ISSN 2657-9596
Flickr.com by foxypar4

Upadek gospodarki przemysłowej: symptomy, przyczyny i skutki

Redakcja , Gail Tverberg
26/07/2017
Rozmowa z Gail Tverberg, badaczką energii i gospodarki. Jako aktuariuszka zajmowała się do roku 2007 modelowaniem finansowym branży ubezpieczeniowej. Ze względu na swoje doświadczenie zagadnienia energetyczne rozpatruje z innej perspektywy niż większość analityków. Pisze regularnie na swojej witrynie OurFiniteWorld.com. Publikuje również artykuły naukowe i jest częstym prelegentem na konferencjach międzynarodowych.
Redakcja: Najnowsze dane wskazują, że cywilizacja przemysłowa wykroczyła poza środowiskową pojemność planety o ponad 60%. Jakie są ekonomiczne symptomy tych realiów?

Gail Tverberg: Gospodarcze objawy przekroczenia nośności środowiska naturalnego odbiegają od naszych oczekiwań. Z jednej strony młodym ludziom jest coraz trudniej zdobyć odpowiednie dochody i założyć własną rodzinę. Z drugiej – bogactwo w coraz większym stopniu koncentruje się w rękach stosunkowo wąskiej grupy osób. Powiązaną kwestią jest to, że bardzo wysokie poziomy zadłużenia zmuszają do utrzymania niskich stóp procentowych, aby nie pojawił się problem ogromnej liczby upadłości przedsiębiorstw i państw.

Obserwujemy deflację surowców naturalnych. Dlaczego?

Koszty produkcji ropy i innych zasobów naturalnych rosną. Równocześnie ma miejsce stagnacja płac pracowników spoza kręgu elit. Ekonomiczna „pompa”, którą powinien napędzać wzrost zadłużenia i uposażeń, spowalnia, co wyhamowuje wzrost światowej gospodarki. Anemiczny wzrost zmniejsza z kolei popyt na surowce wykorzystywane do budowy domów i fabryk, produkcji samochodów i innych towarów. Spowolnienie gospodarki przynosi niskie ceny surowców.

Zaciąganie długów nie przynosi już spodziewanych efektów?

Nie moglibyśmy obsługiwać naszej aktualnej gospodarki bez długu. To on stymuluje gospodarczy wzrost. Dzięki niemu wydobywamy z ziemi paliwa kopalne czy tworzymy urządzenia takie jak turbiny wiatrowe i panele słoneczne. Co najistotniejsze, zadłużenie pomaga podnieść ceny wszelkiego rodzaju materiałów i towarów (w tym ropy naftowej i prądu), gdyż pozwala, by większą liczbę klientów stać było na wykonane z ich użyciem produkty. Prawdziwą bolączką konsumentów są niewystarczające zarobki; dodawanie zadłużenia (przy niskich stopach procentowych) może w pewnym stopniu ukryć kwestię niskiej płacy. Jednakże z biegiem czasu niedopasowanie staje się coraz większe. Ostatecznie piętrzenie długów nie może tak po prostu go zatuszować. Niskie ceny ropy, jakie obserwujemy od połowy 2014 roku, są znakiem, że świat nie dodaje dość pensji, aby nadążyć za rosnącymi kosztami produkcji energii.

Jednocześnie borykamy się z nadmiarem zadłużenia.

Trudno jest z nim się uporać, ponieważ zmniejszenie długu zmniejsza popyt i powoduje dalszą redukcję cen surowców. Niskie ceny prowadzą do obniżenia poziomu produkcji towarów i eksploatacji surowców. Na przykład produkcja żywności uzależniona od wkładu paliw kopalnych odnotuje z czasem ogromny spadek, podobnie jak produkcja ropy, gazu i węgla.

Czy oznacza to, że idea nieskończonego wzrostu gospodarczego – fundament naszego konsumpcyjnego modelu życia – jest urojeniem?

Istotnie trudno sobie wyobrazić dalsze trwanie nieskończonego wzrostu. Jest niemal pewne, że wpadniemy w finansowe kłopoty, najprawdopodobniej powiązane z zadłużeniem lub derywatami. Problemy, których byliśmy świadkami w 2008 roku, są prawdopodobnie preludium tego, co nadchodzi. Żyjemy na świecie, który ma naturalne granice. Nie jest rozsądne spodziewać się, iż nieskończony wzrost naprawdę się urzeczywistni. Wiemy z historii, że wiele cywilizacji przez jakiś czas przeżywało wzrost, po którym nastąpił ich nagły upadek. Najwyraźniej następował on wówczas, gdy zwrot z ludzkiej pracy był zbyt niski. Jego odpowiednikiem są teraz niskie płace pracowników spoza kręgu elit. Ilość surowców przypadająca na osobę ulega zbyt dużej redukcji. Zwiększanie zadłużenia mogło tymczasowo ukryć tę sytuację. Redukcja średniej płacy, zwłaszcza wśród ludzi młodych, jest jedną z oznak, że nasza gospodarka zmierza w stronę upadku śladem wcześniejszych gospodarek.

Wielu analityków i działaczy środowiskowych jest zdania, że odnawialne źródła energii będą zasilać gospodarkę przemysłową w nieskończoność i pozwolą nam utrzymać obecny poziom konsumpcji. Czy ich nadzieje są uzasadnione?

Wykorzystując wyłącznie odnawialne źródła energii, niewiele zdołamy zdziałać. Jeśli chcemy wyprodukować „nowoczesne” źródła odnawialne lub dostateczną ilość metalowych narzędzi i drutów, musimy sięgnąć po paliwa kopalne. Jedną część problemu stanowi wydobycie rud w odpowiedniej ilości, zaś drugą ich stopienie i nadanie uzyskanemu metalowi odpowiednią formę. Oba te procesy są niezwykle intensywne pod względem energetycznym. W pewnym zakresie możliwe jest uzyskanie wysokich temperatur koniecznych do wytopienia rud. Teoretycznie część uzyskanej energii może zostać wykorzystania do celów wydobywczych. Haczyk polega na tym, że oddając się tym praktykom, szybko wytniemy wszystkie lasy. Gdy Brytania zapoczątkowała eksploatację węgla w XVI i XVII wieku, głównym powodem było położenie kresu problemom związanym z wylesianiem. Nasza populacja jest obecnie znacznie liczniejsza. Zanim zaspokoilibyśmy zapotrzebowanie na metalowe narzędzia i części, zabrakłoby nam lasów na operacje hutnicze. Ponadto potrzebowalibyśmy ogromnej ilości energii na gotowanie, ogrzewanie domów i firm. Najprostszym i najtańszym sposobem na dostarczenie ciepła byłoby wycięcie drzew, które wywarłoby dodatkową presję na lasy.

Elektrownie wodne postrzegamy jako źródło energii odnawialnej, ale są one budowane przy pomocy paliw kopalnych. Beton wytwarza się dzięki intensywnemu ciepłu. Jego pozyskanie bez kopalin ponownie byłoby poważnym problemem. Maszyny zasilane ropą usuwają ziemię z miejsca przyszłej lokalizacji zapory. Gdy później sąsiadujący z hydroelektrownią obszar „zamula się”, warunkiem jej funkcjonowania jest usunięcie szlamu sprzętem napędzanym ropą. Brak paliw kopalnych oznaczałby utratę istniejących zapór, ponieważ nie bylibyśmy zdolni produkować części zamiennych oraz likwidować zamulenia.

Wykonanie nowoczesnych turbin wiatrowych i paneli słonecznych byłoby niemożliwością bez energii ze złóż węglowodorowych, częściowo z uwagi na obfitość ciepła niezbędną do wyprodukowania metali, betonu i materiałów wchodzących w skład tych urządzeń. Elektryczność można w teorii wykorzystać do uzyskania wysokiej temperatury, o ile źródła odnawialne byłyby w stanie same z siebie wytworzyć wystarczającą ilość energii elektrycznej pożądanego typu. Gdybyśmy spróbowali wygenerować potrzebną energię poprzez spalanie drewna i biomasy, zasoby leśne szybko uległyby wyczerpaniu. Co więcej, transport turbin i paneli do miejsca przeznaczenia zapewniają pojazdy na naftę.

Nie trzeba dodawać, że to paliwa kopalne utrzymują działanie sieci elektrycznej. Chociażby pozyskanie i zainstalowanie części zamiennych byłoby bez nich skomplikowane.

Czyli dodawanie źródeł odnawialnych do sieci elektrycznej nie ma sensu.

Jest to próba utrzymania dłużej stanu obecnego. Ale skoro tenże upada, cały plan jest daremny. Skończy się na wydobyciu większej ilości węgla i ropy, ażeby dodać turbiny wiatrowe lub panele słoneczne do tego, co wkrótce stanie się bezużytecznym systemem elektrycznym. Otrzymamy przede wszystkim krótkoterminowe niedogodności, bez spodziewanych korzyści długoterminowych.

Wśród coraz liczniejszej rzeszy decydentów istnieje przeświadczenie, że kolejna rewolucja przemysłowa jest tuż za rogiem. Robotyzacja ma przynieść niewyobrażalny dobrobyt dla wszystkich. Zastąpieni przez maszyny robotnicy będą otrzymywać od rządów darmowe pieniądze, by konsumować owoce automatyzacji i cieszyć się wypoczynkiem, rozwojem osobistym i głębokimi relacjami.

Próżno by szukać potwierdzenia tych założeń w dotychczasowej praktyce. Zamiast tego dzieje się tak, że korporacje unikają płacenia podatków ze względu na międzynarodowy zasięg, a swoją podatkową ojczyzną czynią państwa o niskim poziomie opodatkowania. Właściciele robotów bez wątpienia skorzystaliby z podobnego podejścia. Zatem jest co najmniej wątpliwe, by tego typu działalność przyniosła znaczące dochody z podatków. Przemysł paliw kopalnych zawsze płacił wysokie podatki. Sektor energii wiatrowej i słonecznej wymaga aktualnie dużych dopłat, które pochodzą pośrednio z bogactwa generowanego przez paliwa kopalne. Odejście od kopalin zredukuje wpływy podatkowe, co utrudni rządom realizację programów dla bezrobotnych. Pomysł, że ludzie będą mogli pozostać w domach, otrzymywać świadczenia i czerpać korzyści z automatyzacji jest jedynie pobożnym życzeniem.

Czy dezintegracja naszego systemu przemysłowego nastąpi szybciej niż upadki minionych cywilizacji?

Tak. Dawne cywilizacje nie były zależne od paliw kopalnych, energii elektrycznej i międzynarodowego handlu. Wszystkie te składowe są teraz bardzo istotne. Zaburzenie którejkolwiek z nich może zablokować całość. Na przykład bez systemu finansowego zasadniczo nie działa nic: wydobycie ropy naftowej, przesyłanie prądu, system emerytalny, zdolność giełdy do utrzymania swojej wartości. Przypomina to utratę systemu operacyjnego komputera lub wyłączenie lodówki z kontaktu. W przypadku zaprzestania podaży energii elektrycznej żaden z banków nie będzie mógł zrealizować wypłat pracowniczych. Co więcej, instytucje finansowe utraciłyby również informacje dotyczące bilansów obywateli i firm. Innym przykładem jest system dostaw handlu międzynarodowego bazujący na logistyce „dokładnie na czas” (ang. 'just-in-time’, JIT). Jego zakłócenie zatrzymałoby produkcję dóbr konsumenckich. Natomiast zmiany w zaopatrzeniu w paliwa kopalne mogą nadejść z niespodziewanej strony. Zmniejszenie wydobycia ropy może wyglądać na podyktowane sytuacją rynkową – nadprodukcją lub niskimi cenami. Ludzie reagują na nie entuzjastycznie, ale nie zdają sobie sprawy, że jego „cofnięcie” stanie się później niemożliwe ze względu na niedostateczne inwestycje długoterminowe.

Przewiduje pani, że rozkład światowej gospodarki przyspieszy w tym roku. Które symptomy wskazują na taki rozwój wydarzeń?

Chociażby gwałtowne zmiany w polityce, jakie obserwujemy. Wyborcy z coraz mniejszą aprobatą odnoszą się do kwestii przyjmowania imigrantów. Wzbiera w nich niepokój związany z różnicami w wynagrodzeniach. W minionym sezonie widzieliśmy zwycięstwa zarówno Donalda Trumpa, jak i zwolenników Brexitu. Globalizacja coraz mniej przypomina korzyść, a coraz bardziej brzemię. Źle rokuje znacząca redukcja chińskiej konsumpcji węgla w latach 2015-2016. Ilość zużywanej na świecie energii, przypadająca na osobę, jest ważnym czynnikiem determinującym gospodarczy wzrost. Jeśli jest niska lub spada, gospodarka światowa najpewniej się skurczy. Kolejnym negatywnym sygnałem są aktualnie niskie ceny paliw kopalnych i uranu. Mimo odnotowanego w ostatnim czasie nieznacznego ich wzrostu, nadal są zbyt niskie dla wielu producentów, którzy mierzą się ze stale rosnącymi kosztami wydobycia. Wielu pracowników (oraz potencjalnych pracowników) nie stać na dobra kapitałowe wytworzone przy udziale paliw kopalnych i uranu. Dzieci dłużej mieszkają z rodzicami, bo nie mają własnego mieszkania lub domu. Istnieje także duże prawdopodobieństwo, iż nastąpi spadek dostaw paliw kopalnych, ponieważ niskie ceny pozbawiają producentów środków na wymagane inwestycje eksploracyjne. Zmartwieniem są również wysokie poziomy zadłużenia – i komplikacje z nimi związane – w Europie, Chinach i Japonii.

Politycy, analitycy finansowi, klasyczni ekonomiści i inni eksperci wydają się być całkowicie nieświadomi tych dramatycznych trendów, ignorują kluczowe badania. Co jest przyczyną tej zbiorowej ślepoty?

Ogólny poziom wiedzy na temat samego funkcjonowania gospodarki oraz zależności między energią i gospodarką jest fatalnie niski. Większość analityków sądzi, że światowa gospodarka operuje dzięki zdyskontowanym przepływom pieniądza. A jej paliwem jest przecież energia. Nasza gospodarka to samo-organizujący się system sieciowy, który nieustannie rozprasza energię. Ekonomia zwykła negować bezpośredni związek między energią a gospodarką. Od 1800 roku populacja świata wzrosła od miliarda do ponad 7 miliardów, między innymi dlatego, że paliwa kopalne pozwoliły zwiększyć produkcję żywności i leków. Co gorsza, modelowanie ekonomii opiera się na analizie sposobu działania gospodarki z czasów, kiedy byliśmy daleko od granic środowiskowej pojemności planety. Wskazówki z tego modelowania w ogóle nie podlegają generalizacji, ponieważ zderzamy się z tymi granicami. Odwołując się do minionych warunków, ekonomiści oczekują, iż ceny wzrosną wraz z pojawieniem się niedoborów. Są w błędzie, ponieważ podstawową kwestią jest wspomniany brak odpowiednich wynagrodzeń pracowników spoza kręgu elit. Zwyczajnie nie stać ich na konsumpcję kosztownych towarów wytwarzanych przy użyciu surowców naturalnych. Niedostatecznie wysokie płace zamieniają się z kolei w „sprzężenie zwrotne” systemu w postaci niskich cen surowców. Sytuacja ta stanowi całkowite przeciwieństwo prognoz standardowych modeli ekonomicznych.

Na domiar złego badacze podążają śladami swoich poprzedników. Nie zaczynają od zgłębienia całego problemu. Istnieje mnóstwo badań, które sprawiały wrażenie trafnych, gdy je pisano, ale rozpatrywane w szerszej perspektywie okazują się całkowicie błędne. Publikacje naukowe bazujące na dotychczasowych ustaleniach po prostu powielają przeszłe błędy. Trudno to naprawić, gdyż dziedzina energii i gospodarki obejmuje liczne obszary dociekań badawczych. Zrozumienie pełnego obrazu nie jest rzeczą prostą.

W kwestii energetyki i gospodarki bardzo kuszące jest mówienie ludziom tego, co chcą usłyszeć. Jeżeli analityk nie rozumie, w jaki sposób działa system energii i gospodarki, a staje przed koniecznością zgadywania, z najbardziej przychylnym przyjęciem spotkają się następujące sformułowane przezeń domysły: „Wszystko jest w porządku. Uratuje nas innowacja”. Albo: „Uratuje nas substytut”. Prowadzi to do tendencyjnych badań ukierunkowanych na „Wszystko jest w porządku”. Dostępność dotacji finansowych na zagadnienia, które budzą nadzieję, wzmacnia ten efekt.

Jakie będą natychmiastowe konsekwencje rozpadu naszego systemu globalnego? Czego mogą spodziewać się zwykli ludzie?

Nigdy wcześniej nie zetknęliśmy się z tą sytuacją, dlatego tak naprawdę nie wiemy, czego oczekiwać. Konfrontujemy się z upadkiem globalnym, podczas gdy upadki wcześniejsze miały wymiar lokalny. Jedną z możliwości jest stopniowa likwidacja organizacji międzyrządowych, takich jak Unia Europejska. Kraje zmuszone będą w coraz większym stopniu radzić sobie same. Pozyskiwanie surowców, a nawet importowanej żywności, może stanowić coraz większe wyzwanie. Innym prawdopodobnym rezultatem jest krach finansowy i zamknięcie banków. Mógłby wówczas nastąpić rządowy paraliż i rozwiązanie władz centralnych, do jakiego doszło w Związku Radzieckim w 1991 roku. Pozostałyby jedynie samorządy. Możliwe zatrzymanie produkcji prądu byłoby równoznaczne z utratą dostępu do usług bankowych. Firmy nie realizowałyby pracowniczych wypłat. Funkcjonowanie wodociągów i kanalizacji zostałoby upośledzone na wiele sposobów. Być może niektóre społeczności korzystałyby nadal z instalacji grawitacyjnych, ale pompowanie i uzdatnianie wody pitnej byłoby problematyczne. Oczyszczanie ścieków zależy głównie od sieciowej elektryczności i dyspozycji pracowników, których wynagrodzenia przelewane są na bankowe konta. Ludzka populacja odnotowałaby spadek, przypuszczalnie o wiele procent.

Powiązane badania/raporty:

W swojej pięcioletniej prognozie rynku naftowego z 6 marca 2017 Międzynarodowa Agencja Energetyczna (International Energy Agency) poinformowała, że okrojenie inwestycji wywołane niskimi cenami ropy może w znacznym stopniu spowolnić podaż surowca i doprowadzić do jego niedoborów. Jeżeli trend rekordowej zapaści finansowania nie zostanie odwrócony, wzrost światowego zaopatrzenia zatrzyma się przed rokiem 2020. Globalne inwestycje w poszukiwania i produkcję „czarnego złota” uległy redukcji o 25% w 2015 i kolejne 26% w 2016. Odkrycia nowych złóż ropy są na najniższym poziomie od lat 40. XX wieku. Ich tempo i charakter odnotowały na przestrzeni ostatnich dekad drastyczny spadek. Tymczasem raport banku HSBC z 2016 ustalił, iż 81% całkowitej światowej produkcji paliw ciekłych znajduje się już w fazie schyłkowej i wydobycie niekonwencjonalnej ropy łupkowej – które w głównej mierze odpowiada za obecną nadpodaż – po prostu nie zdoła w przyszłości wypełnić nieuchronnej luki w zaopatrzeniu.

https://www.iea.org, www.hsbc.com

Nawet częściowe załamanie globalnej gospodarki wywrze natychmiastowy wpływ na klimat. Aerozole przemysłowe blokują faktyczną wartość antropogenicznego ocieplenia Ziemi. Analiza opublikowana 20 maja 2013 przez Journal of Geophysical Research: Atmospheres dowiodła, że wystarczy zaledwie 35-procentowa redukcja globalnych emisji aerozoli – wywołana upadkiem gospodarczym jednego z motorów globalizacji (USA, Europy lub Chin) – aby średnia temperatura planety podniosła się o dodatkowy 1°C. Próg ocieplenia o wartości 2°C zostałby przekroczony. W grudniu 2013 czasopismo PLoS ONE udostępniło wyniki kompleksowej analizy, obejmującej szeroką gamę dyscyplin, której autorzy z zespołu Jamesa Hansena, byłego głównego klimatologa NASA, stwierdzili, iż wzrost średniej temperatury planety o 2°C w stosunku do epoki preindustrialnej to „przepis na katastrofę”.

http://agupubs.onlinelibrary.wiley.com/hub/jgr/journal/10.1002/(ISSN)2169-8996/

http://journals.plos.org/plosone/

W swoim raporcie opublikowanym w Energy Journal badacze z Uniwersytetu A&M w Teksasie poinformowali, że szybkie tempo wdrażania alternatywnych źródeł energii nie spowolni zmiany klimatu i nie ograniczy wzrostu średniej temperatury Ziemi do 2°C. Naukowcy Centrum Międzynarodowych Badań nad Klimatem i Środowiskiem w Oslo (Center for International Climate and Environmental Research) podkreślili 30 stycznia 2017 w Nature Climate Change identyczny rezultat własnego dochodzenia: ekspansja energii odnawialnej nie zapobiegnie katastrofalnej zmianie klimatu. Nawet jeśli wydajność energii słonecznej i wiatrowej będzie rosła w zawrotnym tempie, nie uda się zatrzymać wzrostu średniej globalnej temperatury na poziomie poniżej 2°C.

https://www.iaee.org/en/publications/scope.aspx

Badanie Camilo Mory i Petera F. Sale’a, ekologów morskich, zamieszczone 28 lipca 2011 w piśmie Marine Ecology Progress Series, wykazało, że gdyby dzisiejszy model konsumpcji w świecie uprzemysłowionym miał zostać zachowany do roku 2050, skumulowane wykorzystanie zasobów naturalnych odpowiadałoby wówczas produktywności 27 planet Ziemia.

http://www.int-res.com/journals/meps/meps-home/

Analiza przedstawiona 14 grudnia 2016 w Technological Forecasting and Social Change stwierdziła, iż postęp technologiczny nie zdoła zmniejszyć zużycia materiałów i zapewnić zrównoważonego rozwoju świata. Naukowcy Instytutu Technologicznego w Massachusetts (Massachusetts Institute of Technology – MIT) ustalili, że nawet najbardziej wydajny i nierozbudowany proces wytwarzania danego produktu ostatecznie pomnoży całkowite nakłady materiałowe. Badacze odkryli te same tendencje w przypadku 56 tworzyw, towarów i usług – od podstawowych surowców, takich jak aluminium i formaldehyd, po akcesoria komputerowe i technologie energetyczne, takie jak dyski twarde, tranzystory, turbiny wiatrowe i panele słoneczne. Nie ma żadnych dowodów na obniżenie zużycia i eksploatacji materiałów, pomimo technologicznych udoskonaleń w ich produkcji i efektywności. Według stanowiska techno-optymistów zmiany technologiczne naprawią środowisko naturalne. Nasze ustalenia mówią, że raczej nie, powiedział Christopher Magee, współautor pracy, profesor systemów inżynieryjnych Instytutu Danych, Systemów i Społeczeństwa w MIT.

https://www.journals.elsevier.com/technological-forecasting-and-social-change/

Raport Międzynarodowego Zespołu ds. Zasobów Naturalnych (International Resource Panel IRP), będącego częścią Programu Środowiskowego ONZ, ujawnił 19 maja 2016, że ilość surowców wydobywanych przez cywilizację przemysłową wzrosła z 22 miliardów ton w 1970 do 70 miliardów ton w 2010. Dane dotyczą zasobów, czyli materiałów podstawowych, i obejmują biomasę, paliwa kopalne, rudy metali i minerałów niemetalowych. Autorzy ostrzegli, że wzrost zużycia ostatecznie doprowadzi do wyczerpania kluczowych materiałów, wywoła konflikty zbrojne i pogorszy zmianę klimatu – głównie z powodu potężnego wkładu energetycznego, który warunkuje ich wydobycie, wykorzystanie, transport i usunięcie. Konkluzja sformułowana przez 1203 naukowców, setki instytucji naukowych oraz ponad 160 rządów: Niszczenie i eksploatacja światowych zasobów naturalnych przez człowieka postępuje tak szybko, że wyprzedza zdolność planety do absorbowania szkód. Tempo degradacji rośnie na całym świecie.

http://web.unep.org/resourcepanel/

Badanie upublicznione 4 marca 2016 w czasopiśmie Environmental Research Letters wykazało, że wysiłki łagodzące skutki zmiany klimatu podejmowane przez system energetyczny doprowadzą do zwiększenia presji na zasoby wodne. Sektor energetyczny już teraz odpowiada za 15% światowego zużycia wody. Według autorów analizy globalne wykorzystanie wody w procesie generowania energii może zwiększyć się w tym stuleciu o ponad 600% w stosunku do roku bazowego (2000).

Zachowawcza prognoza ONZ z 21 marca 2016 alarmuje, iż przed rokiem 2025 około 1,8 miliarda ludzi stanie w obliczu braku wody, natomiast dwie trzecie populacji świata będzie żyć w warunkach regularnych jej niedoborów.

http://iopscience.iop.org/journal/1748-9326

Jak donoszą naukowcy Uniwersytetu Georgii (University of Georgia – UGA) w czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Sciences z 8 czerwca 2015, dalsza przemysłowa destrukcja planety zniszczy cywilizację globalną. O Ziemi można myśleć jako baterii, która była bardzo wolno ładowana przez miliardy lat, powiedział John Schramski, główny autor i profesor Wydziału Inżynierii UGA. Energia słoneczna jest magazynowana w roślinach i paliwach kopalnych, lecz tempo jej wyczerpywania przez ludzi znacznie przewyższa tempo jej naturalnego uzupełniania. Badacze oszacowali, że 2000 lat temu planeta zawierała około 1 000 miliardów ton węgla w żywej biomasie. Od tamtej pory zredukowaliśmy tę ilość o blisko połowę. Nawet jeśli nasz gatunek nie wymrze całkowicie za sprawą spadku biomasy poniżej zrównoważonych progów, nastąpi drastyczne zmniejszenie populacji i zostaniemy zmuszeni powrócić do egzystencji łowców-zbieraczy lub prostych ogrodników. Ziemia znajduje się w stanie poważnej nierównowagi energetycznej ze względu na ludzkie zużycie energii. Ta nierównowaga określa nasz najbardziej ewidentny konflikt z przyrodą. Rzeczywiście mamy do czynienia z konfliktem w tym sensie, że obecny brak równowagi energetycznej – kryzys bezprecedensowy w historii planety – jest bezpośrednią konsekwencją technologicznej innowacyjności. Po raz pierwszy w dziejach ludzkość stoi w obliczu globalnego limitu energii chemicznej. Żyjąca biomasa stanowi energetyczny kapitał, który napędza biosferę i utrzymuje człowieczą populację i gospodarkę. Po prostu nie istnieje zapasowy zbiornik biomasy Ziemi. Prawa termodynamiki nie mają litości. Równowaga jest czymś nieprzyjaznym, sterylnym i ostatecznym, napisali autorzy.

http://www.pnas.org/content/112/31/9511.abstract

Wywiad ukazał się w Zielonych Wiadomościach nr. 028/lipiec 2017, do ściągnięcia w formacie pdf: https://zielonewiadomosci.pl/wp-content/uploads/028.pdf

Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.