ISSN 2657-9596

Spółdzielcze ABC

Bartłomiej Kozek
10/05/2013

„Braterstwo, solidarność, współdziałanie” Edwarda Abramowskiego i „Razem! czyli Społem” Romualda Mielczarskiego to dwie lektury obowiązkowe dla wszystkich, którym na sercu leży idea dobra wspólnego.

Mija około stu lat od napisania sporej części z tekstów Edwarda Abramowskiego, składających się na wydaną w ramach Biblioteki Obywatela antologię „Braterstwo, solidarność, współdziałanie”. Trudno dziś niestety mówić o sukcesach idei spółdzielczości. Zawłaszczona przez Polskę Ludową, w III Rzeczypospolitej traktowana była podobnie jak własność państwowa – jako przeszkoda w rozwoju nowoczesnej, wolnorynkowej gospodarki. Wartości, które usiłowała propagować, uznane zostały za skompromitowane i nieprzystające do budowanego po r. 1989 nowego wspaniałego świata.

W dzisiejszym świecie język Abramowskiego może momentami razić. Choć wychodzi on z zupełnie innych przesłanek niż obecni piewcy niewidzialnej ręki rynku, to jednak jego przywiązanie do idei „państwa minimum” odbiera się co najmniej z pewną ambiwalencją. Straszenie wytworzeniem „człowieka niesamodzielnego”, który będzie biernie czekał, aż jego problemy załatwi państwo, niepokojąco współgrają z wypowiedziami rozmaitych demonterów różnych, mniej lub bardziej udanych, wersji państwa dobrobytu. Z tyłu głowy zapalać się może lampka alarmowa. Wszak żarliwym propagatorem „wielkiego społeczeństwa” jest aktualny brytyjski premier David Cameron, który tnie wydatki socjalne, licząc na to, że różne formy organizacji pozarządowych zajmą się palącymi problemami społecznymi. Czy zatem Abramowskiego warto jeszcze czytać?

Jak najbardziej. Jest z nim jest trochę jak z Marksem, i tak jak tego ostatniego wyklina się z powodu wynaturzeń systemu, zapoczątkowanego w sowieckiej Rosji, tak polskiego publicystę i działacza społecznego skreśla się za wady dzisiejszego społeczeństwa obywatelskiego, nie dostrzegając, że z jego wizją nie ma ono wiele wspólnego. Pamiętajmy, że jeszcze w okresie międzywojennym spółdzielczość była olbrzymim ruchem społecznym. Liczące po kilkaset tysięcy osób centrale kooperatystyczne, sieci sklepów, a nawet całe osiedla mieszkaniowe, jak te na warszawskim Żoliborzu, stanowiły wyłom w krajowych stosunkach ekonomicznych. Dla mniejszości narodowych, takich jak ukraińska czy żydowska, stawały się wygodną formą walki o zachowanie własnej tożsamości.

Największą siłą spółdzielczości pozostaje – mimo upływu lat – jej etos. Współpraca zamiast rywalizacji to motyw, który po latach wraca tak w programach politycznych, jak i pomysłach na odnowienie publicznych instytucji. Nie należy również lekceważyć możliwości, jakie może dawać kooperacja na niwie ekonomicznej. Mało prawdopodobne, by czekał nas wysyp spółdzielczych fabryk butów, ale już rozwój np. spółdzielni rolnictwa ekologicznego z jednej strony, a zespołów tłumaczeniowych czy informatycznych z drugiej jest jak najbardziej do pomyślenia. By tak się stało, potrzeba przede wszystkim poczucia, że możliwe jest zaufanie drugiemu człowiekowi. Oraz przekonanie, że chęć działania na rzecz wspólnego dobra nie musi kończyć się na wyborze lokalnych produktów w sklepie i podpisaniu się pod internetowymi petycjami w słusznych sprawach.

***

Z kolei teksty nestora polskiej spółdzielczości Romualda Mielczarskiego zebrane w książce „Razem! czyli Społem” to lektura nie za długa, ale całkiem przyjemna. O ile Edward Abramowski trącił momentami może nie myszką, ale z pewnością olbrzymią dawką idealistycznego entuzjazmu, o tyle Mielczarski, który na spółdzielczości zjadł zęby, brzmi bardzo trzeźwo, momentami wręcz przyziemnie. Nie dziwią zatem historie o lokalnych działaczach, którzy w praktyce gospodarowania nie odróżniali się zanadto od drobnych sklepikarzy, skupionych na pomnażaniu zysku, czy też o lekceważeniu społecznych i edukacyjnych obowiązków zrzeszeń spółdzielczych. Tworzenie nowego człowieka poprzez wyzwalanie go z ograniczeń ekonomii kapitalistycznej w takich właśnie momentach ukazuje swoje trudności i ograniczenia.

Czy w porównaniu do pierwszej ćwierci XX w. warunki do rozwoju spółdzielczości w formie proponowanej przez ówczesne aktywistek i aktywistów tego ruchu są coraz gorsze? Wydaje się, że tak – wówczas mieliśmy do czynienia ze społeczeństwem masowym, czytelnymi podziałami klasowymi i rozwojem taśmowej produkcji, zaspokajającej potrzeby rosnącej grupy konsumentek i konsumentów. Można było wówczas wierzyć, że powolna akumulacja dużej ilości niewielkich kapitałów da realną szansę ekonomicznej transformacji. Z tego punktu widzenia nie rażą mnie aż tak wspomniane w obszernym posłowiu przez Remigiusza Okraskę fragmenty, wskazujące na potrzebę efektywnego funkcjonowania ekonomicznego kooperatyw. Jeśli bowiem, jak chciał Mielczarski, miałyby one służyć jako szkoła ekonomicznej demokracji, musiałyby uczyć zdolności poruszania się w gąszczu tajników gospodarzenia z zyskiem, a jednocześnie w zgodzie z zasadami współpracy i wzajemnej troski, zastępującymi egoistyczny wyścig szczurów. Stąd tak wielką rolę przykładał Mielczarski do zjednoczenia polskiego ruchu spółdzielczego po I wojnie światowej, widząc w tym szansę na społeczny i ekonomiczny sukces.

Duch kooperatyzmu może jednak okazać się zdumiewająco aktualny, gdy ceny benzyny będą zniechęcać do sprowadzania i konsumowania olbrzymich ilości żywności i innych produktów pochodzących z miejsc oddalonych o tysiące kilometrów. Może wówczas na nowo odkryjemy, że czasem „mniej znaczy więcej”, a współpraca i odbudowa więzi międzyludzkich na szczeblu naszych osiedli, dzielnic, wsi i miast będzie mogła przynieść nam więcej korzyści, niż bezwzględna indywidualistyczna rywalizacja. Być może, jeśli uda się przechować pamięć o ekonomicznej solidarności, pewnego pięknego dnia znów więcej będzie osiedlowych pikników, zgromadzeń w sprawie przyszłości okolicy i cennych znajomości, na które w dzisiejszej rozpędzonej gospodarce coraz częściej brakuje nam czasu.

Artykuł jest skrótem dwóch recenzji, które ukazały się na blogu Zielona Warszawa. Książka „Braterstwo, solidarność, współdziałanie” jest dostępna do darmowego pobrania na stronach wydawcy kwartalnika „Nowy Obywatel”.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.