Pięć sposobów, w jakie prywatyzacja rujnuje Amerykę
Przez pokolenia gromadzimy majątek społeczny, a następnie na pokolenia oddajemy go korporacjom.
W umysłach Amerykanów zasiano wielkie złudzenie, że systemy zarządzane prywatnie są bardziej efektywne i tańsze od należących do sektora publicznego. Większość danych wskazuje na coś przeciwnego. Wyniki inicjatyw prywatnych są zazwyczaj przeciętne lub poniżej normy, a ponadto ich działalność cechują typowe bolączki nieuregulowanego kapitalizmu: wyższe ceny, ograniczona dostępność usług oraz niższe pensje dla wszystkich z wyjątkiem nielicznych „przedsiębiorców”.
Można uznać za przewrotną ironię fakt, że korupcja i niekompetencja gospodarki prywatnej przyczyniły się do promocji prywatyzacji. Kiedy załamanie rynków finansowych pozbawiło państwo i władze lokalne niezbędnych funduszy publicznych, spowodowało to jeszcze większy nacisk na rozwój sektora prywatnego.
Jak trafnie skonstatował w 2008 r. prezes jednego z przedsiębiorstw finansowych: „Zdesperowany rząd jest naszym najlepszym klientem”. Poniżej wymieniamy kilka konsekwencji tej proprywatyzacyjnej desperacji.
1. Przez pokolenia gromadzimy majątek społeczny, a następnie na pokolenia oddajemy go korporacjom.
Infrastruktura naszych miast budowana była przez wiele lat ciężkim wysiłkiem zapobiegliwych obywateli. Jednakże spadek wpływów z podatków i chęć zbilansowania budżetu doprowadziły do lekkomyślnych decyzji o wyprzedaży za śmiesznie niskie ceny majątku publicznego, który powinien należeć do naszych dzieci i wnuków.
W Chicago płatna droga Skyway została wydzierżawiona prywatnemu przedsiębiorstwu na 99 lat, zaś zarządzanie parkometrami, w wyniku budzącej coraz więcej wątpliwości transakcji, sprzedano na 75 lat grupie Morgan Stanley. Wpływy z tych transakcji zostały już w większości wydane.
Sprzedaż parkometrów doprowadziła do ogromnego wzrostu opłat, godząc jednocześnie w małe firmy, których potencjalni klienci nie są gotowi tyle płacić za parkowanie. Zarazem szacuje się, że spółka zarobi 80 centów z każdego dolara wpływów, co oznacza wyższą marżę niż osiąga którakolwiek ze stu czołowych firm w kraju.
Indiana również uległa mirażowi łatwych i szybkich pieniędzy, sprzedając kontrolę nad swoją płatną drogą na 75 lat. W ciągu pierwszych pięciu lat trwania kontraktu opłaty wzrosły podwójnie. Z kolei Indianapolis wyprzedało swoje parkometry na 50 lat za okazyjną cenę 32 mln dol. płatnych z góry.
W Atlancie 20- letni kontrakt z United Water Resources Inc. został anulowany z powodu skażonej wody i kiepskiej jakości usług.
2. Szaleństwem jest popełnianie raz po raz tego samego błędu i oczekiwanie odmiennych rezultatów.
Liczne przykłady zakończonych niepowodzeniem lub nieskutecznych projektów prywatyzacyjnych pokazują, że pośpieszne i nieuregulowane inicjatywy po prostu się nie sprawdzają.
Badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Stanforda „wykazuje w sposób jednoznaczny, że rozpatrywani łącznie, uczniowie szkół czarterowych (szkoły częściowo finansowane ze środków publicznych, ale niepodlegające całości publicznych regulacji obowiązujących w edukacji – przyp. red.) osiągają słabsze wyniki od swoich rówieśników w tradycyjnych szkołach publicznych”. Z kolei badanie Departamentu Edukacji pokazały, że „przeciętnie rzecz biorąc, przyjmujące uczniów na zasadzie loterii czarterowe szkoły średnie nie są ani bardziej ani mniej skuteczne od tradycyjnych szkół publicznych, jeśli chodzi o poprawę osiągnięć uczniów oraz ich zachowania i postępów w nauce”.
Nasz prywatny system opieki zdrowotnej całkowicie nas zawiódł. Mamy zdecydowanie najdroższy system wśród krajów rozwiniętych. Koszty najczęściej wykonywanych operacji są od trzech do dziesięciu razy wyższe niż w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Francji czy Niemczech.
Badania pokazują, że prywatne więzienia radzą sobie słabo z wypełnianiem takich zadań jak: zapobieganie przemocy w więzieniu, zapewnienie odpowiednich warunków odbywania wyroku i działania resocjalizacyjne. W ocenie Departamentu Sprawiedliwości: „Nie ma dowodów na to, że prywatyzacja więzień będzie miała radykalny wpływ na poprawę funkcjonowania zakładów karnych. Obietnice obniżenia o 20% procent kosztów operacyjnych po prostu się nie spełniły”.
Analiza usług wodociągowych i kanalizacyjnych przeprowadzona w 2009 r. przez Food and Water Watch ujawnia, że przedsiębiorstwa prywatne liczą sobie do 80% więcej za dostarczanie wody i 100% więcej za odprowadzanie ścieków. Nadużycia i porażki związane z prywatyzacją miały miejsce w Kalifornii, Georgii, Illinois, Indianie, New Jersey i Rhode Island.
Kalifornijskie eksperymenty z prywatyzacją dróg zakończyły się przekroczeniem budżetu, oburzeniem opinii publicznej, a na końcu bankructwem. Taką samą katastrofą okazała się prywatyzacja stanowego systemu energetycznego.
Zgodnie z raportem Project on Government Oversight, w różnych branżach przemysłu i profesjach rząd federalny zapłacił prywatnym wykonawcom miliardy dolarów więcej niż musiałby zapłacić za te same usługi pracownikom sektora publicznego.
3. Fakty o prywatyzacji ukrywa się przed opinią publiczną.
Doświadczenie pokazuje, że pod pewnymi warunkami, przy odpowiednim nadzorze, konkurencji i regulacji, prywatyzacja może być efektywna. Jednak zbyt często informacje o decydującym znaczeniu są ukrywane przed opinią publiczną. Organizacja Illinois Public Interest Research Group zauważyła, że fiaska prywatyzacji chicagowskich parkometrów można byłoby uniknąć, gdyby miasto pokierowało się zdroworozsądkowymi zasadami, zamiast w pośpiechu podpisywać kontrakt bez przetargu.
Analizy Congressional Research Service i „Pepperdine Law Review” zakończyły się tymi samymi konkluzjami: jakakolwiek próba prywatyzacji musi zapewniać mechanizmy odpowiedzialności przed społeczeństwem. Jest to zbyt często ignorowane.
Doskonałym przykładem jest system więzienny w Arizonie. Departament Więziennictwa (Department of Corrections) przez 20 lat unikał kontroli kosztów i jakości w prywatnych więzieniach, po czym jako rozwiązanie tego problemu zaproponował ustawę, mającą znosić wymóg przeprowadzania takich kontroli.
Na Florydzie nadużycia w South Florida Preparatory Christian Academy trwały latami bez jakiejkolwiek kontroli i nadzoru – dwudziestokilkuletni „nauczyciele” dla zabicia czasu puszczali filmy setkom mających problemy z nauką dzieci, stłoczonym na niewielkich skrawkach przestrzeni w centrum handlowym.
W Filadelfii projekt szkolnictwa czarterowego, którego koszt w momencie jego ogłoszenia w maju br. szacowano na 38 mln dol., do lipca przeobraził się w projekt mający kosztować 139 mln.
Z kolei niezamożna społeczność Muskegon Heights w Michigan stała się pierwszym miastem w Ameryce, w którym cały okręg szkolny oddano w zarządzanie prywatnej firmie. Szczegóły umowy z firmą Mosaica przez dłuższy czas po jej podpisaniu były trzymane w tajemnicy. Lecz dane Departamentu Edukacji Stanu Michigan pokazują, że szkoły prowadzone przez tę firmę uzyskały wyniki lepsze od zaledwie 13% szkół w stanie Michigan.
Również w Michigan jedna z firm prowadzących szkoły czarterowe – National Heritage Academy, nie chciała ujawnić wysokości pensji personelu administracyjnego: „Jako firma prywatna, NHA nie udostępnia informacji o pensjach swoich pracowników”.
Danny Weil, autor piszący na tematy związane z edukacją, tak podsumował tę dyskrecję szkół czarterowych: „Nie ulega wątpliwości, że większość dyskusji na temat umów czarterowych, zamiast odbywać się w ramach zgodnych z prawem publicznych przesłuchań, ma miejsce w pokojach na zapleczu lub podczas drogich obiadów, gdzie elity biznesowe i interesy Wall Street mają decydujące słowo podczas obrad tajnego zgromadzenia stojącego na straży interesów bogaczy”.
Odchodząc od tematu szkół i więzień – jak wielu Amerykanów wie o pomysłach prywatyzacji operatora pociągów pasażerskich Amtrak? Jej skutkiem, według deputowanego z Zachodniej Wirginii Nicka Rahalla, będzie „sprzedanie aktywów Amtraka Wall Street, kosztem zwykłych ludzi pracy i właścicieli małych firm”. Albo kto słyszał o projekcie sprzedaży krajowego systemu kontroli ruchu lotniczego? Lub o wyprzedaży będącej własnością federalną ziemi na zachodzie? A o sprzedaży krajowej rezerwy złota, pomyśle, o którym jeden z urzędników administracji Obamy powiedział, że „jest o jeden stopień szaleństwa niżej od sprzedaży Mount Rushmore (góry, w której wykuto słynny pomnik czterech prezydentów USA – przyp. red.)”?
4. Rzecznicy prywatyzacji sugerują, że nauczyciele i członkowie związków zawodowych są komunistami.
Częścią wielkiej iluzji narzuconej amerykańskim obywatelom jest przekonanie, że pracownicy sektora publicznego i związkowcy są chciwi i bezużyteczni, a przy tym cieszą się przywilejami niedostępnymi dla osób zatrudnionych w sektorze prywatnym. Ma z tego oczywiście wynikać, że niskie płace z mizernymi świadczeniami dodatkowymi powinny być normą dla wszystkich.
Mit ten propagowany jest przez prawicowe organizacje wywodzące się z ultrakonserwatywnego think tanku John Birch Society, organizacji, której współzałożycielem był Fred Koch, twórca korporacji Koch Industries. Dla takich ludzi szkoły publiczne to „socjalistyczny” lub wręcz „komunistyczny” wynalazek. Prezydent konserwatywnego think tanku Heartland Institute tak zachwalał w 1997 r. ideę bonów edukacyjnych, którymi uczeń bądź jego rodzice płacą za naukę w szkołach prywatnych: „doszliśmy do wniosku, że to jedyny sposób na demontaż obecnego socjalistycznego reżymu”.
Lecz prawda jest taka, że po pierwsze, pracownicy rządowi i członkowie związków zawodowych wcale nie otrzymują przesadnie wysokich wynagrodzeń. Zgodnie z danymi amerykańskiego Urzędu Statystycznego (Census Bureau), zatrudnieni przez władze stanowe i lokalne pracownicy sektora publicznego stanowią 14,5% siły roboczej i otrzymują 14,3% całkowitego wynagrodzenia. Członkowie związków zawodowych to około 12% zatrudnionych, lecz jak podaje Internal Revenue Service (amerykański urząd podatkowy), ich całkowite wynagrodzenie, to zaledwie 9,5% skorygowanego dochodu brutto.
Fakty zdecydowanie wskazują również na to, że mniejsza rotacja kadr i większy odsetek członków związków zawodowych wśród pracowników sektora publicznego sprzyjają stabilności wynagrodzenia. Wspierające środowisko, które prawicowcy nazywają „socjalizmem”, pomaga w zapewnieniu milionom rodzin pensji wystarczających na godne życie. Natomiast cechą sektora prywatnego są kolosalne różnice płac. Podczas gdy przeciętne wynagrodzenie w obu sektorach jest zbliżone, mediana wynagrodzenia amerykańskiego pracownika wynosi 26 363 dol. i jest o 14 tys. dol. niższa niż w sektorze publicznym. Podczas gdy pracownicy szczebla kierowniczego korporacji i sektora finansowego (0,5% wszystkich zatrudnionych) zarabiają grube miliony dolarów, miliony zatrudnionych w prywatnych przedsiębiorstwach harują w gastronomi, opiece medycznej, biurach i jako pomoce domowe za płacę poniżej przeciętnej.
5. Prywatyzacja stanowi często „zachętę do porażki”.
Sprywatyzowane usługi są zorganizowane w taki sposób, by przynosiły zysk właścicielom, nie zaś służyły dobru społecznemu. Produktem ubocznym dążenia do zysku jest to, że niektórzy ludzie poniosą po drodze straty i części struktury społecznej ulega zniszczeniu po to, aby inwestorzy mogli zarobić.
Widać to wyraźnie na przykładzie sprywatyzowanego więziennictwa, którego sukces zależy od spadku przestrzegania prawa. Amerykańska Korporacja Więziennictwa (Corrections Corporation of America) zaoferowała poprowadzenie systemu więziennictwa w którymkolwiek ze stanów pod warunkiem zagwarantowania, że więzienia będą przez cały czas w co najmniej 90% zapełnione. „Właśnie w tym momencie zaczyna to być groźne”, mówi Joe Weisenthal z portalu „Business Insider”, „ponieważ jako inwestor naciskasz na to, aby więcej ludzi było wsadzanych do więzień”.
Ten bodziec do błędnego funkcjonowania jest również widoczny w przypadku umów prywatyzacyjnych dróg w Kalifornii i Wirginii, gdzie klauzule mające zapobiegać konkurencji sprawiły, iż lokalne władze samorządowe zaprzestały napraw dróg, które mogłyby konkurować ze sprywatyzowaną drogą płatną. W Wirginii zarządca drogi płatnej zażądał nawet od stanu zwrotu kosztów w związku z nadmierną, jego zdaniem, skalą car-poolingu (wspólnego korzystania z samochodu z powodów finansowych lub ekologicznych – przyp. red.), który może obniżyć jego zyski.
Takich przykładów jest więcej. Umowa prywatyzacyjna chicagowskich parkomatów wymaga odszkodowania, jeśli miasto chce zamknąć ulicę z powodu ulicznej parady. Z kolei umowa dotycząca drogi płatnej w Indianie nakłada na samorząd obowiązek zwrotu kosztów w razie odstąpienia od pobierania opłat ze względów bezpieczeństwa w czasie powodzi.
Planowana prywatyzacja Poczty skazuje to przedsiębiorstwo na upadek na skutek zastosowania przepisów Postal Accountability and Enhancement Act, wymagających od USPS (United States Postal Service ) przedpłaty świadczeń zdrowotnych dla wszystkich pracowników, nawet tych, którzy jeszcze się nie urodzili, za następne 75 lat. Te dziwaczne wymagania doprowadzą po raz pierwszy do sytuacji, w której dobrze zarządzane przedsiębiorstwo świadczące usługi publiczne nie będzie w stanie spłacić swoich kredytów.
Z góry skazani na niepowodzenie są również studenci nastawionych na zysk szkół wyższych, które 90% swoich wpływów otrzymują z kieszeni amerykańskich podatników. Gdy opłaty za studia wpłyną na konto uczelni, mają one mniejszą motywację do nauczania, o czym świadczy fakt, że ponad połowa studentów przyjętych na te uczelnie w latach 2008-2009 kończy naukę bez uzyskania stopnia akademickiego bądź dyplomu.
Mamy wreszcie naszych najmniejszych studentów, którzy również będą poszkodowani wskutek pomysłów zwolenników szkół prywatnych w Wisconsin twierdzących, iż prawny obowiązek zapewnienia placu zabaw w nowych szkołach podstawowych „w znaczący sposób ogranicza możliwość wyboru rodzaju edukacji dziecka przez rodziców”.
W zbyt wielu przypadkach prywatyzacja oznacza sukces dla niewielu i porażkę dla społeczności, której miała służyć. Chyba, że za sukces uznamy korporacyjne logo wyryte na ścianie Mount Rushmore.
Artykuł ukazał się na portalu AlterNet 13 sierpnia 2012 r. Przeł. Jan Skoczylas.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.