ISSN 2657-9596

Olimpijskie walki

Red Pepper
23/07/2012

O co chodzi przeciwnikom igrzysk w Londynie? O co będą walczyć, gdy igrzyska się skończą? Działacze ze wschodniego Londynu relacjonują przebieg siedmioletniej kampanii przeciw Igrzyskom Olimpijskim 2012.

Igrzyska i opór

Protesty zaczęły się już w 2004 r., kiedy Londyn zaczął zabiegać w MKOl o to, by zostać gospodarzem Igrzysk Olimpijskich w 2012 r. Mimo że objęły szerokie kręgi, prawie w ogóle nie zostały odnotowane przez media. Sprzeciw organizował się często wokół spraw lokalnych, kampanie imponowały taktyczną pomysłowością i pobudziły lokalne społeczności do organizowania się wokół innych spraw, nie tylko związanych z igrzyskami. Opór będzie trwał także po zakończeniu igrzysk, aby przeciwstawić się „spuściźnie” po korporacyjnym spektaklu.

Igrzyska Olimpijskie zawsze są dużym wyzwaniem dla lokalnych, oddolnych aktywistek i aktywistów politycznych. W naturę „megaimprezy” wpisany jest antydemokratyczny system wartości, stawiający zysk na pierwszym miejscu, przed potrzebami ludzi. Widać to w treści umowy, jaką obowiązkowo podpisuje każde miasto-gospodarz (chociaż do jej tekstu nie jest łatwo dotrzeć). Miasto-gospodarz zobowiązane jest funkcjonować w czasie igrzysk według zmienionych zasad prawnych. Np. ma obowiązek zakazać wydarzeń, które mogłyby w jakikolwiek sposób zakłócić przebieg igrzysk, a które odbywałyby się w tym mieście lub w jego pobliżu w czasie igrzysk lub kilka tygodni przed ich rozpoczęciem. W istocie oznacza to czasowy zakaz protestów.

W czasie, gdy władze Londynu zabiegały o organizację igrzysk, kampania „No London 2012” walczyła przeciw organizowaniu Olimpiady w Londynie. Rozpoczęła się ona w grudniu 2004 r. i objęła szerokie kręgi społeczeństwa: od właścicieli łodzi przez skłotersów, fanów sportu, lokalną ludność, uczestników kampanii przeciw rasizmowi policji po działaczy ekologicznych. Przeciwstawiali się oni staraniom władz Londynu m.in. z powodu groźby zniszczenia lokalnych mieszkań i obiektów sportowych, utraty wspólnej przestrzeni miejskiej i terenów zielonych, naruszania swobód obywatelskich. Sprzeciwiali się pozorowanym konsultacjom społecznym, nastawionym na wytworzenie przyzwolenia dla z góry podjętej decyzji.

Uczestnicy kampanii No London 2012 zorganizowali protesty w czasie wizyty przedstawicieli MKOl w lutym 2005 r. Był protest na rowerach, marsz oraz regaty. Była petycja w internecie oraz formalne pismo do wszystkich uprawnionych do głosowania członków MKOl, w którym zwracano uwagę na szkody, jakie mogą wyniknąć z przeprowadzenia igrzysk. Lokalne media zmobilizowano do informowania mieszkańców w pięciu zainteresowanych dzielnicach. W okresie starań o organizację igrzysk Hackney and Leyton Football League prowadziła kampanię dotyczącą spraw sportu. Stowarzyszenie kupców Marshgate Lane występowało przeciwko przymusowym wykupom oraz związaną z tym utratą miejsc pracy. Kooperatywa mieszkaniowa Clays Lane walczyła o swoje być albo nie być w przypadku, gdyby doszło do podpisania umowy, zaś Grupa Użytkowników Hackney Marshes protestowała w obawie przed negatywnym wpływem igrzysk na tereny zielone.

W lipcu 2005 r. Londyn został wybrany na gospodarza igrzysk. Zniechęciło to wielu organizatorów kampanii, którzy wiedzieli, że po podpisaniu umowy trudniej będzie walczyć przeciw szeregowi odrębnych problemów spowodowanych przez organizację Olimpiady. Jednak praca organizacyjna trwała i trwa nadal. To dowód na to, że kampania, która polega na nieprzerwanym oddolnym organizowaniu się ludzi i nie jest tylko reaktywna, ma szanse przetrwania.

Sednem tej formy aktywizmu jest połączenie walki przeciw igrzyskom z działalnością różnych już istniejących grup, zajmujących się sprawami mieszkaniowymi, ochroną środowiska itp. Dzięki łączeniom różnych spraw kampanie są bardziej efektywne, gdyż ich celem nie jest powstrzymanie Igrzysk Olimpijskich – co byłoby niemożliwe ze względu na zaangażowaną w igrzyska potężną promocję, pieniądze i władzę MKOl i związanych z nim korporacji. Sens kampanii nadają walki o różne sprawy prowadzone przed, w trakcie i po igrzyskach. Jeśli będą kontynuowane, to rzeczywistą spuścizną igrzysk będzie zdolność społeczności lokalnych do stawiania oporu olimpijskim spekulantom.

Brutalny proces wywłaszczeń

Gdy tylko wybrano Londyn na gospodarza olimpiady, zaczęła się walka przeciw wywłaszczeniom z działek i domów oraz przejęciom terenów zielonych. Np. 425 mieszkańców domów należących do Kooperatywy Mieszkaniowej Clays Lane, które znajdowały się na terenie obecnej wioski lekkoatletycznej, zostało przesiedlonych zaraz po tym jak deweloper, London Development Agency, otrzymał polecenie przymusowego zakupu. Mieszkańcy zostali rozrzuceni po różnych częściach Londynu, tracąc na tym średnio 50 funtów tygodniowo. Pozbawiono ich także ich wspólnoty mieszkaniowej i ukształtowanych w jej obrębie więzi społecznych.

Julian Cheyne, jeden z mieszkańców Clays Lane i działacz organizacji Games Monitor, został siłą pozbawiony domu: „Przymusowy wykup jest brutalnym procesem. Od samego początku okłamywano mieszkańców Clays Lane, składano różne obietnice i natychmiast je łamano”.

Jednym ze skutków Olimpiady były próby skłócenia lokalnych społeczności. Właściciele działek Manor Gardens, którzy stoczyli długą, uwieńczoną sukcesem walkę o zachowanie swojej społeczności, nagle dowiedzieli się, że mają być przeniesieni do Marsh Lane Fields, na wspólny teren broniony przez Lamas Lands Defence Committee. Podobna sytuacja była z wyrzuconymi z Clays Lane Travellersami (koczownicza grupa etniczna pochodzenia irlandzkiego – przyp. red.). Jak już wywalczyli, że nie przeniosą ich do domów sąsiadujących z estakadą w Jenkins Lane we wschodniej części Newham, to okazało się, że kolejna przewidziana dla nich lokalizacja oznaczała utratę otwartej przestrzeni i ośrodka kultury przy Major Road. Metody współpracy wypracowane przez te społeczności pozwalały wspólnie przeciwstawiać się takim przemieszczeniom. Jednak gdy inną, niedużą grupę Travellersów skierowano do Hackney Marshes, obrońcy tych terenów poczuli się bardzo rozżaleni.

Zabieranie mieszkańcom otwartej przestrzeni rodziło wiele innych konfliktów. W ramach kampanii NOGOE 2012 ostro protestowano przeciw organizowaniu zawodów konnych w Greenwich Park. Piłkarze z miejscowych drużyn piłkarskich potępili odebranie im boisk w East March, a mieszkańcy domów przy Leabank Square protestowali przeciw zabieraniu im terenów Arena Field. Wystąpiono też o przeprowadzenie kontroli sądowej dotyczącej decyzji o utworzeniu „tymczasowego” centrum operacyjnego policji przy Wanstead Flats. Sprawa ta będzie wkrótce rozpatrywana. W ramach kampanii Save Wanstead Flats odbyło się szereg imprez, takich jak pikniki protestacyjne na terenie planowanego centrum policyjnego. Działania te zyskały szerokie poparcie społeczne.

Eksmisje i gentryfikacja

Eksmisje i gentryfikacja są ze sobą nierozłączne i składają się na jeden długofalowy proces. Często rozpoczynają się przed wielkimi imprezami i trwają po ich zakończeniu, powodując niszczące przekształcenia struktury społeczności lokalnych. Nic dziwnego, że w dzielnicach olimpijskich pojawiły się ruchy przeciw gentryfikacji.

W Dalston w dzielnicy Hackney w zabytkowym budynku teatru powstało centrum społęczne Everything4Everyone, zamieszkałe przez skłotersów. Budynek ten był okupowany od lutego do listopada 2006 r. w proteście przeciw gentryfikacji Hackney i w związku z zagrożeniem, jakim była dla niego nowa stacja Dalston Junction oraz bloki z luksusowymi mieszkaniami. Ten teren „zabudowywano” w ramach przygotowań do Olimpiady. W skłocie był ogród na dachu, wyświetlano filmy, odbywały się wieczory muzyczne. Była też kawiarnia. Budynek teatru został w końcu zburzony, ale centrum społeczne zbliżyło ludzi do siebie, i po zniszczeniu budynku spotkania odbywały się na placu naprzeciwko. Odbyła się tam m.in. publiczna debata o tym, jak „regeneracja” wpływa na społeczności lokalne.

Podobne problemy miał Broadway Market w Hackney. Agencja nieruchomości wyznaczona przez radę dzielnicy sprzedała nieruchomości komercyjne warte 225 mln funtów za jedyne 70 mlm, przy czym lwią część zagarnęły kartele deweloperskie zarejestrowane za granicą. Rozpoczęto wtedy kampanię mającą na celu uratowanie Broadway Market. Zagrożona była m.in. kawiarnia Tony’s Cafe, od 30 lat działająca w jednym miejscu. Jej właściciel wielokrotnie próbował wykupić lokal od dzielnicy, ale zignorowano jego ofertę i wybrano bogatego dewelopera. Tak samo potraktowano wielu innych najemców. W trakcie kampanii w obronie kawiarni ludzie trzykrotnie okupowali lokal, aby powstrzymać eksmisję, a nawet odbudowali go po tym, gdy deweloper częściowo rozebrał budynek. W końcu odbyła się eksmisja, miejsce po kawiarni zajęły luksusowe mieszkania. Ale dzięki protestom wiele osób mogło po raz pierwszy uczestniczyć w akcji bezpośredniej.

Nie tak zielono

Początkowo Igrzyska Olimpijskie 2012 miały być „najbardziej zielonymi” zawodami – dopóki organizatorzy nie zorientowali się, że to niemożliwe. Rowerzyści z Eastway Cyclists musieli długo i ciężko pertraktować, żeby zapewniono im odpowiednie ścieżki rowerowe w miejsce tych, które stracili. Mieszkańcy Clays Lane próbowali sądzić się z ODA, ale odmówiono im pomocy prawnej w związku z zagrożeniem dla zdrowia z powodu materiałów radioaktywnych na ścieżce Eastway Cycle Track.

Kampanię dotyczącą spartaczonej rekultywacji parku kontynuowali członkowie grupy Games Monitor, którzy dzięki długotrwałej kampanii Freedom of Information ujawnili poważne zagrożenia dla zdrowia. „Obiecywali, że Olimpiada będzie wyjątkową okazją do oczyszczenia tego skażonego terenu”, przypomina Mike Wells, naukowiec zaangażowany w Games Monitor. „Zamiast wyczyścić ten teren, prowadzone tam prace spowodowały, że skażenie rozniosło się na duży obszar. Umyślnie też, i nielegalnie, zakopywano w parku olimpijskim substancje radioaktywne. Robiono to 250 metrów od głównego stadionu”.

Organizacja Nuclear Trains Action Group (NTAG) od dawna protestowała przeciw transportowi odpadów radioaktywnych z Sizewell przez Londyn. Wstrzymano ten transport na czas Olimpiady, co NTAG przypisuje sobie jako zwycięstwo odniesione w długiej kampanii.

Zarówno zorganizowane, jak i nieformalne protesty robotników dowodzą, że Olimpiada w Londynie nie mogła sobie pozwolić na ignorowanie ich żądań. Związek zawodowy w Metropolitalnej Korporacji Transportowej (RMT) zadbał o to, aby kierowcy pracujący w czasie Olimpiady w warunkach zwiększonego ruchu dostali premie, a wszyscy pracownicy londyńskiego metra otrzymali 5-procentową podwyżkę płac, z gwarancjami dotyczącymi inflacji na trzy lata.

Jednak RMT inaczej traktowało protesty pracowników niezwiązanych bezpośrednio z transportem. Działacze i członkowie związku, którzy organizowali akcje związane z Olimpiadą byli umieszczani na czarnej liście. Tak było też z członkami związku budowlańców UCATT oraz Unite. Poseł John McDonnell powiedział, że takie umieszczanie ludzi na czarnej liście jest „jednym z najgorszych przykładów łamania praw człowieka w Wielkiej Brytanii”.

W obliczu represji stosowanych przez biurokratyczną korporację – organizatora Olimpiady oraz nękania ludzi, robotnicy z różnych placów olimpijskich budów musieli walczyć o to, by móc się organizować. Mimo to udało się zorganizować akcje protestacyjne przeciwko umieszczaniu działaczy związkowych na czarnych listach. W reakcji na zapowiedź 30-procentowej obniżki płac elektrycy ze związku Unite zorganizowali serię strajków oraz okupacji dróg, zarówno w Londynie, jak i w innych miejscach. W raporcie opublikowanym w 2010 r. przez związek IWW ujawniono przypadki łamania zasad BHP prowadzące do serii wypadków, także śmiertelnych, które zostały zatuszowane.

Co po igrzyskach?

Działacze widzą potrzebę łączenia ze sobą różnorodnych kampanii związanych z igrzyskami, dzięki którym ludzie mogą jednoczyć się, wzajemnie popierać się, a także wykorzystać olimpijski spektakl do zbudowania trwałej sieci ruchów społecznego protestu. Najnowszą próbą stworzenia takiej antyolimpijskich sieci jest Counter Olympics Network (CON), która w okresie przygotowań do Olimpiady i obecnie przeprowadza różnorodne akcje, takie jak wieczorne spotkania informacyjne, pokazy filmów, czy „spacery z historią”.

Beth Lawrence z CON wyjaśnia: „Ważne jest, aby ludzie uczestniczący w kampaniach działali razem, dzielili się swoimi doświadczeniami, aby opór przeciw Olimpiadzie przybrał globalny wymiar. Uczyliśmy się z doświadczeń aktywistów z Kanady i z Chicago, i chętnie pomożemy innym przeciwstawiać się staraniom ich miast o Igrzyska”. Radykalne media i grupy badawcze ciężko pracowały, aby zbliżyć ludzi do siebie i ujawnić prawdę o „ich” (a nie naszych) igrzyskach. Robił to m.in. kolektyw filmowy Spectacle, a także krytyczna wobec korporacji kooperatywa naukowa Corporate Watch oraz strona internetowa Games Monitor, która zawiera obszerny zbiór materiałów demaskujących mity Olimpiady.

Imprezy na tak wielką skalę są ogromnym wyzwaniem dla społeczności lokalnych, dla ich organizowania się, ponieważ jest tak dużo spraw na raz do załatwienia, i ciągle napływają nowe. I ponieważ od chwili przyznania praw do organizacji igrzysk niemożliwe wydaje się zatrzymanie tego procesu. A jednak to, że ludzie są gotowi aktywnie sprzeciwiać się Igrzyskom Olimpijskim dowodzi, że pozostawią one po sobie nie tylko obiekty sportowe i korporacyjne zyski, lecz także dziedzictwo społecznego protestu.

Tłumaczenie i adaptacja tekstu na podstawie The Olympic struggle of the London 2012 resisters. Przeł. Ewa Charkiewicz.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.