ISSN 2657-9596
Fot. Pixabay.com/rawpixel

Erzac

Paulina Kramarz
05/10/2019

To nie łabędź synku, to folia.
To nie księżyc, to lampa uliczna.
To nie stumilowy las, to nadleśnictwo.
To nie biedronka, to dyskont spożywczy
                                       Michał Książek

Zgodnie z definicją Słownika Języka Polskiego PWN: erzac, ersatz [wym. er-zac] «namiastka, surogat» [1].

Ilekroć zaglądam do jakiejś Galerii Handlowej, prowadzę dyskusję w stylu „najpierw ludzie, potem przyroda”, przychodzi mi do głowy właśnie to słowo – nasza bogata część społeczności ludzkiej żyje coraz bardziej w takiej namiastce życia, karmiona różnego rodzaju zamiennikami czy to szczęścia, czy to wartości, czy też tak po prostu godnego życia.

Gorzej, że ten erzac jest produkowany, bo trudno to inaczej nazwać, kosztem nie tylko wszystkich innych gatunków na Ziemi, ale również kosztem ludzkiej społeczności, szczególnie boleśnie – kosztem jej biedniejszej części. Co równie złe, ów erzac jest pokazywany jako wzorzec, do którego każda osoba na naszej planecie powinna dążyć.

Czasem mówi się, pisze, że przyroda jest naszym wspólnym dobrem, w mojej opinii to nieco zgubne podejście. Często wypowiadane z pozytywnymi intencjami, w konsekwencji może prowadzić do traktowania owej przyrody jedynie,  jako czegoś, co posiadamy, jako zasobu. Dlatego myślę, że szczególnie obecnie, musimy takie myślenie odwracać – przyroda nie może być niczyją własnością, nawet, jeżeli jej właścicielką miałaby być cała ludzkość, a nie poszczególne państwa. Bo wcześniej czy później kończy się to tak, jak z Arktyką [2] – pięć krajów zaczyna rościć sobie prawa do dużych fragmentów dna Oceanu Arktycznego. Umowy międzynarodowe mają wiele luk, które na takie roszczenia pozwalają – zamiast zawrzeć w nich twardy zapis, że dany teren do nikogo nie należy.

…ochrona przyrody jest silnie uzależniona  od polityki państwa,  a ta często kieruje się nie dobrostanem przyrody, ale słupkami wyborczymi…

Przykład ten jest o tyle smutny, że roszczenia te wynikają z gwałtownie rosnącej temperatury na Ziemi, spowodowanej emisją gazów cieplarnianych.  Prowadzi ona do topnienia lodowców Arktyki i odsłaniania się nowych „bogactw”, w tym ropy naftowej i gazu ziemnego, których spalania, jak powszechnie wiadomo, powinniśmy jak najszybciej zaniechać. A tymczasem, planowane jest ich wydobycie – nie tylko na obszarach tak wrażliwych ekosystemów, jak Ocean Arktyczny, ale w dodatku przez bogate kraje, w tym Danię, Norwegię i Kanadę. Kraje te należą do czołówki pod względem śladu węglowego na jednego mieszkańca, jednocześnie są krajami deklarującymi co rusz dążenie do neutralności klimatycznej (czyli m.in. do maksymalnej redukcji emisji gazów cieplarnianych).  Dwa pozostałe: Rosja i Stany Zjednoczone, to kraje przodujące w emisji gazów cieplarnianych [3]. Do tego wszystkiego, rozpoczęło się właśnie stroszenie piór i umieszczanie w spornym terenie wojsk. Tak, w obecnej sytuacji kryzysu klimatyczno-ekologicznego, opisana sytuacja brzmi jak kiepskiej jakości sciene-fiction, czy też political fiction: bogate kraje, powodujące ów kryzys, planują go pogłębiać, dewastując przyrodę i strasząc się nawzajem zbrojnym atakiem.

Nieco odmienną sytuację, ale  również spowodowaną owym posiadaniem przyrody, obserwujemy ostatnio choćby w Amazonii, gdzie płoną ogromne obszary naturalnej przyrody, w tym dziewiczych lasów. Wiele przesłanek wskazuje na to, że na terytorium Brazylii, na którym występuje duża część pożarów, zostały one celowo wzniecone. Dlaczego jest to prawdopodobne? Bo obecny prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro, zapowiedział, że jego kraj ma się rozwijać gospodarczo. Przy czym ten rozwój w jego wykonaniu to, trwające jeszcze przed obecną falą pożarów, nasilenie wylesiania Amazonii, między innymi pod uprawy i hodowle zwierząt, ale nie z korzyścią dla ludności lokalnej, lecz koncernów spożywczych, z myślą o eksporcie żywności również do Unii Europejskiej. Dużą rolę w takim podejściu mają międzykontynentalne umowy handlowe, takie jak ta podpisana niedawno pomiędzy organizacją Mercosur (do której należy Brazylia) a Unią Europejską[4].

To, że stoimy na progu katastrofy, wiadomo nie od dzisiaj, ale od jakiś 40 lat [5]. Nie od dzisiaj też wiadomo, że życie na Ziemi wymiera. Nieudolność organizacji międzynarodowych w próbach nie tylko zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, ale również w ochronie dewastowanej, dzikiej przyrody, wynika między innymi z tego, że jesteśmy przyzwyczajeni do posiadania i do tego, że wszystko powinno mieć właściciela. Nie będę za bardzo rozwijać tego tematu, bo należy on raczej zagadnień z dziedziny filozofii socjologii, czy też psychologii. Jako biolożka napiszę co nieco o biologicznych konsekwencjach takiego stanu rzeczy.

To, że stoimy na progu  katastrofy, wiadomo nie od dzisiaj, ale od jakiś 40 lat. Nie od dzisiaj też wiadomo, że życie na Ziemi wymiera…

Brak obszarów, które nie należą do nikogo, doprowadza właśnie do konfliktów pomiędzy przyrodą a jej potencjalnymi właścicielami, zarządcami. Widać to właściwie na całym świecie, również w Polsce, gdzie ochrona przyrody jest silnie uzależniona od polityki państwa, a ta często kieruje się nie dobrostanem przyrody, ale słupkami wyborczymi. W Polsce doprowadziło to do znaczącej roli samorządów w decydowaniu o ochronie jakiegoś terenu, w imię źle pojmowanego „interesu” lokalnej ludności. Nakłada się na to częsta zła sytuacja ekonomiczna miejscowej ludności, która jako jedyne źródło zarobków widzi eksploatację przyrody, również z powodu braku proponowanych, realnych alternatyw dochodów. Skutkuje to tym, że Polska jest w ogonie krajów Europejskich jeżeli chodzi o obszary chronione (około 1%) oraz tym, że od około 20 lat na jej terytorium nie powstał żaden Park Narodowy.

Jednym z powodów praktycznie nieistnienia bezpaństwowych obszarów dzikiej przyrody, mogą być kłopoty z ewentualnym ustawodawstwem i prawem. Można też je tłumaczyć koniecznością zajmowania kolejnych obszarów pod produkcję żywności. Albo  niemożnością regulowania ruchu turystycznego na danym obszarze. W mojej opinii problem jest bardziej ogólny i wynika z, prawie całkowitego, zahamowania rozwoju społecznego, który został zastąpiony rozwojem ekonomicznym, i to w dodatku głównie w części naszej Planety (określanej niekiedy Globalną Północą: Stany Zjednoczone, Kanada, Europa, Australia, Nowa Zelandia, obecnie śmiało można dołączyć Chiny). Co ciekawe, niektórzy zwracają uwagę, że spowolnił też rozwój nauki – coraz mniej jest przełomowych wynalazków, wiele dobrze zapowiadających się technologii nie jest rozwijanych. Znów odsyłam do wrześniowego (2019) Świata Nauki i artykułu Wade’a Rousha „Wielkie spowolnienie”.

Można spekulować z czego to wynika. Wmojej opinii jest to związane z nierównomiernym wzrostem dobrobytu i to nie tylko pomiędzy krajami, lecz również w obrębie poszczególnych państw. Oznacza to, że po pierwsze, jedynie część państw (owa wspomniana już Globalna Północ) wzbogaca się z kosztem eksploatacji zasobów Ziemi, ale jednocześnie w tych samych krajachnarastają nierówności ekonomiczne. Do czego to prowadzi pokazał doskonale niedawno powstały we Francji Ruch Żółtych Kamizelek – fala protestów, którą rozpoczęła podwyżka cen oleju napędowego, co pozbawiło setki tysiące osób możliwości pracy, przemieszczania się. Podwyżki te były tłumaczone działaniami pro-ekologicznymi (olej napędowy emituje nie tylko więcej gazów cieplarnianych, ale i innych zanieczyszczeń, w porównaniu choćby do benzyny), tyle, że zostały one poprzedzone likwidacją wielu połączeń kolejowych oraz niższymi cenami samochodów typu diesel i oleju napędowego oraz spadkiem zarobków. Jednym z haseł protestujących było (cytuję z pamięci) „mówicie nam o końcu świata, a my nie wiemy, czy będziemy mieli za co przeżyć do końca miesiąca”.

A co z produkcją żywności? Pisałam o tym niedawno [6], mówi też o tym raport specjalny ONZ [7]. W skrócie: musimy zmienić sposób produkcji żywności, skończyć z nadprodukcją i wynikającą z niej nadkonsumpcją mięsa, maksymalnie przestawić się na lokalną produkcję żywności, przestać marnować żywność, przestać marnować tereny rolnicze na zbędne produkty, typu hodowle kwiatków min. w Afryce, czy też palmy olejowej, m.in. w Indonezji na pseudo „biopaliwa” dla Europy. Dodałabym jeszcze ograniczenie produkcji bawełny na ubrania, które niemalże po jednokrotnym użyciu są wyrzucane i dodatkowo są jednym z poważniejszych źródeł zaśmiecania Ziemi. Trzeba też odwrócić trend – zamiast produkcji żywności w systemie rolnictwa przemysłowego, opartym na wielkoobszarowych monokulturach i fermach przemysłowych, postawić na średnie i małe gospodarstwa rodzinne. Bo rolnictwo przemysłowe prowadzi do dewastacji przyrody, degradacji gleby i produkcji różnego rodzaju zanieczyszczeń (pestycydy, nawozy sztuczne, odpady z ferm przemysłowych). Jest też dodatkowo, ze względu na skalę, bardziej wrażliwe na zmiany klimatu, choćby dlatego, że przy ekstremalnych zjawiskach pogodowych niszczone są od razu duże połacie upraw i giną setki tysięcy zwierząt hodowlanych stłoczonych na fermach. Takie zmiany w systemie produkcji żywności pozwolą nie tylko na wyprodukowanie wystarczającej ilości żywności dla rosnącej populacji ludzkiej (zresztą tempo wzrostu spowalnia [8]), ale i na zmniejszenie obszarów niezbędnych na jej produkcję. Dodatkowym bonusem będzie ograniczenie emisji gazów cieplarnianych wynikających zarówno z samego systemu produkcji rolnictwa przemysłowego, jak i, z transportowania żywności na duże odległości. Przy okazji, odsyłam do znakomitego wywiadu na podobny temat z Olivierem De Schutterem [9].

Dobrze, ale jak się to ma do braku rozwoju społecznego? Ano tak, że jednym z warunków bogacenia się jedynie niewielkiej części społeczeństwa jest to, że odbywa się to nie tylko kosztem przyrody, ale również kosztem pozostałej części ludzkości. I tak, 26 najbogatszych osób dysponuje majątkiem takim, jak 3,6 mldbiedniejszej cząstki ludzkiej społeczności[10]. Przy czym, na ów brak rozwoju społecznego składa się nie tylko nierównomierny podział dobrobytu, ale również to, że nawet ta nieco bogatsza część społeczeństwa ludzkiego, choćby żyjąca w owej Globalnej Północy, musi konsumować całą masę produktów najczęściej marnej jakości, można by je śmiało nazwać jednorazowymi, żeby generować ciągły przyrost zysków, również owe mityczne PKB. Co gorsza, jest to wzorzec „idealnego życia” narzucany także krajom Globalnego Południa (min. Afryka, Ameryka Łacińska).

…Aby generować ciągły przyrost zysków, część społeczeństwa ludzkiego musi przepuszczać przez siebie całą masę produktów najczęściej marnej jakości…

Tutaj wracamy do motta tego artykułu oraz pierwszego akapitu, do owego erzacu, namiastki życia. Nadmiaru śmieci – żywności, którą z taką łatwością wyrzucamy, „wyboru”, choćby w postaci tysiąca rodzajów jogurtów w plastikowych kubeczkach, ubrań, które powinniśmy zmieniać co sezon, nowych modeli smartfonów, pralek, lodówek, samochodów, które wyrzucamy, bo bateria nie działa, bo nie opłaca się naprawić – co jest nam przedstawiane jako alternatywa. Do czego?  Przede wszystkim do rzeczy, które dotykają nas zupełnie bezpośrednio: czystego powietrza, smacznego i zdrowego jedzenia (bo trudno takim nazwać to, co kupujemy w supermarketach [11]), co ma dramatyczne skutki dla naszego zdrowia i życia. Jednocześnie oddziela nas to coraz bardziej od przyrody. Przestajemy dostrzegać, że owe podobno wymarzone produkty: pomidory, które można kupić w zimie, awokado, nowe modele dżinsów, mięso trzy razy dziennie, siedem dni w tygodniu, nowe buty (hasło reklamowe „nie możesz kupić szczęścia, ale możesz kupić nowe buty”), nowy smartfon, są jedynie luksusem Zaczynamy traktować je jako konieczność – nieustająca wymianę produktów na nowszy model, pod naciskiem wszechobecnych reklam. I tylko czasem, budzimy się – że fajnie pochodzić po lesie i pozbierać grzyby, że nie ma jak kawałek czystej plaży, morza, jeziora. I jedziemy gdzieś za miasto w weekend, gdzieś do lasu w wakacje, starając się oderwać od codzienności w coraz bardziej zatłoczonych skrawkach dzikiej przyrody, którą się nam zabiera, choćby pod hodowlę kolejnych tysięcy świń stłoczonych w fermach przemysłowych. Wmawia się nam, że przecież nie jesteśmy w stanie z tych wszystkich gruncie rzeczy śmieci, zrezygnować. Co gorsza, żeby je kupić, spędzamy większość naszego życia zarabiając na nie. Nie mając właściwie czasu  na życie społeczne – nie tylko rodzinne, ale i rozmowy, a niech by było, kłótnie z sąsiadami, próby zmiany na lepsze, naszego w gruncie rzeczy coraz bardziej smutnego życia, służącego jedynie mitycznemu PKB.

A skoro tak ciężko pracujemy, by mieć na własność owe śmieci, trudno nam zrozumieć, że coś, jakiś kawałek świata może nie być czyjąś własnością. Owo skupienie jedynie na posiadaniu, a nie na jakości całego naszego życia, w mojej opinii doprowadziło właśnie do zahamowania rozwoju społecznego. Inaczej z łatwością można by sobie wyobrazić, że międzynarodowe organizacje, jak choćby ONZ, wprowadzają ponadnarodowe porozumienie, że postulowane choćby przez Edwarda. O. Wilsona [12] 50% powierzchni Ziemi podlega ochronie. Bez względu na to, na terytorium jakiego państwa leży. Do tego byłoby konieczne zmniejszenie nierówności ekonomicznych i zaprzestanie pogoni za PKB kosztem nie tylko biedniejszych krajów, ale i biedniejszej części społeczeństw, nie mówiąc o zaprzestaniu dewastacji przyrody. Można się zapytać – a co ze zwiedzaniem dzikiej przyrody? Bo bez kontaktu z nią, społeczność ludzka tak łatwo owych erzaców się nie pozbędzie. Znów – zakładając społeczny rozwój CAŁEJ ludzkości, czuwały by nad tym organizacje międzynarodowe, udostępniając część takich terenów, ale całej reszcie pozwalając spokojnie trwać w dzikości.

Wiem, brzmi to zupełnie nieprawdopodobnie, jak niemożliwe marzenie. Ale ta nieprawdopodobność wynika właśnie z uwięzienia w obecnym systemie, który sprowadza się w gruncie rzeczy do wykorzystywania zasobów Ziemi i większości ludzi przez niewielką grupę osób. Z tego, że wielu/wiele z nas nie widzi związku pomiędzy konsumpcją śmieci, a dewastacją przyrody, byciem wykorzystywanym, utratą godnego życia. Że wystarczy zrezygnować z tych niepotrzebnych śmieci i  zacząć działać wraz z resztą społeczeństwa ludzkiego, by nie były produkowane, naszym i naszej Planety kosztem. Potrzebujemy marzeń [13], by zamienić miliony erzaców na miliony drzew, zwierząt, na miliony całego tego życia, bez którego tak naprawdę nie potrafimy istnieć po ludzku.

Źródła

  1. sjp.pwn.pl/sjp/erzac;2457767.html
  2. wrzesień 2019, https://www.swiatnauki.pl/
  3. ourworldindata.org/co2-and-other-greenhouse-gas-emissions
  4. naukadlaprzyrody.pl/2019/08/23/srodowisko-naukowe-apeluje-do-ue-o-odrzucenie-umowy-z-mercosur/
  5. www.weforum.org/agenda/2019/07/40-years-ago-scientists-predicted-climate-change-and-hey-they-were-right?fbclid=IwAR2k26Sf0oihtsSmqCn_4dv5j04Bri9zx0B0JeAWgYDtlCF-yq0OI6xmfwI
  6. naukadlaprzyrody.pl/2019/03/19/zywnosc-czy-srodowisko-naturalne/
  7. naukadlaprzyrody.pl/2019/08/20/musimy-zmienic-nasz-sposob-zycia-na-ziemi-alarmuje-raport-specjalny-onz/
  8. ourworldindata.org/world-population-growth]
  9. zielonewiadomosci.pl/tematy/ekologia/system-produkcji-zywnosci-do-kapitalnego-remontu/
  10. igo.org.pl/nierownosci-na-swiecie-stan-w-2019-r/
  11. pl.boell.org/sites/default/files/atlas_rolny_strony_maly.pdf
  12. eowilsonfoundation.org/living-on-earth-a-plan-to-save-more-than-80-percent-of-earths-species/
  13. magazynkontakt.pl/oziewicz-opowiesci-na-nowe-czasy.html?fbclid=IwAR1I77kbx-z7DAw_GaPc1IVF8uTz7Lb6zRBvNpzQNBuRVSHRdgbNXudPMls

Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.