Trzy dni w Żurawlowie
Znowu spędziłam trzy dni z mieszkańcami Żurawlowa (pierwsza relacja Ewy Sufin-Jacquemart z Żurawlowa ukazała się 24 czerwca na blogu Zielona Warszawa – przyp red.). Oj działo się, działo. Najpierw obywatelsko, potem nerwowo, na koniec bardzo miło.
W sobotę dołączyłam do pikiety na placu Litewskim w Lublinie. Tłumu jak zwykle nie było, jak to w Polsce. Jakoś sprawy naprawdę ważne, acz sprzeczne z oficjalną linią rządu i w związku z tym spotykające się z negatywną propagandą telewizji i prasy, nie przyciągają tłumów. Po pierwsze informacja do ludzi nie dociera, po drugie ludzie nie rozumieją o co chodzi, bo nie mają łatwo dostępnej jasnej informacji, po trzecie po prostu są ostrożni – pamiętają jeszcze jak było w PRL i widzą, że w czasach dzisiejszej „demokracji brzucha” też lepiej się władzy nie narażać, bo aktywnym i odpowiedzialnym obywatelom niestety o pracę nie jest łatwo.
Na szczęście media dopisały i o pikiecie było słychać tym razem nie tylko w mediach lokalnych (np. tu), ale migawki pojawiły się nawet w Superekspresie i w Panoramie. Trzeba przyznać, że dzięki mobilizacji bębniarzy z Wschodniego SAMBAstionu było nas słychać, a numer energetyczny „Zielonych Wiadomości” rozszedł się jak słodkie bułeczki.
Zjechaliśmy do Żurawlowa i tu niespodzianka: pojawił się nowy namiot, dużo większy, przestronniejszy, z większą liczbą miejsc do spania, z otworami okiennymi, a więc łatwiej jest w nim w dzień pracować. Nad wejściem nowy napis: „żywimy i bronimy”. Naprzeciw namiotu pod transparentem „Occupy Chevron” inscenizacja artystyczna z maskami gazowymi, ktoś się przyznał do inspiracji Abakanowicz. No i teraz jesteśmy pilnowani 24/24 przez policję. Wóz policyjny stoi jakieś 100 m od wejścia do namiotu, policjanci są dyskretni, odmawiają poczęstunków, kawy. Ich dyżurowanie to odpowiedź lokalnego wójta na zachętę ze strony komendy policji z Lublina, za pośrednictwem policji z Zamościa, aby wójt zwrócił się do policji o zażegnanie siłowe konfliktu, ze względu na dużą liczbę popełnionych wykroczeń i zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Wójt nie chciał użycia siły, wystąpił więc o dyżury policji. Protestujący przyjęli takie rozwiązanie z zadowoleniem.
W mediach chyba nastąpił jakiś przełom. Pisała już o Żurawlowie Karolina Domagalska w „Gazecie Wyborczej”. Teraz pokazano mi jeszcze jej nowy artykuł w „Wysokich Obcasach”, a potem dano do ręki weekendowy numer Rzeczpospolitej z wielkim dwustronicowym reportażem z Żurawlowa Marii Wiernikowskiej pod ładnym tytułem „Wóz Drzymały w Żurawlowie”. Zaczęłam czytać, artykuł był tak ciekawy, że zaczęłam czytać na głos. Wszyscy wokół zamienili się w słuch, od czasu do czasu wybuchając śmiechem lub rzucając słowa aprobaty. Gdy dobrnęłam do końca, spontanicznie rozpętała się burza oklasków i pochwał pod adresem dziennikarki. Brawo! W wersji internetowej artykuł jest płatny, ale naprawdę warto zapłacić 3,69 zł – nie tylko ze względu na Żurawlów, także za lekcję wspaniałego dziennikarstwa.
W niedzielę czekała nas „akcja”: w Sitnie odbywała się dwudniowa Wystawa Zwierząt Hodowlanych i Maszyn i Urządzeń Rolniczych organizowana przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego. Nasi mili bębniarze zgodzili się jeszcze raz nam towarzyszyć, wśród protestujących nastąpiła pełna mobilizacja: banery, stare i nowe, ponad 1000 ulotek, do Sitna pojechały całe rodziny, tylko kilku dyżurnych zostało w namiocie. Manifestacja bardzo udana, wszystkie ulotki rozdane. Skończyło się co prawda nerwowo, bo dyrektor Ośrodka Doradztwa Rolniczego odmawiał przyjęcia listu otwartego od rolników z Żurawlowa, wezwał całą grupę ochroniarzy, jednakże do przepychanek nie doszło. Po długich, burzliwych negocjacjach dyrektor przyjął pismo i powiedział, że pracownicy ośrodka zadecydują, czy poprą list protestujących czy nie. Oczekiwany wynik jest wiadomy, gdyż dyrektor ośrodka wydzierżawił własną działkę Chevronowi, a osoby z jego rodziny są zatrudnione w roli ochroniarzy dla Chevronu. Przyparty do muru dyrektor stwierdził, że „wynajął działkę dla pieniędzy, a teraz się modli, żeby tego gazu nie było”… Chyba to dość dobrze ilustruje stanowisko wielu lokalnych „sympatyków” Chevronu.
Po akcji, zadowoleni z dobrze wypełnionego zadania, zjechaliśmy wszyscy do naszego namiotu. Bębniarze przyjechali z nami na przygotowany specjalnie dla nich wegetariański obiad. Dowiedziałam się, że są z różnych miast. Należą do międzynarodowego ruchu Rhythmes of Resistance. Mają zakodowany język znaków, dzięki czemu wszyscy uczestnicy tego ruchu mogą bez próby grać razem. Nigdy nie grają w celach komercyjnych, tylko na pikietach, manifestacjach i innych happeningach. Występują przeciw wszelkim dyskryminacjom, w obronie praw obywateli i w obronie zwierząt. Po obiedzie zrobili nam wspaniały energetyczny koncert w plenerze. Nawet ochroniarze Chevronu powychodzili zaciekawieni ze swojego namiotu za miedzą.
W poniedziałek wszyscy byli zajęci pisaniem, ja przygotowaniami do pikiety przed Ministerstwem Środowiska planowanej na 15 lipca o godzinie 11:00. Ale dzień miał być nerwowy. Dostaliśmy informację, że o 13:00 przyjedzie poseł PO Stanisław Żmijan. Wioska się zeszła na spotkanie z nim, ale minęła godzina, druga, a posła nie widać. Rolnicy rozeszli się mocno poddenerwowani. Poczuli się nieszanowani i traktowani z pogardą. Wreszcie poseł dotarł, wraz z nim posłanka PO Magdalena Gąsior-Marek. Rozmowa była nerwowa, pełna emocji. Pani posłanka słuchała z dość przejętą miną, natomiast pan poseł docinał i się stawiał, zachowywał się bojowniczo i wykazywał się totalnym brakiem wiedzy zarówno na temat samego protestu, jak i zagrożeń związanych z technologią szczelinowania hydraulicznego. Nie miał mieszkańcom Żurawlowa nic do zaproponowania. Przyciśnięty do muru obiecał, że się zainteresuje dwoma pozwami, na których rozwiązanie mieszkańcy czekają od miesięcy. Ale nikt z mieszkańców nie ma złudzeń co do działań posłów w ich sprawie. Szczególnie gdy się niechcący wydało, że, zanim do nich dotarli, odwiedzili sprzyjającego Chevronowi wójta. Jeszcze długo po wyjeździe posłów dawano wyraz emocjom i frustracji, jakie wywołali.
Miałam wracać przed wieczorem do Warszawy, ale Lech Kowalski, reżyser filmów dokumentalnych toczący od tygodni u boku rolników „kamerową wojnę”, autor dwóch filmów nawiązujących do oporu rolników Zamojszczyzny przeciw Chevronowi, poprosił mnie o pozostanie jeszcze jeden wieczór. Dostał bowiem informację, że jego film „Holy field, holy war” dostał nagrodę na międzynarodowym festiwalu dokumentu w Marsylii. Wieczorem będzie uroczysta gala z rozdaniem nagród i Lech, który rozumie, ale niepewnie mówi po francusku, chciałby, abym po jego wystąpieniu po angielsku przedstawiła pokrótce po francusku sytuację w Żurawlowie. Zgodziłam się bez wahania. O dwudziestej przećwiczyliśmy połączenie przez Skype. Pokazano nam wielką salę i w tle sceny ogromny ekran. Na nim będzie nas widać i słychać. Od dziewiątej cała wieś była w gotowości przy namiocie. Pani Ala upiekła wielki wspaniały tort. Sołtys Wiesiek z Rogowa, jeden z bohaterów nagrodzonego filmu, przyszedł z pięknymi kwiatami. Wyjątkowo został zakupiony prawdziwy francuski szampan (jakikolwiek alkohol jest normalnie całkowicie zabroniony i jest to bardzo skrupulatnie przestrzegane). Czekaliśmy prawie do dziesiątej. Napięcie rosło. Lech dostawał informacje od swojej żony Odile, obecnej na gali, o kolejnych przyznawanych mu nagrodach. W sumie było ich trzy: nagrodę międzynarodową Georges’a Beauregarda, nagrodę miasta Marsylii „Nadzieja Marsylii” i nagrodę francuskiej sieci filmu eksperymentalnego GNCR (Groupement National des Cinémas de Recherche). Wreszcie przyszedł czas na nas. Nasza kamera pokazywała siedzącego Lecha a za nim mały tłumek stojących osób na tle oświetlonych banerów. Lech powiedział kilka słów o swojej radości i wzruszeniu, o tym, że się nie spodziewał tak życzliwego przyjęcia jego filmu. Po czym zapowiedział, że „jest tu ktoś kto powie coś do państwa po francusku” oddając mi głos. Krótko opowiedziałam, że jesteśmy w Żurawlowie, wiosce sąsiadującej z Rogowem, o którym mowa jest w nagrodzonym filmie. Jesteśmy dwa lata później, ale walka trwa nadal. Rolnicy walczą nie o swoje ziemie i gospodarstwa, ale o wodę dla całego dużego regionu, gdyż koncesje Chevronu na poszukiwanie gazu łupkowego leżą na trzech największych udokumentowanych zbiornikach wód podziemnych w Polsce, w tym jednym transgranicznym z Ukrainą. Rolnicy mają poczucie ważnej misji, walczą o przyszłość regionu, dla ich dzieci i przyszłych pokoleń. Obecność Lecha Kowalskiego i jego kamery u ich boku jest bardzo ważna – jest ich tarczą i bronią, i daje im siłę do nierównej walki Dawida z Goliatem.
Usłyszeliśmy burzę oklasków i przyjaznych okrzyków. Operator robił do nas przyjazne gesty i pisał, że bardzo dziękują i ze wszyscy są z nami. U nas też emocje były wielkie. Po rozłączeniu się z Marsylią kończyliśmy wieczór pod pięknym gwiaździstym niebem, z szampanem w plastikowych kubkach, pyszny tort pani Aliny został wyjedzony do ostatniego okruszka, o frustrującej wizycie posłów sprzed paru godzin już nikt nie wspominał. Przyszedł czas na radość i dumę, że uczestniczymy razem w czymś wielkim i wartościowym.
zobacz także:
José Bové: List poparcia dla protestujących w Żurawlowie
7 zagrożeń związanych z wydobyciem gazu łupkowego
Kontakt z protestującymi w Żurawlowie: Occupy Chevron (Poland)
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.