ISSN 2657-9596

Fukushima: kronika wypadków.

Yola Rybczyńska
10/04/2011

Jedenastego marca potężne trzęsienie ziemi o sile niemal 9,0 stopni Richtera wywołało falę tsunami, która uderzyła w wybrzeże Japonii i wśród innych tragicznych zniszczeń uszkodziła poważnie elektrownię Fukushima Dai-ichi. Dziś wiemy już: to największa katastrofa atomowa w Japonii od czasów Hiroszimy i Nagasaki. Czy winny jest tylko żywioł i nieprzewidywalne zjawisko geologiczne? Warto przyjrzeć się głębiej problemowi bezpieczeństwa w energetyce jądrowej.

Zignorowano wcześniejsze ostrzeżenia
Już w 2009 roku wybitny japoński sejsmolog Yukinobu Okamura, szef Centrum Badań nad Aktywnością Uskoku i Trzęsieniami Ziemi w National Institute of Advanced Industrial Science and Technology w pisemnym raporcie zwrócił uwagę koncernowi TEPCO na zagrożenie ze strony potężnego tsunami. TEPCO nie tylko zignorowało ostrzeżenia, ale i zapewniło, że elektrownia została zbudowana z zabezpieczeniami przeciw trzęsieniom ziemi.

W 2006 roku, po długich debatach, Komisja Bezpieczeństwa Nuklearnego zaostrzyła przepisy bezpieczeństwa dotyczące tsunami. Na konferencji prasowej 5 kwietnia Japońska Agencja Bezpieczeństwa Atomowego przyznała, że wiedziała o zagrożeniu tsunami i że elektrownia w Fukushimie była akurat na krótko przed kontrolą sprawdzającą bezpieczeństwo przed takimi tsunami.

Nierzetelność kontroli wewnętrznej, Słaby nadzór państwowy
Nagminne jest nieprzeprowadzanie planowych inspekcji (kontroli technicznych) poszczególnych podsystemów elektrowni. Japońska Agencja Bezpieczeństwa Atomowego NISA wydała 2 marca 2011 roku raport o niekompletności inspekcji przeprowadzanych przez koncern TEPCO w elektrowni atomowej Fukushima. NISA oficjalnie stwierdza: „Nie możemy uznać, że uchybienia wymienione w raporcie nie miały wpływu na łańcuch wydarzeń prowadzących do obecnego kryzysu”. Wśród niesprawdzonych części znalazły się centralne elementy systemu chłodzenia sześciu reaktorów, takie jak przykładowo silniki Diesla i awaryjne agregaty prądotwórcze, czyli dokładnie te elementy, które uważane są za przyczynę katastrofy w elektrowni.

W latach 80-tych i 90-tych fałszowano  wielokrotnie dokumenty dobrowolnych inspekcji. W 1991 i 1992 roku przy sprawdzaniu reaktora Fukyshima 1 zatajono wiele nieszczelności w zbiorniku bezpieczeństwa. W 1994, 1997 i w 2000 roku odkryto poważną nieszczelność w obudowie rdzenia odpowiedzialną za wycieki radioaktywne; w 2000 stało się to przyczyną wyłączenia elektrowni.

Mimo rażących zaniechań w wewnętrznej kontroli technicznej w Fukushima Dai-ichi  agencja NISA nie uznała wówczas, by zaniechania te stanowiły duże zagrożenie i dała TEPCO czas na poprawki do 2 czerwca 2011. Około miesiąca przed katastrofą NISA wydała pozwolenie na przedłużenie na następne 10 lat działalności 40-letniej elektrowni, która planowo powinna zostać zamknięta.

Ukrywanie awarii, fałszowanie dokumentów
Koncern TEPCO ma – jak się okazuje – wieloletnie tradycje wypadkowe. W 2002 odkryto pęknięcie jednej z rur obiegu pierwotnego, a ponadto ujawniono nieprzeprowadzenie inspekcji w trzynastu reaktorach TEPCO oraz sfałszowane dokumenty. W 2006 zarzucono koncernowi sfałszowanie danych dotyczących temperatury wody chłodzącej w reaktorach w sprawozdaniach z lat: 1985, 1988 i 2005.

Już w 2003 roku Koncern TEPCO przyznał się do wielu planowanych lecz nieprzeprowadzonych wówczas inspekcji w elektrowni Fukushima i zapewniał o nowej kulturze przedsiębiorstwa, żelaznej etyce i polityce otwartej komunikacji.

Jednak jak widać, w polityce informacyjnej niewiele się zmieniło i podczas obecnego kryzysu koncern informował rząd tylko o tym, czego nie dało się już zataić. W 2007 roku, w wyniku katastrofy po trzęsieniu ziemi, zmarło ośmiu pracowników elektrowni Kashiwazaki-Kariwa. Po przeprowadzonej dekontaminacji  i rocznym wyłączeniu reaktora okazało się, że TEPCO zaniedbało 117 inspekcji. W 2009 doszło do pożaru w tej samej elektrowni.

Chaotyczna reakcja na kryzys
Doraźne, chaotyczne próby opanowania sytuacji od samego początku katastrofy są dalszym ciągiem polityki dezinformacji; TEPCO nie informuje szczegółowo ani rządu ani prasy.  Akira Omoto, były manager koncernu, powiedział „Wall Street Journal”: Już w pierwszych godzinach TEPCO opóźniało jak tylko mogło chłodzenie reaktorów wodą morską po to, by przede wszystkim ratować reaktory. Trwało to do czasu eksplozji w pierwszym reaktorze, która przekonała TEPCO o powadze sytuacji.

Na dodatek nikt nie pomyślał o jednoczesnym  zorganizowaniu słodkiej wody do dalszego chłodzenia. Skrystalizowana sól na powierzchni stalowych obudów rdzeni zaczęła utrudniać właściwe  ich chłodzenie. Następnego dnia po trzęsieniu nikt nie śmiał odmówić premierowi Kan lotu helikopterem nad Fukushimą, co katastrofalnie przesunęło w czasie wypuszczenie radioaktywnej pary z pierwszego reaktora.

Po pierwszych błędach przyszły następne. Były inżynier atomowy, odpowiedzialny wcześniej za bezpieczeństwo reaktorów w Fukushimie, Masashi Goto wytknął słabe punkty w systemie bezpieczeństwa japońskich elektrowni atomowych. Specjaliści tacy jak on odpowiedzialni są tylko za pewne pojedyncze urządzenia, co nie jest problemem przy awarii jednego z nich, ale prowadzi do chaosu gdy takich awarii jest kilka równocześnie.

Chaos i brak komunikacji między rządem a koncernem dobrze ilustruje fakt, że premier Kan dopiero czwartego dnia zorganizował centrum informacji i wspólne centrum kryzysowe. TEPCO nie informowało premiera w ogóle albo wymijająco o tym co się dzieje w elektrowni, do tego stopnia, że Kan nie był w stanie udzielić informacji o stanie katastrofy amerykańskiemu prezydentowi Obamie. W dwa tygodnie od wystąpienia pierwszych problemów TEPCO nie zorganizowało sytemu informowania pracujących w elektrowni techników  o wysokości skażenia radioaktywnego poszczególnych pomieszczeń, jak również nie dostarczyło brakujących liczników Geigera.

Brak takich podstawowych informacji był przyczyną silnego napromieniowania trzech pracowników, u których wystąpiły  symptomy  choroby popromiennej. Kierownictwo TEPCO najpierw zwaliło winę za to na samych pracowników, którzy mieli zignorować dane z liczników, później jednak przeprosiło.
Pracownicy ci należą do tzw. cyganów atomowych: źle opłacanych pracowników, których TEPCO zatrudnia spoza firmy, na umowy zlecenia. W latach 70-tych – jak okazuje się dopiero teraz – z powodu chorób związanych z promieniowaniem zmarły setki takich pracowników.

Coraz więcej ekspertów widzi we wszelkich działaniach koncernu bezradność i bezsilność, spowodowaną brakiem planu i przemyślanych działań. W żadnym podręczniku nauk atomowych nie znajdzie się takich przykładów radzenia sobie z problemem zapobiegania stopieniu rdzenia jak lanie wody z  helikopterów.

Co się dzieje teraz?
W trzecim tygodniu  katastrofy  nadal nikt nie wie, którędy z uszkodzonych reaktorów radioaktywność wycieka na zewnątrz. A poważnie skażony jest już teren w promieniu co najmniej 30 km dookoła Fukushimy, skażenie radioaktywne przenika też do wód podziemnych, w wyniku czego  skażona jest z kolei woda pitna, co grozi także oddalonemu o 250 km Tokio. Odrębnym problemem jest bardzo poważne skażenie Pacyfiku. Skażenie środowiska jest mierzone nieregularnie, a pierwsze dane ukazały się na stronie Ministerstwa Nauki i Wychowania dopiero po dwóch tygodniach i są podawane sporadycznie.

Z każdą nową informacją sytuacja w Fukushimie staje się coraz bardziej nieprzejrzysta. A według NISA prace w Fukushimie mogą ciągnąć się jeszcze miesiącami. Koncern TEPCO nie tylko usiłuje zapobiec następnemu możliwemu topnieniu rdzenia w reaktorach, ale i odkrywa przy okazji coraz to nowe dziury, przez które wycieka wysoko radioaktywnie skażona woda. Wszelkie dotychczasowe próby ich załatania się nie udały. Woda ta wpływa cały czas do oceanu. Cała ruina Fukushimy zalana jest miejscami do 1,5 m radioaktywną wodą, która utrudnia prace w elektrowni. Koncern TEPCO chce w związku z tym wylać 11,5 tys. ton  tej wody do Pacyfiku. Jest to konieczne, żeby zrobić miejsce na bardziej skażoną wodę  Problemów zamiast ubywać przybywa.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.