Do następnego wypadku
W marcu pisałem, że o kolei usłyszymy z mediów dopiero w wakacje. Myliłem się. Zderzenie pociągów w Warszawie i wypadek w Ostrowie Wielkopolskim przyciągnęły uwagę dziennikarzy. I niestety znów, jak w przypadku marcowej tragedii pod Szczekocinami, brak poważniejszego namysłu nad przyczynami tych zdarzeń.
O ile materiały w serwisach informacyjnych nie ograniczały się do suchej relacji (zderzyły się, w miejscu, o godzinie, opóźnienia w ruchu), to zazwyczaj dominowało w nich uczucie ulgi: no tak, zderzyły się, ale tym razem obeszło się bez ofiar. W „Wiadomościach” TVP zaraz po informacji, że tory są w kiepskim stanie, pojawiła się, jakby mimochodem, trójwymiarowa animacja, pokazująca, ile kilometrów torów wyremontowano w zeszłym, a ile zostanie wyremontowanych w tym roku. Zabrakło jakoś namysłu nad faktem, że prace nie są ze sobą skoordynowane. A także nad tym, że – bez odpowiedniego wysiłku włożonego w bieżące utrzymanie odnowionych tras – możemy co roku remontować nawet i 10 tys. kilometrów, a kolej nadal będzie w opłakanym stanie.
Sporo miejsca w serwisach zajęła reakcja ministra Nowaka, który stwierdził, że należy położyć większy nacisk na szkolenia dyżurnych ruchu i nastawniczych. Chyba żaden dziennikarz nie zadał pytania, kiedy pracownicy kolei znajdą na te szkolenia czas. PKP PLK spokojnie kontynuuje obciążanie ich dodatkowymi obowiązkami i redukuje obsady posterunków. Poza tym od marca ich pensje nie wzrosły na tyle, żeby mogli przestać do nich dorabiać. Są więc i jeszcze długo będą tak przemęczeni, jak w czasie tragedii pod Szczekocinami. A na marginesie, wypadałoby jeszcze spytać polityków dawnej AWS, których sporo zgromadziło się pod szyldem PO, czy technika kolejowe nadal wydają im się tak niepotrzebne, jak wówczas, gdy je zamykano.
Nie wiem, czy minister sam to wymyślił, czy ktoś mu to podpowiedział, ale jego taktyka wydaje mi się bardzo ciekawa. Wyrażając troskę, sugeruje jednocześnie, że problem leży w niedostatkach wiedzy pracowników kolei. Dobry minister wyśle ich na szkolenia i problem się skończy. Takie stanowisko pozwala jednocześnie wykazać się aktywnością i dać prztyczka kolejarzom, a przy tym milczeć o tym, co najważniejsze, czyli o ogólnej zapaści kolei.
A o tej, jak w przypadku Szczekocin, znów możemy poczytać w prasie codziennej. Ten temat ciekawie ujmuje w „Rzeczpospolitej” Piotr Skwieciński, łącząc go z wybraną przez Polskę drogą transformacji. Upadek kolei jest według Skwiecińskiego przykładem szerszego zjawiska. Mianowicie Polacy wybierają indywidualną konsumpcję kosztem zbiorowego dobrobytu. Podążając za tym trendem, rządy rezygnują z zapewniania przyzwoitych usług publicznych, które nie sprzyjają manifestowaniu osobistego sukcesu. A że bilet kolejowy, w przeciwieństwie do samochodu, sąsiadowi nie imponuje, zapewnienie odpowiedniego systemu połączeń pociągami przestało zaprzątać decydentów.
W najbliższych dniach zapewne ukaże się sporo ciekawych analiz, a z szaf znów powyciągani zostaną bardziej krytycznie nastawieni eksperci. To dobrze. Szkoda tylko, że już za dwa tygodnie wszystko przykryje Euro i o kolei znów, aż do następnego wypadku, będzie się mówić w kontekście wstydu za jej niski, niedorastający do zachodniego standard.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.