Gra o Europę rozpoczęta
Czy możemy wyjść z jałowego sporu między eurosceptykami a euroentuzjastami? Albo między obrońcami „narodowej tożsamości” a zwolennikami tezy, że im więcej integracji – niezależnie jakiej – tym lepiej? Na te i inne pytania odpowiedzi szukali uczestnicy i uczestniczki debaty wokół książki „Gra o Europę”, która odbyła się 12 lutego w warszawskiej klubokawiarni MiTo.
Debatę rozpoczął prowadzący ją redaktor naczelny „Zielonych Wiadomości” Adam Ostolski. Przypomniał o bieżących dyskusjach nad integracją europejską w Polsce, związanych po pierwsze z zagwarantowaniem naszemu krajowi 303 miliardów złotych z funduszy spójności w perspektywie budżetowej UE na lata 2014–2020, po drugie zaś z planami przyjęcia przez Polskę paktu fiskalnego. Debata o tej drugiej kwestii w Polsce wygląda inaczej niż w innych krajach Europy. W Europie Zachodniej to prawica przyjmuje pakt fiskalny z entuzjazmem, podczas gdy lewica pozostaje mniej lub bardziej sceptyczna. Tymczasem nad Wisłą krytykuje go Prawo i Sprawiedliwość, podczas gdy Platforma Obywatelska ma do niego stosunek ambiwalentny (pytany o dobre strony paktu minister Rostowski podkreśla, że jego zaletą jest to, że na razie nie będzie nas obowiązywał). Z kolei Ruch Palikota i SLD promują nie tylko jego przyjęcie bez względu na koszty, ale także „jak najszybsze” wstąpienie do strefy euro. Ostolski zakończył wprowadzenie do debaty, przywołując wypowiedź redaktorki naczelnej portalu Lewica24 Agaty Czarnackiej: „Im bardziej intensywnie rozmawiam o Pakcie, strefie euro, trwałym spełnianiu kryteriów z Maastricht, tym bardziej mam wrażenie, że żyję w Disneylandzie”.
Publicysta „Polityki” Jacek Żakowski odniósł się do tej tezy polemicznie. Istotą Disneylandu jest przyjemność, tymczasem debata europejska w Polsce nie przynosi żadnej przyjemności. Problem polega na tym, że polscy politycy nie mają wizji, ograniczają się do obracania symbolami, i dlatego pomysły takie, jak te prezentowane w „Grze o Europie”, nie mogą się przebić. Zdaniem Żakowskiego pytanie nie dotyczy tego, czy Unia Europejska powinna istnieć, czy też nie – bo bez niej poszczególne państwa zostaną wystawione na pastwę korporacji. Najbliższe wybory do Parlamentu Europejskiego będą pierwszymi naprawdę ważnymi wyborami do tego organu. A zarazem będą areną starcia wizji Europy podporządkowanej interesom korporacji z wizją Europy społeczeństw. Niska frekwencja w Polsce sprawi, że staną się one loterią – możemy się jednak spodziewać, że w trakcie kampanii rozmaite grupy interesu zainwestują w nią sporo pieniędzy.
Jarosław Makowski, szef Instytutu Obywatelskiego, zauważył, że polscy politycy w Brukseli nie grali o Europę, ale o kasę. Za najciekawszą propozycję zawartą w „Grze o Europę” uznał ideę, że w projekcie europejskim jest miejsce na różne eksperymenty wykraczające poza pomysły, które promowali zużyci, w dużej mierze odpowiedzialni za kryzys politycy. Nie działają pomysły na zaciskanie pasa, ale też nie działają pakiety stymulacyjne – dziś potrzeba nam czegoś więcej. Doszliśmy do punktu, w którym europejscy przywódcy bardziej boją się agencji ratingowych niż własnych obywateli. Stopień wycofania państwa z polityki i ekonomii sprawia, że być może staniemy wkrótce przed koniecznością budowy europejskiego domu na zupełnie nowych fundamentach, bowiem Unia w swej obecnej formie może nie nadawać się już do remontu.
Barbara Labuda, była ambasadorka w Luksemburgu, zadeklarowała swoje federalistyczne przekonania. Europa, choć niewolna od mankamentów, nadal jest obszarem wysokich standardów demokratycznych, pracowniczych czy ekologicznych. Projektowi temu zagrażają dziś nie tylko narodowe egoizmy, ale też te ruchy separatystyczne, które opierają się na nacjonalizmie. Kwestionuje się solidarność ekonomiczną między regionami Europy, buduje się mury, izoluje od świata zewnętrznego. Podstawą tego egoizmu jest dominujące spojrzenie na funkcje państwa i polityki w kategoriach zysku – to nastawienie trzeba właśnie zakwestionować. Krytykując obecną formę integracji europejskiej, musimy pamiętać zarówno o europejskiej przeszłości, jak i o pokoju, jaki jej zawdzięczamy.
Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej polemizował z optymistyczną wizją Labudy. Jego zdaniem Unia Europejska została skolonizowana przez wielkie korporacje, co często wymusza na ruchach społecznych odwoływanie się do narzędzi demokratycznych, dostępnych na poziomie krajowym. Biznes co roku szuka nowych obszarów, które można sprywatyzować i czerpać z nich zysk. Wyraził również przekonanie, że separatyzm baskijski, który pozostał lewicowy, prospołeczny, jest bardziej postępowy od obecnie realizowanego modelu integracji europejskiej. Ta zaś opiera się na wzroście kreowanym przez opartą na długu kreację pieniądza, a także na rosnącym rozwarstwieniu społecznym, spychającym szerokie grupy klasy średniej do poziomu salariatu, a wręcz prekariatu. Nowa wizja Europy może być jego zdaniem stworzona jedynie przez taką lewicową siłę polityczną, która znajdzie wspólny język, trafiający do tych 3 grup społecznych. Problem lewicy w Polsce polega na tym, że często musi odwoływać się do europejskich standardów, które rozpadają się na naszych oczach.
Przewodnicząca Zielonych Agnieszka Grzybek określiła się jako alterfederalistka. Nie wierzy ona, że inicjatywy w rodzaju koordynowanej przez Marka Siwca „Europy Plus” wniosą cokolwiek ożywczego do debaty o Europie. Od samego mówienia o głębszej integracji kontynent się nie zintegruje. Głosy kwestionujące obecny model integracji UE, takie jak stanowisko zajęte przez Ikonowicza, wrzucane są dziś niestety do jednego worka z eurosceptycyzmem. Potrzeba nam nowych idei: zwiększenia demokratycznej legitymizacji instytucji europejskich, przejścia od kategorii konkurencyjności do bezpieczeństwa ekologicznego i socjalnego, zagwarantowania nienaruszalnych standardów społecznych na całym kontynencie, a także obywatelskiego audytu zadłużenia i skutków przyjmowania wspólnej waluty. W wypadku powrotu prac nad wspólną europejską konstytucją ważne, aby nie były one prowadzone jedynie w obrębie europejskich elit, ale także z udziałem ruchów społecznych, związków zawodowych i organizacji pozarządowych.
Maciej Gdula z „Krytyki Politycznej” stwierdził, że od stworzenia samej listy nawet najbardziej słusznych postulatów debata o Europie się nie zacznie. Polki i Polacy z radością wchodzili do Unii Europejskiej, z nadzieją na wyjście z kręgu biedy. Debaty o UE nie zbuduje się wokół 15 postulatów, ale co najwyżej trzech, które skorzystają na momentach szczególnego wzmożenia dyskusji. Nowe opowieści mogą znaleźć swój czas np. przy okazji dyskusji o wejściu do strefy euro czy bezpieczeństwie energetycznym kraju. Te dwie okazje dają szansę na opowiedzenie o lepszym systemie podatkowym czy o odnawialnych źródłach energii. Prawdziwie utopijny potencjał debaty pojawia się zdaniem Gduli przy okazji kwestii związanych z imigracją, prawami imigrantów i ich miejscem w europejskich społeczeństwach. Tu lewica ma zdecydowanie inne stanowisko niż prawica, wiążące się z odmienną wizją Europy.
W dyskusji zabrał głos m.in. Dariusz Szwed, polityk Zielonych. Wskazał na konieczność demokratyzacji unijnych instytucji, stworzenia europejskiej listy wyborczej czy zwiększenia unijnego budżetu, znajdującego się dziś na znacznie niższym poziomie niż federalny budżet USA. Szanse na demokratyzację dają również zielone postulaty z innych dziedzin, takie jak demokracja energetyczna. Ważne jest też wykorzystywanie Unii Europejskiej do tworzenia bardziej solidarnej społecznie i ekologicznej globalnej polityki – polityki alterglobalistycznej. Natomiast Agata Czarnacka podkreśliła znaczenie, jakie ma pogłębiona debata o kwestii suwerenności. Na czym polega suwerenność w XXI wieku? Czy w ogóle możliwa jest jeszcze suwerenność na poziomie krajowym?
Z kolei inny uczestnik dyskusji zakwestionował sposób wydawania unijnych funduszy, oderwany od ludzi i ich potrzeb: „Dlaczego mamy wydawać te pieniądze na autostrady, a nie na budowę 3 milionów mieszkań?”.
Podsumowując debatę, Adam Ostolski stwierdził, że z dyskusją o kształcie integracji europejskiej i o niewystarczalności „starego federalizmu” nie można już dłużej zwlekać. Zaciskanie pasa nie działa, ale stymulowanie wzrostu gospodarczego też nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę. System, w którym żyjemy, nie tylko doświadcza różnych kryzysów – ekonomicznych, społecznych, ekologicznych – ale sam je nieustannie generuje. Ta sama choroba trawi również obecny kształt europejskiej integracji. Dlatego musimy pilnie poszukać odpowiedzi na pytanie o to, jak przebudować Europę, aby zapewnić wszystkim Europejczykom i Europejkom trwały rozwój, bez ciągłych kryzysów. Właśnie teraz, w czasie pogłębiającego się kryzysu, z którego nie widać wyjścia, uchylanie się od takiej rozmowy byłoby świadectwem najwyższej nieodpowiedzialności.
Zobacz też fotorelację z debaty na blogu Zielona Warszawa.
Strona książki: www.zielona-europa.pl
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.