ISSN 2657-9596
Fot. Canva

ZIELONY (UK)ŁAD

Anna Sierpińska
25/03/2025
Straty w plonach, nowe choroby roślin, zwierząt i ludzi, zanieczyszczenie środowiska, nieznośne upały – to nowa rzeczywistość, w której musimy żyć. W wielu przypadkach szukanie winnych tej sytuacji przypomina bardziej polowanie na czarownice niż próbę dotarcia do prawdziwych przyczyn naszych problemów. Politycy, wielkie korporacje i miliarderzy, odpowiedzialni w największym stopniu za degradację środowiska i kryzys klimatyczny, umykają z celownika opinii publicznej. Zamiast nich pod pręgierz dostają się różne grupy społeczne, często same w największym stopniu odczuwające skutki zmiany klimatu, w tym rolnicy. 
Rolnictwo straci na kryzysie klimatycznym jeszcze więcej 

Dobitnie pokazał to chociażby obecny rok. Bardzo ciepły koniec zimy spowodował, że rośliny zaczęły się rozwijać wyjątkowo wcześnie, niektóre już w lutym. W tej sytuacji wiosenne przymrozki – które będą się pojawiać w Polsce jeszcze przez wiele dekad, jeśli nie stuleci, ze względu na nasze położenie geograficzne – zniszczyły dużo upraw. Plony winogron i innych owoców, a nawet rzepaku, zostały w części gospodarstw utracone całkowicie. 50 i więcej lat temu tak wczesne ruszenie wegetacji byłoby praktycznie niemożliwe – dzięki temu rośliny miały większe szanse przetrwać przymrozki, gdyż pączki są bardziej odporne na spadki temperatur niż rozwinięte kwiaty czy liście. Jednak wraz ze wzrostem globalnej temperatury, rośnie prawdopodobieństwo takich zdarzeń jak tegoroczne. Wzrasta też zagrożenie suszami. W 2024 r. pojawiły się na dużych obszarach już w maju, a lokalnie w kwietniu, co spowodowało, że szybko zapomnieliśmy o mokrej zimie. Ekstremalne upały i nawalne deszcze latem również nie sprzyjały wysokim plonom. 

Oczy zamknięte na zmianę (klimatu) 

Te problemy są dobrze znane rolnikom już od dłuższego czasu. Choć od co najmniej 30 lat (pierwszy raport IPCC* ukazał się w 1991 r.) wiadomo, że rolnictwo bardzo silnie odczuje skutki kryzysu klimatycznego, rządy w Polsce nie za bardzo się tym przejmowały. Zamiast szykować plan adaptacji i wsparcia rolników, wielu polityków wręcz negowało, że zmiana klimatu ma miejsce i torpedowało wszelkie pomysły mające na celu zahamowanie wzrostu globalnej temperatury. Ci sami politycy nie mają teraz nic sensownego do powiedzenia rolnikom, może poza tym, że będą wypłacane rekompensaty za straty spowodowane przymrozkami, suszami lub innymi niekorzystnymi zjawiskami pogodowymi. Tyle, że rekompensaty nie są w stanie dostarczyć żywności. Nie są też czymś, w oparciu o co rolnik może rozwijać swój biznes. 

Strategicznego, długofalowego, konkretnego (!) planu adaptacji polskiego rolnictwa do zmiany klimatu nie ma. Wielu rolników próbuje radzić sobie na własną rękę budując oczka wodne, zakładając nawodnienia, wprowadzając nowe odmiany roślin lub zmieniając metody upraw. Sporo napotyka jednak różne bariery – począwszy od finansowych. Ale nie chodzi tylko i wyłącznie o brak pieniędzy. 

Dużo i tanio, ale jakim kosztem? 

Przez dekady za główny cel rolnictwa uznawano jak największą produkcję żywności. Za najskuteczniejszy sposób przyjęto stosowanie nawozów sztucznych, chemicznych środków ochrony roślin oraz rozwój technologiczny i biotechnologiczny (np. GMO), bez większej refleksji nad ich wpływem na przyrodę i klimat. Jak najwięcej oznaczało także wielohektarowe monokultury i koncentrację produkcji zwierzęcej. Wszystko pod sztandarem walki z głodem na świecie. Zjawisko głodu jednak nie znikło, a zaczęły pojawiać się nowe problemy, w tym spadek liczby małych gospodarstw rolnych, pogłębienie ubóstwa i migracja z obszarów wiejskich do miast. Utrata małych gospodarstw dotknęła także Unię Europejską, a w szczególności Polskę, w której od 2004 r. zniknął ich ponad milion. Ponadto podporządkowanie rolnictwa bezwzględnej grze rynkowej spowodowało konieczność intensyfikacji i specjalizacji produkcji rolnej, a zatem coraz większe korzystanie z metod o wysokim koszcie środowiskowym. 

Teraz „nagle” okazuje się, że ten koszt jest zbyt wysoki i musimy go gwałtownie zmniejszyć. Intensyfikacja nie jest już pożądana. Do tego gospodarstwa, które nastawiły się na jeden typ produkcji, często wręcz na jedną główną uprawę, ponoszą duże straty w obliczu kryzysu klimatycznego. Rolnicy znaleźli się w trudnej sytuacji. Podczas gdy ich inwestycje być może jeszcze się nie zwróciły, oczekuje się od nich kolejnych, wiążących się nierzadko z wysokimi kosztami, przekształceń w gospodarstwach. To oni okazują się nagle winni różnych problemów ze środowiskiem i są traktowani jak hamulcowi postępu. Mało kto jednak wskazuje na realia rynkowe (import żywności, złożoność łańcuchów dostaw, zmieniające się prawo itp.), które wymusiły na rolnikach pewne modele gospodarowania. Jeśli nic się nie zmieni w tych realiach, czy rolnicy nie znajdą się w sytuacji bez wyjścia? Mają produkować żywność w sposób jak najmniej szkodliwy dla środowiska, jednocześnie konkurując ceną z wielkimi konsorcjami rolniczymi, które mogą robić praktycznie co chcą. Nic dziwnego, że mogą mieć poczucie, że to niesprawiedliwe. 

Szukanie kozłów ofiarnych 

Dla wielu osób myślenie, że winni problemów środowiskowych są przede wszystkim rolnicy, może być wygodne. Jednak nie zamaskuje to faktu, że prawdziwym problemem jest jak zwykle polityka, brak długofalowych, opartych na wiedzy naukowej strategii rozwoju, brak prób szerszych zmian w gospodarce. Zamiast tego, gdy grunt zaczyna nam się palić pod nogami – gdy zaczynamy w Europie coraz częściej tracić plony, chorować i ponosić coraz większe straty ekonomiczne – po prostu próbujemy różnych rzeczy. Taką próbą poprawy sytuacji jest Zielony Ład. Nawet jeśli ten projekt nie jest doskonały – czy jest dla niego jakaś alternatywa? Udawanie, że nic się nie dzieje ze środowiskiem i pozostawienie status quo doprowadziłoby nas tylko do jeszcze większej katastrofy. Potrzebujemy zmian, dzięki którym chociaż trochę łatwiej poradzimy sobie ze skutkami wzrostu globalnej temperatury – adaptacja jest po prostu konieczna. Dotyczy to też rolnictwa, które jak mało która dziedzina gospodarki jest w tak dużym stopniu uzależnione od warunków pogodowych. Musimy zacząć działać już, żebyśmy w przyszłości nadal mogli cieszyć się polską żywnością, zamiast coraz bardziej polegać na imporcie. 

Adaptacja – sprawiedliwa i systemowa 

Adaptacja do zmiany klimatu nie może jednak zostać zrzucona na barki pojedynczych rolników. Musi być systemowa. Inaczej ci, którzy mają możliwości i pieniądze będą w dużo lepszej pozycji niż ci, którzy próbują prowadzić gospodarstwa mimo piętrzących się przeciwności. Potrzebna jest solidarność wśród rolników – nie może być tak, że jedno gospodarstwo ze studnią głębinową będzie pobierać tak dużo wody do nawodnień, że dla innych już nie starczy. Potrzebne są rozwiązania prawne, które systemowo wesprą adaptację do zmiany klimatu – tak, aby nie stracili na niej najsłabsi. W jakimś stopniu taki jest też cel rozwiązań w ramach Zielonego Ładu. Pewne wymogi dotyczące zarządzania gruntami rolnymi zgodnie z ochroną środowiska (GAEC) są też de facto próbą stworzenia adaptacji systemowej. Pojawiające się tu rozwiązania, podobnie jak wiele propozycji z ekoschematów, zostały opisane chociażby w raportach IPCC. Chodzi m.in. o lepsze zarządzanie glebą (np. stosowanie międzyplonów, zmianowania) czy retencjonowanie wody, gdzie się tylko da – do tego świetnie nadają się torfowiska a także wiele łąk, warto więc je zachowywać w nienaruszonym stanie. 

Bez dialogu się nie uda 

Ekoschematy można uznać za rodzaj płatności za usługi ekosystemowe. Takimi usługami są np. naturalne oczyszczanie wody, zachowanie i zwiększanie różnorodności biologicznej. Gospodarstwa rolne, które stosują rozwiązania korzystne dla środowiska mogą – oprócz produkowania dobrej jakości żywności – dostarczać takie usługi. Przykładem jest siew roślin miododajnych (płatny w ramach ekoschematów) zapewniających pokarm dzikim owadom zapylającym. W ten sposób rolnicy mogą zostać włączeni do systemu ochrony przyrody nie rezygnując z prowadzenia gospodarstw. Można powiedzieć, że podwójne zwycięstwo. Jednak nie zawsze w rzeczywistości jest to takie proste. Ekoschematy to działania, których celem jest ochrona środowiska i klimatu. Rolnicy otrzymują płatności za stosowanie praktyk przewidzianych w ekoschematach, np. zmianowanie upraw, zwiększenie retencji wody, utrzymywanie pokrywy roślinnej na glebie albo siew roślin miododajnych. Tym samym dostarczają także usług ekosystemowych poprawiając jakość gleby, ograniczając z niej ucieczkę węgla organicznego i innych składników odżywczych, zwiększając różnorodność biologiczną i zapewniając pokarm owadom zapylajacym. Jest to korzystne połączenie produkcji rolnej z ochroną środowiska i klimatu. Obecna polityka jest dość ułomna i wprowadzana w sposób, który może budzić sprzeciw. Być może podczas jej tworzenia zabrakło rozmów z rolnikami, dokładnego wysłuchania ich obaw, skorzystania z ich wiedzy na temat funkcjonowania agrosystemów. Być może pewne rzeczy powinny były zostać zrobione 30 lat temu i być może inaczej. Jednak teraz pozostaje nam tylko próbować tak wykorzystać prawo, które mamy, aby wszyscy na tym zyskali – zarówno rolnicy jak i pozostali obywatele Polski. * IPCC Międzyrządowy Panel ds Zmiany Klimatu, specjalne ciało doradcze składające się z naukowców przy ONZ. 

Anna Sierpińska – popularyzatorka nauki, od 8 lat związana z portalem „Nauka o klimacie”. Ekspertka w temacie wpływu kryzysu klimatycznego na środowisko przyrodnicze (kwestie dotyczące m.in. różnorodności biologicznej, rolnictwa, zdrowia ludzi i zwierząt). Absolwentka warszawskiej SGGW, dyplomowana rolniczka. Laureatka (wraz z zespołem) konkursu Popularyzator Nauki w 2017 r. i POP Science w 2022 r.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading