Zmiana klimatu i klimat w mediach
Jesteśmy istotami tworzącymi schematy. Naszym nawykiem jest doszukiwanie się ładu i znaczenia w prostych okrągłych liczbach, gdy takiego może w istocie nie być. Całe narody zatrzymują się, by świętować jakąś rocznicę arbitralnie podzielną przez liczbę 5 lub 10. Podobnie pod koniec pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa przewidywano apokalipsę, związaną z okrągłym rokiem 1000.
Gdy nie doszła ona do skutku, wyczekujący zagłady millenaryści twierdzili, że nie mylili się co do końca świata, a jedynie nie uwzględnili czasu życia Chrystusa. Koniec miał nadejść w roku 1000 plus 33 lat. Jak widać, słabo się uczymy. Czy pamiętasz gorączkowe oczekiwanie na nadejście roku 2000? Mimo faktu, że w innych kalendarzach liczba była znacznie mniej atrakcyjna – buddyjski rok 2544, hebrajski 5760-5761…
Nieracjonalnie dajemy przestrzeń dużym okrągłym liczbom, nadajemy im znaczenie i używamy ich jako okazji do zadumy lub zarzewia paniki. Tym bardziej dziwne, że gdy nadeszła okrągła liczba, będąca symbolem prawdziwego zagrożenia dla ludzkiej cywilizacji, godna zadumy, a nawet odrobiny paniki – nie wywołała w mediach wielkiego poruszenia. Gazety, dla których okrągła liczba jest dobrą wymówką do omówienia sprawy i zapełnienia stron, na ogół ziewnęły ze znudzeniem.
10 maja 2013 r. ujawniono pomiary przeprowadzone w Obserwatorium Mauna Loa na Hawajach. Pokazały one, że stężenie dwutlenku węgla w atmosferze przekroczyło 400 części na milion (ppm). Na twitterze @Keeling_curve z Instytutu Oceanografii Scripps Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego codziennie odliczał do tego momentu. Aby zrozumieć znaczenie tej liczby, wspomnijmy słowa Jamesa Hansena z 2008 r.: „Jeżeli ludzkość chce zachować planetę podobną do tej, na której się rozwijała i do której życie na Ziemi jest dostosowane […] CO2 należy zredukować […] do przynajmniej 350 ppm”.
Zatem nie ma setnej rocznicy ani diamentowego jubileuszu, jedynie czysta okrągła liczba na ścieżce odchodzenia od klimatu, który był kolebką cywilizacji w przyszłość, która – jeżeli nic się nie zmieni – skazana będzie na chaos i wstrząsy.
Jaki priorytet nadały temu brytyjskie gazety następnego dnia, jak uszeregowały to obok innych ważnych wydarzeń? Pierwsze strony, oczywisty test, były dość interesujące.
„The Mirror” zaczął od oferty darmowej wycieczki w kosmos i wzmianki o przeciągającym się skandalu Savile. „The Sun”, bardziej przyziemnie, opisało darmową wycieczkę do Legolandu, było też coś o odchodzącym na emeryturę managerze piłki nożnej, Alexie Fergusonie. „The Express” wziął na tapetę emerytury, zaś „Daily Mail” ostrzegał o „śmiercionośnych lekach w sprzedaży na Amazon”. „The Times” napisał o straży miejskiej, a „The Telegraph” chwalił się historią o doradcy premiera. „The Financial Times” pozostał na bezpiecznym dla siebie gruncie, prezentując kolejną historię o skorumpowanym systemie bankowym. Nawet „Guardian”, który opisał historię w środku i online, na jedynkę dał raport o tym, jak na rynku żywności, poza wszelką kontrolą, wciąż krąży konina. Tylko skromny „Independent” zajął się na pierwszej stronie perspektywą klimatycznej katastrofy.
Znużenie ważnymi wydarzeniami, które określają nasze szanse wspólnego, radosnego przeżycia, może tłumaczyć, dlaczego brytyjski establishment w postaci Komitetu Transportu Izby Gmin nie widziało nic złego, aby tego samego dnia zająć się rozwojem ruchu lotniczego – środka transportu najbardziej odpowiedzialnego za niszczenie klimatu.
Brak konsensusu w kwestii priorytetów mediów i klasy politycznej kontrastuje z konsensusem naukowym, licznymi badaniami recenzowanej literatury pokazującej, że coraz trudniej wątpić w realność spowodowanego przez człowieka globalnego ocieplenia i palącą konieczność zajęcia się tym problemem.
Naukowcy na Uniwersytecie Kalifornijskiego w Berkeley ostatnio koordynowali prace nad „oświadczeniem konsensusu”, podpisanym przez ponad 500 naukowców z całego świata. Stwierdzają oni, że nasz obecny kierunek ekonomiczny prowadzi nas coraz szybciej do punktu bez odwrotu, a skutkiem będzie poważna degradacja jakości ludzkiego życia.
Poza tym konsensusem, co z oczu, to z serca. Moglibyśmy też przeprowadzić jedną prostą innowację. Prasa, radio i telewizja codziennie podają niewiele informacji i garstkę nudnych statystyk. Dowiadujemy się, że naprawdę liczą się kursy wymiany walut i stan giełd. A co gdyby wyjść naprzeciw rzeczywistości „w pół drogi” i rozpocząć codzienne powiadomienie o podnoszącym się poziomie CO2 w każdej codziennej gazecie i ważniejszych wiadomościach radiowych i telewizyjnych? Nie będzie to dodatkowo kosztowało i będzie trudne do zignorowania – a cena ignorancji będzie prawdziwie wysoka.
Artykuł „Why did the 400ppm carbon milestone cause barely a ripple?” ukazał się 31 mają 2013 na stronie New Economics Foundation. Przeł. Tomasz Szustek.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.