ISSN 2657-9596

Młot na Mikołaja

Monika Kostera , Adam Węgłowski
21/11/2024

Przyszłość. Ludzkość poradziła sobie z problemami, które zagrażały jej przetrwaniu na początku XXI wieku. Historia ma dalszy ciąg. I jak to bywa w przypadku dalszych ciągów, nie bez znaczenia jest dla nich przeszłość. Wynaleziono chronoport do podróżowania wstecz, aczkolwiek ze względu na zagrożenia jakie niesie to urządzenie, pozostaje do użytku wyłącznie naukowego. Badaczki i badacze przeszłości – z przyszłości – po przejściu długotrwałych szkoleń z etyki i technologii chronoportacji, studiują wybrane historyczne obszary czasu i przestrzeni. Po to, żeby zrozumieć lepiej kim jesteśmy, skąd przybywamy i dokąd zmierzamy.

Rzadko kiedy jednak pozwalano nam studentom na przeniesienie się w czas i miejsce, w którym dokonywano spektakularnego rabunku. I to rabunku, który miał gigantyczny wpływ na całą naszą cywilizację!

A jednak, tak oto stoimy, Lelum i Polelum, w Demre – a właściwie w Myrze, bo tak nazywało się to anatolijskie miasto w roku 1087, do którego się cofnęliśmy. O tysiąc lat i troszkę ponad ćwierć wieku. Z epoki, w której zrozumieliśmy, że rabunek jest zaburzeniem cyklu edukacyjnego, wobec czego wymaga intensywnej edukacji z zakresu etyki – do czasów, kiedy z powodu rażącego niedouczenia karano rabusiów więzieniem lub śmiercią, pozostawiając ich na zawsze w stanie ignorancji, co obrabowanym w niczym nie pomagało. Innymi słowy: smutne czasy bez kursów z etyki (nie mamy pojęcia jak ludzie mogli w ogóle żyć w takich czasach! Wyobraźcie sobie tylko: przedszkole bez czytanek etycznych dla dzieci… Jak można?).

W owym roku 1087 stoimy sobie w katedrze w Myrze, całkiem jeszcze niezniszczonej. Tu najwyraźniej mieli coś w rodzaju podstawowych kursów z etyki – taką funkcję bowiem pełniły obrazy na witrażach i ścianach, przedstawiające różne osoby czyniące dobro i kilka czyniących zło. Główną ozdobą katedry jest jednak grób świętego Mikołaja. Ów dawny biskup zasłynął jako dobroczyńca – podrzucający pieniądze biedakom, uposażający w posagi panny z wielodzietnych rodzin, ratujący przed śmiercią niesłusznie skazanych i co tam jeszcze hagiografowie (niczym autorzy podręczników do etyki) wymyślą. Po śmierci przypisywano mu rozliczne cuda (jednak nie chodzi o zdanie egzaminu doktorskiego w pierwszym terminie!). Święty Mikołaj otaczał opieką zwłaszcza dzieci i żeglarzy. Zaś widocznym znakiem pozagrobowej działalności chrześcijańskiego biskupa w doczesnym świecie miała być pachnąca maź wylewająca się z miejsca pochówku, nazwana cudowną manną. Widzieliśmy ją. Wydobywała się z sarkofagu, który właśnie rozbijał wielgachnym młotem niejaki Mateusz.

Obok leżeli związani katedralni strażnicy.

– Co wy robicie? Złodzieje! – krzyczeli na Mateusza i jego współtowarzyszy, uzbrojonych w miecze, sztylety i topory. – Myśleliśmy, że przypłynęliście z Bari, żeby nam pomóc w walce z Turkami, a wy okazaliście się nędznymi łupieżcami! – prawie rozpłakał się kościelny, siwy jak gołąbek.

– Milczeć – uciszył go zdyszany Mateusz, odkładając młot – Lepiej, żebyśmy my to wzięli, a nie Turcy. Albo Wenecjanie. Ci to dopiero kradną. Zbudujemy piękną bazylikę dla tych świętych kości – wskazał na szczątki wysypujące się z rozbitego sarkofagu.

– Co za bandziory. Przecież wiadomo, że chodzi im tylko o pieniądze od pielgrzymów, za relikwie i inne pseudocuda! – mruknąłem ja, Lelum, do współbadacza, czyli do Polelum. Fascynujące studium przypadku ze słynnych badań Watykanu było od dawna w kanonie lektur, więc wiedzieliśmy, że po zbieraczach artefaktów w czasach minionych trudno oczekiwać naukowej rzetelności.

Najwyraźniej jednak zapomnieliśmy wejść w tryb incognito, czyli wcielić się w postaci znużonych drogą świątobliwych pielgrzymów. Prawo Postrzegania w Czasie mówi, że ludzie nie widzą tego, co nie ma dla nich sensu. Znalazłszy się wobec zjawiska z przyszłości, nawet jeśli mają je tuż przed oczami, nie widzą po prostu nic, czego w ich własnych czasach nie było. Nie można zobaczyć badacza przeszłości, jeśli nie przebierze się skutecznie za osobę z badanej epoki. Więc nawet, jeśli nas, młodych badaczy, dostrzeżono, to nie jako studentów etnografów, lecz jako kogoś, kto wtedy istniał – nawet w nadmiarze. Czyli jako wszędobylską gawiedź.

Po chwili oboje leżeliśmy już spętani obok Siwego i katedralnych strażników.

– Nie musicie używać siły! – zapiszczał Polelum, czyli współbadacz piszącego te słowa. Na szczęście translator był sprawny, więc jego XI-wieczna łacina była bez zarzutu.

– Nawet święci używają siły – odparł Mateusz – Mikołaj dał w nos Ariuszowi, gdy na soborze nicejskim pokłócili się w kwestiach teologicznych.

– To tylko plotka – włączył się Siwy. – A poza tym nie wiemy, kim są ci młodzi ludzie. Puśćcie ich wolno.

– Jeszcze czego! Żeby wezwali waszych sąsiadów? Wtedy nie uszlibyśmy stąd z życiem – zaśmiał się Mateusz.

– To co z nami wszystkimi zrobicie? – zapytał Siwy. W odpowiedzi Mateusz tylko pogładził młot. My, czyli Lelum i Polelum, zadrżeliśmy. Zaczęliśmy sobie w duchu wyrzucać, że mogliśmy skorzystać w badaniach z „czapki niewidki” (niestety, zwykle pogardzanej przez profesorów). Albo po prostu pójść na religioznawstwo starosłowiańskie, jak chcieli rodzice. Nikt z przeszłości by im nie groził śmiercią, a co najwyżej ich ubóstwiał.

Pierwszy doszedł do siebie Lelum, czyli piszący te słowa.

– Czy możemy prosić o chwilę uwagi? – zwrócił się do Barijczyków.

– Gadaj, ino krótko – odparł Mateusz.

– Ściągacie na siebie ogromne niebezpieczeństwo, zabierając te kości – skinąłem głową na rozbity grób. Współtowarzysze Mateusza właśnie wygrzebywali stamtąd szczątki świętego i wrzucali do wielkiej płóciennej torby.

– Znam ja tę śpiewkę o gniewie niebios. Daruj sobie. Niebiosa sprzyjają tym, którzy mają ze sobą relikwie! – Mateusz był bardzo pewny siebie.

– Nie w tym rzecz. Wasze miasto, Bari, bardzo dużo zarobi na tej wyprawie, jednakże tylko w krótkim terminie. Długoterminowo ściągacie na siebie prawdziwy obłęd! – Polelum zapewnił mnie później, że mój głos brzmiał bardzo przekonywująco, jak jakiegoś proroka. Badani nie mieli do czynienia z fenomenem studenta ściemniającego na egzaminie, więc bez trudu wniknął do ich umysłów ten charakterystyczny ton.

Zaś ja, piszący te słowa Lelum, oznajmiałem, z coraz większym przekonaniem, że w przyszłości, dla kolejnych pokoleń, święty Mikołaj zmieni się z biskupa z pastorałem w ręku w niejakiego Santę. Czyli w rubasznego dziadka w czerwonym kubraku, jeżdżącego saniami zaprzężonymi w renifery. Renifery wciekły w mózgi badanych w postaci bydła rogatego, co wywołało pewną konsternację. Nie to jednak będzie najgorsze, dowodziłem dalej. Najstraszniejsze, że Santa nie będzie rozdawał ludziom prezentów, lecz je sprzedawał! Stanie się symbolem kupowania rzeczy zbędnych i zupełnie niecudownych. Zamiast pomagać ludziom, będzie im tylko szkodził. Ze świętego biskupa zamieni się w Antychrysta!

Zebrani zadrżeli, wyobrażając sobie Antychrysta pasącego rogaciznę.

– Ej, nie możesz gadać takich rzeczy – przerwał mi Polelum. – To wbrew zasadom! Jeszcze im opowiedz o Karolu Marksie, naszym patronie rozdawania wszystkiego za darmo. Do twarzy by mu było w czerwonym płaszczyku.

– O czym wy gadacie? – zaniepokoił się Mateusz, który coś usłyszał, ale nie był pewien, co. Chyba coś o ubranym na czerwono Karolu Wielkim.

Czyżbym zamierzał zmienić historię? Czy postanowiłem udawać wariata, żeby ocalić skórę? A może chciałem też uratować cały program badawczy, bo po makabrycznej śmierci od młota na pewno zamknięto by przed uczelniami możliwość podróżowania w czasie w celach naukowych. Któż wie, co mną kierowało. Czy sam to wiem? Nawet jeśli, to nie wyjawię sekretu. Student od średniowiecza aż po nasze oświecone czasy nie przyzna się do tego, że ściemnia, czyli improwizuje. Żaden kurs z etyki tego nie zmieni. Najważniejsze są jednak z punktu widzenia moralności – nieprawdaż? – efekty. A te nie były najgorsze, bo chwilowe zaniepokojenie człowieka z młotem zmobilizowało do działania ukrytego dotąd we wnęce nad ołtarzem organistę. W tym momencie zrzucił na dół wielkie drewniane skrzydło anielskie, które cieśla miał właśnie przytwierdzić do reszty anioła. To znaczy, zobaczył to wyraźnie Polelum, ale nie pochłonięci toczącą się akcją miejscowi.

– Rety! Kara boska! Anioł zstępuje na Ziemię! Anioł mściciel!

– Ratuj się kto w Boga wierzy!

Jako zaproponowano, tak rychło uczyniono. Barijczycy zabrali kości i czmychnęli. Postawili w swoim mieście świątynię na cześć skradzionych kości, kult świętego rósł, aż przybrał rozmiary brzuchatego Santy z wielkim workiem prezentów, z trudem mieszczącym się w kominie przeciętnego zjadacza chleba.

My, skromni studenci, nie zmieniliśmy zatem historii. I dobrze dla nas, bo inaczej oblalibyśmy semestr i nawet święty Mikołaj by nam nie pomógł. A czy dobrze dla świata? – ktoś zapyta. Lecz to pytanie rodem z Katedry Gdybologii. A tam nie korzystają  chronoportów – wszyscy w Akademii zdają sobie sprawę, że nie należy wpuszczać lisa do kurnika.

Poprzedni odcinek.

fot. Simon


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading