Konserwatyści przeciw kobietom
Do niedawna w Europie oczywistością było, że prawa reprodukcyjne stanowią element praw człowieka. Jednak w ciągu ostatnich kilku miesięcy Europa dokonała niebezpiecznego zwrotu w prawo. Czy uda się go zatrzymać?
Unia Europejska mogła poszczycić się tym, że zdecydowana większość krajów członkowskich zapewniało swoim obywatelkom i obywatelom poszanowanie ich praw reprodukcyjnych. Od zapewnienia taniej, często bezpłatnej, antykoncepcji przez edukację seksualną aż po dostęp do bezpiecznej aborcji. Mimo że unijne prawo nie reguluje tego obszaru, w państwach członkowskich na ogół dbano o zapewnienie prawa do podejmowania decyzji dotyczących reprodukcji w sposób wolny od dyskryminacji, przymusu i przemocy. Oczywistością było, że prawa reprodukcyjne stanowią element praw człowieka. Jednak w ciągu ostatnich kilku miesięcy Europa dokonała niebezpiecznego zwrotu w prawo.
Parlament Europejski
Wzrost znaczenia sił konserwatywnych w Parlamencie Europejskim widać było podczas głosowania nad raportem Estreli w sprawie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz praw w tej dziedzinie. Raport został odrzucony przez Parlament Europejski dwukrotnie. „Feministyczny gniot”, jak nazywały go środowiska prawicowe, wzywał państwa członkowskie do umożliwienia obywatelom i obywatelkom świadomego decydowania o posiadaniu potomstwa.
Jak słusznie zauważyła holenderska europosłanka Sophie in’t Veld (ALDE), odrzucenie raportu jest skandaliczne głównie dlatego, że raport miał charakter politycznego oświadczenia. W istocie raport Estreli niewiele różni się w przekazie od rezolucji w sprawie zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego z 2002 r. Parlament apelował wówczas do państw członkowskich, „by aborcja była legalna, bezpieczna i ogólnie dostępna, gdyż tylko wówczas prawa reprodukcyjne kobiet będą chronione”. Wzywał również do tego, „aby wprowadzać w życie taką politykę zdrowotną i socjalną, która doprowadzi do spadku liczby aborcji, w szczególności poprzez organizację poradnictwa i usług w dziedzinie planowania rodziny”.
Poparcie Zielonych, liberałów i socjalistów okazało się niewystarczające. Konserwatyści złożyli poprawkę, według której Parlament Europejski zauważa, że określanie i realizacja polityki w dziedzinie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz edukacji seksualnej należą do kompetencji państw członkowskich. Za tą poprawką głosowali nie tylko europosłowie Prawa i Sprawiedliwości, Polskiego Stronnictwa Ludowego czy Solidarnej Polski, ale również Platformy Obywatelskiej. Europejscy konserwatyści triumfowali.
Hiszpania
Wzrost konserwatywnych nastrojów zaobserwować można również na poziomie samych państw członkowskich. W Hiszpanii rząd Mariano Rajoya robi wszystko, aby doprowadzić do zaostrzenia prawa aborcyjnego. Zgodnie z planami rządu aborcja w Hiszpanii miałaby być dostępna tylko w w przypadku gwałtu, ciężkiego uszkodzenia płodu lub gdy ciąża stanowi zagrożenie życia lub zdrowia kobiety. Obecnie prawo zezwala na aborcję do 14. tygodnia, a w przypadku wad rozwojowych płodu lub zagrożenia fizycznego bądź psychicznego zdrowia kobiety do 22. tygodnia ciąży.
Zapowiedzi Partii Ludowej doprowadziły do wielotysięcznych protestów w całej Hiszpanii. Ruchy pro-choice domagają się dymisji premiera. Jak wynika z sondaży, aż 80% Hiszpanek i Hiszpanów jest przeciwnych zaostrzeniu prawa aborcyjnego.
Polska
W zeszłym roku w Polsce również mieliśmy do czynienia z próbami dalszego zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Obywatelski projekt nowelizacji ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży wprowadzał zakaz aborcji w sytuacji gdy występuje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu. Projekt został odrzucony przez Sejm, jednak za jego przyjęciem głosował m.in. znany ze swoich skrajnie konserwatywnych poglądów minister sprawiedliwości Marek Biernacki. Przerażał fakt, że pod tym projektem udało się zebrać 400 tysięcy podpisów.
To niejedyna próba zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce. Pod koniec zeszłego roku w mediach pojawiła się informacja, że komisja kodyfikacyjna przy Ministerstwie Sprawiedliwości przygotowała projekt nowelizacji kodeksu karnego, przewidujący podwyższenie kary za aborcję do 5 lat i zmianę pojęcia „przerwanie ciąży”, na „spowodowanie śmierci dziecka poczętego”. Według projektu za spowodowanie śmierci płodu karana miałaby być również kobieta. Nielegalna byłaby również tzw. pigułka „72 godziny po”. Projekt zakładał również przywrócenie tzw. wnioskowego trybu ścigania gwałtu. Mimo iż rząd odciął się od tych pomysłów niemalże natychmiast, pozostał niesmak, że próbowano zmienić prawo aborcyjne tylnymi drzwiamim, bez publicznej dyskusji.
Irlandia
Co ciekawe w zupełnie innym kierunku poszedł rząd Irlandii. Śmierć hinduskiej dentystki Savity Halappanavar, która zmarła wskutek odmowy przerwania ciąży, mimo iż ciąża przebiegała z komplikacjami, doprowadziła do publicznej debaty na temat legalności aborcji. Mimo iż w ostatnich 30 latach Irlandki i Irlandczycy pięciokrotnie odrzucali liberalizację prawa w referendum, opinia publiczna zaczęła się jej coraz głośniej domagać.
Z początkiem 2014 r. weszło w życie prawo zezwalające na usunięcie ciąży pod pewnymi warunkami. Kobieta ma prawo do zabiegu, jeżeli zagrożone jest jej życie lub zdrowie, również w przypadku, gdy grozi samobójstwem. To ogromny postęp w porównaniu do poprzedniego stanu prawnego. Przed uchwaleniem nowego prawa Irlandia miała najbardziej restrykcyjnego prawo aborcyjne w całej Europie, wtórowała jej jedynie Malta.
W prawo zwrot!
Zaostrzenie języka debaty w sprawie dostępu do legalnej i bezpiecznej aborcji, próby zaostrzenia prawa aborcyjnego oraz odrzucenie raportu Estreli wskazują, że Europa skręca w prawo. Zarówno Unia Europejska, jak i poszczególne kraje członkowskie powoli przestają mówić w imieniu kobiet. Po odrzuceniu raportu Estreli Sophie in’t Veld stwierdziła, że ostatnie wydarzenia to wynik działalności „konserwatywnego lobby religijnego”, które wprowadziło „zamieszanie” do europejskiej debaty na temat aborcji i praw reprodukcyjnych. Ulrike Lunacek austriacka eurodeputowana z frakcji Zielonych stwierdziła zaś, że jest to „żałosny epizod w działalności Parlamentu Europejskiego”. Jednak fakt, że raport, którego znaczenie oceniać można jedynie jako symboliczne, odzucono w Międzynarodowym Dniu Praw Człowieka, nadaje temu symbolowi ciemne barwy.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.