ISSN 2657-9596

Wszystkich wrzuca się do jednego worka

Jacek Charmast , Piotr Kozak
04/02/2014

O terapii osób uzależnionych od narkotyków z Jackiem Charmastem rozmawia Piotr Kozak.

Piotr Kozak: Od ponad roku prowadzicie w Warszawie poradnię dla osób uzależnionych od narkotyków. Jaki jest wasz pomysł na poradnię?

Jacek Charmast: Chcemy wyciągnąć narkomanię z cienia. Utarło się w Polsce, że uzależnionych zamyka się w leśnych ośrodkach, wyrzuca poza miasto. My chcemy zrobić coś odwrotnego. Chodzi też o to, żeby promować warszawskie podejście do przeciwdziałania narkomanii, które jest inne niż w całej Polsce. Chcemy wprowadzić poradnictwo prawne dla osób mających styczność z narkotykami, które jest usługą deficytową. W Polsce są może dwie lub trzy poradnie, gdzie można otrzymać kompleksową obsługę prawną. Generalnie jest tak, że co dziesiąta osoba szukająca pomocy ma problemy prawne lub domowe z powodu używania konopi. Nie jest to osoba uzależniona, a mimo to tak się ją traktuje, stąd pomoc, którą otrzymuje, nie jest adekwatna do jej potrzeb. Takie osoby niestety trafiają też do zamkniętych ośrodków, co jest działaniem na szkodę pacjenta.

PK: Jak wygląda warszawski model leczenia osób uzależnionych od narkotyków?

JC: W Warszawie, jak i w całej Polsce, mówimy o działaniach dwóch podmiotów, które mają podstawowe znaczenie dla struktury świadczeń. Po pierwsze jest polityka samorządów, po drugie NFZ-u, który prowadzi swoją politykę w znacznej niezależności od Ministerstwa Zdrowia. To poważny problem, bo w efekcie polityka finansowania lecznictwa uzależnień narkotykowych nie przystaje w żaden sposób do potrzeb określonych przez Krajowy Program Przeciwdziałania Narkomanii 2011–2016. Tak jest w całej niemal Polsce, z wyjątkiem Warszawy i Mazowsza, gdzie i gmina, i mazowiecki NFZ szanują Program i dlatego mamy tu trzy razy więcej różnych świadczeń niż np. Trójmiasto.

PK: Jakie są te potrzeby?

JC: W zakresie lecznictwa Krajowy Program Przeciwdziałania Narkomanii 2011–2016 wskazuje trzy podstawowe potrzeby: pomoc ambulatoryjna, leczenie substytucyjne, leczenie oraz postrehabilitacja hostelowa. Szczególnie ważna jest ta ostatnia forma pomocy. Hostel może służyć nie tylko osobom kończącym terapię w ośrodkach. Chodzi też np. o to, by osoba pochodząca z innej miejscowości mogła przyjechać i podjąć leczenie ambulatoryjne w danym mieście, uczestniczyć w terapii, a w tym samym czasie uczyć się i pracować. Hostel może również służyć ludziom, którzy nie mają gdzie się udać lub gdzie wrócić, np. ze względu na przemoc domową. Może też służyć osobom, które wchodzą w terapię substytucyjną.

PK: Ile jest takich hosteli w Warszawie?

JC: Nie ma żadnego, choć warto zaznaczyć, że od jakiegoś czasu rozmawiamy już o tym z miastem. Podczas prac Komisji Dialogu Społecznego ds. Uzależnień zgłosiliśmy zapotrzebowanie na powołanie w mieście sieci hosteli.

PK: Hostele są rzeczywiście takie ważne?

JC: Hostele są w naszym przekonaniu kluczem do rozwiązania wielu problemów. Problem polega na tym, że w całej Polsce jest ich mało, ale są też wadliwie zlokalizowane. Hostele mają zapewniać miejsca w na ogół kilkuosobowych pokojach, gdzie pacjent może zamieszkać na czas udziału w programie terapeutycznym. Pacjent otrzymuje na pół roku bezpłatne lub częściowo bezpłatne miejsce, a w czasie pobytu w nim podlega opiece osób, które hostel nadzorują. Dzięki temu ma czas zapracować na najem własnego mieszkania, nie rezygnując zarazem z uczestnictwa w terapii. Nieco droższą i bardziej reglamentowaną alternatywą dla hosteli są mieszkania readaptacyjne. W Warszawie jest kilka takich mieszkań, ale to kropla w morzu potrzeb.

PK: Warszawa nie docenia roli placówek postrehabilitacyjnych?

JC: Warszawa ma wiele instytucji pomagających osobom bezdomnym, co też ją jakoś ratuje. Trzeba jednak powiedzieć, że uzależnieni od narkotyków mają problem z korzystaniem z tych instytucji. Jest też w Warszawie jeden hostel przeznaczony dla osób biorących udział w leczeniu substytucyjnym, w którym może przebywać około 20 osób. Typowego hostelu postrehabilitacyjnego jednak nie ma.

PK: Z czego to wynika?

JC: Sęk w tym, że w obrębie 40 km od Warszawy jest rozbudowana sieć kosztownych hosteli, lecz nie spełniają one swojej podstawowej funkcji. Hostel powinien być zlokalizowany w dużym mieście, bo w nim jest praca, szkoła, kultura, tu są szkolenia zawodowe, czyli wszystko to, co umożliwia rozpoczęcie życia na nowo. Główną przeszkodą w wyjściu na prostą jest bowiem brak mieszkania oraz niskie kwalifikacje.

PK: Co zatem zrobić, żeby takie hostele mogły dobrze funkcjonować?

JC: Po pierwsze, powinny być dostępne dla osób z całej Polski, a nie tylko dla mieszkańców danego miasta, po drugie, nie mogą, tak jak jest obecnie, służyć jedynie pacjentom jednej organizacji. Na dzień dzisiejszy w całej Polsce mamy wiele hosteli, ale są one źle zorganizowane. Nawet jeżeli są zlokalizowane w dużym mieście, to często, jak np. we Wrocławiu czy Rzeszowie, przyjmują tylko pacjentów jednego ośrodka czy jednej organizacji, w tym przypadku Karanu. W konsekwencji hostele we Wrocławiu i Rzeszowie mają duże koszty i minimalne obłożenie.

PK: A jak wyglądają warszawskie programy substytucyjne? Wydaje się, że w tej kwestii w stolicy uczyniono wiele dobrego.

JC: Warszawa jako jedyne miasto w Polsce jest już bardzo blisko osiągnięcia wyznaczonego przez Krajowy Program Przeciwdziałania Narkomanii wskaźnika 25% osób uzależnionych od opiatów objętych terapią substytucyjną. W Warszawie stosuje się też inne leki niż metadon. W porównaniu do innych obszarów Polski mamy tu ogromny postęp. Jednak problemem, na który często wskazują osoby pozostające poza terapią, jest brak ubezpieczenia jako bariera w uzyskaniu leczenia. To dziwna sytuacja, zważywszy, że leczenie substytucyjne jest świadczeniem gwarantowanym. Szkopuł w tym, że placówki lecznicze potrzebują ubezpieczyć pacjenta, aby móc świadczyć inne usługi zdrowotne, niebędące leczeniem uzależnień. Placówki lecznicze wymagają często ubezpieczenia już na samym początku, co jest błędem, łamaniem prawa i działaniem na szkodę pacjenta.

PK: A jak to powinno wyglądać?

JC: Pacjent powinien najpierw wejść do programu leczniczego, a dopiero później załatwiać sprawy związane z ubezpieczeniem. Jeżeli pacjent chce się leczyć, to powinien dostać pomoc od razu. Inna sprawa, że warto na nowo przemyśleć model polskiej substytucji. Na dzień dzisiejszy program substytucyjny nie przystaje do potrzeb, a jego model jest przestarzały. Jest zbyt restrykcyjny, dużo obiecuje, mało daje. Obecnie opiera się głównie na metadonie, którego wydawanie wymaga szczególnego nadzoru. Są jednak leki, nie będę ich wymieniał, aby nie robić nikomu reklamy, które takiego szczególnego nadzoru nie wymagają. Warto więc przemyśleć polski model substytucji, aby zapewnić osobom uzależnionym od narkotyków bardziej skuteczną pomoc umożliwiającą im normalne funkcjonowanie w świecie.

PK: Jeżeli mógłbyś, wskaż proszę najważniejsze plusy i minusy warszawskiej polityki przeciwdziałania narkomanii.

JC: Plusem jest na pewno dobry kontakt podmiotów świadczących pomoc z osobami zaangażowanymi po stronie miasta w pomoc osobom uzależnionym, w tym z wiceprezydentem Paszyńskim odpowiedzialnym za politykę leczniczą. Jeżeli miałbym coś zmienić, to przede wszystkim postawiłbym na rozwój postrehabilitacji hostelowej. Aby jednak to ostatnie miało sens, musi się zmienić model leczenia w całej Polsce.

PK: Dlaczego?

JC: Terapia tradycyjna, oparta o leczenie w ośrodkach zamkniętych, leczy długo i nieskutecznie. Pacjent po dwuletnim pobycie w ośrodku zamkniętym nie ma już ochoty na żadne leczenie, tylko chce wrócić do domu. Wiele działań podejmowanych w ośrodkach to zwykła strata czasu, polegająca na tym, żeby dać pacjentom jakiekolwiek, często bezsensowne zajęcie. Tymczasem pacjent musi mieć poczucie sensu swoich działań i musi mieć określoną perspektywę po wyjściu z ośrodka. Tego nie zapewnią ośrodki zamknięte, a jedynie dobrze prowadzona i przygotowana postrehabilitacja.

PK: Czy dużo zmieniło się w warszawskiej polityce przeciwdziałania narkomanii od czasów Pawła Wypycha i prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

JC: Mam sentyment do Pawła Wypycha i administracji Lecha Kaczyńskiego, którzy postawili na nogi warszawskie lecznictwo substytucyjne. Nie jestem przekonany, czy dobrym rozwiązaniem było odchudzanie administracji, bo raczej wymagała ona lepszej organizacji i dodatkowych zadań. Przydałoby się nam więcej planowania, a mniej bezsensownego działania. Przekonuje mnie to, co mówi Marek Balicki, który powtarza, że w Niemczech planowanie finansowania służby zdrowia pochłania 20% środków. W Polsce jest to 1%. Wniosek jest więc taki, żeby więcej myśleć, zanim wyda się na coś pieniądze. Nie chodzi o to, żeby wydawać więcej pieniędzy, ale żeby wydawać je mądrzej. Przy czym nie jest to problem samej Warszawy, lecz całej Polski.

PK: Jak zatem mądrze wydawać pieniądze przeznaczone na terapię?

JC: Warszawa powinna przede wszystkim zacząć badać potrzeby pacjentów oraz funkcjonowanie systemu pomocy. Można to robić poprzez badanie ruchu chorych. Większe środki powinny być łożone na zarządzanie. Wszyscy powtarzają, że mamy za mało pieniędzy. Ja twierdzę, że z tak złą organizacją finansowania leczenia uzależnień w Polsce żadne pieniądze nie są wystarczające. W Polsce mamy za dużo ośrodków stacjonarnych, prawie 1/3 tego, co ma cała Europa. Zwiększenie dostępności ośrodków stacjonarnych nie jest zgodnie z ustaleniami Krajowego Programu priorytetem w leczeniu uzależnień, a mimo to pochłaniają one gros środków z NFZ. Trzeba zmienić strukturę finansowania, a dopiero potem zwiększać ilość dostępnych środków. Gdyby samą nadwyżkę finansową trafiającą do ośrodków przeznaczyć na postrehabilitację, rozwiązalibyśmy większość problemów, z jakimi obecnie się borykamy. Hostele zmniejszyłby znacznie koszty ośrodków, a przez to uwolniły pieniądze dla ambulatoriów i substytucji.

PK: Czy mógłbyś na koniec udzielić kilku krótkich rad, jak poprawić polski model leczenia osób uzależnionych od narkotyków?

JC: Czas leczenia stacjonarnego musi być skrócony z dwóch lat do pół roku. Co najmniej dwukrotnie należy zwiększyć liczbę miejsc leczenia substytucyjnego i wprowadzić to świadczenie do każdej poradni uzależnień. Należy opracować wytyczne dla lecznictwa stacjonarnego, bo teraz zajmuje się każdym niemal przypadkiem. Inaczej leczy się konsumenta wielu substancji, inaczej użytkownika opiatów, a inaczej traktuje ucznia, który dwa razy spróbował marihuany. Obecnie wszystkich wrzuca się do jednego worka.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.