Między lewicą ekonomiczną a projektem tożsamościowym
Zbiór felietonów Joanny Dudy-Gwiazdy, wydany w serii Biblioteka Obywatela, pokazuje mielizny podziału lewicy na ekonomiczną oraz światopoglądową – i to, że obie tracą, gdy konfrontacja między nimi zastępuje dialog.
Z poglądami małżeństwa Gwiazdów zapoznałem się jakiś czas temu dzięki lekturze pierwszej książki Biblioteki Obywatela – znakomitego wywiadu-rzeki Remigiusza Okraski „Gwiazdozbiór w Solidarności”. Czytało się ją jak dobry kryminał – nie trzeba było zgadzać się z każdą zaprezentowaną tezą, by dać się porwać odbrązawianiu legend antykomunistycznej opozycji (od Borusewicza po Wałęsę), barwnym historiom z podziemnego życia społecznego i politycznego oraz rozważaniom na temat politycznej teraźniejszości.
Mając w pamięci tę ciekawą – i otwierającą na zupełnie inną od dominującej w mediach głównego nurtu – narrację o jednym z najważniejszych historycznych wydarzeń w dziejach Polski, oczekiwania względem „Krótkiego kursu nowomowy” miałem dość spore. Część tekstów – szczególnie tych nowszych – znałem, wydawało mi się zatem, że będę przygotowany na specyficzny, uszczypliwy styl pisarski autorki, jak również na jej „zdroworozsądkowe” podejście do świata, wraz ze wszystkimi złymi i dobrymi jego konsekwencjami.
Jednak czytanie tych felietonów w formie książki, nie zaś publikowanych w kilkutygodniowym odstępie, sprawia, że jest to zupełnie inna lektura. Wyraźniejsza staje się konfrontacyjna maniera publicystyczna, powracająca praktycznie w każdym tekście. To zresztą spory problem polskiej felietonistyki niezależnie od barw politycznych: gdyby wydać w formie książkowej bieżące felietony Cezarego Michalskiego czy Łukasza Warzechy, efekt byłby pewnie podobny.
Niewątpliwie poglądy Dudy-Gwiazdy są jak na polskie warunki dość unikalne. Przywiązanie do państwa opiekuńczego łączy z niechęcią do tematyki obyczajowej, ochronę przyrody zaś z silną potrzebą lustracji i rozliczenia postkomunistycznego aparatu. Ta perspektywa potrafi czasem prowadzić do ciekawych spostrzeżeń – jak chociażby prognoz dotyczących przyszłego wzrostu poziomu inwigilacji w sieci internetowej, jakże aktualnych w obliczu niedawnej afery z amerykańskim programem PRISM, ogłaszanych w… 2003 roku.
Po przeczytaniu całości „Krótkiego kursu nowomowy” przestało mnie jednak dziwić to, co dziwiło mnie na początku – czemu na jej okładce widnieją loga prawie każdego liczącego się prawicowego projektu medialnego w Polsce. Choć zarówno z wcześniejszej lektury „Gwiazdozbioru w Solidarności”, jak i wstępu Zdzisława Krasnodębskiego można było wnosić, że osią książki będą kwestie ekonomiczne, lektura tego nie potwierdza. To prawda, że tematy gospodarcze pojawiają się tu, szczególnie zaś mocno – po raz kolejny – brzmią felietony najstarsze, kiedy to refleksje na temat derywatów i spekulacji finansowych o kilka lat wyprzedzają wielki krach i kryzys ostatnich lat. Mimo to, szczególnie biorąc pod uwagę teksty najnowsze, mam wrażenie, że to nie kwestie polityki gospodarczej stanowią sedno tej książki.
Wiele poruszanych przez Dudę-Gwiazdę wątków, jak chociażby daleko posunięty sceptycyzm wobec Unii Europejskiej, wpisuje się raczej w pewien projekt tożsamościowy, którego kluczowym pojęciem staje się suwerenność. Przestaje on przyjmować lewicowy wymiar, kiedy na przykład prowadzi do obrony – pod hasłem suwerenności właśnie – rządów Viktora Orbána na Węgrzech. Autorka sugeruje wręcz, że rządy UE chciałyby się go pozbyć, bo chciał przenieść królewską koronę do budynku tamtejszego parlamentu. Sęk w tym, że zarówno zastrzeżenia liberalne – ograniczanie niezawisłości władzy sądowniczej czy niezależności mediów, jak i lewicowe – podatek liniowy, próby kryminalizacji bezdomności czy ograniczanie dostępu do bezpłatnej edukacji wyższej – są zbyt duże, by zbyć je wizją unijnego spisku o królewską koronę. Obrona prawa rządów do polityki dalekiej od lewicowych ideałów nie wydaje mi się przekonująca.
Ten tożsamościowy wątek nasila się szczególnie mocno w felietonach po katastrofie smoleńskiej. Autorka zdaje się sugerować, że ma ona się stać jednym z fundamentów obrony polskości jako takiej. Rośnie liczba nawiązań do krwawej powstańczej historii, honoru i romantycznych zrywów patriotycznych. Przy całym szacunku dla dziejów państwa i narodu, trudno mi odnaleźć się w tej narracji.
Im bardziej czytam takie teksty, tym bardziej przemawia do mnie wizja „dwóch Polsk” z jednego z opublikowanych w „Polityce” artykułów Roberta Krasowskiego. Jego zdaniem od przeszło 250 lat dyskutują ze sobą dwa skonfliktowane obozy – zapatrzonych w Zachód reformatorów oraz zapatrzonych w przeszłość tradycjonalistów. Niezależnie od tego, jak bardzo kolejne ideowe nurty z lewa i z prawa – romantycy, pozytywiści, endecy czy stańczycy – staraliby się zerwać z tym podziałem, i tak wcześniej czy później lądują w jednym bądź drugim obozie.
Tragedią lewicy w Polsce wydaje się to, że lubi ona ten podział utrwalać. Nie trzeba stawiać na pierwszym miejscu liberalizmu światopoglądowego, aby czuć sprzeciw wobec traktowania homofobii czy ksenofobii w kategoriach „tematów zastępczych”. Duda-Gwiazda posuwa się wręcz do tego, by zgodzić się z narodowcami co do konieczności obalenia „republiki Okrągłego Stołu”, co łączy z wiarą, że z pewnością sami odrzucą etniczne rozumienie narodu, które uważa za szkodliwe i przeciwstawia mu – słusznie – podejście polityczne. Sęk w tym, że choćby przykłady incydentów z Białegostoku nie dają powodu, by wierzyć, że narodowcy ochoczo zrezygnują z podstaw swej ideologii.
Naśmiewanie się z walki ze stereotypami i „politycznej poprawności” w praktyce oznacza, że każda Manifa i Parada Równości – nawet wtedy, gdy pojawiają się na niej hasła ekonomiczne – traktowana jest w kategorii miłej oku neoliberałów zabawy. Fantazje o gejach-bogaczach głosujących na PO sprawiają, że łatw dystansować się wobec kwestii takich jak aborcja czy związki partnerskie. Dla piszącego te słowa – zastanawiającego się, czy uda się mu po zakończeniu studiów znaleźć pracę z ubezpieczeniem zdrowotnym, bo nie może z powodu braku ustawy o związkach partnerskich być objętym ubezpieczeniem partnera – taka strategia wydaje się bolesna już nawet na poziomie osobistym.
Lektura zbioru felietonów Dudy-Gwiazdy może być wyzwaniem. Nie oznacza to, że nie warto zadać sobie trudu wysłuchania jej zdania – wręcz przeciwnie, możemy dzięki temu przekonać się, jak zmienia się świat i jak wizje, które niegdyś uznalibyśmy za spiskowe (jak wspomniana inwigilacji internetu), dziś – niestety – stają się rzeczywistością.
Mimo to odnoszę po lekturze wrażenie, że problem rzekomego podziału na lewicę ekonomiczną i obyczajową ma zupełnie inny charakter – bliższy podziałowi na „Polskę A” i „Polskę B” albo na zwycięzców i przegranych transformacji. W tej optyce tematykę światopoglądową łatwiej zaprezentować jako „temat zastępczy” albo przywilej wielkomiejskiej elity, a Unia Europejska stanowi przede wszystkim źródło odgórnego panowania na podobieństwo dawnych zaborów, nie zaś przestrzeń walk o inne, bardziej socjalne oblicze kontynentu.
Szczególnie tego ostatniego wątku mi zabrakło. Ludzie z innych krajów Europy i świata buntują się tu przeciw neoliberalizmowi (czy też „friedmanizmowi”, jak nazywa go autorka), ale właściwie ze sobą nie współpracują. Szkoda, że ten praktyczny dowód na ograniczenie najbardziej słusznej emancypacyjnej walki w obrębie dotychczasowych struktur państwa narodowego nie staje się przyczynkiem do refleksji.
Okazało się, że Dudę-Gwiazdę oraz mnie dzieli znacznie więcej, niż się spodziewałem. Mimo wszystko uważam, że intelektualne siłowanie własnych poglądów z przekonaniami tej nietuzinkowej postaci to trud, który warto podjąć.
Joanna Duda-Gwiazda, „Krótki kurs nowomowy”, Stowarzyszenie Obywatele Obywatelom, Łódź 2013, 260 s., 35 zł
Strona książki: http://pozaukladem.pl/
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.