ISSN 2657-9596

Równość powinna być czymś normalnym

Bartłomiej Kozek , Izabela Stawicka
16/12/2011

O tym, co może zrobić samorząd dla większej równości kobiet i mężczyzn, o biedzie na Mokotowie i o tym, który sport jest najbardziej demokratyczny opowiada radna dzielnicy Mokotów Izabela Stawicka (Partia Kobiet) w rozmowie z Bartłomiejem Kozkiem.

Bartłomiej Kozek: Jesteś jedyną radną Partii Kobiet w Warszawie i – jeśli dobrze kojarzę – także w Polsce. Co możesz zrobić jako pojedyncza osoba w radzie dzielnicy Mokotów? Z jakich działań, które podjęłaś jako radna, jesteś szczególnie dumna?

Izabela Stawicka: Rzeczywiście po ostatnich wyborach samorządowych okazało się, że jestem pierwszą radną w dziejach Partii Kobiet, ale jestem pewna, że za trzy lata będziemy miały więcej przedstawicielek we władzach samorządowych. To jak pracuję jako radna, jest tak naprawdę kontynuacją moich wcześniejszych działań. Od lat mieszkam na Mokotowie, tu toczy się większość mojego codziennego życia, lubię moich sąsiadów i chciałabym, żeby dobrze im się tu żyło. Rada dzielnicy Mokotów liczy sobie dwudziestu ośmiu radnych, a dzięki głosom wyborców mamy w radzie parytet – czternaście radnych (kobiet) i czternastu radnych (mężczyzn), co dla mnie jest ważne i symboliczne. Robię wszystko, aby przekonać radnych do moich pomysłów i inicjatyw, włączyć ich w swoje działania i pokazać, że nie taka feministka straszna, jak ją malują.

BK: Podejmujesz w radzie dzielnicy inicjatywy o charakterze feministycznym?

IS: Właśnie skończyły się obchody 16 Dni Przeciw Przemocy Wobec Kobiet, które po raz pierwszy odbyły się w naszej dzielnicy. Udało mi się przekonać do tej idei przewodniczącego rady dzielnicy Miłosza Góreckiego i burmistrzów dzielnicy Mokotów Bogdana Olesińskiego i Piotra Boresowicza. Dzięki ich wsparciu zorganizowałam obchody we współpracy z organizacjami pozarządowymi (Fundacja Centrum Praw Kobiet, Fundacja Polska Jest Kobietą, Fundacja im. Izabeli Jarugi-Nowackiej). Odbył się happening pod Urzędem Dzielnicy, spotkanie filmowe z reżyserem filmu dokumentalnego o przemocy wobec kobiet, a także przedstawienie teatralne wykonywane przez grupę złożoną z byłych ofiar przemocy. Już planuję obchody Dnia Kobiet na Mokotowie (niemające nic wspólnego z goździkiem i paczką rajstop).

BK: Jak udało ci się dostać do Rady Mokotowa? W oczach prawicowych publicystów byłabyś zapewne „oderwaną od życia feministką”, a jednak udało ci się. Czym przekonałaś do siebie ludzi?

IS: Czym przekonałam do siebie wyborców? Pewnie trzeba by ich samych o to zapytać (śmiech). Myślę, że wyborcy postawili na to, co prawdziwe. Nie jestem przedstawicielką aparatu partyjnego. Jestem ich sąsiadką, działaczką społeczną, jedną z nich. Dla wielu osób znaczenie miało pewnie też to, że jestem z Partii Kobiet, a ta partia kojarzy się ludziom pozytywnie, z zaradnymi kobietami, które chcą wziąć sprawy w swoje kompetentne ręce. Sporo osób mnie zna, wie, że jestem konkretna, pracowita i kocham Warszawę jak żadne inne miejsce na ziemi. Bycie radną traktuję jak pracę na rzecz mieszkańców mojej dzielnicy, mój osobisty wkład w lepszy świat. „Oderwana od życia” to chyba ostatnie określenie, które można do mnie odnieść. Twardo stąpam po ziemi, wolę działać niż mówić, konsekwentnie realizuję obrane cele – ideał radnej, prawda?

BK: Absolutną większość w dzielnicy ma dziś Platforma Obywatelska. Czy udaje Ci się przekonać koleżanki i kolegów z rady do swoich pomysłów? Jak wyglądają relacje między poszczególnymi partiami w radzie? Czy widzisz wśród nich chęć współpracy, czy partyjne podziały blokują możliwość porozumienia nawet na najniższym szczeblu stołecznego samorządu?

IS: Uważam, że z każdym można się porozumieć i z każdym można współpracować. Oczywiście nie zawsze jest to łatwe, ale warto się starać. Radnych z innych klubów traktuję jako osoby, z którymi łączy mnie wspólny cel – dobro mieszkańców Mokotowa. Czasem rozumiemy je inaczej, ale ja nigdy nie składam broni i staram się osiągać moje cele, choćby małymi kroczkami. Rzeczywiście trudno porzucić perspektywę partyjną. Mając to na uwadze, staram się po prostu przekonywać do swoich inicjatyw tych, którzy mają największy wpływ na opinie (a co za tym idzie sposób głosowania) swoich klubowych koleżanek i kolegów.

BK: Wśród swoich głównych zainteresowań wymieniasz walkę z ubóstwem. Mokotów w powszechnym odczuciu kojarzy się raczej z zamożnością i prestiżem…

IS: Wbrew pozorom problem biedy i wykluczenia społecznego na Mokotowie jest duży. Być może osobom z zewnątrz wydaje się, że na Mokotowie wszyscy mieszkają w apartamentach po 10 tys. za metr kwadratowy. Rzeczywistość wygląda inaczej. Na Mokotowie są setki dzieci, które jedzą jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia w szkolnej stołówce, ludzie żyją w mieszkaniach bez łazienek, a emeryci są tak biedni, że nie są w stanie przeżyć do tzw. pierwszego. Pocieszające jest to, że w mokotowskim wydziale spraw społecznych pracują kompetentni ludzie, którym naprawdę zależy na rozwiązaniu problemów mieszkańców. Bardzo chciałabym żeby władze dzielnicy ściślej współpracowały z organizacjami pozarządowymi, także przy kwestiach walki z ubóstwem. Marzy mi się zorganizowanie ciała doradczego do spraw społecznych, które złożone byłoby z przedstawicieli różnych grup – zarówno radnych, władz dzielnicy, jak i mieszkańców i organizacji pozarządowych.

BK: Jak radne i radni podchodzą do poruszanych przez Ciebie kwestii związanych z równym statusem kobiet i mężczyzn – czy rozumieją temat czy traktują to jako fanaberię? Co samorząd może zrobić z kwestiami związanymi z dyskryminacją?

IS: Samorząd może zrobić wszystko, jeśli zechce, lub nic, jeśli nie zechce. Staram się, żeby dla radnych kwestia równości stała się czymś normalnym i bezdyskusyjnym. Mimo że jestem chyba pierwszą zdeklarowaną feministką w Radzie Dzielnicy Mokotów, nie odczuwam w żaden sposób negatywnych sygnałów dotyczących tematyki równościowej. Często spotykam się po prostu z brakiem wiedzy na ten temat! Bo w zasadzie – skąd ludzie mają ją czerpać? Szkoły pielęgnują wzorce patriarchalne, media albo nie przekazują rzetelnej wiedzy, albo nie mówią o tym wcale, nie ma żadnego rządowego programu dotyczącego edukacji antydyskryminacyjnej. Planuję zorganizowanie szkoleń dla radnych i urzędników dotyczących tematyki równości i walki z dyskryminacją. (Zapraszam do współpracy przy szkoleniach organizacje pozarządowe!) Edukacja i powtarzanie do znudzenia „oczywistych oczywistości” to moim zdaniem podstawa sukcesu. Jestem już po wstępnych rozmowach z przewodniczącym klubu PO na Mokotowie i liczę na to, że w 2012 r. Rada Dzielnicy podpisze zobowiązanie do wdrażania Europejskiej Karty Praw Równości Kobiet i Mężczyzn jako pierwsza warszawska dzielnica. Bardzo chciałabym żeby na przyszłorocznej Manifie poszli ze mną radni i radne z Mokotowa.

BK: Przeglądając stronę z twoimi interpelacjami, zauważyłem, że duża część z nich dotyczy opieki żłobkowej i przedszkolnej, a także kwestii edukacyjnych.

IS: To po prostu echo różnych spotkań z mieszkańcami i mieszkankami Mokotowa. Często rozmawiam z rodzicami i wciąż pojawiają się nowe problemy – brak miejsc w żłobkach jest najbardziej doskwierający i uciążliwy. Problemy dotyczące dzieci są dla mnie bardzo ważne, ponieważ uważam, że to, jak będziemy traktować te kwestie dzisiaj, będzie miało odzwierciedlenie w świecie, w którym będziemy żyć za trzydzieści lat.

BK: Zasiadasz w dzielnicowej komisji sportu i turystyki. Czego w tych dziedzinach brakuje na Mokotowie?

IS: Niestety łatwiej jest odpowiedzieć, czego nie brakuje… Ze względu na kryzys nie mamy szansy na nowe inwestycje sportowe. Mam wciąż wrażenie, że za mało wykorzystujemy potencjał organizacji pozarządowych, za mało jest bezpłatnych zajęć sportowych dla mieszkańców, za mało zorganizowanych spacerów i wycieczek po naszej dzielnicy. Sport to bardzo ważna część mojego życia, jestem zapaloną biegaczką. Uważam, że bieganie to najbardziej demokratyczny sport świata – wystarczą tylko buty, wygodny strój i chęci. Nie potrzebujesz karnetów, sprzętu, wiele czasu. Dlatego cieszę się, że na Mokotowie udało się zorganizować bezpłatne ścieżki biegowe dla kobiet, są też zajęcia z nordic walkingu i samoobrony.

BK: Czy możesz zdradzić nam swoje plany na przyszłość? Jakie inicjatywy będziesz podejmowała w najbliższym czasie?

IS: Moje plany na najbliższe trzy lata pracy w dzielnicy? Po pierwsze: podpisanie przez Radę Dzielnicy zobowiązania do wdrażania Europejskiej Karty Praw Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym. Po drugie: doprowadzenie do rozpoczęcia prac nad rewitalizacją okolic Jeziorka Czerniakowskiego. Marzy mi się teren rekreacyjny ze ścieżkami rowerowymi i biegowymi, utworzenie ścieżek edukacyjnych, plaża, stanowiska do obserwacji ptaków – okolice Jeziorka mogłyby być dla mieszkańców Mokotowa, tym, czym jest Park Skaryszewski dla mieszkańców Pragi. Po trzecie: utworzenie linii autobusowej łączącej Sadybę i Stegny z Metrem Wilanowska. Chodzi o autobusy kursujące co pięć minut wokół osiedli – od pętli Sadyba do pętli metro Wilanowska. Po czwarte: utworzenie na terenie dzielnicy Centrum Kobiet, miejsca skupiającego organizacje pozarządowe działające na rzecz kobiet, a także domu-pogotowia dla kobiet ofiar przemocy. Mottem, które przyświeca mi w staraniach o realizację tych planów są słowa Izy Jarugi-Nowackiej: „Jeśli wierzy się w postęp, w sprawiedliwy świat – to trzeba mieć wizję i naprawdę czegoś chcieć. Co z tego, że marzenia rzadko spełniają się do końca? Bez nich buduje się tylko szare baraki”.

Izabela Stawicka – absolwentka UW. Przewodnicząca Partii Kobiet Regionu Mazowieckiego, radna dzielnicy Mokotów. Pracuje w dziale komunikacji organizacji pozarządowej. Zaangażowana w działania Fundacji Polska Jest Kobietą. Zakochana w Warszawie i porannym bieganiu. Miłośniczka i recenzentka książek dla dzieci i młodzieży. Członkini Porozumienia Kobiet 8 Marca. Wegetarianka od piętnastu lat. Ulubione słowa: równość i sprawiedliwość. Mama czteroletniej Heleny. Wierzy w ludzi.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.