ISSN 2657-9596
Protestująca kobieta trzyma szyld z napisem „Milei = Patriarchat”

Argentyński Trump – latynoski skok w populizm

Mateusz Morawiec
09/06/2024

Dokładnie pół roku temu Argentyna wybrała na swojego prezydenta prawicowego ultra libertarianina, Javiera Milei, zmieniając kierunek rozwoju z ostatnich dekad o 180 stopni.

Co zmotywowało społeczeństwo do tak drastycznej zmiany i jak kraj zmienia się pod rządami osoby, widzącej zagrożenie w feminizmie i lewicy oraz negującej istnienie kryzysu klimatycznego?

Argentyna – kraj o zapachu soczystej wołowiny Angus, smażonej na grillu i serwowanej z aromatycznym sosem chimichurri. Teren rozbrzmiewających się zewsząd dźwięków tango, lub charakteryzującego mniejsze miejscowości swojskiego chamame, chętnie słuchanego przez gauchos, przemierzających konno pampę. Państwo rozkochane w piłce nożnej do tego stopnia, że zwycięstwo w World Cup na kilka dni sparaliżowało kraj przez tłum z radości tańczący na ulicach. Kraj liberalny i postępowy, któremu rozwiązań prawnych mogłyby pozazdrościć wszelkie europejskie państwa, bez wyjątku.

Uniwersytety są tutaj darmowe i oferują usługi na bardzo wysokim poziomie. W światowych rankingach Uniwersytet Buenos Aires wyprzedza wszystkie uczelnie w Polsce. Studenci zjeżdżają się do nich z całego regionu, przede wszystkim z okolicznej Brazylii i z Chile, gdzie za wykształcenie wyższe trzeba sporo zapłacić.

Służba zdrowia, choć zdecentralizowana, w każdym regionie działa zadowalająco. Argentyńczycy mogą skorzystać z odpłatnego prywatnego ubezpieczenia, którego ceny częściowo kontrolowane są przez państwo,  albo, bez ubezpieczenia, udać się do dowolnego szpitala. Opieka zdrowotna, poza podstawami, obejmuje między innymi darmowy dostęp do środków antykoncepcyjnych lub, od niedawna, do PrEP dla osób z grupy wysokiego ryzyka zakażenia wirusem HIV. Świadomość społeczna na temat zdrowia jest na bardzo wysokim poziomie. Ruch antyszczepionkowców w zasadzie nie istniał w tym kraju, a poziom szczepień przeciw COVID w pierwszym roku od ich wprowadzenia, osiągnął poziom 91% (dla porównania, w Polsce 61%).

Prawo aborcyjne od 2020 roku zezwala na przerwanie ciąży do 14-tego tygodnia (o przełomowych zmianach pisałem w jednym z poprzednich numerów „Zielonych Wiadomości”). Poza Urugwajem, nie ma w Ameryce Południowej innego państwa z tak liberalną ustawą jak Argentyńska.

Walka z machismo i z przemocą wobec kobiet, a także dyskryminacją osób nieheteronormatywnych jest wzorcowa. Od 2019 roku działa w kraju dedykowane tym problemom Ministerstwo Kobiet, Płci I Różnorodności i chociaż kraj boryka się nadal z ogromnymi problemami, szczególnie w bardziej konserwatywnych prowincjach, jak Salta, Jujuy lub Formosa, liczba aktów przemocy wobec kobiet spadła do drugiego najniższego wskaźnika na kontynencie, zaraz po Chile.

Osoby nieheteronormatywne w kraju mają dostęp do małżeństw jednopłciowych od 2010 roku, dokumentów z wpisaną płcią „X” dla osób niebinarnych od 2021 roku i gwarancją 1% miejsc na uczelniach oraz państwowych stanowiskach pracy dla osób transpłciowych, co ma zapobiegać ich wykluczeniu ze społeczeństwa. Język inkluzywny, neutralny płciowo, z roku na rok staje się coraz bardziej powszechny. Używa się go na ulicach, podczas wydarzeń kulturalnych, a niekiedy nawet w urzędach. Powoli rozpoczyna się debata na temat rodzin poliamorycznych, reprezentowanych w showbiznesie i popkulturze. Najpopularniejszym serialem telewizyjnym w kraju jest obecnie argentyński „Felices los seis”, mówiący o monogamicznym chłopaku z prowincji zakochanym w mieszkańce Buenos Aires, która żyje wraz ze swoimi partnerami w szczęśliwej poliamorycznej rodzinie.

Walka z ubóstwem przyjmuje wiele twarzy. Poza pomocą społeczną i dofinansowaniami do zakupu żywności, państwo argentyńskie inwestuje w program darmowego, powszechnego dostępu do internetu we wszystkich miastach i wioskach, co ma zapobiegać wykluczeniu cyfrowemu, dba o to, by poza przetrwaniem, mieszkańcy Argentyny mieli dostęp do bardzo taniej albo darmowej rozrywki, budując w niemal każdej wiosce baseny, lub pola campingowe z miejscem na grilla, oraz dofinansowuje transport publiczny. Jeszcze do niedawna bilet autobusowy w stolicy kosztował niecałe 20 groszy.

Drastyczny skręt w prawo

Końcem listopada ubiegłego roku, wydarzyła się rzecz niesamowita – wybory prezydenckie w kraju zwyciężył Javier Milei, ultraprawicowy libertarianin, miłośnik Jaira Bolsonaro i Donalda Trumpa, między innymi zrównujący feminizm z zarazą i postulujący wprowadzenie prawa do posiadania broni. Wybór ten wydawał się absurdalny i zupełnie nie odpowiadający rzeczywistym poglądom Argentyńczyków.

Dlaczego więc do tego zwycięstwa doszło?

Argentyna od lat boryka się z ogromnym kryzysem ekonomicznym, na który dodatkowo nałożyły się problemy gospodarcze wynikające z pandemii, która uderzyła ze szczególną siłą w branżę turystyczną, usługi i najmniejsze przedsiębiorstwa. Galopująca inflacja w 2023 roku  osiągnęła poziom 211%, poziom ubóstwa wyniósł ponad 40%, a skrajnego ubóstwa przekroczył 9%. Oznacza to, że niemal co drugi Argentyńczyk nie miał wystarczająco dużo pieniędzy by zaspokoić podstawowe potrzeby żywieniowe i codziennie odczuwał głód, prawie co dziesiąty skrajnie głodował i był zagrożony bezdomnością. Wpisane w argentyńską tradycję wołowe asado lub nawet kilka plasterków sera, stały się towarami luksusowymi.

Podczas wyborów prezydenckich, spośród pięciu kandydatów, rzeczywiście liczących się było trzech: Sergio Massa z lewicowej partii peronistycznej, która do tej pory sprawowała rządy, Patricia Bullrich z głównej opozycyjnej partii prawicowej oraz Javier Milei, nowa postać w polityce, która kreowała się na zbawcę mającego rozbić wcześniejszy duopol partyjny i rozprawić się z polityczno-ekonomiczną “kastą”. Społeczeństwo, zmęczone kryzysem którego nie udawało się opanować ani lewicy ani prawicy, naprzemiennie wymieniającej się władzą, szukało nowych rozwiązań i spoglądało na Milei bardziej przychylnym okiem.

Głosowanie jako bunt, lub wybór „mniejszego zła”

Gdy do drugiej tury wyborów przeszedł Massa i Milei, emocje sięgnęły zenitu. Większość wyborców głosowała w kontrze do drugiego kandydata. Ci, którzy chcieli zwycięstwa Massa, podkreślali, że to mniejsze zło, bowiem Milei jest niebezpiecznym oszołomem, którego poglądy są seksistowskie, homofobiczne i zwyczajnie niebezpieczne (szczególne zagrożenie widziano w jego propozycji prywatyzacji służby zdrowia i edukacji, wprowadzenia powszechnego dostępu do broni, wspominano również o jego wypowiedziach jakoby handel organami lub dziećmi powinien być legalny w ramach kapitalistycznego libertarianizmu). Ekonomiczny postulat Milei by zdolaryzować państwo i pozbyć się lokalnej waluty Peso Argentyńskiego, zwolennicy Massa uważali za nierealny do wprowadzenia zabieg populistyczny. Wszak w kraju brakowało dolarów, lokalne kantory nie działały, a osoby chcące oszczędzać w obcej walucie, musiały zaopatrywać się w nią na czarnym rynku, za trzykrotność wartości oficjalnego kursu.

Javier Milei. Źródło: Wikimedia

Zwolennicy Milei zaznaczali, że Massa był Ministrem Gospodarki podczas największego kryzysu ekonomicznego w kraju i wystawienie jego kandydatury to potwarz dla Argentyńczyków. Twierdzili albo że media kreują Milei na wariata, a jego rzeczywiste poglądy są dużo bardziej łagodne, albo że nowy prezydent skupi się na poprawie gospodarki i nie wprowadzi mało popularnych zmian społecznych (wyborców rzeczywiście powielających wszystkie poglądy kandydata była garstka). Mówiono też, że w sytuacji kryzysowej każdy nowy kandydat będzie lepszy od polityków, którzy mieli już szansę sprawowania władzy i którzy nie podołali zadaniu.

W drugiej turze wyborów, Javierowi Milei pomogło oficjalne wsparcie prawicowej kandydatki Patrycji Bullrich, za co polityczka została później nagrodzona teczką Ministry Bezpieczeństwa.

Czy rzeczywiście Milei skupia się wyłącznie na sprawach ekonomicznych, pozostawiając ciężko wypracowany postęp społeczny w spokoju? I czy jego rozwiązania gospodarcze, oparte na drastycznych cięciach budżetowych i dążeniu do dolaryzacji kraju się sprawdzają? Mija właśnie pół roku od rozpoczęcia jego prezydentury, jest to więc dobry moment na podsumowanie jego dotychczasowych działań i spojrzenie krytycznym okiem na to, w jaki sposób Argentyna się zmienia. A społeczeństwo zmieniło się bardzo…

Radykalne poglądy wkraczają na salony

Już w pierwszych tygodniach od zmiany władzy, niewidoczna dotąd ultraprawicowa mniejszość w kraju poczuła się bardzo ośmielona i zaczęła jawnie prezentować swoje poglądy. Ci, którzy do tej pory narzekali na imigrantów lub queerowe osoby wyłącznie w domowym zaciszu, poczuli, że swoje radykalne poglądy mogą prezentować w przestrzeni miejskiej. Przez cztery lata mieszkania w Argentynie nie usłyszałem ani jednego ksenofobicznego komentarza. W pierwszym tygodniu panowania Javiera Milei dwukrotnie zasugerowano mi w brutalny sposób powrót do kraju z którego pochodzę,, w tym raz rozradowany mężczyzna dodatkowo splunął na mnie w transporcie publicznym. Moi przyjaciele doświadczyli tego samego – Wenezuelski kolega, pracujący jako taksówkarz został poinformowany, że osoby takie jak on niszczą Argentynę, czarnoskóra koleżanka z Brazylii, wychodząc na spacer z psem, została nazwana małpą, która powinna spakować walizki i wracać do domu. Nieheteronormatywne znajome osoby, nawet w najbardziej liberalnym Buenos Aires, trzymając swoich partnerów za rękę na ulicy, coraz częściej słyszeli homofobiczne okrzyki z przejeżdżających samochodów lub dźwięk klaksonów – rzecz, która w Argentynie nie zdarzyła się niemal nigdy, przynajmniej od piętnastu lat. Po niecałym miesiącu radykalne zachowania najbardziej konserwatywnej części społeczeństwa zaczęły ucichać i zapewne wszystko wróciłoby do normy, gdyby rząd nie działał na nich w ciągły stymulujący sposób.

10 grudnia Javier Milei zamknął Ministerstwo Kobiet, Płci I Różnorodności, tłumacząc iż jest zbędne i generuje dodatkowe koszty, a państwo przecież musi oszczędzać . Przy okazji porównał feminizm do socjalizmu, z którym należy walczyć. Niedługo potem zamknięto Narodowy Instytut Przeciwdziałania Dyskryminacji, Ksenofobii i Rasizmu. Język inkluzywny został zakazany w urzędach i określony elementem składowym “kultu ideologii gender”, zaprzestano przestrzegać gwarantowania 1% miejsc pracy dla osób transpłciowych, a nowo powołani ministrowie zaczęli wypowiadać do kamer homofobiczne obrzydliwości, jakoby naturalnym dla mężczyzny było odczuwać odruch wymiotny na widok dwóch całujących się gejów (seksistowsko dodając, że lesbijki to już inna kwestia i czasami miło popatrzeć). Zagrożona jest też refundacja leków dla osób zakażonych wirusem HIV. Póki co, dzięki oporowi społecznemu, nie usunięto całkowicie refundacji, jednak Milei zapowiada drastyczne cięcia wszystkich dotacji, w tym bardzo drogich leków dla osób pozytywnych. To, de facto, skazanie tysięcy chorych z najniższego szczebla ekonomicznego na pewną śmierć.

Homofobia rządu bezustannie stymuluje do działań garstkę najbardziej radykalnych mieszkańców. W momencie pisania tego artykułu kraj przeżywa szok po napaści sąsiada na dwie pary lesbijek. Zostały one tak dotkliwie pobite, że wszystkie cztery wylądowały w szpitalu. Trzy do tej pory zmarły, czwarta nadal walczy o życie.

Wysłać kobiety z powrotem do kuchni

Wzrasta też przemoc stosowana wobec kobiet. Milei nie tylko zamyka ministerstwa i instytucje, które mają chronić ich prawa, ale sam reprezentuje postawy, z którymi jeszcze do niedawna kraj walczył i za które karał innych obywateli. Najlepszym przykładem może być wywiad z prezydentem w popularnym programie na żywo „Gente Opiniando”, w którym zdenerwowany przebiegiem konwersacji prezydent, zwraca się do dziennikarki ze słowami „Mógłbym wziąć broń 9 mm i podstawić Ci ją do głowy”. Kobieta zdenerwowana opuszcza studio.

Milei nie kryje, że kolejnym krokiem który zamierza wprowadzić, będzie zakaz aborcji. Na razie zdaje się, że społeczeństwo stawia zbyt duży opór by można do tego doprowadzić, ale każde kolejne przekraczanie wcześniejszych granic tego, co dopuszczalne, nastawione są na powolną inżynierię społeczną i stopniowe zmienianie postaw argentyńczyków na bardziej konserwatywne.

Nie dla biednego dyplom, a biednych coraz więcej…

Zagrożeni mogą też czuć się studenci. Zapowiedzi wprowadzenia odpłatnego szkolnictwa wyższego nie powinny nikogo dziwić, bowiem stanowiły postulat Milei w trakcie kampanii wyborczej, jednak społeczeństwo zdaje się być zszokowane, że nowy prezydent wprowadza w życie swoje obietnice. Ostatnie protesty przeciwko prywatyzacji uczelni wyprowadziły na ulice dziesiątki tysięcy młodych ludzi. Prezydent wydaje się jednak nie przejmować zbytnio oporem społeczeństwa. Wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że protestujący chcą bronić statusu quo, bowiem na nim korzystają, są częścią kasty (określenie „kasta” ewoluowała – dawniej oznaczała bogatych polityków z poprzedniej kadencji, dziś imigrantów, osób korzystających z pomocy społecznej i, w zasadzie, wszystkich przeciwników Milei). Padł nawet pomysł by zdelegalizować wszelkie zgromadzenia powyżej trzech osób, które nie uzyskają zgody na manifestację, co zaowocowało tysiącami memów o przyjaciołach wychodzących na piwo lub rodzinach chcących spotkać się w parku na pikniku i proszących prezydenta na piśmie o „zezwolenie na zgromadzenie”.

Wyborcy, liczący że prezydent zajmie się wyłącznie ekonomią i nie odważy się cofnąć o kilka dekad postępu w Argentynie, mogą czuć się zawiedzeni. Milei robi to, co zapowiadał że będzie robić, a zmiany wprowadza w trybie ekspresowym.

Sytuacja ekonomiczna kraju również się nie poprawia. W zasadzie znacząco się pogorszyła, co prezydent kwituje słowami “by było lepiej, będziemy musieli przez jakiś czas zaciskać pasa”. W celu obniżenia inflacji i zgromadzenia dolarów niezbędnych do zmiany waluty kraju, wprowadzono szereg ustaw, które jawnie mają doprowadzić do pogorszenia sytuacji klasy średniej i wymuszenia na argentyńczykach wyprzedania dolarów trzymanych w domach. Znacząco podwyższono oficjalny kurs dolara, zamrożono wszystkie pensje, zrezygnowano z regulacji określających maksymalne podwyżki czynszu, anulowano regulację cen ubezpieczeń społecznych, zniesiono większość dotacji…

Gdy pensji nie starcza na trzy posiłki

W efekcie, cena dolara na czarnym rynku zatrzymała się w miejscu. Nikogo nie stać na wykupywanie obcej waluty w celach oszczędnościowych. Pensja minimalna nadal oscyluje w granicach 180 dolarów, mediana, mocno zawyżona przez mieszkańców stolicy, zarabiających lepiej niż reszta kraju, wynosi 450 USD. W międzyczasie ceny transportu publicznego podskoczyły w przeciągu kilku miesięcy ze wspomnianych wcześniej w tekście 20 groszy do pięciu złotych za bilet autobusowy. Osoba zarabiająca minimalną pensję, wydaje teraz 25% swojego wynagrodzenia na same podróże z- i do pracy. Ceny mieszkań poszybowały w górę – stara kawalerka do remontu, oddalona od centrum Buenos Aires, to koszt minimum 300 dolarów, a kontrakty często wzmiankują o podnoszeniu cen w trzymiesięcznych interwałach czasowych. Opłaty za gaz, elektryczność, wodę, bez refundacji, sięgają stu dolarów. Ubezpieczenie zdrowotne staje się towarem luksusowym, dostępnym tylko dla wybranych, co może odciążyć służbę zdrowia, która boryka się z tak znaczącym nie dofinansowaniem, że niedawno jeden z pracowników szpitala w wywiadzie ulicznym stwierdził, że brakuje pieniędzy na zakup podstawowych leków i niebawem stanie przed zadaniem informowania osób chorych na raka, że ich chemioterapia nie może być kontynuowana.

Milei poświęcił klasę średnią, wiedząc iż jego program naprawy gospodarczej kraju będzie finansowany z ich oszczędności. Co jednak z najuboższymi, którzy stanowią 40% społeczeństwa? W zasadzie pozostawiono ich w sytuacji zagrażającej przetrwaniu. Dzisiejsze Buenos Aires to smutny obraz, w którym ogrom ludzi szuka pożywienia lub części na sprzedaż w większości ulicznych koszy na śmieci. To miasto, w którym półpuste restauracje coraz częściej rezygnują z wystawiania stolików na zewnątrz, bowiem klienci w trakcie posiłku potrafią być pięciokrotnie zaczepieni przez różne osoby proszące o drobne, lub kawałek chleba z ich talerza. To ogromna aglomeracja, w której na ulicach mieszkają nawet wykształceni dwujęzyczni obywatele, czytający rozpadające się w ich rękach książki, siedząc na chodniku.

Dochody na rodzinę składającą się z dwojga dorosłych i dwojga dzieci. Źródło: x.com

Inflacja w tym roku przyspieszyła osiągając 250% w skali roku i zyskując miano najwyższej na świecie. Ceny konsumpcyjne tylko z miesiąca na miesiąc podskoczyły ostatnio o 15%. Argentyńczycy, choć przywykli do takiej sytuacji, zawsze posiadali spadochron ochronny pod postacią wsparcia socjalnego i podwyżek pensji o wysokość inflacji kilka razy do roku. Dziś, pozbawieni tego wsparcia, z dnia na dzień zmagają się z coraz trudniejszą do okiełznania codziennością.

Jaka przyszłość czeka Argentynę? Trudno powiedzieć. Część społeczeństwa wsłuchuje się w głos nowego prezydenta jak w głos niekwestionowanego guru, powtarzając za nim, że wysoka inflacja i ekstremalnie trudna sytuacja ekonomiczna w kraju to zarówno wina poprzedniego rządu, jak i cena, którą wszyscy muszą zapłacić, żeby wspólnie posprzątać nieporządek nagromadzony w kraju przez wiele lat. Ci, którzy z Milei się nie zgadzają, gdy tylko ich na to stać, wyjeżdżają z kraju, lub coraz częściej wychodzą na ulice protestować. Wściekłość narodu narasta. W przeszłości, w Argentynie, kryzysy ekonomiczne doprowadziły do zamieszek, masowych protestów, a nawet zmian prezydentów, ewakuujących się w pośpiechu helikopterami ze swoich oblężonych pałaców. Zaskakujące, że Milei nie uczy się na błędach historii własnego kraju, lub historii najnowszej swojego sąsiada, Chile, gdzie podobne do niedawno wprowadzonych podwyżek cen transportu publicznego, zaowocowały przewrotem społecznym, krwawym buntem przeciwko policji i wojsku, a ostatecznie, doprowadziły do zmiany prezydenta i rozpisania referendum mającego wprowadzić nową konstytucję.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.