ISSN 2657-9596

Narkotyczne wzmożenie moralne

Piotr Tubelewicz
05/10/2015

Kawałek zioła i wytwarzane z niego produkty budzą ogromne emocje. Tak duże, że zamiast czerpać z niego zyski wolimy wsadzać za jego posiadanie do więzienia.

Pięć miesięcy temu Kuba Gajewski, wiceprezes stowarzyszenia Wolne Konopie, został oskarżony o nabywanie i przemycanie do Polski 900 gram oleju konopnego. Olej miał być przeznaczony dla ludzi chorych na raka, epilepsję i jeden Kuba wie kogo – tych danych ujawnić za bardzo nie może. Za te 900 gram grozi mu 15 lat więzienia. Sprawa wywołała ostre kontrowersje. W czerwcu – z podobnego powodu – aresztowano rodziców Andrzeja Dołeckiego.

Marihuana znajduje się na liście substancji zakazanych. Dopiero od paru lat, w związku z legalizacją marihuany w niektórych stanach USA, zaczyna się ją badać na poważnie. Zdecydowana większość badań medycznych właściwości marihuany robionych w ciągu ostatnich 80 lat dotyczyło jej negatywnego wpływu na zdrowie.

Roślina niepokorna

Podczas gdy w Polsce aresztuje się aktywistów, zakazuje się doktorowi Bachańskiemu badać właściwości medycznej marihuany i odbiera mu się pacjentów, w USA pojawiło się oficjalne badanie potwierdzające potencjał medyczny konopi indyjskich w leczeniu raka. Badanie zostało opublikowane przez National Cancer Institute – dział amerykańskiej rządowej agencji National Institutes of Health.

Olej, który Kuba miał dostarczać chorym jest lekiem stosowanym w USA, Kanadzie i Izraelu. Aby zdobyć lekarstwo w Polsce trzeba zakupić je na czarnym rynku lub przemycić je przez granicę. O skutkach takiej sytuacji mówi w swoich wystąpieniach Josh Stanley, który produkuje i udostępnia chorym medyczną marihuanę w stanie Colorado.

Opowiada o tym jak w sąsiednim stanie, gdzie substancja ta jest nielegalna mieszkał chory na epilepsje czterolatek. Chłopczyk, ze względu na prawo stanowe nie mógł dostać leku – specjalnie wyhodowanej, pozbawionej właściwości psychoaktywnych marihuany. Rodziców nie stać było na przeprowadzkę do Colorado. Czterolatek umarł na epilepsję. Dziś do Colorado migrują tysiące członków rodzin epileptyków.

Dużo kłopotów za mniej bólu

Kuba dostarczał lek osobom, którym zalecili go jako ostatnią deskę ratunku polscy lekarze. Marihuana łagodzi skutki chemioterapii, w wielu krajach jest nawet refundowana. Nadal nie ma badań jednoznacznie potwierdzających, że marihuana leczy raka – podobnie jak dowodzących, że marihuana pomaga na epilepsję.

Wszystkie badania – zarówno dotyczące leczenia raka, jak i epilepsji w świetle mówią o wielkich nadziejach czy o świetlanych perspektywach terapii przy pomocy środków zawierających marihuanę, lecz nie o tym, w jaki sposób już dziś może ona pomagać. By uzyskać pewność potrzebne byłoby kliniczne badanie na dużej grupie pacjentów na które dziś stać praktycznie tylko duże kompanie farmaceutyczne.

W USA jedyną instytucją, która mogła wydawać marihuanę naukowcom do badań był amerykański rząd. Pole, na którym miano sadzić ową marihuanę przez parę ostatnich lat było nieobsiane. Gdy CNN pokazało materiał z wspomnianym wyżej Joshem Stanleyem ratującym dzieci w Colorado pole to wróciło do użytku.

Czas skończyć tę wojnę!

Kto zyskuje na tym stanie niepewności? Producenci leków na pewno nie zacierają rąk słysząc o tanich, możliwych do wyprodukowania w domu środkach leczniczych. Warto w tym miejscu dodać, że od roku 2011 funkcjonuje Unijna dyrektywa Traditional Herbal Medicinal Products Directive. Wprowadza ona szereg przepisów utrudniających produkcję i sprzedaż preparatów ziołowych, zakazano m.in. nieautoryzowanego obrotu ziołami.

Już 10 lat temu sąd w Kanadzie uznał, że podstawowym prawem człowieka jest możliwość leczenia się tym czym pragnie – o ile nie zagraża to innym ludziom tak jak np. nieszczepienie dzieci. Sądy w Kanadzie uznały, że zakaz leczenia marihuaną jest atakiem na prawo człowieka do opieki medycznej, a więc i godnego życia.

W Vancouver dzięki bardzo szalonym i jeszcze bardziej odważnym aktywistom konopnym stoi parę coffeeshopów. Marihuana stanowi jedno z większych źródeł dochodu Kolumbii Brytyjskiej.

Ich używki, nasze lęki

Dlaczego zakazano substancji, które dziś określamy mianem narkotyków?

Pod koniec XIX wieku główną grupą społeczną spożywającą opiaty (np. morfinę) w USA były białe kobiety w średnim wieku, uśmierzające w ten sposób różnego rodzaju bóle. Do Stanów Zjednoczonych przybywali wówczas Chińczycy, palący opium w fajkach. Biali Amerykanie przestraszyli się tego, że białe kobiety zamienią się w „uzależnione od opium, seksualne niewolnice żółtoskórych”.

Kokaina była pierwotnie wykorzystywana np. do produkcji Coca-Coli. Pierwsze prawa kryminalizujące posiadanie kokainy zostały uchwalone, ponieważ w południowych stanach biali obawiali się, że czarni po wciągnięciu białego proszku „zapomną gdzie jest ich miejsce”.

Kryminalizacja marihuany wzięła się z kolei ze strachu przed palącymi marihuanę imigrantami z Meksyku, na zachodzie i południowym zachodzie Stanów. Jak to podsumowała profesor Monika Płatek, jeśli marihuany używaliby w USA biali mężczyźni około sześćdziesiątki, Viagry zaś młodzi czarni mężczyźni, to ta pierwsza substancja byłaby zakazana, a ta druga – legalna.

Jak widać, na podstawie doświadczeń historycznych da się pokazać powiązania między lękiem przed imigracją a wojną z narkotykami. Oba zjawiska oparte są na rasizmie i ksenofobii. Warto, byśmy o tym nie zapominali.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.