#Wędrujemy
Monika Kostera i Julia Witeńska: Dwugłos o wędrowaniu.
M: Nie lubię podróży. Uwielbiam wędrówki. Podróże zawsze mają cel i trasę i to jest w nich najważniejsze – podróżuje się przytwierdzoną do jakiejś dynamiki celowości, z czasem wewnątrz, w duszy. Wędrówki to dla mnie przemieszczanie się w przestrzeni, zewnętrznej i wewnętrznej, ale takie, które nie uszkadza moich korzeni – czyli pieszo, rowerem, pociągiem, autobusem. Czas pozostaje na zewnątrz. Koniecznie po ziemi i tak, żeby móc wtopić się, wpasować w ziemię. Dlatego nie samochodem, albo bardzo rzadko samochodem – prowadząc auto trzeba się koncentrować na drodze, na ruchu drogowym, świadomość pozostaje połączona z bardzo celowymi i uporządkowanymi prądami. Czasami, jadąc samochodem przez wiejskie drogi i między polami można też od tej celowości i liniowości się oderwać, ale to dla mnie raczej wyjątek. Do wędrowania niezbędny jest dla mnie rytm, coś co się dzieje na obszarach przecinania się tego, co jest mną i tego co jest na zewnątrz. Ludzki, sztuczny czas zegarów nie ma z tym rytmem nic wspólnego. Muszę znaleźć go między sobą a otoczeniem i pozwolić się wpisać weń – tak jakby w tańcu. Poza tym nie umiem i nie lubię tańczyć, tylko w ten sposób, chodząc w przestrzeniach różnych rytmów pól, rzek, wsi i miast. Nie ma nic lepszego.
J: Uwielbiam podróżować. W szczególności bez planu, gubiąc się w nowych miejscach. Wspaniałość tych okoliczności polega na tym, że wtedy wyostrzają się wszystkie zmysły i naturalnie przychodzi bardzo wysoka uważność na doświadczenie. Wtedy zaczynam prawdziwą wędrówkę, czyli taką, jaką opisujesz Ty — wewnętrzną i zewnętrzną. Jeśli chodzi o to, co na zewnątrz, to pojazd nie ma znaczenia (chociaż najbardziej cieszy autostop), a cel… cóż, niby jakiś jest, ale raczej orientacyjny i, jak się najczęściej okazuje, nie tak ważny, bo został wybrany wcześniej, a wędrówka dzieje się teraz. Cel jednak działa w moim przypadku jak bufor bezpieczeństwa, bo kiedy zgubię się za bardzo w świecie, to zawsze mogę się ku niemu ponownie zwrócić. To uspokaja. Rytm, o którym mówisz, rzeczywiście jest bardzo ważny i ma mało wspólnego z narzuconym odgórnie czasem. Na zewnątrz staram się przyjmować rytm otoczenia i niczego na nim nie wymuszam, ale w środku nienachalne dbanie o skupienie wydaje mi się podstawą. Jakikolwiek nadzór podczas wędrówki jest raczej niewskazany, bo przemieszczaniem się owszem — zajmuje się mózg, ale tylko umysł potrafi wędrować naprawdę. Myślę, że podobnie jest z tańcem.
M: Tak różnie chodzimy, a jednak spotykamy się w naszych wędrówkach! To niesamowite i bardzo ciekawe! Napiszmy o tym dwugłos do Zielonych Wiadomości – co miesiąc będziemy rozmawiać o innej wędrówce. Na początek może przedstawmy Czytelniczkom same siebie jako wędrowczynie. Ja, Monia, najbardziej lubię chodzić pieszo. Jeśli trzeba, chętnie podjadę transportem publicznym. Lubię też promy, choć wolę, gdy płyną po względne spokojnych wodach. Nie znoszę statków wycieczkowych, nie lubię samolotów, nie przepadam za samochodami. W czasie wakacji można mnie spotkać z dużym plecakiem, przemieszczającą się przez różne krajobrazy. W trakcie roku pracy chodzę z małym miejskim plecaczkiem – bo tak się najwygodniej chodzi. Oczywiście często jeżdżę komunikacją miejską ale kiedy tylko mogę, daje w długą pieszo. Noszę wygodne buty: sandały, workery w zimie, wiosną i jesienią półbuty, chętnie w kwiatki, bo nie samą wygodą żyje człowiek. W ogóle chętnie noszę się w kwiatki, a także z przyjemnością kwiatki spotykam po drodze. Można powiedzieć, że to rodzaj kamuflażu. Ten typ nazwałabym wędrowca kwiatkowo-uliczna, choć miewam moje chwile intensywnie wiejskie i górskie. Ale o tym, gdzie wędrujemy będziemy sobie i naszym Czytelnikom opowiadać – mamy nadzieję – przez długie miesiące.
A Ty? Jaką jesteś wędrowczynią?
J: Myślę, że całkiem dynamiczną, bo zazwyczaj rozkminiam, szukam drogi, środka transportu i rozwiązań będąc już w ruchu. Bardzo lubię adrenalinę, a nieplanowanie jest jednym z najlepszych sposobów, żeby sobie ją zapewnić. Lubię jeździć samochodem, szczególnie latem z opuszczonymi szybami, komunikacją miejską i latać samolotem. Nieodłącznym elementem moich wędrówek, podobnie jak Twoich jest plecak. Mam bardzo głęboką relację ze wszystkimi swoimi plecakami i noszę je naprzemiennie już od lat. Były ze mną w różnych dziwnych miejscach i jestem im za to bardzo wdzięczna. Myśląc o butach jestem pewna jednego – najchętniej chodziłabym całe życie w klapkach. Oczywiście czasami robię sobie przerwy na trampki i adidasy. Ale! Koniec końców czuję, że to wszystko to tak naprawdę tylko dodatek, najważniejsze jest to, żeby iść, nawet boso i koniecznie z przerwami na tańczenie i pływanie.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.