Miejskość kontra polskość
Książka Pawła Kubickiego jest bardzo istotna dla zrozumienia „kwestii miejskiej” w polskich realiach. Ma sporą objętość i rozmowa z autorem nie zastąpi lektury. Ale może do niej zachęcić opowiedzeniem o kilku wybranych, ale kluczowych kwestiach.
Lech Mergler: Czym jest „miejskość”, według tytułu centralna kategoria książki? Żyjemy w społeczeństwie zurbanizowanym co najmniej od 50 lat, miejskim…
Paweł Kubicki: Urbanizacja, która bardzo gwałtownie i szeroko została w Polsce zapoczątkowana po II wojnie światowej, polegała przede wszystkim na budowie materii miejskiej, infrastruktury materialnej miast, masowo zasiedlanych przez przybywających do nich mieszkańców wsi. Ale to nie oznaczało uruchomienia czy intensyfikacji procesu kształtowania się „miejskości” rozumianej jako specyficzny wzór kulturowy, charakterystyczny dla Europy. „Miejskość”, ukształtowana w procesie długiego trwania przez co najmniej setki lat, powstawała w opozycji do „wiejskości” właśnie. Miasto było antytezą wsi.
Fenomen miejskości, specyficznie europejski i szczególny na świecie, można zrozumieć poprzez kontekst historyczny. Jego podstawą jest samorządność miasta, miejska demokracja i podmiotowość określona poprzez prawa miejskie. Przez setki lat panowania stosunków feudalnych znakomita większość ludności Europy to byli poddani, w bardzo dużym zakresie podlegli władzy pana. Natomiast miasta stanowiły enklawy wolności („stadtluft macht frei”), w wielkim stopniu wyłączone spod panowania prawa feudalnego. Rządziły się one swoimi prawami, miały całą swoją własną strukturę prawną, regulującą stosunki wewnętrzne, w tym status i prawa korporacji. Przykładowo – korporacyjny charakter współczesnego uniwersytetu (jako samorządnej korporacji uczonych) bierze się z tradycji trwającej od średniowiecza.
Autonomia miast rządzących się swoimi prawami jest jednym z podstawowych źródeł europejskiej demokracji liberalnej, ukształtowanym w procesie długiego trwania. Można powiedzieć, że miejskość o takiej (historycznej) genezie jest kulturowym warunkiem zakorzenienia się demokracji, co też tłumaczy powierzchowność, jakby naskórkowy charakter demokracji w Polsce. Kluczowa dla utrwalenia miejskości była hegemonia mieszczaństwa, charakterystyczna dla Europy. W Polsce natomiast, od stuleci, właściwie nieobecna.
Jak się ma „miejskość” do „polskości”, przede wszystkim współczesnej? Jest taki cytat z Mickiewiczowego „Pana Tadeusza” (podtytuł „Ostatni zajazd na Litwie”), który zdaje się nadal, współcześnie odpowiadać intuicyjnemu odczuciu polskości, wrażliwości w tym obszarze: „Wpadam do Soplicowa, jak w centrum polszczyzny, tam się człowiek napije, nadyszy ojczyzny”. To nieco szokuje – faceci z szablami tłukący się między sobą jako wzór, odniesienie dla współczesnego patriotyzmu.
W Polsce mamy swego rodzaju przemoc symboliczną w postaci dominacji przekazu postszlacheckiego. Jest to cała „kultura dworkowa”, według niektórych opinii historycznie bardzo oryginalna. Obecnie unaocznia się ona najbardziej choćby w deklarowanych dążeniach do mieszkania pod miastem, w czymś na kształt szlacheckiego dworku. O wiele poważniejsze jest to, że polski odrestaurowany kapitalizm powielił kulturę folwarczną, z jej „poddaństwem”. To trochę wygląda jak masowy tzw. syndrom sztokholmski (mechanizm identyfikacji ofiary z oprawcą) – ogromna większość Polaków to nie potomkowie szlachty, do której wzorów aspirują, tylko upośledzonego przez stulecia, eksploatowanego niemal niewolniczo chłopstwa pańszczyźnianego. I mamy taką oto społeczną hybrydę szlachecko-chłopską, która funkcjonuje mniej więcej tak, że reakcje żywiołowe, „instynktowne” są chłopskie, natomiast sfera „nadbudowy”, etyki, estetyki – postszlachecka.
Taka „polskość” jest zamknięta na inność, na autorefleksję i samowiedzę. Miasto jest oswojone z innością, bo jest miejscem wymiany i spotkania. Nie reaguje na nią agresją i lękiem. Także dlatego że w mieście nie ma miejsca, nie ma przestrzeni na rozwijanie takich ksenofobicznych reakcji. Miasto historycznie było przestrzennie ciasne i kolizyjne, co narzuca ograniczenia i dyscyplinę – wzajemnie „obcy” muszą funkcjonować blisko siebie, bo innej możliwości nie ma, nie mogą się fizycznie od siebie zdystansować, jak w wolnych przestrzeniach wiejskich. I paradoksalnie, dlatego miasto jest przestrzenią wolności, podstawą liberalizmu, bo miasto uczy współistnienia mimo różnic i pozwala różnicom istnieć, kultywować odmienne tożsamości.
Co więcej, miasto wymusza kolektywną współpracę mimo tych różnic, istnieje w nim przymus współdziałania z innymi, życie w pluralistycznym mieście nie polega na byciu w izolacji „obok” siebie. Kompetencje i otwartość w tym zakresie są wynikiem społecznego uczenia się w procesie długiego kilkusetletniego trwania. Bardzo wyrazistym przykładem dla tego opisu jest miasto Amsterdam (ale szerzej – miasta holenderskie) – bardzo liberalne i pluralistyczne, ale jednocześnie kolektywistyczne, bo bez powszechnego współdziałania mieszkańców nie dałoby się przez setki lat obronić miasta przed natarciem morza, utrzymać kanałów itd.
Tymczasem wyrazisty obraz polskości przynosi choćby film „Sami swoi”, powszechnie rozumiany i lubiany. Spór o miedzę i wzajemna wrogość sąsiadów na jego tle przechodzi z pokolenia na pokolenie, jako swoista plemienna vendetta. W kolejnych pokoleniach przeniesionych do miast przeradza się w zamiłowanie do prywatnej własności (np. mieszkań), grodzenia się przed „obcymi” na zamkniętym osiedlu, wojen sąsiedzkich o miejsca parkingowe itp.
Głosisz opinię, że Europa to chrześcijaństwo + miejskość. Co do pierwszego – powszechnie dość oczywiste. Co uzasadnia obecność miejskości w tej tezie? Zwykle, definiując źródła europejskości wymienia się triadę: religia chrześcijańska, filozofia grecka, prawo rzymskie.
Otóż i filozofia grecka, i prawo rzymskie rozprzestrzeniły się dzięki miastom i rządzącym nimi prawom miejskim, miasto było nośnikiem procesu upowszechnienia się jednego i drugiego. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego Europa jako przestrzeń społeczno-kulturowa kształtuje się we wczesnym średniowieczu. Europejczycy nie znali wtedy greckich filozofów, a ci, którzy znali, uczyli się ich na Półwyspie Iberyjskim na muzułmańskich uniwersytetach. Język łaciński i przekaz religii chrześcijańskiej przed zniknięciem uratowały klasztory, dzięki mnichom, którzy jako jedyni potrafili czytać. Później funkcję pielęgnowania przekazu kultury starożytnej i religijnej przejęły uniwersytety, powstające w miastach.
Pod koniec XI wieku na uniwersytecie w Bolonii ponownie „odkryto” prawo rzymskie. Okazało się ono bardzo użyteczne do organizowania miast i regulowania życia w nich. Sama idea lokowania miasta „na prawie” ma w nim źródło i jest jedynym w swoim rodzaju „wynalazkiem” czysto europejskim. W naszej części kontynentu najbardziej znane jest prawo magdeburskie, na którym było lokowanych wiele miast polskich w XIII wieku. Wtedy też ukształtowała się podstawowa siatka miast europejskich, później powstawały już tylko np. miasta prywatne, jak Zamość.
Miejskość była też nośnikiem jakby samej siebie, czyli idei demokratycznego antycznego polis. Greckie miasta znikły wraz ze starożytnością, natomiast idea demokracji miejskiej, którą się rządziły np. Ateny, przetrwała. Ta idea została odtworzona i przetworzona, albo raczej „wynaleziona” we włoskich, suwerennych miastach-republikach, czyniąc z nich prawdziwe potęgi w epoce średniowiecza i renesansu.
Warto też zauważyć, że wschodnie chrześcijaństwo związane z Bizancjum nie było „miejskie” i ta część Europy rozwinęła się zupełnie inaczej niż zachodnia. Tam, w przeciwieństwie do Zachodu, nie rozdzielono dwóch sfer: władzy świeckiej i świętej. Bez tego nie mogła się narodzić tak charakterystyczna dla Zachodu innowacyjność.
Drugim słowem kluczowym w tytule książki jest „wynajdywanie” (miejskości). Jak je rozumieć? Dlaczego np. wynajdywanie, a nie odkrywanie? Skoro miejskość jako taka daje się określić dość obiektywnie?
To jest wykorzystanie klasycznej koncepcji wynajdywanej tradycji, sformułowanej przez Erica Hobsbawma, którą on odnosił do tradycji narodowej. W okresie kształtowania się państw narodowych w Europie, w XVIII/XIX wieku, miał właśnie miejsce proces „wynajdywania” tradycji narodowych, rozmaitych opowieści, które poprzez mitologizowanie przeszłości narodu służyły legitymizacji i afirmacji jego obrazu. Na przykład szkocki kilt powstał w XVIII w. ale został przedstawiony, w ramach wynajdywania tradycji na potrzeby kształtującego się narodu szkockiego, jako tradycyjny strój szkocki od „niepamiętnych” czasów. Wynajdywanie nie jest jakimś wymyślaniem tradycji od zera, jest przede wszystkim przetwarzaniem, przypominaniem, kompilowaniem, odrzucaniem itd.
Polska miała silne tradycje miejskie w średniowieczu oraz w okresie renesansu, ale od początków XVII wieku miasta zaczęły upadać na skutek polityki prowadzonej w imię celów dominującej szlacheckiej kultury sarmackiej. Tzw. demokracja szlachecka, zwłaszcza w jej późniejszej formie (złota wolność szlachecka), nie była i nie może być żadną podstawą ani inspiracją dla demokracji miejskiej – ze względu na jej wsobność, konserwatyzm, a z czasem także na narastającą sarmacką ksenofobię itd. Brak silnego mieszczaństwa w Polsce od końca XVI wieku to zerwanie aż do dziś jakiejkolwiek ciągłości pokoleniowej. Inteligencja miejska z XIX i XX wieku miała często korzenie szlacheckie, a przede wszystkim znajdowała się pod silną dominacją tej kultury. Stosunkowo słabe i nieliczne mieszczaństwo po II wojnie światowej praktycznie przestało istnieć.
Nowe polskie mieszczaństwo, które zaczęło się wyłaniać wraz z procesem ożywienia w miastach od początków XXI wieku, wciąż nie wypracowało swojej tożsamości. Nie potrafiło dotąd siebie opisać, między innymi dlatego, że w namacalnej przeszłości nie znajduje niemal żadnego punktu odniesienia czy oparcia. Musi samo się wymyślić, od podstaw, kreując rozmaite innowacje kulturowe. Nie będzie to czysta fikcja, będzie to wynajdywanie – proces twórczego poszukiwania, którego substratami są różne elementy, nie tylko rodzime, bo w miastach na ziemiach Zachodnich wymagało to zaadoptowania niemieckiego (tradycyjnie obcego) dziedzictwa miast.
Jakie są rokowania co do skuteczności działań w zakresie wynajdywania miejskości w obecnej sytuacji?
Rola ruchów miejskich jest kluczowa jako nośnika zmiany. Z jednej strony w obszarze kreowania rozwiązań i utrwalania standardów demokracji miejskiej. Z drugiej – w obszarze odzyskiwania podmiotowości przez miasta oraz odzyskiwania pamięci. Białe plamy w pamięci miast są ogromne. To pamięć o żydowskiej przeszłości miast, w Polsce było niemało takich, w których Żydzi byli żywiołem bardzo licznym, a nawet większościowym. Oraz pamięć o przeszłości niemieckiej we wszystkich miastach na tzw. Ziemiach zachodnich i północnych.
Wcześniej mieliśmy do czynienia z aktywizmem miejskim w postaci organizacji hobbystycznych lub zrzeszeń miłośników miasta lub dzielnicy. Natomiast od mniej więcej przystąpienia Polski do UE, a jeszcze bardziej po dekadzie obecności w niej, pojawiła się w szeregu miast społeczna reakcja na problemy wynikające ze złego zarządzania. Nowe miejskie ruchy społeczne artykułują publicznie niezadowolenie z zarządzania miastami. Wynika to z rozczarowania – były wielkie nadzieje związane z ponownym włączeniem się Polski do miejskiej Europy, jednak w istotnym zakresie nie zostały one spełnione. Polityka miejska uległa komercjalizacji. Środki publiczne płynące z UE sfinansowały infrastrukturę bardziej funkcjonalną wobec potrzeb biznesu niż mieszkańców. Rozwój miast w nowej unijnej rzeczywistości dononywał się z perspektywy przedmieść, mieliśmy taką „post-szlachecką” politykę miejską. I powstałe w ten sposób powszechnie odczuwane dysfunkcje wygenerowały aktywność ruchów miejskich, które europeizowały się szybciej, niż elity tkwiące w postszlacheckich kliszach.
Co powinny ruchy miejskie robić dalej? Czy na przykład powinny one, w imię tej skuteczności działania, starać się wchodzić do władz miejskich?
Ewidentnym i istotnym osiągnięciem ruchów miejskich jest wprowadzenie nowego języka do dyskursu miejskiego, który dzisiaj jest właściwie powszechnie obowiązujący. Politycy zarządzający miastami mówią tym językiem. Ale eksploatują go instrumentalnie, spełnia on dla nich funkcje marketingowe, PR-owe, „opakowuje” w atrakcyjne i powszechnie akceptowane słowa politykę, którą prowadzą realnie. A ta polityka się generalnie nie zmieniła, na poziomie konkretnych rozwiązań i działań jest taka sama jak była.
Dlatego ruchy miejskie powinny starać włączać się w procesy decyzyjne. Do tego konieczna jest legitymizacja, bo obecnie występując w swoim przekonaniu w imieniu mieszkańców taką legitymizacją nie dysponują – ani formalną, ani polityczną. Czyli raczej realizują zadania partycypacji niż współdecydowania. Z kolei liczne tzw. NGO-sy, pozyskujące i przerabiające granty, są tak zależne od władz, że nie są w stanie wiarygodnie reprezentować interesów mieszkańców.
Stąd uzyskanie legitymizacji od mieszkańców, co da tytuł do realnego współdecydowania o mieście, jest konieczne – poprzez skuteczny udział w wyborach do rad osiedli, dzielnic i rad miejskich. Tu nie chodzi o wejście do polityki dla władzy czy karier, tylko dla działania na rzecz dobra wspólnego, w imię współodpowiedzialności za nasze miasta. Ruchy miejskie powinny tę walkę podjąć, bo nikt inny ich nie wyręczy.
PAWEŁ KUBICKI
Wynajdywanie miejskości. Polska kwestia miejska z perspektywy długiego trwania.
Data wydania: Kraków 2016, stron: 375, oprawa miękka, format: A5, cena: 48.00 zł.
ISBN: 978-83-7688-404-2
Paweł Kubicki – socjolog i antropolog kultury, adiunkt w Instytucie Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w badaniu miast, pracował w międzynarodowych zespołach badawczych, między innymi „Ethnological Understanding of Cultural Diversity in Central European Urban Spaces”, „La place d’un patrimoine européen”, „The Square: a European Heritage”, „RECON Reconstituting Democracy in Europe”. Autor wielu publikacji poświęconych problematyce miejskiej, między innymi książki: Miasto w sieci znaczeń. Kraków i jego tożsamości (2010) oraz raportu Nowi mieszczanie w nowej Polsce (2011).
Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.