ISSN 2657-9596

Nowy, zielony świat (cz. II)

Tony Clarke , Noël Mamère , Omid Nouripour
02/03/2016

Zapytaliśmy ekopolityków z Francji, Wielkiej Brytanii oraz Niemiec na temat m.in. podejścia ich partii do sektora przemysłowego, dronów, Afganistanu czy dziedzictwa Joschki Fischera.

ZME: Co powinno się zrobić z przemysłem zbrojeniowym w Waszych krajach? Czy należy go zachować?

Omid Nouripour (Niemcy): Jako Zieloni chcemy, by eksport broni był bardziej przejrzysty, a społeczeństwo I parlament mocno zaangażowały się w proces decyzyjny. Europa przez lata wydawała mniej na broń – wspieramy dzielenie się zasobami zbrojnymi, co doprowadzi do dalszych oszczędności w ramach NATO i UE.

Zbrojeniówka, przy wsparciu kolejnych konseratywno-liberalnych oraz konserwatywno-socjaldemokratycznych rządów, zareagowała na ten trend poszukiwaniem nowych rynków zbytu poza granicami kraju, eksportując broń do autorytarnych reżimów, które nie zachowują standardów praw człowieka – np. do Egiptu czy Arabii Saudyjskiej. Eksport broni w tym kierunku nie powinien być powodem do dumy dla niemieckiej polityki.

Tony Clarke (Wielka Brytania): Zieloni Anglii i Walii chcą wykorzystania zasobów finansowych, naukowych oraz technologicznych używanych obecnie do wspierania wyścigu zbrojeń do celów pokojowych. Można wyobrazić sobie wykorzystanie zasobów i umiejętności wykorzystywanych dziś w zbrojeniówce do tworzenia nowych miejsc pracy i działań społecznie użytecznych.

Taka transformacja uwolniłaby również zasoby naukowy oraz inwestowany w branżę kapitał. Nowe przemysły energetyki odnawialnej mogłyby np. powstawać na tych samych obszarach co dzisiejszy przemysł zbrojeniowy – przemysł stoczniowy przerzuciłby się na wykorzystanie energii fal morskich a lotniczy – produkcje komponentów do energetyki wiatrowej.

Jeśli jednak akceptujemy zbrojne narzędzia samoobrony czy zaprowadzania pokoju na obszarach konfliktowych musimy zaakceptować istnienie przemysłu zbrojeniowego. Choć w wypadku powstania zielonego rządu nie tworzylibyśmy broni masowej zagłady, na pewno utrzyma się umiarkowane zapotrzebowanie na sprzęt konwencjonalny. Nie będziemy wspierać zbrojeniówki za wszelką cenę.

Sprzedaż broni do innych krajów będzie poddana ścisłej kontroli za pomocą systemu licencji. Eksportowany sprzęt będzie mógł mieć wyłącznie charakter obronny albo zastrzeżony do wykorzystania do użycia w zaakceptowanych przez ONZ bądź regionalne organizacje bezpieczeństwa misjach międzynarodowych.

Proponowany system licencyjny uwzględniać będzie kryteria społeczne, prawa człowieka oraz kwestie stabilności regionalnej. Eksport będzie wstrzymany do momentu, aż udowodnione będzie spełnienie wszystkich wspomnianych kryteriów.

ZME: Unia Europejska i jej państwa członkowskie są wśród największych dawców pomocy międzynarodowej. Czy Europa robi dostatecznie dużo w tej kwestii?

TC: Nie. Pomoc często realizowana jest w paternalistyczny sposób, noszący znamiona kolonizacji ekonomicznej. Zamiast służyć zaspokajaniu potrzeb ubogich w krajach klepiących biedę używana jest przez darczyńców do promowania założonych przez siebie celów politycznych, gospodarczych czy militarnych.

Historia stawiania warunków dla otrzymania pomocy rozwojowej, realizowanej w ramach konsensusu waszyngtońskiego i po-waszyngtońskiego jest katastrofalna. W niektórych wypadkach prowadziła ona do zniszczenia rodzących się gałęzi lokalnego przemysłu, usług publicznych, środowiska oraz biedy milionów ludzi.

Panoszenie się darczyńców, z których każdy kieruje się swoimi interesami, przyczyniło się do ograniczenia koordynacji, zmniejszenia przejrzystości, upolitycznienia pomocy, zwiększenia ryzyka korupcji oraz przerzucenia ciężarów biurokratycznych na otrzymujące ją państwa. Rzadko kiedy mamy do czynienia z realną partycypacja społeczności lokalnych, nie mówiąc już o kontroli nad wydawaniem wsparcia.

Choć kwestie stabilności stały się niezwykle istotne w retoryce pomocy rozwojowej, najczęściej ograniczają się one do idei trwałego wzrostu gospodarczego. Bieda rozpatrywana jest wyłącznie w kontekście dochodów, co uniemożliwia skuteczną realizację zasad równości czy dbałość o stan środowiska, o uwzględnianiu ograniczeń ekologicznych nie wspominając.

Na szczeblu unijnym działalibyśmy na rzecz tego, by w ciągu najbliższych 10 lat państwa członkowskie przeznaczały na pomoc rozwojową 1% swojego PKB. Pomoc w wypadku klęsk żywiołowych czy umarzanie długów powinny być realizowane dodatkowo zamiast być wliczane do powyższej sumy.

ON: Widać wyraźnie, że problem z pomocą rozwojową nie wynika z jej skali, ale (braku) koordynacji między poszczególnymi krajami. Większe państwa członkowskie mają dedykowane jej ministerstwa i agencje, kierujące się często odmiennymi filozofiami działania oraz priorytetami.

UE ma swoje własne programy. Dla ludzi na obszarach, do których trafia pomoc, wydaje się to niezrozumiałe – często niestety jest również przeciwskuteczne. Unijne „wspólne programowanie” to dobry fundament, ale póki co nie wykorzystywano je zbyt często – a przecież szczególnie dla mniejszych krajów to dobre narzędzie udziału pomocy rozwojowej.

Noël Mamère (Francja): Nie wszystko sprowadza się do pieniędzy. Podam inny przykład na to, jak różnią się podejścia poszczególnych krajów. Europa nie ma pełnowartościowej agencji rozwojowej, która mogłaby skoordynować wszystkie wysiłki. W efekcie mamy do czynienia z podziałem geograficznym – np. wspieraniem krajów frankofońskich przez Francję.

To prawda, że publiczna pomoc rozwojowa nigdy nie osiągnęła skali, jakiej domagano się w Milenijnych Celach Rozwoju. Prawdziwy problem leży jednak gdzie indziej – w relacjach, w jakie wchodzimy z krajami Globalnego Południa. Mamy do czynienia z narastającą nierównością strukturalną, wynikłą z naszej Wspólnej Polityki Rolnej i relacji z krajami z rejonu Karaibów, Pacyfiku oraz Afryki, z których kraje te nie za bardzo korzystają.

Podstawowym celem europejskiej polityki rozwojowej powinno być takie jej funkcjonowanie, by pomoc trafiała tam, gdzie jest najbardziej potrzebna – np. do najgorzej sytuowanych.

ZME: W jaki sposób obecność Wielkiej Brytanii i Francji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w charakterze stałych jej członków pomaga w rozwiązywaniu konfliktów? Czy nie czas zastąpić je miejscem dla Unii Europejskiej?

NM: ONZ jest jedyną organizacją międzynarodową, która może wnieść swój wkład w stabilizację i pokój na świecie. Jej struktura jest jednak niestety niedostosowana do dzisiejszych wyzwań. Stworzona pod koniec II wojny światowej, działająca w świecie zimnej wojny, nie jest w stanie w odpowiedni sposób realizować oczekiwań państw, które były niegdyś koloniami. Potrzebuje gruntownych zmian.

Unia Europejska powinna mieć 1-2 stałe miejsca przy stole Rady Bezpieczeństwa w miejsce Wielkiej Brytanii i Francji. Reprezentowane przy nim powinny być również wszelkie inne organizacje regionalne, jak np. Unia Afrykańska, ASEAN, ALBA czy Liga Arabska.

TC: ONZ opiera się na zasadzie suwerenności narodowej. Choć widzimy, że to stara koncepcja niezależności i że państwo narodowe ma swoje problemy oraz ograniczenia, jej podmywanie niesie ze sobą zagrożenie łatwego przyzwalania na międzynarodową interwencję, która ani nie ma charakteru obronnego, ani o nią nie proszono. Podmywanie zasady suwerenności narodowej w Karcie ONZ musi być zatem niezwykle ostrożne i stosowane w ściśle określonych wypadkach, jak np. przeciwdziałanie ludobójstwu.

Aktualna struktura Rady Bezpieczeństwa ze stałymi miejscami dla Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Rosji i Chin jest niedemokratyczna, a ich prawo weta uniemożliwia jej skuteczne działanie.

Stałe miejsca w Radzie Bezpieczeństwa powinny zostać zniesione. Wszystkie państwa powinny mieć swoją kolej na zasiadanie w tym ciele. Kontynenty powinny być w niej reprezentowane proporcjonalnie do ich populacji, a decyzje podejmowane większością 2/3 głosów.

Wobec braku proponowanej przez nas reformy zadowolilibyśmy się wybieraniem danego państwa do RB większością 2/3 głosów Zgromadzenia Ogólnego oraz regionalnych ciał ONZ.

ZME: Jak społeczność międzynarodowa powinna postępować w wypadku Afganistanu?

TC: Nie powinna była w ogóle tam interweniować! Ośrodki wojskowe ostrzegały, że wojny w tym kraju nie da się wygrać. Ma ona destabilizujący wpływ nie tylko na ten kraj, lecz również na Pakistan, grożąc wręcz rozpadem tego drugiego kraju. Pochłonęła ona życia brytyjskich żołnierzy oraz zasoby, które rząd mógłby przeznaczyć na tworzenie miejsc pracy, ochronę zdrowia czy edukację. Kontynuowanie logiki zachodnich interwencji zwiększa ryzyko ataków terrorystycznych oraz wpływa na wzmożenie fali uchodźczyń i uchodźców, uciekających przed wojną i prześladowaniami.

Potrzeba nam nowego, regionalnego porozumienia pokojowego – bez współpracy z lokalnymi graczami nie będzie możliwe zaprowadzenie pokoju oraz sprawnej administracji. Dzięki wsparciu UE, ONZ i innych ciał międzynarodowych powinniśmy kontynuować dawanie pomocy rozwojowej Afganistanowi. Ochrona praw kobiet i mniejszości, przestrzeganie praw człowieka muszą być fundamentami każdego przyszłego porozumienia z regionalnymi potęgami, ONZ oraz ludnością tego kraju.

Priorytetem musi również stać się rozwiązanie kwestii afgańskich uchodźców w sąsiednich krajach – ich ponowne zamieszkanie w kraju oraz wsparcie humanitarne.

NM: Afganistan jest dobrym przykładem politycznej klapy. Talibowie na nowo okupują spore kawałki kraju i stoją u wrót Kabulu. Korupcja i handel narkotykami to powszechne zjawiska. Lokalni watażkowie są potężni jak nigdy.

Koalicja poniosła klęskę, ponieważ nie doceniła znaczenia pakistańskich wpływów w Afganistanie, nie była w stanie zaproponować wiarygodnego projektu odbudowy kraju w innym niż militarny zakresie. Pozostaje nam zaangażować w proces stabilizacji cały region i pamiętać o tym, że zaangażowanie to musi mieć długofalowy charakter.

ON: Z Afganistanu powinniśmy wynieść ważną lekcję – konieczności wejścia w dialog z lokalnymi społecznościami. Największą klęską misji w tym kraju były realizowane bez przekonania i odpowiednich środków finansowych wysiłki na rzecz wzmocnienia sił policyjnych, rządów prawa oraz tworzenia miejsc pracy. Nauczyliśmy też, że trzeba mieć poparcie obywatelek i obywateli Niemiec.

Polityka zagraniczna będzie skuteczna tylko wtedy, kiedy cieszyć się będzie społecznym poparciem, zaprezentuje się jej główne założenia oraz będzie się ją oceniać na bazie podjętych zobowiązań i ich skuteczności.

Jest również kluczowe, by nowy rząd oferował mieszkającym w Afganistanie szansę na lepsze życie. Oznacza to nie tylko poprawę sytuacji ekonomicznej, ale również – w zgodzie z obietnicami prezydenta Ashrafa Ghaniego – walkę z korupcją i łamaniem praw człowieka. Mamy tam młode, pełne nadziei pokolenie, które musimy wspierać.

Dotyczy to zresztą całej społeczności międzynarodowej. Musi ona pokazać, że można na niej polegać co do jej zaangażowania w Afganistanie – tak politycznego, jak i militarnego. Ktokolwiek zaangażuje się w ten proces musi być w stanie domagać się reform ze strony afgańskiego rządu.

ZME: W Afganistanie (Pakistanie, Jemenie itd.) media odnotowują dużą ilość ataków z wykorzystaniem dronów. Bezzałogowe pojazdy cenione są ze względu na precyzję działań – skłaniają jednak do zadania kilku pytań w kontekście prawa międzynarodowego.

Jak wygląda zielone stanowisko w tej sprawie? Czy są jakieś alternatywy dla dronów, jeśli chodzi o likwidowanie zagrożeń dla bezpieczeństwa Europy, które nie zagraża cywilom i żołnierzom?

ON: Zieloni od zawsze potępiali bezprawne wykorzystywanie dronów – i będą to robić nadal. Stanowi ona złamanie prawa międzynarodowego. Krzywdzi niewinnych ludzi. Nie pomoże też w walce z terroryzmem. Skutkuje radykalizacją I daje bodziec do włączania się w działania organizacji terrorystycznych.

TC: Zieloni Anglii i Walii nie przygotowali osobnego stanowiska w kwestii dronów – poza ogólnymi stwierdzeniami, dotyczącymi użycia podobnych technologii na polu walki. Uważamy jednak, że tak jak inne narzędzia tego typu drony nie mogą być używane w efektywny sposób bez sprowadzania istotnego ryzyka śmierci bądź poważnych obrażeń wśród ludności cywilnej tak w trakcie, jak i po zakończeniu konfliktu.

Akceptując fakt, że broń tego typu może być precyzyjna przy podejmowanym ataku nie jesteśmy przekonani co do tego, że jej wdrażanie na polu bitwy jest dobrym pomysłem, zgadzając się z wątpliwościami, dotyczącymi ich bezprawnego używania.

NM: Wierzę w potrzebę międzynarodowej konwencji w sprawie używania dronów do celów wojskowych. Poszedłbym nawet w stronę ich całkowitego zakazania i uznania ich użycia za akt piractwa. Drony używane są bez jakiejkolwiek kontroli instytucji międzynarodowych do eliminowania ludzi wciągniętych na listy, skompilowane bez jakichkolwiek podstaw prawnych.

Rozwiązanie nie może mieć wyłącznie technicznego charakteru. Ataki dronów nie wykończyły dżihadystów. Najpierw musimy usunąć przyczyny terroryzmu – odciąć organizacje tego typu od źródeł finansowania oraz wspierać walkę z nim w miejscach takich jak Kobane.

Artykuł „A Green New World – French, British and German Perspectives” ukazał się na łamach Zielonego Magazynu Europejskiego. Tłum. Bartłomiej Kozek.

Zdj. United States Air Force w domenie publicznej

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.