ISSN 2657-9596

Polska powiatowa w walce z bezrobociem

Andrzej Orzechowski
18/11/2015

Bezrobocie w Polsce maleje. Od kilkunastu miesięcy wciąż dochodzą do nas dobre wiadomości z rynku pracy.

Być może jeszcze w tym roku stopa rejestrowanego bezrobocia, po raz pierwszy od 2008 roku, spadnie poniżej 10%. W tzw. Polsce powiatowej daleko jednak do optymizmu. Rynek pracy w miastach, w których od początku lat 90. istnieje duże, strukturalne bezrobocie, wciąż wygląda kiepsko. Czy jest nadzieja na zmianę tej sytuacji?

Bezrobocie w III RP

Bezrobocie to jeden z największych problemów społecznych w Polsce po 1989 roku. „Terapia szokowa” zafundowana polskiej gospodarce pakietem ustaw, zwanych planem Balcerowicza, sprawiła, że już w 1993 r. stopa bezrobocia osiągnęła poziom 16,3%.

Później było w tej kwestii raz lepiej, raz gorzej. Sytuacja poprawiła się szczególnie po wejściu Polski do Unii Europejskiej, ale ani przez chwilę bezrobocie nie było niższe niż 9,5%. W lipcu tego roku stopa bezrobocia wynosiła 10,1%.

W miastach szczególnie dotkniętych bezrobociem, pozbawionych znaczących zakładów produkcyjnych, poprawę jednak trudno zauważyć. Między majem 2004 r. a majem 2015 r., gdy bezrobocie w Polsce zmniejszyło się z poziomu 20,6% do 10,8%, w Przemyślu zmalało ono z 21,2% do ledwie 15,8%.

Gdyby nie to, że olbrzymia liczba młodych ludzi z Przemyśla wyjechała do pracy za granicę lub podjęła pracę w większych miastach, mielibyśmy tu sytuację równie złą jak dziesięć lat temu.

Rola samorządu

Czy rozwiązanie problemu wysokiego bezrobocia leży w gestii władz samorządowych? I tak, i nie. Na poziom bezrobocia na tzw. prowincji ma wpływ przede wszystkim polityka makroekonomiczna państwa. Władze samorządowe mają jednak także arsenał środków, dzięki któremu mogłyby poprawić sytuację.

Rozmawiałem z prezydentem Przemyśla Robertem Chomą o walce samorządowców z bezrobociem. Ze słów prezydenta, podobnie jak ze słów polityków z pierwszych stron gazet, wciąż słyszę te same recepty na bezrobocie: najważniejsza jest troska o przedsiębiorców. Wciąż dominuje wiara, że wsparcie, takie jak ulgi podatkowe czy obniżenie kosztów pracy, może znacząco wpłynąć na poziom bezrobocia.

Cała strategia samorządów sprowadza się właściwie do inwestycji infrastrukturalnych, ulg podatkowych, stworzenia strefy ekonomicznej i oczekiwania na inwestora, który – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – rozwiąże problem, psujący dobre samopoczucie lokalnych władz.

W tych wszystkich działaniach samorządowcy zapominają o najważniejszej inwestycji. Inwestycji w człowieka. Współczesna gospodarka w coraz większym stopniu bazuje na wiedzy, kreatywności, kapitale ludzkim. To ludzie – w większym stopniu niż infrastruktura czy niskie koszty pracy – decydują dziś o szansach rozwoju lokalnej społeczności.

To kapitał społeczny decyduje też o tym, gdzie lokalizowane są inwestycje. Dlatego nie brakuje inwestorów na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce i w Małopolsce (choć bezrobocie jest tam niższe, a koszty pracy wyższe niż w innych regionach kraju), a brakuje ich na Warmii i Mazurach, Lubelszczyźnie czy w Przemyślu.

Miasto Przemyśl nie uczyniło praktycznie nic, co byłoby inwestycją w kapitał ludzki. Brakuje oferty kulturalnej i edukacyjnej, skierowanej do młodych ludzi. Nie realizuje się żadnych pomysłów, sprzyjających zatrzymaniu młodych, najbardziej kreatywnych osób w grodzie nad Sanem.

Można byłoby zrealizować np. pomysł inkubatora organizacji pozarządowych (który naturalnie przeobraziłby się w inkubator ekonomii społecznej) – miejsca, w którym nawet czasowo bezrobotni młodzi ludzie, bądź starsze osoby, mogliby spożytkować swoją energię i czas wolny zrzeszając się i robiąc coś na rzecz lokalnej społeczności. Zamienić później tę aktywność na finansowane z programów zewnętrznych granty dla organizacji pozarządowych.

Prosta i niedroga inwestycja w kapitał społeczny, która dałaby ludziom wiele satysfakcji i pozwoliła ściągnąć do miasta niewielkie, ale łatwo dostępne pieniądze na rozwój tzw. trzeciego sektora i ekonomii społecznej.

Rola państwa

Wydaje się jednak, że najważniejszą rolę w walce z bezrobociem w Polsce powiatowej ma do odegrania państwo. Gdy spojrzymy na wydatki poszczególnych krajów UE na politykę rynku pracy (patrz: infografika), wyraźnie widać różnicę między krajami postkomunistycznymi a Europą Zachodnią czy Skandynawią.

Polskie państwo wydaje na ten cel zaledwie ok. 0,7% PKB (tylko raz w ostatniej dekadzie, w 2010 r., na wsparcie rynku pracy Polska wydała więcej niż 1% PKB, dokładnie: 1,036%). Dla porównania aż 13 spośród 15 państw starej “piętnastki” UE wydało w 2013 roku na ten cel min. 1,7% PKB. Rekordziści – Hiszpania, Dania, Irlandia i Holandia – nawet ponad 3%.

Państwa zachodnioeuropejskie dzięki takiej polityce zwiększają swoje dochody (niższe bezrobocie to rynek pracownika, czytaj – wyższe płace, wyższe wpływy z opodatkowania pracy i z podatku VAT czy akcyzy) oraz rozwiązują wiele problemów społecznych powodowanych przez bezrobocie, które generują wielomiliardowe wydatki w innych obszarach (służba zdrowia, bezpieczeństwo publiczne, system sądownictwa).

Podniesienie wydatków na walkę z bezrobociem do poziomu 2,0% PKB zupełnie zmienia sytuację pracownika i obraz ekonomiczny państwa. W Polsce oznaczałoby to spadek poziomu bezrobocia do 4-5%. Wyższe płace i pewność zatrudnienia sprzyjałyby rozwiązaniu problemów demograficznych i wzrostowi wpływów do ZUS.

Wzrosłaby też konsumpcja, a więc wpływy z VAT. Gospodarka przyspieszyłaby. Im więcej pracujących, tym bogatsze państwo. Nie byłoby już też tak wielkiej luki popytowej, która hamuje dziś wzrost gospodarczy.

Nie tylko Polska A

Wsparcie z budżetu państwa byłoby szczególnie istotne dla takich miast i miasteczek jak Przemyśl. – Pieniądze z budżetu dzielone są wg stałego algorytmu, tak by trafiały tam, gdzie są najbardziej potrzebne, a więc przede wszystkim do takich miast jak Przemyśl. W ostatnich kilku latach niestety tylko raz, w 2010 roku, otrzymaliśmy znaczące wsparcie z budżetu na realizację programów walki z bezrobociem – mówi mi Iwona Kurcz-Krawiec z Powiatowego Urzędu Pracy.

Jak przełożyło się to na stopę bezrobocia? Uruchomienie tych funduszy w 2010 r. spowodowało spadek bezrobocia z poziomu 19,7% w styczniu 2010 r. do 18,4% w grudniu tegoż roku (w całej Polsce bezrobocie spadło w tym czasie tylko o 0,5%).

Co ważne, choć w kolejnych latach państwo zmniejszyło znacznie środki na politykę rynku pracy, bezrobocie w Przemyślu już nie powróciło do poziomu ze stycznia 2010 r. Wręcz przeciwnie, ustabilizowało się na poziomie ok. 17%. W tym roku, gdy rząd znów nieznacznie zwiększył wydatki na walkę z bezrobociem, spadło poniżej 16%.

Lepsza demokracja

Polityka silnego wspierania rynku pracy, charakterystyczna dla krajów Europy Zachodniej, wydaje się dziś niezbędna także dla rozwoju młodej, polskiej demokracji. Koszty wysokiego bezrobocia w takich miejscach jak Przemyśl są bowiem ogromne.

– W stanie apatii spowodowanej bezrobociem czy niskimi płacami trudno być obywatelem – zauważa Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. – Trudno pójść na zebranie związku zawodowego, stowarzyszenia, podjąć jakąkolwiek działalność społeczną czy polityczną. Trudno nawet wysilić się i pójść na wybory. Cała energia bezrobotnych czy kiepsko wynagradzanych pracowników sprowadza się do tego, by utrzymać się na powierzchni, zapłacić czynsz, prąd, gaz, wyżywić rodzinę.

Masa młodych ludzi wybiera więc inną rzeczywistość i emigruje z Polski powiatowej w poszukiwaniu lepszego życia. Pozostali – ci, którzy zostali w Polsce i pracują za minimalną pensję lub nie pracują – popadają w apatię.

Dlatego z każdym kolejnym rokiem życie społeczne w takich miastach jak Przemyśl zamiera. Czasem ewentualnie przybiera dość przerażające formy, jak grudniowy marsz narodowców z pochodniami, po zmroku, w rocznicę nikomu nieznanej bitwy z Ukraińcami pod Niżankowicami, w którym co roku w Przemyślu maszeruje ok. 2 tys. osób…

Bez inwestycji państwa w rynek pracy, w kapitał społeczny i kulturowy Polski powiatowej, może tu być tylko gorzej.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.