Jak długi powinien być tydzień pracy
Kobiety są dziś poddane podwójnej presji: pracy zarobkowej i opieki. I z obu stron ta presja się zwiększa.
Propagowana przez rząd narracja przeciwstawiająca sobie tych, co „starają się” (strivers) i tych, co się „obijają” (skivers) umacnia przekaz, że praca zarobkowa jest jedynym wartościowym sposobem wnoszenia wkładu w społeczeństwo – im dłużej i ciężej pracujesz, tym lepiej. Tymczasem rośnie liczba słabych i niepełnosprawnych rodziców, którymi opiekują się głównie córki lub synowe, które także były (i często nadal są) głównymi opiekunkami własnych dzieci. A jednak brakuje wysokiej jakości, dostępnej finansowo opieki dla dzieci i dorosłych, która pokryłaby czas spędzany w płatnej pracy przez kobiety odpowiedzialne za opiekę.
W efekcie tej podwójnej presji ogromna liczba kobiet tkwi w pułapce słabo płatnego, marginalnego zatrudnienia i ma mało lub w ogóle nie ma czasu dla siebie. Osoby wykonujące pracę opiekuńczą często są w identycznej sytuacji. Wybór jest ponury: wykonywać bezcelową pracę dorywczą tak, by zarobić dość na płacenie komuś innemu, aby opiekował się dziećmi i/lub schorowanym rodzicem, gdy jesteś w pracy; albo zrezygnować w ogóle z pracy zarobkowej i żyć ze środków strony trzeciej (męża, partnera lub karzącego reżimu „zreformowanego” państwa opiekuńczego).
Co poszło nie tak? Kobiety walczyły długo i ciężko o prawo do udziału w płatnym zatrudnieniu na równych warunkach z mężczyznami. Jednak nie spotkało się to z równie silnym wkroczeniem mężczyzn w świat bezpłatnej opieki. A zatem warunki nigdy nie były równe. Nierówności między kobietami i mężczyznami pozostają głęboko zakorzenione.
W obecnym wydaniu pisma „Soundings” Jacob Mohun Himmelweit i ja dowodzimy, że najlepszym wyjściem z tego impasu jest przejście w kierunku krótszego tygodnia pracy. Jeżeli wszyscy – mężczyźni i kobiety – spędzaliby na płatnej pracy 30 godzin tygodniowo zamiast 40 godzin lub więcej, otworzyłoby to szereg możliwości robienia wielu rzeczy inaczej. Argumenty te rozwijają bardziej szczegółowo autorzy książki „Time on our Side: why we all need a shorter working week” (Czas po naszej stronie: dlaczego wszyscy potrzebujemy krótszego tygodnia pracy), która ukazała się właśnie nakładem New Economics Foundation.
W efekcie wprowadzenia 30-godzinnego tygodnia pracy praca na część etatu stałaby się nową pracą na cały etat. Znacząco osłabiłoby to doświadczaną przez kobiety podwójną presję na łączenie pracy zawodowej i opieki. Pracownicy na pół etatu nie byliby już marginalizowani, gdy stałoby się to standardem płatnego zatrudnienia dla mężczyzn i kobiet. Niszcząca nierówność dochodów i władzy między kobietami a mężczyznami zaczęłaby zanikać. Mężczyźni mogliby rozwijać swoje umiejętności jako rodzice i opiekunowie. Dzieci spędzałyby więcej czasu zarówno z ojcami, jak i z matkami, wykształcając w sobie mniej spolaryzowane spojrzenia na męskie i kobiece tożsamości.
Gdyby jedno lub obydwoje dorosłych poświęciło nieco ze swoich nowo uzyskanych godzin na żłobek lub ośrodek dzienny, gdzie opiekowano by się członkami rodziny, dodając swój czas, umiejętności i doświadczenie do poświęcanych przez opłacanych pracowników, pomogłoby to przeobrazić jakość, ilość i dostępność finansową instytucji opieki.
Oczywiście, żądanie krótszego tygodnia pracy wiąże się z kwestią wysokości wynagrodzeń. Dla wielu krótsze godziny pracy dziś oznaczałyby nędzę. Jednak odpowiedzią na problem niskich płac nie jest zmuszanie ludzi do pracy w dużym wymiarze godzin, aby mogli wyżywić rodzinę i zapewnić jej dach nad głową. Z tym należy się zmierzyć osobno. Wymaga to szerokiej strategii radzenia sobie z problemem niskich płac. Nie chodzi jedynie o obronę płacy minimalnej, lecz także o włączenie edukacji, szkoleń i nacisków na pracodawców, aby poprawili płace i warunki pracy.
Skuteczna strategia rozwiązania problemu niskich płac wymagałaby odpowiedzi na pytanie, czym jest rozsądna płaca dla pracowników, którzy wykonują 30 godzin pracy tygodniowo, zamiast 40 albo 50. Potrzeba też zmierzyć się z rzeczywistymi przyczynami odpowiadającymi za to, że płace są niskie. Chodzi o sposób, w jaki nauczyliśmy się wyceniać i dzielić czas, a także o spektakularny i niemożliwy do usprawiedliwienia wzrost nierówności dochodowych w ciągu ostatnich trzech dekad.
Pięćdziesiąt lat temu amerykańska autorka Betty Friedan opublikowała książkę „Mistyka kobiecości”, której przypisuje się zapoczątkowanie „drugiej fali feminizmu” lub ruchu wyzwolenia kobiet, który przeżywał rozkwit w późnych latach 60. i 70. Ruch wyzwolenia kobiet demaskował to, co Friedan nazwała „problemem bez nazwy”: coś niewidzialnego, jednak boleśnie odczuwanego. Kobiety czuły się skreślane przez niekwestionowany podział pracy i celów, którego nie wybrały i którego nie mogły kontrolować.
Dziś istnieje inny, jednak blisko związany problem. Tym, co dziś dotyka kobiety, jest nie tyle przymusowa bezczynność i „udomowienie”, co podwójna presja płatnej pracy i opieki. Przyczyna problemu pozostaje ta sama: niedoceniane obowiązki i zduszone możliwości, utrzymywane w miejscu przez podział pracy i czasu oparty na płci.
Artykuł „It’s time to change the way we work and care” ukazał się na stronie New Economics Foundation. Przeł. Tomasz Szustek.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.