ISSN 2657-9596
Marsz Równości w Poznaniu

Różni, ale równi

Aleksandra Sołtysiak , Przemysław Wiśniewski
11/07/2010

O poznańskich Dniach Równości i Tolerancji z Aleksandrą Sołtysiak rozmawia Przemysław Wiśniewski

P.W.: Spotykamy się tuż przed EuroPride w Warszawie. Dlaczego w Poznaniu, zawsze w listopadzie, odbywa się Marsz, a nie – jak w Warszawie – Parada Równości?

A.S.: Marsz Równości odbywa się z okazji Międzynarodowego Dnia Równości i Tolerancji UNESCO. Ten kontekst był dla nas ważny i dlatego zdecydowaliśmy się na organizację demonstracji żądającej równych praw dla wszelkich mniejszości i rozmaitych grup wykluczonych, w tym oczywiście gejów i lesbijek. Parada kojarzy się raczej z zabawą, kolorami. Nie chcieliśmy po prostu pokazać, że jesteśmy. Chcieliśmy być waleczni. Szliśmy po coś. Dziś te różnice między marszami i paradami nie są tak istotne.

Wspomniałaś o tym, że Marsz „reprezentował” rozmaite grupy, które są piętnowane społecznie. Złośliwi mówili, że staraliście się stworzyć bardziej strawną formułę działań na rzecz środowisk LGBTQ…

Dzień równości i tolerancji to święto akcentujące dwa bardzo dla nas ważne hasła. Nie można selektywnie traktować tego, o interesy jakich grup walczymy. Tak, budujemy szeroki front, bo nie postrzegamy praw grup LGBTQ jako oderwanych od rzeczywistości społecznej, prawnej, ekonomicznej. Mechanizmy opresji, napotykane problemy i poczucie braku społecznej akceptacji są często podobne, choć oczywiście nie sposób zatrzeć pewnych wyraźnych różnic. Trudno ignorować fakt, że to wobec mniejszości seksualnych w Polsce kierowana jest olbrzymia nienawiść środowisk konserwatywnych. Dlatego zawsze występowaliśmy na rzecz środowisk LGBTQ. Robiliśmy to od początku, a potem zaczęliśmy walczyć o prawa osób starszych czy upośledzonych ruchowo.

To bardzo ciekawe, bo tworząc taki szeroki front, oswajaliście te grupy z obecnością mniejszości seksualnych w sferze społecznej. W ten sposób pracowaliście na rzecz scalania różnych mniejszości. Podkreślając podobieństwo problemów i interesów, a jednocześnie nie zacierając różnic, udało się wam scalać rozmaite grupy mniejszościowe w szerszą reprezentację.

Udawało nam się to stopniowo. Nie chcieliśmy, by nasi partnerzy czuli się instrumentalnie wykorzystani. Musieliśmy wzbudzić ich zaufanie, wzajemnie się z nimi rozpoznać. To była wielka praca, społeczne działanie, które bardzo wiele nas wszystkich nauczyło. Z roku na rok podchodziliśmy do innej grupy. Na początku zajęliśmy się osobami starszymi. Zwróciliśmy się do domów opieki społecznej o pozwolenie na dostarczenie tam różnych materiałów, które zwracały uwagę na to, że osoby starsze chcą jeszcze coś robić, być aktywne i że nie należy ich zamykać w czterech ścianach, bo przecież na emeryturze też mogą czerpać wiele z życia. Pracowaliśmy z nimi na warsztatach, część z nich zaangażowała się w inne nasze działania. Rok później zaczęliśmy pracować także z osobami głuchymi. Najfajniejsze, że te osoby bardzo chętnie podjęły z nami współpracę, bardzo się cieszyły, że wszystkie wydarzenia organizowane w ramach Dni Równości i Tolerancji były tłumaczone na język migowy, że im się poświęca uwagę.

Czy zdarzyło się, że ktoś odmówił współpracy?

Nigdy nie spotkaliśmy się z odmową. Jak się zaczyna z ludźmi rozmawiać i mówić, o co chodzi, to jest pełna akceptacja i zgoda. Problem jest jedynie wtedy, gdy nie sposób w ogóle rozpocząć rozmowy. Jak wiadomo, dla prawicowych organizacji nie jesteśmy partnerem… Jeśli jednak wywiązuje się jakakolwiek komunikacja, to efekty są zawsze pozytywne.

A jak to się w ogóle zaczęło?

Wszystko zaczęło się od tego, że kilkoro aktywistów i aktywistek poznańskiego koła Zielonych 2004 spotkało się z dziewczynami z Konsoli. Te dwa środowiska dogadały się i podjęły w 2004 roku próbę przejścia przez poznańskie ulice z hasłami równościowymi. No i się nie udało.

Ale rok później marsz był raczej pikietą. Bardzo głośną pikietą…

W 2005 roku, już tym razem no logo, bezpartyjnie i szeroko, próbowaliśmy znów przejść ulicami Poznania. Niestety, prezydent Grobelny, dziś w Platformie Obywatelskiej, wydał zakaz, który później został uznany przez Naczelny Sąd Administracyjny za nielegalny. Mimo zakazu wyszliśmy na ulicę, co spotkało się z brutalną akcją policji. Ten marsz był znaczący dla całej Polski, gdyż pokazał, że mamy prawo demonstrować, że demonstracja jest pierwszym prawem demokracji. Zorganizowano solidarnościowe wiece w wielu miastach. Ten zakaz i to, co potem nastąpiło, np. reakcje za granicą, sprawiły, że już nigdy więcej nie zabroniono w Polsce podobnych działań.

Co sądzisz o podejściu poznaniaków do tego wszystkiego, co dzieje się w ramach Marszów i w ramach Dni Równości i Tolerancji w Poznaniu? Najpierw wywoływały one sporo kontrowersji, kontrmanifestacje były duże. Ostatnio właściwie nie słychać już protestów.

Myślę, że to efekt wielkiej solidarności okazanej nam w innych miastach. To był dla poznaniaków sygnał, że zwłaszcza w kwestii praw grup LGBTQ wielu ludzi w Polsce i poza nią myśli podobnie jak my. To zaś otworzyło drogę do zrozumienia naszych postulatów. Wydaje mi się, że dziś poznaniacy uważniej wsłuchują się w nasze hasła i z większością z nich zapewne się zgadzają. Tego zrozumienia jest chyba coraz więcej także w Krakowie i Warszawie, gdzie również odbywają się podobne manifestacje.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w listopadzie na siódmych Dniach Równości i Tolerancji.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading