głębosz czy inna tego typu maszyna nie stworzy nam tak dobrych warunków dla życia mikrobiologicznego, jak mogą to zrobić rośliny, które głęboko się korzenią.
Ostatecznie zdecydowałem się na ten system uprawy, jak zacząłem uprawiać zioła. Niedaleko domu mam półhektarową działkę, na której uprawiałem tymianek. Bliskość w stosunku do domu sprzyjała częstemu odchwaszczaniu. Działka była naprawdę wychuchana. Po zbiorach tymianku i likwidacji uprawy postanowiłem wykorzystać to, że pole jest takie czyste i nie zaorałem go. Moja decyzja wywołała wśród najbliższych ogromny opór – przecież takich rzeczy nie można robić, to herezja. Ale byłem uparty i przekonany do swojej decyzji.
Oczywiście w pierwszym sezonie bez orki byłem dość zestresowany. Szczególnie z powodu dużej ilości resztek roślinnych, która zostawała i, z którą nie wiedziałem czy sobie poradzę. Czy dam radę w ogóle w takiej ziemi cokolwiek wysadzić? Nie ma opcji, że sadzarka da sobie radę w takich kłębowiskach. Ale okazało się, że wystarczyły dwa, trzy talerzowania. Nie było problemu z zapychaniem się maszyn, normalnie mogłem wysadzać rośliny. Gdy np. wysadzałem kozłka jesienią, to słoma, która pozostała na polu, była już dość miękka, a w następnym roku wczesną wiosną nie było po niej śladu.
Jakie stosujesz zabiegi?
Moją podstawową i najczęstszą uprawą jest talerzowanie. Przede wszystkim obserwuję swoje pole i oceniam ilość materii organicznej, jaka na nim pozostaje po zbiorach. Od tego zależy ilość talerzowań – czasami wystarczą dwa, ale gdy materii jest dużo, to potrzebne są nawet cztery przejazdy. Stosuję talerzówkę i zwykły kultywator. Moje uprawy to maksymalnie 10 cm głębokości. Nie ma potrzeby robić tego głębiej. Najważniejsza jest odpowiednia regulacja. Jeśli talerzówką udało mi się dobrze pociąć pozostałości roślinne i wymieszać z glebą, to nie będę potem całej tej materii wyciągał na wierzch kultuwatorem. Kultywator głównie służy mi do powierzchniowych upraw i zniszczenia kiełkujących chwastów.
Moje pola nie są książkowo uprawione, wszędzie wystają resztki roślin, nie wszystko udaje się idealnie wymieszać z glebą. Komuś z boku może się wydawać, jakby tędy przeszły dziki i zryły ziemię, ale tam jest po prostu mnóstwo materii organicznej, która w ciągu kolejnych miesięcy rozkłada się i tworzy próchnicę. Okazało się także, że nie potrzebuję super specjalistycznego sprzętu do siewu. Używam zwykłego siewnika do buraków cukrowych, który kiedyś przerobiłem na siewnik do fasoli. Kilka lat stał nieużywany, a teraz okazało się, że dobrze sprawdza się do siewu ziół na moich polach pełnych pozostałości pożniwnych.
Do tych wszystkich prac wystarczy zwykły Ursus.
Chcę zwrócić uwagę także na ekonomiczny aspekt uproszczonych upraw. Wcześniej zużywałem 15 l oleju napędowego na hektar, teraz jest to tylko 5 l. Ja oszczędzam, ale też dla środowiska jest to mniejsze obciążenie.
Mówią, że w ekologii uprawa bezorkowa jest praktycznie niemożliwe, bo presja chwastów jest tak ogromna, że orka wydaje się jedyną bronią dla rolnika ekologicznego. Jakie jest Twoje doświadczenie?
Trzy lata nie stosuję pługa i mam wrażenie, że to były najważniejsze lata dla życia biologicznego naszej gleby. To jest fascynujące, że nie wychodząc z traktora widzę, jak ta gleba żyje, jak kłębią się w niej dżdżownice. To jest nie do przecenienia. Bo gleba jest najważniejsza. W ekologii nie karmimy roślin, tylko karmimy organizmy glebowe, które dają naszej glebie żyzność. Dbamy o glebę, by ona oddała naszym roślinom, co w niej najlepsze.
Cieszy mnie to, że w moich uprawach coraz mniej zabieram z pola. Na przykład uprawiając ostropest zbieram jedynie nasiona, cała reszta rośliny, a często to bardzo dużo masy zielonej, zostaje na polu. Nie wywożę z pola wszystkich makro- i mikroskładników, duża ich część pod postacią materii organicznej pozostaje i zasila glebę.
Oczywiście, jak w każdym gospodarstwie ekologicznym presja chwastów jest duża i to walka z nimi generuje największe koszty. Natomiast w ciągu tych 3 lat nie zauważyłem, by chwastów było o wiele więcej. Ogromnie ważne jest tu systematyczne pielenie i niedopuszczanie do rozrośnięcia się chwastów. Staram się w jak największym stopniu niszczyć chwasty w sposób mechaniczny. Odważyłem się np. bronować pszenicę, co wiązało się dla mnie z dość dużym stresem, bo bałem się, że wszystko zniszczę. Kolega poradził mi, by podczas bronowania nie oglądać się za siebie. Po kilku sezonach jestem bardzo zadowolony z efektów. Nawet na najbardziej zachwaszczonym polu, stosując bronowanie udało mi się uzyskać bardzo dobre plony. Oczywiście, to nie są proste i mechaniczne decyzje, pole trzeba obserwować, patrzeć jak kiełkują chwasty, w jakiej fazie mogą być kiełkujące nasiona zboża i wjeżdżać z broną w odpowiednim momencie. I zdawać sobie sprawę, że każde bronowanie to zmniejszenie zagęszczenia rośliny uprawianej. Ja radzę sobie z tym poprzez gęstszy siew i, oczywiście, zwracam uwagę na jakość nasion.
Tak czy inaczej, mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że w moim przypadku brak orki naprawdę nie wpłynął na zwiększenie problemu zachwaszczenia upraw.
Dodatkowy widoczny plus rezygnacji z orki odczuwam też każdej wiosny. Tam, gdzie wcześniej po wiosennych roztopach czy deszczach nie byłem w stanie wjechać moim prostym sprzętem nawet do maja, teraz o wiele szybciej mogę zaczynać uprawy. A z drugiej strony, gdy dwa lata temu mieliśmy poważną suszę, naprawdę widać było różnicę z sąsiednimi polami za miedzą. Owszem, nie było dobrze, ale na moich polach nie było aż tak tragicznej sytuacji. Gdy wiatry wywiewały z zaoranych pól całą cienką warstwę próchniczną, u mnie przytrzymywały ją resztki organiczne.
Na jakich glebach sprawdza się ta metoda?
Mam dość słabe gleby. Około 15% to klasa VI, reszta to IV i V. Totalna mozaika, na jednym polu są miejsca, gdzie po większym deszczu stoi woda, a kawałek dalej już tylko suchy piach. Żadnej ze swoich działek nie orzę i to mi się sprawdza na każdej glebie, którą mam w gospodarstwie.
Jeśli mówimy o rodzaju gleby, to ważne jest także wspomnieć o regulowaniu jej odczynu. Gdy 15 lat temu zaczynałem przestawiać się na ekologię, ziemia po wielu latach upraw konwencjonalnych nie była w najlepszej kondycji. Zaczynałem z pH między 4, a 4,5. Na takiej ziemi roślinom jest naprawdę bardzo trudno. Obecnie po kilku latach powolnej regulacji odczynu w najsłabszych miejscach pH wynosi 5,5, mam działki, gdzie dochodzi już do 6. Cieszy mnie ten wynik. Uważam, że pH gleby należy podnosić powoli. Gleba to żywy organizm, każda nieprzemyślana ingerencja może spowodować niepowetowane straty w jej życiu biologicznym. Nieodpowiednie wapnowanie, owszem, może szybko podnieść pH, ale jednocześnie zniszczyć wiele glebowych mikroorganizmów. Gleba nie lubi drastycznych zmian.
Skąd czerpiesz wiedzę?
W przypadku różnego rodzaju upraw uproszczonymi metodami, w tym upraw bezorkowych, bardzo dużo dowiedziałem się z materiałów znalezionych w Internecie. Zimą, gdy mam więcej czasu, szukam materiałów z różnych zakątków świata. Tak dotarłem nie tylko do filmów pokazujących gospodarstwa u naszych europejskich sąsiadów, ale także dowiedziałem się, jakie są doświadczenia i nowości w Stanach Zjednoczonych czy w Indiach. To były moje własne poszukiwania i własne eksperymenty. Nie mam w sąsiedztwie nikogo z kim mógłbym podzielić się wątpliwościami, czy porównać efekty stosowania różnych metod. Pozostało mi tylko samokształcenie i eksperymentowanie.
Problemy miałem także z dostępem do wiedzy o ekologicznej uprawie ziół. Ucząc się tego musiałem korzystać przede wszystkim z literatury o uprawach konwencjonalnych. W dużym stopniu te książki są przydatne także dla mnie, jest w nich wiedza o potrzebach roślin, wymaganiach dotyczących gleby czy nawożenia. Ale pojawiają się problemy, gdy chodzi o technologię uprawy, bo np. gęstość nasadzeń jest dostosowana do rolnictwa, które radzi sobie z chwastami syntetyczną chemią. W ekologii, jak wiadomo, nie stosujemy tego typu środków, pozostaje nam jedynie odchwaszczanie ręczne i mechaniczne. Dlatego tak ogromne znaczenie ma szerokość rzędów czy odstępy między roślinami – ziemia okryta roślinnością czy zacieniona, wyda mniejszą ilość chwastów. Muszę sam, metodą prób i błędów znaleźć te najbardziej optymalne rozwiązania. Sadzić gęściej niż w uprawach konwencjonalnych, ale też niezbyt gęsto, by rośliny miały dla siebie miejsce i nie były porażane chorobami grzybowymi. Ze względu na wymagania odbiorcy, nie stosuję środków przeciwko grzybom, nawet tych dopuszczonych w ekologii. Muszę też przerobić opielacz czy siewnik dostosowując je do swoich potrzeb.
Dlaczego w ogóle zajmujesz się rolnictwem? Mówią, że rolnictwo to ciężki kawałek chleb, że nic się nie opłaca…
To chyba najtrudniejsze pytanie dzisiaj. Zacznę od najprostszej odpowiedzi: to jest mój wyuczony zawód. Skończyłem studia ogrodnicze i mam to szczęście, że pracuję w swoim zawodzie. Ale nie zawsze tak było, po szkole średniej stwierdziłem, że nigdy na wieś nie wrócę. Jednak miłość do przyrody, roślin przeważyła. Zawsze na parapecie miałem mnóstwo różnych kwiatów. Lubiłem je szczepić, eksperymentować. Niby nie lubiłem wsi, ale to tu było mi zawsze najlepiej.
Rolnictwo daje mi wolność. Sam odpowiadam przed sobą za podjęte decyzje. Fakt, nie jest to lekka praca. Bardzo często bywa niewdzięczna, ale wymaga ode mnie ciągłego twórczego myślenia. Gdy zajmujesz się rolnictwem, zwłaszcza rolnictwem ekologicznym, nie możesz narzekać na monotonię. Oczywiście, bywają okresy i prace, które nie są specjalnie fascynujące, musisz je wykonać i tyle, ale nie trwa to wiecznie. Ja ciągle czegoś szukam, ulepszam, wprowadzam w życie różne plany. Nie lubię chodzić utartymi ścieżkami, wybieram swoje sposoby na dojście do efektów. Wciąż wprowadzam nowe rośliny, buduję nowe i ulepszam stare maszyny, wymyślam nowe sposoby na mechaniczne pielenie. Liczy się także aspekt ekonomiczny. Mam niewielkie gospodarstwo i glebę średniej klasy, muszę więc znaleźć takie nisze produkcyjne, by móc z tego utrzymać swoją rodzinę. Jeśli trzymałbym się utartych rozwiązań, jak choćby nastawienie się na uprawę zbóż, to byłoby nam ciężko – ceny zbóż ekologicznych w skupie niewiele różnią się od cen zbóż konwencjonalnych.
Poza tym, ja to naprawdę lubię. Jak byłem jeszcze na rozdrożu, szukałem celu w życiu, przypominałem sobie zawsze słowa babci, która mówiła mi: rób to, co naprawdę kochasz. Jeśli robisz coś, co nie sprawia ci frajdy, nie jesteś szczęśliwy przy tym, co robisz, nie widzisz w tym jakiegoś sensu, to znaczy, że robisz duży błąd. Czasu nie da się cofnąć i przeżyć życia jeszcze raz.
*
Kończę słowami Andrea Ferrante, twórcy Schola Campesina, organizacji prowadzącej warsztaty agroekologiczne dla rolników i działaczy z całego świata, które w mojej ocenie, najlepiej oddają, czym jest rolnictwo takie, jakie praktykuje Ernest i wielu innych rolników ekologicznych, regeneratywnych, biodynamicznych, permakulturowych:
Nikt nie jest tak innowacyjny jak rolnik. To jedyny zawód na świecie, który rozprzestrzenia ideę zrównoważonego rozwoju w praktyce. Jest niewiele form produkcji, które mogłyby być równocześnie tak pozytywne dla społeczeństwa, jak i dla środowiska. To wyjątkowo rzadka sytuacja.
Gospodarstwo ekologiczne Eko Dolina Bugu, prowadzone przez Annę i Ernesta Kaca, położone jest we wsi Liszna, w województwie lubelskim. Gospodarstwo zajmuje 20 ha, na których uprawiane są przede wszystkim zioła, jak: kozłek lekarski, tymianek, melisa. W 2021 gospodarze rozpoczęli próbne uprawy kolendry, ogórecznika, kozieradki, czarnuszki, ostropestu, lnu, nostrzyka żółtego. Uprawiają także zboża i rośliny motylkowe na własne potrzeby i jako część płodozmianu. Od 2012 roku Ernest Kaca jest członkiem Lubelskiego Oddziału Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi EKOLAND. Pasją Ernesta są maszyny, które sam buduje, a także usprawnia już istniejące, aby ułatwiać sobie pracę w gospodarstwie.
Agnieszka Makowska – rolniczka ekologiczna, koordynatorka Koalicji Żywa Ziemia, współzałożycielka i członkini Ruchu Suwerenności Żywnościowej Nyeleni Polska.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.