Kultura w okresie późnego Tuska
Stan polityki kulturalnej w Polsce należy ocenić na dostateczny. Platforma Obywatelska zajmuje się gaszeniem pożarów. Ale nie ma wizji tego, czemu kultura na służyć.
Blaski i cienie polityki kulturalnej
Po pięciu latach rządów Donalda Tuska stan polityki kulturalnej należy ocenić na dostateczny. Żadna państwowa instytucja nie została zamknięta, toczą się rozmowy nad objęciem powszechnym systemem ubezpieczeń społecznych artystów, zorganizowaliśmy ogromny Europejski Kongres Kultury, który odbył się we Wrocławiu jako główne wydarzenie polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, odbywają się wystawy, grane są spektakle, w salach orkiestrowych rozbrzmiewa muzyka, książek wydaje się coraz więcej, do kraju wracają skradzione podczas wojny obrazy, budowane są nowe muzea (Muzeum Historii Żydów Polskich, Muzeum II Wojny Światowej), organizowane są liczne konkursy stypendialne, które wspierają rozwój twórczości młodych artystów.
W ostatnich latach powstało wiele prywatnych galerii sztuki współczesnej, które konsekwentnie i skutecznie promują najlepszych polskich artystów za granicą. Działa Instytut Adama Mickiewicza, który wydaje miliony złotych na promocję polskiej kultury w innych państwach. W licznych krajach prężnie funkcjonują Instytuty Kultury Polskiej; w Polsce natomiast działają: Instytut Teatralny, Instytut Muzyki, Instytut Tańca, Instytut Książki.
Minister Kultury Bogdan Zdrojewski raczej nie wtrąca się w działania artystyczne galerii i muzeów, interweniuje, kiedy trzeba w sytuacjach konfliktowych i skandalicznych, propaguje ideę konkursów na stanowiska dyrektorskie i przeprowadza je rzetelnie. Co więcej, 16 maja 2011 r. podpisano po wielu trudach Pakt dla Kultury, którego inicjatorem byli Obywatele Kultury – oddolna inicjatywa ludzi związanych ze światem kultury. Warszawa przyjęła Program Rozwoju Kultury, w licznych miastach (Bydgoszcz, Lublin,) zawiązują się inicjatywy prowadzące do powstania podobnych dokumentów. Diabeł tkwi oczywiście w szczegółach.
Z drugiej strony można zauważyć nową falę konserwatyzmu w polskiej kulturze. Wskazuje na nią szereg wydarzeń. Na poziomie samorządów były to przed wszystkim unieważnienie konkursu na budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i późniejsze zamieszanie wokół pawilonu meblowego Emilia, brak przejrzystych konkursów na stanowiska dyrektorskie Teatru Dramatycznego i Teatru Studio, odebranie Maciejowi Nowakowi kierownictwa Warszawskich Spotkań Teatralnych, opóźnienie budowy siedziby Nowego Teatru w Warszawie, katastrofalna sytuacja finansowa TR Warszawa Grzegorza Jarzyny, niewprowadzanie założeń stołecznego Programu Rozwoju Kultury, zamknięcie Galerii Szarek w Cieszynie, problemy Galerii Manhattan w Łodzi, wzywanie na polityczny dywanik twórców Teatru 8 Dnia z Poznania, próby odwołania wiosną tego roku dyrektorów teatrów na Dolnym Śląsku – co było bezpośrednim powodem powołania ruchu „Teatr nie jest produktem. Widz nie jest klientem”.
Na poziomie decyzji rządowych jest podobnie – nie są wprowadzane punkty Paktu dla Kultury, nie odbył się żaden konkurs na stanowiska dyrektorskie Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Jednocześnie budowane jest Muzeum II Wojny Światowej jako wizytówka polskiego muzealnictwa, podczas gdy obcina się dotacje teatrom i galeriom.
Kultura dla 1%
Sztuka współczesna jest zdominowana przez artystów zaangażowanych o nastawieniu lewicowym: Artur Żmijewski, Paweł Althamer, Katarzyna Kozyra, Mirosław Bałka, Wilhelm Sasnal, Joanna Rajkowska, Zbigniew Libera, Oskar Dawicki; w teatrze – Monika Strzępka/Paweł Demirski, Jan Klata, Michał Kmiecik, Weronika Szczawińska, Radosław Rychcik, Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski. Natomiast instytucje kultury i szkoły artystyczne są przesiąknięte konserwatyzmem. Rektorem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych został Adam Myjak , który w 2003 r. zasłynął stwierdzeniem, że „wystąpienie p. Nieznalskiej nie ma nic wspólnego ze sztuką”. Akademie nie przygotowują młodych artystów do funkcjonowania w rzeczywistości rynkowej. Szkoły nie prowadzą zajęć z pisania wniosków, zapewnienia ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego, przygotowywania aplikacji do galerii. Nie uświadamiają również młodym artystom, że po ukończeniu szkoły nie znajdą szybko pewnego punktu zaczepienia.
Polski rynek sztuki oparty jest na zasadzie obnażonej przez ruch Occupy Wall Street: 1% artystów zawłaszczyło świat sztuki współczesnej – są reprezentowani przez najbogatsze galerie sztuki, ich prace są sprzedawane na najważniejszych targach. Pozostałe 99% musi pracować w innych obszarach, żeby móc po godzinach poświęcać się sztuce. Pojawiają się pomysły, które miałyby zniwelować owe nierówności (np. redystrybucja dochodów, systemowa pomoc państwa, rozszerzenie liczby stypendiów, stworzenie artystycznej kasy ubezpieczeń społecznych), jednak dopóki nie pojawi się wola polityczna Ministra Kultury i Ministra Finansów, nierówności będą się pogłębiać. Pewnym rozwiązaniem, alternatywą w trudnych czasach braku zainteresowania artystami ze strony ministerstw, byłyby stypendia rozdzielane przez prywatne galerie komercyjne. Nie wiadomo jednak, czy zdecydowałyby się na taki krok.
Obecnie rynek usuwa zdolnych artystów, którzy nie poznali w odpowiednim momencie znanego galerzysty, nie ukończyli znanej pracowni pod okiem znanego profesora, jak również osoby, które nie mają narzędzi atrakcyjnego pokazywania swoich prac. Dochodzi do tego również fakt, że artystów jest po prostu za dużo. Co roku akademie sztuk pięknych wypuszczają ze swoich murów blisko 2000 absolwentek i absolwentów. Ani system galerii i muzeów, ani budżet państwa nie są w stanie udźwignąć takiej liczby twórców.
Strajk!
Dlatego potrzebne są natychmiastowe reformy szkół artystycznych, systemu wspierania artystów oraz krajowa polityka kulturalna, która nie będzie podporządkowywać działalności kulturalnej regułom wolnorynkowym.
24 maja 2012 r. w akcie desperacji, ale też pewnie z nadzieją, zorganizowano strajk artystów, którego głównym celem było zwrócenie uwagi polityków i opinii publicznej na katastrofalną sytuację materialną twórców, brak wpisania do powszechnego systemu świadczeń społecznych. Strajk polegał na zamknięciu ponad 80 galerii i muzeów w całym kraju. Podobny wymiar miał wspomniany już przeze mnie ruch „Teatr nie jest produktem. Widz nie jest klientem”, który zawiązał się podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych. Po każdym spektaklu aktorzy, reżyserzy i pracownicy teatrów odczytywali odezwę: domagali się przejrzystych konkursów, zwiększenia dotacji i opieki nad miejscami, które są nastawione na eksperyment oraz twórcze poszukiwania.
Te dwa wydarzenia są kluczowe dla określenia pozycji kultury na początku drugiej kadencji rządu Donalda Tuska: po raz pierwszy od niepamiętnych czasów doszło w instytucjach kultury do strajków, które nie były skierowane przeciw konkretnym dyrektorom instytucji publicznych, lecz dotyczyły polityki państwa. Minister Kultury nie może być usatysfakcjonowany chwilowym ugaszeniem pożaru. Reżyserzy młodszego pokolenia zostali zaproszeni do przejęcia władzy w Związku Artystów Scen Polskich – instytucji, z którą muszą się liczyć zarówno premier, jak i Minister Kultury. Członkowie Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, którzy organizowali strajk artystów, prawdopodobnie pracują nad projektem ustawy włączającej artystów do powszechnego programu ubezpieczeniowego. Piszę „prawdopodobnie”, ponieważ od czasu strajku nie pojawił się żaden komunikat.
Pakt na papierze
Powodów do radości nie mogą mieć natomiast twórcy Paktu dla Kultury. Dokument podpisano w atmosferze sukcesu. Premier zapewniał, że postanowienia zostaną szybko wprowadzone w życie. Strona społeczna domagała się przez blisko rok wznowienia prac komisji pracującej nad wdrożeniem zapisów paktu. Spotkanie odbyło się w październiku.
Całościowa wizja zmian systemowych przedstawiona w Pakcie dla Kultury była i jest dla obecnego rządu szansą przedstawienia i wdrożenia spójnej polityki kulturalnej. Najważniejsze założenia Paktu nie zostały jednak dotąd zrealizowane. Chodzi o zwiększenie dostępności do kultury, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, podnoszenie świadomości kulturalnej obywateli przez programy promocji czytelnictwa, reformę telewizji publicznej, konkursy grantowe dla organizacji trzeciego sektora, przejrzyste konkursy na stanowiska dyrektorskie czy w końcu zagwarantowania 1% budżetu państwa na cele kulturalne.
Platforma Obywatelska na polu kultury zajmuje się gaszeniem pożarów. Nie ma wizji, nie wie, czemu kultura na służyć. Mianowanie ministrem kultury Bogdana Zdrojewskiego było nieporozumieniem. Sam Zdrojewski podkreśla, że od zawsze chciał być ministrem obrony narodowej. Ministerstwo nie ma czasu na zajmowanie się takimi prozaicznymi sprawami jak sytuacja finansowa artystów, być może dlatego, że odpowiada również za dziedzictwo narodowe.
W tej sytuacji sposobem na osiągnięcie zmiany może być społeczna praca legislacyjna. Chodzi o pisanie projektów ustaw i próby składania ich w Parlamencie. Wiązałoby się z rozwijaniem wśród posłów i senatorów świadomości tego, jakiej polityki potrzebuje polska kultura.
Kultura nie jest czymś oddalonym od życia przeciętnego Polaka czy Polki. Każdy zna programy Telewizji Publicznej, każdy był chociaż raz w życiu w bibliotece, w internecie jest coraz więcej ambitnych utworów, Polacy biorą udział w koncertach i festynach. Chodzi przede wszystkim o stworzenie takich centrów kultury (wirtualnych, telewizyjnych czy tradycyjnych), które będą oferowały kulturę na najwyższym poziomie i zajmą się likwidacją barier w dostępie do kultury. Tym nie może zajmować się wyłącznie trzeci sektor. Także państwo musi poczuć się za to odpowiedzialne.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.