ISSN 2657-9596

Ekologiczne wyzwania demokracji

Julien Bonnet , Dominique Bourg
23/02/2015

Nowoczesna demokracja przedstawicielska nie sprzyja zajmowaniu się wyzwaniami środowiskowymi. Potrzebujemy nowych instytucji politycznych, zdolnych do zajmowania się długoterminowymi zagadnieniami – przekonuje prof. Dominique Bourg w rozmowie z Julienem Bonnetem z francuskiego magazynu „Sciences Humaines”.

Julien Bonnet: Ekologia polityczna pojawiła się w latach 70., ale jak dotąd nie odcisnęła wyraźnego śladu w wielkich demokracjach, gdzie zdają się przeważać interesy krótkoterminowe i indywidualna gratyfikacja. Czy ekologia i demokracja są sobie zasadniczo przeciwstawne?

Dominique Bourg: To prawda, że istnieje pewna niekompatybilność między ekologią i naszymi demokracjami w ich obecnej formie. Widzę dwa powody. Po pierwsze, mechanizm reprezentacji wyborczej: nasze wybrane władze są regularnie odpowiedzialne przed wyborcami, dając wyborcom władzę osądzania i kontrolowania ich działań. Wybrani, zatem, zwracają się do bezpośredniej świadomości obywatelskiej: każdy z nas jest uważany za najlepszego sędziego swojej własnej sytuacji w kwestii zobowiązań wobec społeczeństwa, poczucia dobrobytu i satysfakcji ekonomicznej.

Jednak kwestie środowiskowe nie są zauważane przez „bezpośrednią świadomość” obywateli. Postrzegamy codzienne zmiany w pogodzie, ale nie zauważamy średnich długoterminowych zmian temperatury czy zwiększającego się niedoboru zasobów globalnych. Trudno zatem, aby proces wyborczy brał pod uwagę kwestie środowiskowe: są zbyt abstrakcyjne i odległe.

Po drugie, istnieje problem w kwestii celu końcowego. Rząd reprezentacyjny, jak wskazywali pod koniec XVIII w. pisarze tacy jak Benjamin Constant, powinien interweniować, chroniąc indywidualne prawa. Dla współczesnych filozofów funkcją rządu jest raczej wkład w maksymalizację indywidualnych interesów i ułatwianie handlu między państwami. To bardzo indywidualistyczne i ekonomiczne podejście było odpowiednie w świecie, w którym wzrost produkcji i konsumpcji nie miał wyraźnych limitów. Dziś, jednakże, w świecie ograniczonych zasobów, gdzie aktywność ludzka zagraża globalnej równowadze, takie myślenie jest przestarzałe.

JB: Czy to oznacza, że ekologia może potrzebować minimalistycznych autorytarnych ram, „dobrowolnej dyktatury”? Na przykład Hans Jonas sugeruje utworzenie niezależnej od wyborów Rady Mędrców, aby zapewnić, że nasze wybory polityczne nie zagrożą przyszłym pokoleniom…

DB: To prawda, Hans Jonas popierał „dobrowolną i oświeconą tyranię”, wariację na temat platońskiej „Nocnej Rady”. Miałaby ona działać w sposób tajny, niezależnie od kontroli i ograniczeń cyklu wyborczego. Jego ideą było stworzenie Rady Mędrców, odpowiedzialnych za uratowanie świata. W mojej opinii, ta idea nie będzie działać, bo po prostu taka izolowana, obradująca za zamkniętymi drzwiami rada dramatycznie odcięłaby się od ludzi i spowodowała przemoc, wewnętrznie (między mędrcami) i zewnętrznie, w społeczeństwie, gdzie szybko stałaby się niepopularna. Zatem, problemy ekologiczne można autentycznie i skutecznie rozwiązywać jedynie w demokratycznych ramach. Uważam, że autorytaryzm jest zagrożeniem naszych demokracji, jeżeli problemy ekologiczne pogłębią się i jeżeli szybko się nimi nie zajmiemy.

JB: Idea Rady Mędrców zapewniająca dobrobyt przyszłych pokoleń mogłaby także znaleźć miejsce w demokratycznych ramach, czyż nie? Np. według modelu Francuskiej Rady Konstytucyjnej czy amerykańskiego Sądu Najwyższego. Czy wówczas popierałby pan tę ideę?

DB: Francuski filozof Pierre Rosanvallon zasugerował „Akademię Przyszłości”, składającą się z naukowców, filozofów i przedstawicieli społeczeństwa. Wadą tego rodzaju instytucji jest brak wyborczego mandatu, co w mojej opinii, ogranicza ich władzę.

Natomiast musimy liczyć się z tym, że wyborcze uprawomocnienie nieuchronnie prowadzi do polityki opartej na grze między partiami, której logika jest niekompatybilna z ochroną środowiska. Poza tym rodzajem instytucji, zarekomendowałbym utworzenie wyższej izby zawierającej kreatywną metodę mianowania. W systemie przedstawicielskim izba wyższa tradycyjnie miała chronić interesy przeszłości, być obsadzana przez ludzi skłonnych do myślenia w dłuższym horyzoncie: oparta na dziedziczeniu czy dłuższej kadencji niż w izbie niższej. Izby wyższe skłaniają się ku status quo i tradycji.

Tymczasem teraźniejszość jest odpowiednio reprezentowana przez niższą izbę współczesnych parlamentów. Krótkie kadencje powodują, że wybrani reprezentanci niechętnie przeprowadzają ryzykowne politycznie zmiany, które byłby z korzyścią dla przyszłych wyborców, których jeszcze nie ma. Przeszłość i teraźniejszość mają swój głos, ale przyszłość jest we współczesnych demokracjach niedoreprezentowana.

Dlatego proponuję, aby izbie wyższej powierzyć strzeżenie przyszłości zamiast przeszłości. Wyższa izba skorzystałaby na pewnej formie reprezentacji i miałaby prawo weta wobec praw wprowadzanych przez niższą izbę.

JB: Ogólnie mówiąc, problem ekologiczny wymaga według pana gruntownej zmiany struktury naszych instytucji…

DB: Obok tego, że działają w krótkoterminowym cyklu wyborczym, współczesne instytucje demokratyczne zostały stworzone do tego, by chronić lokalne i narodowe terytorium. A kwestie środowiskowe z zasady przekraczają granice i nie mają granic. Współczesne instytucje muszą zatem być poszerzone, aby sprostać nowym wyzwaniom. Podobnie jak Rosanvallon zakładam że potrzebujemy odnowić i przemyśleć ponownie rolę państwa w ochronie dziedzictwa. W ostatnich dekadach, ta podstawowa funkcja państwa – zapewnienia istnienia narodowej społeczności w obliczu potencjalnych wrogów – doświadczyła pojedynczego poszerzenia: obecnemu i przyszłemu dobrobytowi państwa zagraża ludzka kontrola nad biosferą wraz z jej mechanizmami. W efekcie odpowiedzialność państwa ma nowe wyzwanie: przewidywanie i zapobieganie przyszłym nieodwracalnym degradacjom, nawet jeżeli nakłada to poważne ograniczenia na teraźniejszość.

JB: Poza wymyśloną na nowo izbą wyższą na jakich innych mechanizmach powinna polegać ekologiczna demokracja?

DB: Potrzebowalibyśmy mieszanego systemu, włączającego nowe instytucje w zrównoważony rozwój. Mechanizmy demokracji partycypacyjnej i opiniodawczej są dobrymi środkami poprawy systemu przedstawicielskiego. Pierwsze podejście pozwala na skuteczne uczestnictwo obywateli w konkretnych decyzjach. Jednak w przeciwieństwie do wybranych władz w systemie „przedstawicielskim” obywatele mogą kształtować publiczne decyzje w sposób niezależny, ponieważ przed nikim nie odpowiadają. Nieobecność mandatu sprzyja oddzieleniu od nabytych praw. Demokracja deliberatywna, która aktywnie włącza reprezentantów organizacji pozarządowych i ekspertów ds. polityki publicznej, promuje odpowiedzialność środowiskową w obliczu naciskających wyzwań ekonomicznych i społecznych. Organizacje pozarządowe mają tym większą legitymizację, im bardziej działają międzynarodowo i w ramach terytoriów zdefiniowanych przez kwestie środowiskowe. Oferują bezpośredni kontakt z szeroko rozproszonymi populacjami oraz ważną wiedzę ekspercką na polu ekologii.

JB: Demokracja partycypacyjna tradycyjnie działa na poziomie lokalnym: sądy obywatelskie, głosowania nad budżetem sąsiedztwa… Jak można użyć demokracji partycypacyjnej do odniesienia się do kwestii globalnych, jak ochrona środowiska?

DB: Miała już miejsce międzynarodowa Konferencja Obywatelska. 26 września 2009 r. odbyły się Globalne Konsultacje w sprawie zmian klimatu. Wzięło w nich udział 4.000 obywateli z 38 krajów. Wezwanie do działania było spójne pomiędzy krajami: rozwiniętymi, rozwijającymi się i pojawiającymi się. Uzyskano konsensus w kwestii konieczności obniżenia emisji gazów cieplarnianych we wszystkich krajach (w różnym stopniu, zależnie od poziomu rozwoju danego kraju) i sankcji za niezastosowanie się. Jest zatem możliwe stworzenie paneli ludzi z różnych krajów zogniskowanych wokół wspólnego tematu. Społeczeństwo obywatelskie cieszy się wysoką prawomocnością w oczach opinii publicznej, rekomendacje wypracowane w takich procedurach partycypacyjnych mogą być użyteczną przeciwwagą dla decyzji pochodzących od tradycyjnych instytucji.

JB: Mimo wszystko rozważania nad kwestiami środowiskowymi wymagają ze strony uczestników minimum wiedzy. Ponieważ kwestie środowiskowe są bardzo techniczne, widzimy jak eksperci i naukowcy niszczą debatę publiczną. Jak można tego uniknąć?

DB: Moje stanowisko jest jasne: obywatele nie mają działać jako eksperci w zbieraniu i tworzeniu danych. W kwestii kreacjonizmu czy sceptycyzmu klimatycznego niedopuszczalne byłoby, gdyby poszczególne osoby, które nie są zaangażowane w rozwój wiedzy naukowej przez światową społeczność tysięcy badaczy, pozwalały sobie na używanie mediów do ich dezawuowania. Zbieranie danych należy pozostawić specjalistom i systemowi wzajemnej weryfikacji (peer-review). Gdy dane naukowe są już znane, rolą IPPCC jest dokładne przekazanie ich do debaty publicznej. Kluczowe jest, aby wyborcy byli konsultowani w sprawach decyzji politycznych w oparciu o porządne dane dostarczane przez naukowców.

JB: Rozumiem, jak jednak można prosić wyborców o podejmowanie decyzji w kwestiach, w których nie mają wiedzy naukowej?

DB: Demokracja wymaga edukacji. Z jednej strony, prasa ma do odegrania ważną rolę w demokratyzacji wiedzy naukowej na arenie publicznej. Z drugiej strony, gdy mechanizmy partycypacyjne wymagają odniesienia się do konkretnych debat, należy dostarczyć uczestnikom i uczestniczkom technicznej wiedzy, aby deliberacja była autentyczna.

JB: Wróćmy na koniec do poziomu międzynarodowego. Wydaje się pan mieć sporo zaufania do państw, mimo faktu, iż w Kopenhadze nie udało im się osiągnąć kolektywnej decyzji w kwestiach globalnych.

DB: Kryzys finansowy i gospodarczy jasno pokazał, że państwo jest jedynym ciałem, które może zachować i promować ogólne interesy. Państwo strzeże hierarchii i zapobiega temu, aby część społeczeństwa wykorzystywała inną dla własnych korzyści. Jako gwarant wspólnego interesu i jako instytucja bliska wyborcom państwo pozostaje istotne. Jednak ponieważ większość problemów środowiskowych nie jest zamknięta w granicach państw – zanieczyszczenie rzeki w jednym państwie może uderzać w inne, a atmosfera jest globalna – należy utworzyć ponadnarodowe instytucje i je wzmocnić.

Przykład Unii Europejskiej jest interesujący i, w mojej opinii, Komisja była efektywna w wielu kwestiach środowiskowych. Gdy wkraczamy w XXI wiek, UE reguluje liczne substancje zanieczyszczające powietrze i groźne chemikalia, które zanieczyszczają nasze środowisko. Tworzy dyrektywy, które chronią migrujące gatunki, zarządza jakością wód wewnętrznych i przybrzeżnych… Ten rodzaj ponadnarodowej organizacji pokazuje, że możliwe jest ograniczanie suwerenności narodowej na niektórych obszarach.

Artykuł For an Ecological Democracy ukazał się w „Green European Journal” (Zielonym Magazynie Europejskim). Przeł. Tomasz Szustek.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.