Marks, nieodzowny klasyk
„Marksa często osądza się z perspektywy rzeczy, o których nie wiedział, lepiej jednak przyjrzeć się temu, co może nam zaoferować. Marks był ekonomistą, socjologiem, politologiem, historykiem, filozofem i filozofem nauki. Był prawdziwie wszechstronnym geniuszem i w wielu kwestiach jego ustalenia pozostają aktualne” – przekonuje ekonomistka Angela Wigger.
Poniższy wywiad przeprowadziły pierwotnie Erica Meijers i Amarens Veeneman dla holenderskiego pisma „De Helling”. Pochodzi z numeru poświęconego nowym odczytaniom Marksa.
W 2013 r. dziennik „De Volkskrant” prezentował Angelę Wigger jako przedstawicielkę rzadkiego w Holandii gatunku niepokornych ekonomistów. Bez wątpienia prawdą jest, że należy ona do osób uznających tradycje marksistowską jako wartościowy punkt odniesienia w badaniu współczesnych zjawisk społeczno-ekonomicznych. Wigger wykłada ekonomię polityczną i stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie im. Radbouda w Nijmegen, jest również członkinią zarządu Critical Political Economy Research Network (CPERN) oraz Centrum Badań nad Korporacjami Ponadnarodowymi (SOMO). Świat akademicki, nie wyłączając Nijmegen, odwrócił się od marksizmu po tym, jak opadła fala aktywizmu lat 70. Wigger odczytuje jednak Marksa swobodniej, niż robili to ówcześni marksiści. Uważa go za jednego z najbardziej przenikliwych teoretyków ekonomii, obowiązkową lekturę dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć dzisiejszy świat. Jak mówi: „Nie jesteśmy przyrodnikami. [Jako ekonomiści] próbujemy zrozumieć i wyjaśnić świat, zawsze z jakiejś partykularnej perspektywy”.
De Helling: Czy Marks wrócił?
Angela Wigger: Zawsze tu z nami był. Tyle że ci, którzy identyfikują się z tradycją marksistowską, byli przez długi czas marginalizowani. Teraz dostrzegamy ich, ponieważ Marks znowu budzi zainteresowanie. Jesteśmy w siódmym roku kryzysu. Analizy zarówno naukowców, jak i dziennikarzy często okazują się nietrafne. Na ogół nie podejmuje się pytań o Kapitalizm przez duże „k”.
DH: Czy nie ma to związku z upadkiem realnego socjalizmu w Europie?
AW: Musimy zdawać sobie sprawę, że te socjalistyczne i komunistyczne eksperymenty nie miały nic wspólnego z Marksem. Mieszanie tego ze sobą jest moim zdaniem niebezpieczne. Marks upierał się, że sam nie jest marksistą. Osobiście też niekoniecznie bym siebie tak określiła. Nie ma czegoś takiego jak „marksizm po prostu”. Każdy, kto inspiruje się pracami Marksa, ma swoje własne spojrzenie.
Sama określiłabym się raczej jako „materialistka historyczna”. Idea jest bardzo prosta: aby przetrwać, ludzkość musi produkować. Sposób, w jaki to robimy, wpływa na równowagę władzy w społeczeństwie. Współcześnie obserwujemy, jak przemiany gospodarcze w procesach produkcji prowadzą do przesunięć w globalnym układzie sił. Próbuję analizować i rozumieć te procesy w perspektywie historycznej.
Marks oferuje ważne wskazówki, które czasem wymagają przekładu na współczesne realia. W tym celu posługuję się krytycznym realizmem, który odnosi się do dialektycznego procesu obejmującego cztery wymiary: istniejące struktury, sposób w jaki my sami możemy je zmieniać, znaczące idee odgrywające w nich określoną rolę oraz materialny wymiar owych idei. Marks pisał: „Ludzie sami tworzą swoją historię, ale nie tworzą jej dowolnie”. Rodzimy się w świecie, którego nie wybraliśmy, lecz jako ludzie możemy organizować się, by go zmieniać. Z marksistowskiego punktu widzenia zawsze winniśmy pamiętać, że idee są związane z ludźmi, którzy odgrywają określone role w procesie produkcji. Rozważając jakąś polityczną decyzję, musimy więc zawsze pytać: cui bono? – komu to służy? Materializm historyczny oferuje dalekosiężny i holistyczny sposób myślenia.
DH: W jakim stadium kapitalizmu znajdujemy się obecnie?
AW: Kapitalizm wkroczył w okres, gdy wartość dodana tworzona jest poprzez szybką cyrkulację kapitału finansowego. Nie ma to już nic wspólnego z produkcją. Amerykański teoretyk David Harvey znakomicie zinterpretował obecny kryzys, mówiąc: „Kiedy akumulacja długu i akumulacja kapitału za bardzo się od siebie oddalą, powstaje kryzys”. Jednak w odróżnieniu od niektórych post-keynesistów nie uważam, aby to sektor finansowy był przyczyną kryzysu, nie sądzę też, by rozwiązaniem była naprawa rynków finansowych.
Rzeczywista przyczyna kryzysu to zjawisko „nadmiernej akumulacji”. W kapitalizm wpisane jest to, że wytwarzamy więcej, niż jesteśmy w stanie skonsumować. Jeśli kapitalista przestaje akumulować kapitał i tworzyć wartość dodaną, zostaje w tyle i przegrywa konkurencję z innymi. Jednak w pewnym momencie rynki stają się nasycone. Powstaje wówczas potrzeba znalezienia ujścia, dzięki któremu akumulacja kapitału znów się rozkręci. Nadmierna akumulacja polega na tym, że nie ma ujść dla rentownego inwestowania nadmiaru kapitału w realnej produkcji.
DH: Czyżbyśmy właśnie osiągnęli ten punkt?
AW: Tak, choć wciąż znajdują się nowe ujścia i nie jest jasne, jak długo to się może jeszcze kręcić. Klasycznym ujściem jest podbijanie nowych rynków w drodze ekspansji terytorialnej. Ale możliwa jest również inna droga – „pogłębianie” kapitalistycznej logiki. W obręb procesu kapitalistycznego wciąga się obszary, które dotąd pozostawały poza rynkiem. Marks określał to jako utowarowienie: przekształcanie relacji społecznych w towary o przypisanej cenie. Pomyślcie o Hinduskach, wynajmujących swoje macice bezpłodnym kobietom. Albo edukacji, opiece nad starszymi czy naturze, utowarowianej przez system handlu emisjami CO2. Tym sposobem kapitalizm tworzy nowe możliwości akumulacji.
Trzecim rodzajem ujścia są fuzje i przejęcia. Zamiast inwestować nadmiar kapitału w nową produkcję, wykupuje się produkcję istniejącą. Tuż przed uderzeniem kryzysu w 2008 r. na rynkach obserwowało się największe fuzje – i największą liczbę fuzji – w historii. Co trzecia z tych fuzji inicjowana była przez podmioty niepublicznego rynku kapitałowego, fundusze hedgingowe i innych uczestników rynku finansowego niezwiązanych w realną produkcją.
Ilekroć tworzy się kredyt, powstaje roszczenie do przyszłej pracy. Kapitał finansowy nie ma granic. Roszczenia do przyszłej pracy możemy przecież wysuwać bez końca. To zaś tworzy dla kapitalizmu przestrzeń wzrostu. Marks wciąż pomaga nam zrozumieć te procesy finansjalizacji. Pisał wszak o funkcjach kredytu i doskonale rozumiał, jak może on się wymknąć spod kontroli: „Są nawet takie fazy w życiu ekonomicznym narodów nowoczesnych, kiedy wszystkich ogarnia jakiś szał ubiegania się za zyskiem bez produkowania. Ten obłęd spekulacji, powracający okresowo, odsłania prawdziwy charakter konkurencji, która stara się uniknąć konieczności współzawodnictwa przemysłowego” („Nędza filozofii”, 1847).
Obok ekspansji, pogłębiania i finansjalizacji kapitalizm dysponuje jeszcze czwartym ujściem: destrukcją kapitału. Kiedy kapitał zostaje zniszczony, proces akumulacji może zacząć się od początku. Sposobem na to są bankructwa, niszczenie dóbr, albo wyeksploatowanie robotników, aby następnie zatrudnić następnych, na jeszcze gorszych warunkach. Inną dobrze znaną metodą destrukcji kapitału jest oczywiście wojna.
DH: Do czego to wszystko prowadzi?
AW: Marks mówi, że kapitalizm zawiera zalążki własnej destrukcji. Co oznacza, że ma swój kres. Czy tak jest naprawdę, pozostaje dla mnie kwestią otwartą. Przyszłość nie jest przesądzona.
Oczywiście niemożliwy jest niekończący się wzrost. Marks podkreślał, że kapitalizm jest wewnętrznie sprzeczny, gdyż zakłada nieustanny, liniowy wzrost. Który jest niemożliwy po prostu z powodu ograniczeń naturalnych. Podobnie jak robotników nie można wyzyskiwać bez ograniczeń, mimo że można pójść w tym kierunku bardzo daleko, bo zawsze znajdą się tacy, którzy zrobią to samo na gorszych warunkach. Nie mamy jednak pojęcia, jakie nowe struktury akumulacji mogą pojawić się w przyszłości w efekcie zmian technologicznych. Czy nowe technologie będą zorganizowane według dobrze znanych wzorów kapitalizmu, czy raczej będą posługiwać się wpółdzieloną, swobodnie dostępną wiedzą i wspólnym, publicznym dobrem? Krótko mówiąc: kooperacja czy konkurencja?
DH: To nas prowadzi do pytania, czy Marks może być dla nas inspirujący, gdy mowa o współczesnych ruchach antykapitalistycznych. Od kogo bądź od czego możemy oczekiwać zmiany?
AW: Bez wątpienia możemy się uczyć od Marksa, a także od Gramsciego – marksisty, który powiedział, że zmiana nie jest dziełem jednej, możliwej do wyodrębnienia klasy. To proces, który trzeba uruchomić, i który wymaga określonych sojuszy. Tak że trudno powiedzieć, kto dokładnie będzie źródłem zmiany. Jesteśmy skazani na „caminando preguntando”, jak to mówią zapatyści, czyli formułowanie pytań w marszu.
Musimy rozróżniać między protestami ulicznymi takich grup jak Occupy z jednej strony, a z drugiej – opozycją tworzoną przez ludzi, którzy faktycznie próbują wprowadzić odmienne formy produkcji czy relacji władzy. Wierzę, że ten drugi rodzaj oporu ma olbrzymią wagę. Spójrzcie np. na ruchy dłużników w Hiszpanii czy Włoszech. Rzucają one wyzwanie i długowi na poziomie mikro, i długowi narodowemu. Dług jest tak naprawdę kluczem do tego rodzaju ruchów. Nie chodzi to o pożyczki konsumpcyjne, na kupno nowego auta, lecz o zdrowie, edukację, mieszkanie. Te podstawowe potrzeby są w ogromnym stopniu oparte na długu. To jest na dłuższą metę nie do utrzymania.
Zwłaszcza w Europie Południowej widzimy pojawianie się nowych form produkcji, takich jak kooperatywy i inne niehierarchicznie zorganizowane sposoby produkcji. Kluczowe jest dla nie uczestnictwo i demokratyczne podejmowanie decyzji o tym, w co zainwestuje się zyski. Musimy jednak pamiętać, że nawet gdy wszyscy pracownicy są włączeni w decyzje o reinwestycji nadmiaru kapitału, to kapitał wciąż pozostaje kapitałem. Demokratyzacja kapitalizmu dotychczas nie przyniosła kresu kapitalizmu. Na dodatek takie inicjatywy często prowadzą do samowyzysku, gdyż jeśli generujesz mniejszy zysk, ale jesteś nastawiony na akumulację kapitału, to wówczas mniej zarabiasz. Niemożliwe jest wymknięcie się z sideł kapitalizmu. W tym sensie nie wierzę tak naprawdę w rewolucje.
DH: Czy lewicowe partie mogą odegrać jakąś rolę w zmianie społecznej?
AW: Wierzę, że tak, ale związki z ruchami społecznymi i związkami zawodowymi są tu również bardzo ważne. Potrzebujemy więcej sojuszy między ruchami politycznymi a ruchami społecznymi. Niestety, wiele partii politycznych jest zbyt umiarkowanych i skupionych na sobie. Muszą stać się bardziej radykalne.
DH: Powinny czytać Marksa?
AW: To trudny autor. Lepiej jednak czytać Marksa niż Piketty’ego, którego „Kapitał w XXI wieku” jest głównie zbiorem danych empirycznych. Piketty zakłada, że kapitalizm można poskromić. Marksiści są tu bardziej pomocni. Tak czy owak, każdy badacz polityki powinien czytać Marksa, gdyż jego dzieło ma fundamentalne znaczenie dla rozumienia polityki. Tylko nie powinniśmy odkurzać dogmatycznych odczytać rodem z lat 70. Powinniśmy respektować motto samego Marksa: „de omnia dubitandum est”, o wszystkim należy wątpić. Musimy zachować krytyczną i badawczą postawę wobec świata.
Artykuł Angela Wigger: Marx is essential in order to understand the world ukazał się w „Green European Journal” (Zielonym Magazynie Europejskim).
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.