Pochwała niedoskonałości
Podczas moich pierwszych studiów mieszkałam w Szwecji i pracowałam w gastronomii. Moim pierwszym miejscem pracy była kawiarnia w centrum miasta, której właściciele właśnie wrócili z USA i byli pod ogromnym wrażeniem nowego trendu w zarządzaniu, który tam się właśnie pojawił – in search of excellence, dążenie do doskonałości firmy.
Kawiarnia bardzo szybko rozwinęła się w znaczącą regionalną sieć, zaczęło być o niej głośno w mediach i stawiana była jako przykład dla innych kawiarni i restauracji jako „gastronomia przyszłości”. My, pracownicy, byliśmy skłaniani do coraz bardziej intensywnego wysiłku, liczba klientów rosła, a pracowników – malała, nie wolno nam było zabierać do domu jedzenia, które zostało po dniu i było bliskie terminu ważności – należało wszystko wyrzucać do śmieci. Często nie miałam w domu nic do jedzenia i wyrzucanie całych tac pełnych dobrych kanapek, sałatek, makaronów było dla mnie czymś naprawdę niegodziwym. Taca po tacy kanapek z krewetkami zjeżdżających do czarnego worka na śmieci – mam je przed oczami do dziś. Oczywiście, że podjadaliśmy co się dało, gdy szefowej nie było w okolicy – to był czas przed kamerami monitorującymi pracowników (wtedy na taki wynalazek powiedziałoby się – szpiegującymi), więc korzystaliśmy z tej możliwości. Na moich studiach przerabialiśmy tayloryzm i alienację pracy. Nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem tematu.
Pracowałam potem w kilku innych kawiarniach, aż trafiłam do restauracji pod miastem, która była pod każdym względem niedoskonała. Dojazd był niedoskonały – prawie godzina autobusem. Staroświecki lokal, tradycyjne potrawy, stary kucharz, który jednocześnie był właścicielem i szefem. Gotował wspaniale i był dobrym człowiekiem. Na koniec każdego dnia pracy podawał swoim pracownikom obiad, sam siadał razem z nami przy stole, jedliśmy i rozmawialiśmy. Można było zabrać do domu wszystko, co zbliżało się do końca terminu; w tym czasie nigdy nie brakowało mi w domu jedzenia. Szef nie żałował nam niczego – kiedyś po przyjęciu weselnym, gdy goście rozeszli się do domów, otworzył dla nas szampany i wypiliśmy wszyscy razem po toaście – nie za młodych, ale za nas, za naszą dobrą pracę. Zmywanie zostało na następny dzień. Lubiłam tam pracować, lubiłam moje koleżanki i kolegów z pracy, lubiłam klientów. Było nas tyle, że często siedziało się w kuchni i rozmawiało. Ileż czasu w ten sposób niedoskonale spędziliśmy na pogaduszkach! Ileż się niedoskonale najedliśmy, naśmiali, nasmucili, nawygłupiali i namilczeli razem.
Doskonałość nie jest częścią kondycji ludzkiej. Wiele religii ogranicza ją wyłącznie do istot boskich, a ludzkie próby przypisywania sobie jej postrzega jako niegodziwą uzurpację, przejaw pychy. Jak głosi biblijna Księga Przysłów, pycha poprzedza upadek. Pycha to źródło wszelkiego zła, bo oznacza samo-ubóstwienie. W chrześcijaństwie to grzech główny, bo powoduje utratę łaski; jest to grzech, z którego powstają wszystkie inne.
Badacze tacy jak Martin Bowles, Yiannis Gabriel czy Jerzy Kociatkiewicz zaobserwowali tendencję organizacji szczycących się swoją doskonałością do generowania masywnego, mrocznego zjawiska, znanego jako cień organizacyjny. Gdy wszelkie niedoskonałości wypierane są ze świadomej komunikacji międzyludzkiej, rozwija się w ukryciu cień, który czasem eksploduje z ogromną, niszczycielską siłą w postaci nagłych kryzysów, przemocy, mobbingu. Paradoks polega na tym, że im bardziej kierownictwo stara się kontrolować i sterować kulturą organizacji, tym lepszy grunt powstaje dla rozwoju cienia. Dążąc do perfekcji, nie dostrzegając ograniczeń takiego postępowania; organizacje tracą zdolność dostrzegania swoich błędów. Menedżerowie projektują wszelkie negatywne sygnały na innych: konkurentów, klientów, związki zawodowe, pracowników. Pracownicy w takich kulturach często czują się nieswojo, bywają przygnębieni, jest też tendencja do pojawiania się poważnych problemów takich jak depresja, desperacja, a nawet fale samobójstw. Kierownictwo nie przyjmuje negatywnych sygnałów w roli sprzężenia zwrotnego, co pozwoliłoby się organizacji uczyć na błędach, tylko stosuje sprzężenie zwrotne dodatnie – więcej tego samego: więcej wyparcia, więcej presji, więcej doskonałości. Zamiast uczenia się pojawia się błędne koło i sprawia, że przywództwo i system komunikacji stają się coraz bardziej jadowite i złowrogie dla kultury organizacji. Na koniec organizacja wkracza w fazę piekła. Yiannis Gabriel opisuje miejsca pracy, gdzie ludzie fizycznie chorują, wręcz duszą się, podczas gdy wskaźniki doskonałości rosną, menedżerowie otrzymują coraz większe bonusy za doskonałe zarządzanie, pojawia się apatia i poczucie, że nic się nie da zrobić, paraliżujący brak sprawczości. Jedynym sposobem rozwiązania tego problemu jest konfrontacja ze słabościami i negatywnością, przyznanie, że jest się niedoskonałym. Tylko światło świadomości może pokonać mrok cienia; tylko ludzka kruchość może nas uratować przed piekłem.
Koniec bohaterów
był czas, kiedy wierzyłam
w silnych i stałych
w dobrego szeryfa
w bohatera bez skazy.
potem liczyłam,
że zstąpi mistrz zen,
niechętnie,
lecz w pokoju ducha.
teraz ufam tylko ludziom
z niskim progiem bólu,
z tętnem skłonnym do pośpiechu,
z żołądkiem zbyt słabym,
by grać według zasad,
z oddechem zbyt krótkim
by je złamać.
teraz polegam tylko na mistrzach ucieczki
którzy szybciej stracą koszulę lub zdrowie
niż założą kamienną maskę. jeśli jest
jeszcze jakakolwiek nadzieja,
nie leży w mózgu,
w sercu, w twarzy,
ale w żołądku
który się obraca,
robi przewrót.
(Savigny-le-Temple, 2021; tłum. z j. angielskiego Jarema Piekutowski)
Doskonałość być może jest domeną tego, co boskie, ale jeśli tak, to my, niedoskonali ludzie, nie pojmujemy, na czym polega – jest zbyt złożona, zbyt dynamiczna i wielowymiarowa, by dała się ogarnąć przy pomocy zmysłów czy nawet najbardziej zaawansowanej technologii. Prawdopodobnie ma w sobie potencjał twórczy, a nawet stwórczy. Pisze o tym amerykański myśliciel i teolog Richard Rohr, który boskość rozumie jako wielowymiarowy proces, nieskończony, wcielony i przejawiający się w życiu naszej planety i całego Kosmosu. Jest paradoksalna, stale przejawiająca się w naszych relacjach ze sobą, z innymi, ze światem. Świętość to więź wszystkiego ze wszystkim. Na pewno taka boskość nie jest stanem bez błędu, bez skazy, bez wahania, bo taki stan jest martwy, nieludzki ale też i nieboski; raczej przypomina maszynę niż tryskający życiem las czy Eden. Może go wyprodukować robot i AI. A skrzypce Stradivariusa wyróżniają się tym, że są niedoskonałe. Pełna symetria wytwarza bowiem przykry dźwięk.
Franco Zanini, fizyk i skrzypek z Triestu we Włoszech, zbadał skrzypce Stradivariusa i zaobserwował pęknięcia, nierówności, nawet otwory po owadach:
„Odkryliśmy, że było kilka drobnych asymetrii. Zasadniczo nie ma powodu, by tam były, ale być może te małe niedoskonałości zostały wprowadzone w celu wyeliminowania nieprzyjemnego brzmienia symetrycznych instrumentów”.
Ostre efekty idealnego zrównoważenia instrumentu mogą uczynić nutę nieprzyjemną. W skrzypcach Stradivariusa są usuwane przez rezonans drewna.
„Zrobienie tego wykracza poza możliwości komputera” – mówi dr Zanini. „Więc być może robili to przez przypadek, albo metodą prób i błędów. Ale nie jest wykluczone, że te niedoskonałości zostały wprowadzone celowo, aby usunąć nieprzyjemny dźwięk.”
Możliwe ze nasza ludzka niedoskonałość jest odzwierciedleniem boskiej doskonałości.
Nieregularność
Nie zakochuję się
w gładkich, symetrycznych,
ale w drobnych ułomnościach,
które prześwitują przez kształty.
Tracę głowę
dla pękniętej miski,
dla przechylonego domu,
dla nierównego czoła,
dla kulawego biodra Jakuba.
(Warszawa, 1993; tłum. z j. angielskiego Jarema Piekutowski)
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.