ISSN 2657-9596

Polityka nam się należy

Beata Maciejewska
10/03/2009

„Nie zajmuję się polityką”, „polityka mnie nie interesuje”, „polityka to jest bagno” itd. – te zdania jak mantrę wypowiada wiele kobiet, które zachęcam do zaangażowania się w politykę. Odpowiadam im wtedy, że od polityki nie ma ucieczki. Że politycy siedzą w naszych lodówkach, łóżkach, a nawet w płucach. W zakamarkach naszych domów i w ich najbardziej eksponowanych miejscach. Dlaczego w lodówkach? – Bo decydują np. o wysokości dopłat do mięsa czy mleka i tym samym wpływają na nasze jadłospisy. Dlaczego w łóżkach? – Bo decydują o tym, czy będziemy miały refundowane środki antykoncepcyjne i dostęp do legalnej aborcji. Dlaczego w płucach? – Bo decydują o tym, czym oddychamy – od ich decyzji zależy, czy w naszej miejscowości promowany będzie ekologiczny transport zbiorowy, czy też transport korkowo-samochodowy.

Ale to nie wszystko. Polityka jest bytem skomplikowanym, a decyzje podjęte w jednej dziedzinie życia społecznego objawiają się często i całkiem niepostrzeżenie w zupełnie innej. Czy zdajemy sobie sprawę, że wydatki na wojnę, wyrzutnię rakietową czy też wielki nowy stadion mogą jednocześnie ograniczać wydatki np. na dofinansowanie programów wsparcia zawodowego kobiet po czterdziestym roku życia, na edukację, na rozwój nowych technologii? To wszystko nas dotyka, to wszystko ma znaczenie. Dlatego warto – by mieć większa kontrolę nad własnym życiem – być i polityczką, i feministką.

Dwudziestego piątego lutego b.r. wraz z Katarzyną Kądzielą reprezentowałyśmy Obywatelskie Forum Kobiet, współprowadząc przepytania kandydatów przed drugą turą wyborów prezydenckich w Olsztynie. Była to debata wyjątkowa, bo dwie kobiety przepytywały dwóch mężczyzn, rywalizujących o urząd prezydenta. Przez półtorej godziny odpowiadali na nasze pytania, dotyczące wyłącznie problemów kobiet: nierówności płci, przemocy wobec kobiet, systemu pomocy jej ofiarom, wyrównywania szans np. poprzez budżet wrażliwy na płeć. Z ust kandydatów padły konkretne rozwiązania i konkretne deklaracje, poważnym tonem odczytane oświadczenia, wyrazy potępienia wobec przemocy, molestowania, dyskryminacji. Mówiąc krótko: zaprezentowali postawy godne naśladowania.

Oczywiście temat debaty olsztyńskiej nie należy jak na razie do kanonu debat z politykami. To nie USA, gdzie trzecia debata prezydencka, którą wygrał w cuglach Barack Obama dotyczyła problemu dyskryminacji.

Dotychczasowy prezydent Olsztyna został odwołany w referendum w związku z zarzutami molestowania i gwałtu na pracownicy urzędu. W pierwszej turze wyborów jedyna kobieta-kandydatka na prezydenta poprosiła o poparcie odwołanego prezydenta, budząc niemal powszechne oburzenie w środowiskach kobiecych w całej Polsce. „Uznałyśmy to za policzek wymierzony nie tylko tym kobietom, które zdecydowały się ujawnić niegodziwości pana Małkowskiego, ale wszystkim kobietom – ofi arom przemocy.” – napisało OFK w liście otwartym. Kandydatka uznała jednak, że nie możemy jej osądzać, nie będąc z Olsztyna. Poszłyśmy za ciosem – przepytanie kandydatów w II turze okazało się sukcesem. Pokazałyśmy, w jaki sposób można żądać równościowych rozwiązań.

Tu, w Olsztynie, prawdopodobnie bardzo trudno będzie zamieść pod dywan problemy kobiet. Ale w wielu innych miejscach kraju tak się dzieje. Dyskryminacja kobiet jest niewidoczna, przeźroczysta. Polega na tym, że nie zauważa się potrzeb kobiet i ich problemów, od wieków są mniej ważne. W konsekwencji w życiu społecznym dominują praktyki i kryteria niekorzystne dla kobiet.

Przykładów tego typu można podawać naprawdę wiele. W podręczniku UNPD pt. „Polityka równości płci w praktyce” opisany jest przykład wprowadzenia drobnej opłaty za korzystanie z usług szpitalnych. Załóżmy, że ideą tej opłaty jest zwiększenie efektywności usług zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Równościowe narzędzia pokazują jednak, że wystarczy zadać kilka pogłębionych pytań, by przekonać się, że koszty opłat będą ponosiły głównie kobiety. Te pytania to m.in.: kto częściej korzysta z usług szpitalnych – kobiety czy mężczyźni? Czy kobiety i mężczyźni dysponują takim samym dochodem, żeby zapłacić za te usługi? Kto płaci za dzieci i osoby starsze korzystające z usług szpitalnych? Czy wprowadzenie opłat spowoduje, że pobyty w szpitalu staną się krótsze? Czy oznacza to, że chorzy ludzie będą teraz musieli powracać do zdrowia w domu? Kto będzie odpowiadał za opiekę nad nimi? W jaki sposób wpłynie to na ekonomiczne, społeczne i inne – utracone – szanse kobiet? Jaki to będzie miało wpływ na sytuację dzieci?

I tak to się właśnie często dzieje: kobiety nie zadają odpowiednich pytań w odpowiednim momencie, poddają się, bo im się wmawia, że nie będą poważnie traktowane. Dlatego często myślą: to nie moja sprawa, nie interesuję się polityką. Niestety, w tym samym czasie polityka będzie się interesować nami. Codziennie i na każdym kroku.

Jestem byłą dziennikarka mainstreamowych mediów i dobrze wiem, co znaczy właściwie postawione pytanie. Ostatnio zadałam kilkanaście pytań dotyczących zasadności budowy elektrowni atomowej na Pomorzu marszałkowi naszego województwa. Pytania były – pochwalę się – naprawdę dobre. Odpowiedź rozczarowująca, ale właściwa dla panów u sterów: że nie będzie rozmawiał z Zielonymi, bo są od tego, żeby protestować. Ekolożka i kobieta oznacza prawdopodobnie istotę absolutnie niegodną poważnego traktowania. Marszałek będzie za to spotykał się z ekspertami – głównie z bardzo ważnych instytutów jądrowych. Polska zakupi pewnie od czołowego atomowego akwizytora, francuskiego prezydenta Sarkozy’ego, różne ważne technologie. Panowie jak zwykle ubiją interes i sami będą go oklaskiwać w świetle jupiterów. Panie wraz z innymi eko-istotami na znak protestu co najwyżej będą mogły popłakać przykute do drzewa albo w „domu po kryjomu” – żeby nie robić scen, oczywiście, bo to nie wypada.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.