Z wizytą w „zamkniętej czytelni”
Dzięki „zamkniętym czytelniom” europosłowie uzyskali lepszy dostęp do wybranych unijnych dokumentów w sprawie TTIP. Ale brak dokumentów strony amerykańskiej sprawia, że nasz obraz negocjacji jest połowiczny.
Wybierając się do zamkniętej czytelni, gdzie udostępnia się europosłom wybrane dokumenty związane z TTIP, spodziewałam się kolejki. Lecz nie. Byłam pierwszą europosłanką tego dnia. Przede mną był tam tylko pewien austriacki dyplomata.
Wraz z wejściem w życie traktatu lizbońskiego Parlament Europejski zyskał prawo do przyjmowania bądź odrzucania zawieranych w imieniu UE porozumień międzynarodowych.
Oznacza to, że Parlament Europejski powinien być „natychmiast i w pełni informowany na wszystkich etapach procedury”. Z początkiem tego roku dostęp do zamkniętych czytelni został rozszerzony na wszystkich europosłów, nie tylko członków Komisji Handlu Międzynarodowego.
Przed wizytą musiałam odbyć przeszkolenie z procedur ochrony informacji niejawnych. Zostałam pouczona, że urzędnicy Komisji byli w przeszłości skazywani na więzienie za ujawnianie takich informacji. Przypuszczam, że miało to służyć temu, żebym się bardziej przejęła.
Pokój czytań, z którego można korzystać przez maksymalnie 4 godziny, musi być wcześniej zarezerwowany. Musiałam także wskazać, które dokumenty będę chciała oglądać. Zakazane jest korzystanie z urządzeń elektronicznych, ale można robić notatki na specjalnym papierze oznaczonym znakami wodnymi. W systemie ochrony informacji niejawnych UE dokumenty te zaklasyfikowano jako „zastrzeżone” [RESTREINT UE/EU RESTRICTED: informacje i materiały, których nieuprawnione ujawnienie mogłoby być niekorzystne dla interesów Unii Europejskiej lub co najmniej jednego państwa członkowskiego – przyp. red.].
Aby zyskać orientację na mapie negocjacji, poprosiłam o raport z poprzedniej, siódmej rundy negocjacji, która odbyła się w listopadzie w Waszyngtonie. Przy przeglądaniu tego dokumentu uderza w oczy fakt, że nie chodzi tu o zwykłe porozumienie o wolnym handlu. Negocjacje dotykają bardzo szerokiego spektrum tematów dotyczących naszego życia codziennego: od chemikaliów, kosmetyków i testów na zwierzętach po telekomunikację, e-handel, tajemnicę handlową i publiczny dostęp do informacji.
Oczekuje się, że największe korzyści z porozumienia – nawet do 70% – przynieść ma harmonizacja prawa i rezygnacja z „niekoniecznych” regulacji. Kwestia tego, jakie regulacje są „niekonieczne”, w oczywisty sposób nie jest sprawą czysto techniczną. Pojawia się pytanie, z ilu projektów legislacyjnych komisja Junckera zrezygnowała, uznawszy, że mogą powodować problemy w rozmowach o TTIP…
Zespojenie ze sobą dwóch odmiennych środowisk regulacyjnych to nie lada wyzwanie. Dla przykładu niektóre z wytwarzanych w UE kosmetyków (np. kremy ochronne przez promieniowaniem UV) nie spełniają obecnie amerykańskich standardów bezpieczeństwa i ich dopuszczenie na rynek wymaga dodatkowych badań. Amerykanie mogą domagać się testów na zwierzętach, lecz Unia Europejska nie może ustąpić ze swojego zakazu takich testów. Jednym ze sposobów na wyjście z impasu byłoby przekonanie Amerykanów do zaakceptowania uznawanych przez OECD rozwiązań alternatywnych.
Stany Zjednoczone od samego początku podejmowały wysiłki w celu powstrzymania, a następnie anulowania unijnych regulacji o bezpieczeństwie chemikaliów (REACH). Czy negocjacje TTIP będą okazją do ponownego poruszenia tej sprawy? Nie zapowiada się, że będzie nam tu łatwo.
Nie jest żadną niespodzianką, że obowiązujące w UE oznaczenia geograficzne produktów rolnych dają asumpt do gorących sporów. Stany Zjednoczone mają wątpliwości co do potrzeby ochrony oznaczeń geograficznego pochodzenia szampana, sera feta czy szynki parmeńskiej. Europejczykom nie udaje się przekonać strony amerykańskiej o ekonomicznych korzyściach tego rozwiązania.
W wielu obszarach Unia będzie o nas walczyć, ale czy będzie walczyć na serio? I jak daleko się posunie? Kiedy Kongresowi i Parlamentowi Europejskiemu przedstawione zostaną wyzwania harmonizacji? Komisja dość otwarcie przyznaje, że trudności regulacyjne są niedoceniane. Punkty sporne w negocjacjach powinny być przedmiotem otwartej dyskusji po obu stronach Atlantyku.
Kroki podjęte przez komisarz Malmström w celu zwiększenia przejrzystości rozmów nie są mile widziane w Waszyngtonie. Dlatego pospieszyła ona z zapewnieniem, że wszystkie udostępnione teksty są, jak dotąd, dokumentami Komisji.
To jednak znaczy, że widzimy tylko jedną połowę prawdy. Kiedy będzie można przyjrzeć się drugiej? Malmström miała w przeszłości osiągnięcia w promowaniu przejrzystości. Teraz musi przekonać Amerykanów, że jeśli parlamenty i opinia publiczna nie będzie mieć jasności co do szczegółów i poczucia, że ich zdanie się liczy, szanse na przyjęcie TTIP będą niewielkie.
Artykuł pochodzi ze strony ttip2015.eu.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.