ISSN 2657-9596
fot.Canva

INWESTORZY BOGACĄ SIĘ NASZYM KOSZTEM

Aldona Zyśk
29/03/2025
Z Elżbietą Sokołowską z Komitetu Protestacyjnego Żeszczynka rozmawia Aldona Zyśk.

Aldona Zyśk: Północna Lubelszczyzna, Podlasie, Warmia to tereny o dużej różnorodności biologicznej, atrakcyjne przyrodniczo. Niestety w ostatnich latach tu właśnie inwestorzy chcą budować fermy przemysłowe, co spotyka się z oporem lokalnych społeczności. Kiedy pierwszy raz wzięła Pani udział w proteście przeciwko budowie fermy? 

Elżbieta Sokołowska: Kiedy dowiedziałam się, że niedaleko mojego domu ma być budowana ferma kurza, wraz z grupą przeciwników tej inwestycji stworzyliśmy Komitet Protestacyjny Żeszczynka. Nasze pierwsze protesty odbyły się w 2022 r. w Żeszczynce w gminie Sosnówka, gdzie miała powstać ferma. Okazało się, że w okolicznych gminach w naszym powiecie też są planowane podobne inwestycje. Zaczęliśmy ze sobą współpracować, zawiązaliśmy dużo większy komitet. Nasz pierwszy wspólny protest był pod siedzibą Wipaszu (producent pasz i drobiu, inwestor – przyp. red.), następny pod Ministerstwem Rolnictwa. 

W Żeszczynce ferma na razie nie powstała i mamy nadzieję, że nie powstanie. Udało się uchwalić Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który nie przewiduje tej inwestycji, ale inwestor odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uwzględniło odwołanie. Postępowanie ruszyło więc od początku. Obecnie wokół wszystkich lokalizacji w naszym powiecie toczą się sprawy. Są na różnych etapach. W Kodniu już działają trzy fermy, a składane są wnioski o następne pozwolenia. Wnioski o pozwolenia na budowę ferm zostały złożone także w gminie Biała Podlaska – niestety w naszej okolicy następuje rozwój przemysłowych ferm drobiu. Na szczęście wójt gminy Sosnówka nie jest po stronie inwestora, natomiast są gminy, w których samorządy sprzyjają tym inwestycjom. 

Może taka inwestycja opłaca się gminie?

Nie, nie opłaca się. Opłaca się tylko inwestorom. Przemysłowe fermy rejestrowane są jako specjalny dział produkcji rolnej i jedyny podatek, jaki odprowadzają do gminy, to podatek rolny. Ponieważ są to grunty klasy piątej i szóstej, to jest on bardzo niski. Podatki dochodowe są odprowadzane w miejscu, gdzie firma jest zarejestrowana. Czyli z jednej strony bardzo mały dochód dla gminy, a z drugiej zatrucie środowiska, zaburzone stosunki wodne, zniszczone drogi. Ze względu na zanieczyszczenie powietrza częściej chorują mieszkańcy, w szczególności dzieci. Koszty ponoszą mieszkańcy, a zysk trafia do inwestorów.

Jak wyglądają konsultacje społeczne związane z lokalizacją ferm?

Informacje o konsultacjach społecznych są np. wywieszane na małej kartce gdzieś na słupie. Jeżeli nikt nie zgłosi protestu, uważa się, że zostały one przeprowadzone. Teoretycznie konsultacje powinny być przeprowadzane, ale niestety w praktyce prawnej nie są one wiążące. Samorząd wydaje decyzję odmowną, inwestor się odwołuje, a sąd – jeżeli jedynym argumentem jest fakt, że lokalna ludność się nie godzi – uchyla tę decyzję. Konsultacje społeczne są pozorne i iluzoryczne. Na to, jak będzie wyglądało otoczenie, lokalna społeczności ma naprawdę niewielki wpływ. Mamy tak skonstruowane prawo, żeby wielcy inwestorzy mieli łatwiej. 

Czyli prawo w Polsce nie chroni lokalnej ludności przed takimi inwestycjami. 

Niestety nie. Gmina np. uchwala Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, a sąd na wniosek inwestora go unieważnia. Jesteśmy w momencie zamiany planów miejscowych na ogólne. Inwestorzy korzystają więc z okazji i starają się bardzo szybko otrzymać pozwolenie na budowę, bo po zmianie może być trudniej.

„Ogromne kurniki spowodują upadek rolnictwa, także ekologicznego”.

Postulujemy ogłoszenie moratorium na wydawanie takich zgód. W prawie powinny być zapisy o konieczności uwzględniania oczekiwań lokalnej społeczności. Powinno się także uwzględniać istniejące i planowane inwestycje w gminach ościennych. Uregulowania wymaga również sprawa raportów oddziaływania na środowisko – nie ma w tej chwili żadnych konsekwencji dla ich autorów, nawet gdy raport jest niezgodny ze stanem faktycznym i zawiera nieprawdziwe informacje. Zdarza się, że raport jest przygotowywany na zasadzie kopiuj-wklej. Niestety jest on oceniany tylko pod względem formalnym i to się musi zmienić. Protestujący podkreślają destrukcyjny wpływ intensywnej produkcji zwierzęcej na lokalny teren, na jakość wód, rolnictwo – zarówno konwencjonalne, jak i ekologiczne – i na turystykę. Mówią też o nieludzkim traktowaniu zwierząt. Zazwyczaj mówi się, że lokalnej społeczności najbardziej przeszkadza odór. Ale to jest wierzchołek góry lodowej, tych uciążliwości jest dużo więcej. Z badań ekspertów wynika, że następuje zanieczyszczenie środowiska. Powstająca na fermie emisja związków azotu i fosforu, amoniaku, metanu, a także pozostałości antybiotyków i hormonów zanieczyszczają glebę, wodę i powietrze. To wszystko ma ogromne konsekwencje zdrowotne dla mieszkańców, chorują dorośli i przede wszystkim dzieci. Zagrożeniem są też choroby drobiu np. ptasia grypa, która przenosi się na drób lokalnych rolników. Spada też wartość naszych nieruchomości. 

Na terenie północnej Lubelszczyzny ze względu na jej walory krajobrazowe i środowiskowe zachęcano ludzi, również za pomocą środków unijnych, do rozwijania turystyki i agroturystyki. Ludzie zainwestowali własne pieniądze, wzięli dotacje, rozwijają swoje biznesy. Gdy powstaną kurniki, turyści nie będą chcieli przyjeżdżać. Lokalne biznesy padną, a na odszkodowania, jak przy budowie autostrady, nie mają co liczyć. Ogromne kurniki spowodują upadek rolnictwa, także ekologicznego. Jak wiadomo, wymaga ono certyfikowania produktów. Jeżeli uchwalić Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który nie przewiduje tej inwestycji, ale inwestor odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uwzględniło odwołanie. Postępowanie ruszyło więc od początku. Obecnie wokół wszystkich lokalizacji w naszym powiecie toczą się sprawy. Są na różnych etapach. W Kodniu już działają trzy fermy, a składane są wnioski o następne pozwolenia. Wnioski o pozwolenia na budowę ferm zostały złożone także w gminie Biała Podlaska – niestety w naszej okolicy następuje rozwój przemysłowych ferm drobiu. Na szczęście wójt gminy Sosnówka nie jest po stronie inwestora, natomiast są gminy, w których samorządy sprzyjają tym inwestycjom. Może taka inwestycja opłaca się gminie? Nie, nie opłaca się. Opłaca się tylko inwestorom. Przemysłowe fermy rejestrowane są jako specjalny dział produkcji rolnej i jedyny podatek, jaki odprowadzają do gminy, to podatek rolny. Ponieważ są to grunty klasy piątej i szóstej, to jest on bardzo niski. Podatki dochodowe są odprowadzane w miejscu, gdzie firma jest zarejestrowana. Czyli z jednej strony bardzo mały dochód dla gminy, a z drugiej zatrucie środowiska, zaburzone stosunki wodne, zniszczone drogi. Ze względu na zanieczyszczenie powietrza częściej chorują mieszkańcy, w szczególności dzieci. Koszty ponoszą mieszkańcy, a zysk trafia do inwestorów. Jak wyglądają konsultacje społeczne związane z lokalizacją ferm? Informacje o konsultacjach społecznych są np. wywieszane na małej kartce gdzieś na słupie. Jeżeli nikt nie zgłosi protestu, uważa się, że zostały one przeprowadzone. Teoretycznie konsultacje powinny być przeprowadzane, ale niestety w praktyce prawnej nie są one wiążące. Samorząd wydaje decyzję odmowną, inwestor się odwołuje, a sąd – jeżeli jedynym argumentem jest fakt, że lokalna ludność się nie godzi – uchyla tę decyzję. Konsultacje społeczne są pozorne i iluzoryczne. Na to, jak będzie wyglądało otoczenie, lokalna społeczności ma naprawdę niewielki wpływ. Mamy tak skonstruowane prawo, żeby wielcy inwestorzy mieli łatwiej. Czyli prawo w Polsce nie chroni lokalnej ludności przed takimi inwestycjami. Niestety nie. Gmina np. uchwala Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, a sąd na wniosek inwestora go unieważnia. Jesteśmy w momencie zamiany planów miejscowych na ogólne. Inwestorzy korzystają więc z okazji i starają się bardzo szybko otrzymać pozwolenie na budowę, bo po zmianie może być trudniej. Postulujemy ogłoszenie moratorium na wydawanie takich zgód. W prawie powinny być zapisy o konieczności uwzględniania oczekiwań lokalnej społeczności. Powinno się także uwzględniać istniejące i planowane inwestycje w gminach ościennych. Uregulowania wymaga również sprawa raportów oddziaływania na środowisko – nie ma w tej chwili żadnych konsekwencji dla ich autorów, nawet gdy raport jest niezgodny ze stanem faktycznym i zawiera nieprawdziwe informacje. Zdarza się, że raport jest przygotowywany na zasadzie kopiuj-wklej. Niestety jest on oceniany tylko pod względem formalnym i to się musi zmienić. 

Protestujący podkreślają destrukcyjny wpływ intensywnej produkcji zwierzęcej na lokalny teren, na jakość wód, rolnictwo – zarówno konwencjonalne, jak i ekologiczne – i na turystykę. Mówią też o nieludzkim traktowaniu zwierząt

Zazwyczaj mówi się, że lokalnej społeczności najbardziej przeszkadza odór. Ale to jest wierzchołek góry lodowej, tych uciążliwości jest dużo więcej. Z badań ekspertów wynika, że następuje zanieczyszczenie środowiska. Powstająca na fermie emisja związków azotu i fosforu, amoniaku, metanu, a także pozostałości antybiotyków i hormonów zanieczyszczają glebę, wodę i powietrze. To wszystko ma ogromne konsekwencje zdrowotne dla mieszkańców, chorują dorośli i przede wszystkim dzieci. Zagrożeniem są też choroby drobiu np. ptasia grypa, która przenosi się na drób lokalnych rolników. Spada też wartość naszych nieruchomości. Na terenie północnej Lubelszczyzny ze względu na jej walory krajobrazowe i środowiskowe zachęcano ludzi, również za pomocą środków unijnych, do rozwijania turystyki i agroturystyki. Ludzie zainwestowali własne pieniądze, wzięli dotacje, rozwijają swoje biznesy. Gdy powstaną kurniki, turyści nie będą chcieli przyjeżdżać. Lokalne biznesy padną, a na odszkodowania, jak przy budowie autostrady, nie mają co liczyć. Ogromne kurniki spowodują upadek rolnictwa, także ekologicznego. Jak wiadomo, wymaga ono certyfikowania produktów. Jeżeli przemysłowe fermy zatrują glebę i wodę, rolnicy mogą mieć problem z otrzymaniem certyfikatu. 

Zwolennicy ferm mówią, że coś musimy jeść, a dzięki fermom mamy dostęp do taniego mięsa. 

Rzeczywiście to mięso jest tanie, ale 60% produkcji trafia na eksport. Drób z ferm przemysłowych nie stanowi więc zabezpieczenia dla naszego bezpieczeństwa żywnościowego. Jesteśmy jako kraj poważnym eksporterem mięsa, niestety dzieje się to kosztem naszego środowiska i zdrowia, a także kosztem dobrostanu zwierząt hodowanych w bardzo trudnych warunkach.

Dziękuję za rozmowę.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading