Pompowanie węglowej bańki
Przez ostatnie dekady rynki inwestowały w szkodliwe dla środowiska gałęzie gospodarki, takie jak sektor paliw kopalnych czy spekulacje finansowe. Napędzały one niezrównoważony rozwój i kto wie, czy na naszych oczach nie tworzą właśnie kolejnej bańki – tym razem węglowej. Możemy jednak to powstrzymać, tak, by uniknąć kryzysu podobnego do tego, jaki nastąpił po pęknięciu bańki na amerykańskim rynku nieruchomości.
Znaczne sumy pieniędzy – zarówno prywatne, jak i publiczne – przez długie lata inwestowano w sektory, których rozbudowa stoi w sprzeczności ze zrównoważonym rozwojem. W raporcie Programu Środowiskowego ONZ (UNEP) „Towards a green economy: Pathways to Sustainable Development and Poverty Eradication” opisano, w jaki sposób obecne kryzysy – klimatyczny, bioróżnorodności, paliwowy, żywnościowy, związany z dostępem do wody, finansowy czy ekonomiczny – mają ze sobą jeden element wspólny: wadliwą alokację olbrzymich sum pieniędzy:
„W ciągu ostatnich dwóch dekad znacząca ilość kapitału została zainwestowana w nieruchomości, paliwa kopalne oraz instrumenty finansowe takie jak derywaty, stosunkowo niewiele zaś w energetykę odnawialną, efektywność energetyczną, transport publiczny, rolnictwo ekologiczne, ochronę ekosystemów i bioróżnorodności czy gleb i wody”.
Zarówno prywatne inwestycje, jak i publiczne subsydia i pożyczki napędzały niezrównoważony rozwój. Np. Bank Światowy i Europejski Bank Inwestycyjny (EBI), ale także prywatne fundusze emerytalne wspierały działania sprzeczne z deklarowanymi celami politycznymi.
Zagrożenie nieodwracalnymi, niszczącymi zmianami klimatu jest coraz bardziej palące. To przykład problemu z obecną nieprawidłową alokacją kapitału. Środki w celu zapobieżeniu temu zagrożeniu, podejmowane przez społeczność międzynarodową i przez prywatny biznes są podmywane przez inne działania, mające dokładnie odwrotny skutek.
Bańka węglowa w sektorze finansowym
Ze zmianami klimatu powiązane są dwa istotne ryzyka, stanowiące dla nas problem niezależnie od tego, w jaki sposób do niego podejdziemy. Jeśli spalimy wszystkie znane nam dziś złoża węgla, ropy naftowej i gazu, uzgodniony politycznie cel ograniczenia wzrostu globalnej temperatury do 2 stopni Celsjusza w porównaniu do okresu przed rewolucją przemysłową nie zostanie zrealizowany. Jeśli z kolei rezerwy te pozostaną niewykorzystane, będzie to miało wpływ na wycenę wartości spółek, w rękach których obecnie się znajdują. Jeśli ich obecna wycena jest bańką, to efekty jej pęknięcia mogą okazać się niszczące zarówno dla funduszy emerytalnych, jak i giełd papierów wartościowych. Jeśli politycy oraz społeczność międzynarodowa na serio myślą o zapobieżeniu zmianom klimatu, jest tylko kwestią czasu, kiedy bańka pęknie. Decydenci muszą wziąć na siebie odpowiedzialność i przedsięwziąć działania, które zminimalizują wyrządzone przez nią szkody.
Rezerwy paliw kopalnych w rękach biznesu
Jeśli chcemy mieć realną szansę na to, by globalna temperatura nie wzrosła powyżej 2 stopni Celsjusza, będziemy mogli do r. 2050 wyemitować do atmosfery 565 mld ton CO2. Nawet ta prognoza nie jest zresztą pewna, nadal bowiem istnieć będzie ryzyko rzędu 20%, że wzrost temperatury przekroczy wspomniany próg – oznacza to grę w rosyjską ruletkę o przetrwanie naszej cywilizacji.
Setka największych firm węglowych wraz z setką największych przedsiębiorstw naftowych i gazowych dysponuje łącznymi rezerwami, których spalenie wyemitowałoby 745 mld ton CO2 – o 180 mld ton więcej, niż powinniśmy. Jeśli zużyjemy te znane nam zasoby, emisje CO2 przyczynią się do przekroczenia progu 2 stopni. Konsekwencje tego scenariusza będą niemożliwe do zignorowania.
CO2 w znanych zasobach paliw kopalnych
Poza rezerwami wspomnianych przedsiębiorstw istnieją również złoża, należące do mniejszych firm oraz do rządów. Największe znane zasoby ma np. Arabia Saudyjska (ropa naftowa) oraz rosyjscy oligarchowie (ropa, gaz ziemny). Nawet jeśli prawdą okażą się twierdzenia części badaczy, dowodzących politycznie motywowanego przeszacowania wielkości złóż na Bliskim Wschodzie, eksploatacja złóż paliw kopalnych, o których wiemy z całą pewnością, już dziś znacząco przekroczyłaby granice wytrzymałości planety.
Emisje CO2 ze spalenia wszystkich znanych nam złóż paliw kopalnych wyniosłyby 2.795 mld ton – 65% pochodziłoby z węgla, 22% z ropy, zaś 13% z gazu. Oznacza to, że firmy i rządy dysponują dziś pięciokrotnie większymi zasobami, niż wynosi „globalny budżet węglowy” na najbliższe 40 lat.
Rezerwy niekonwencjonalne
Poza znanymi złożami węgla, ropy czy gazu istnieją również znaczące zasoby tzw. „niekonwencjonalnych” zasobów energetycznych. Szacunki dotyczące ich wielkości są dość zachowawcze, zważywszy na różne metody ich szacowania w poszczególnych krajach – dla przykładu w Kanadzie rezerwy (np. piasków roponośnych) nie są wyliczane w momencie ich odkrycia, lecz w momencie, gdy nastąpiło ich wydobycie. Oznacza to, że kraj ten może jeszcze sprawić nam niejedną niespodziankę, jeśli chodzi o potencjalne, uwięzione dziś pod ziemią emisje gazów cieplarnianych.
Innym niekonwencjonalnym zasobem jest gaz łupkowy, którego eksploatacja wiąże się z emisją większej liczby gazów cieplarnianych niż w przypadku gazu „konwencjonalnego”. Jego wydobycie rodzi szereg innych problemów, np. duże ilości chemikaliów mogą wpływać na ludzkie zdrowie. Niedoszacowanie wielkości tych zasobów, a także fakt, że generują one większe emisje, wpływa na to, o ile owe emisje będziemy musieli zredukować.
Nowe odkrycia
Duże ilości pieniędzy inwestowane są co roku w poszukiwanie nowych złóż oraz w możliwość wyciśnięcia większej ilości surowców z tych już znanych. W r. 2010 inwestycje największych firm naftowych oraz gazowych sięgnąć miały ok. 798 mld dol. – jedynie niewielka ich część poszła na rozwijanie energetyki odnawialnej.
Do tego wskaźnika powinniśmy dodać inwestycje pozostałych przedsiębiorstw (w tym państwowych), kontrolujących 2/3 globalnych złóż paliw kopalnych. Jeśli tylko 1/5 z nich będzie mogła zostać zużyta – co jest absolutnie konieczne, jeśli chcemy zachować zasadę przezorności wobec naszego klimatu, będzie to miało istotne konsekwencje dla rynków finansowych, w tym dla funduszy emerytalnych.
Skutki bańki węglowej dla sektora paliwowego
Zużycie jedynie 1/5 całości rezerw paliw kopalnych oznacza, że jedynie 149 z 745 mld ton CO2, jakie znajdują się dziś w rękach największych koncernów, będzie mogło zostać wyemitowanych. Jeśli decydenci na serio traktować będą politykę klimatyczną, inwestorom grozi utknięcie z „niespalalnymi” złożami paliw kopalnych.
Oznacza to nic innego, jak opartą na zasobach kopalin bańkę – nie da się bowiem zaprzeczyć, że wycofanie 80% rezerw z rynku miałoby istotne konsekwencje dla pozycji firm, które znajdują się w ich posiadaniu. Ich pozycja na giełdach papierów wartościowych uległaby znaczącej zmianie, przy której zbladłyby dotychczasowe deprecjacje, które mogliśmy obserwować przy okazji pęknięć bańki na rynku nieruchomości czy bańki internetowej. Nabrzmiewanie tej bańki okazało się możliwe dzięki temu, że na żadnej instytucji finansowej nie spoczywała odpowiedzialność systematycznego monitorowania ryzyka związanego z wpływem inwestycji na zmiany klimatu.
Ryzyka te to z jednej strony skutki spalania paliw kopalnych, z drugiej zaś regulacje użycia tychże paliw oraz utrata wartości posiadanych przez koncerny zasobów, która może zagrozić stabilności społecznej. Instytucje udzielające koncesji i regulujące – zarówno w sektorze finansowym, jak i w ochronie środowiska – powinny wraz z inwestorami oraz instytucjami kredytującymi ich działania brać te zagrożenia na poważnie. Unia Europejska w wyniku rozczarowania niezdolnością rynku do przewidzenia i poradzenia sobie z kryzysem w strefie euro rozważa obecnie pomysł stworzenia swoich własnych instytucji ratingowych. Potrzeba nam jednak także instytucji, która oceniać będzie ryzyka finansowe związane z problemami ekologicznymi. Inwestycje w sektor paliw kopalnych czy poszukiwania nowych ich złóż automatycznie otrzymywałyby „śmieciowy” rating. Zarówno planeta, jak i gospodarka skorzystałyby na wysoko ocenionych przez taką instytucję inwestycjach, biorących pod uwagę kwestie ekologiczne – otrzymywałyby one najwyższy status, potwierdzający ich niskie ryzyko inwestycyjne.
Uwzględniając „ryzyko węglowe”
Unia Europejska powinna rozważyć obowiązkowe badanie przez banki oraz instytucje finansowe swojego wystawienia na ryzyka związane ze zmianami klimatu – taką sugestię podsuwają autorzy raportu „Funding the Green New Deal”. Ich zdaniem ryzyka te są tak znaczące, że powinno się je uznać za systemowe. Banki, instytucje finansowe oraz inwestorzy powinni mieć obowiązek badania „ryzyka węglowego” swoich koszyków inwestycyjnych.
Doprowadziłoby to do przeniesienia wartych miliardy inwestycji z sektora paliw kopalnych w stronę energetyki odnawialnej. Przykładem narzędzia, sprzyjającego tego typu przepływom finansowym, byłyby obowiązkowe „stress testy” sprawdzające, w jaki sposób na inwestycje wpłynęłyby wyższe ceny paliw oraz emisji. Tego typu sprawdziany unaoczniłyby inwestorom, na jakie ryzyka są narażeni.
Szwedzki publiczny koncern Vattenfall może służyć tu za ostrzeżenie – jego ekspansja w Niemczech i w Polsce może go bowiem drogo kosztować. Gdyby firma ta brała pod uwagę wzrost kosztów emisji CO2, być może mniej inwestowałaby w wydobycie węgla brunatnego. Testy te pokazałyby również szanse, jakie pojawiają się dzięki inwestowaniu w sektor zielonej gospodarki. Zielone inwestycje przyczyniły się do bardzo obecnie potrzebnej dywersyfikacji oraz redukcji ryzyka, nie tylko dla już pełnych publicznych skarbców bogatych w paliwa kopalne krajów.
Branie odpowiedzialności
Sektor paliw kopalnych jest nadmiernie dokapitalizowany. Rynki finansowe inwestują w niego, kierując się błędnym założeniem – że skorzystają na już zrealizowanych inwestycjach. Oznacza to spore ryzyko, z którego obecnie mogą nie zdawać sobie sprawy. Zużycie całości paliw kopalnych byłoby zagrożeniem dla całej ludzkości. Znajdując się między młotem a kowadłem, musimy uznać, że niekontrolowane zmiany klimatu stanowią znacznie większe zagrożenie niż bańka węglowa.
Brytyjski Departament Środowiska, Żywności oraz Spraw Wiejskich (DEFRA), a także Climate Disclosure Standard Board (CDSB) uznają, że instytucje regulujące rynki powinny zacząć działać. „Skala inwestycji sprzyjających środowisku będzie rosła tylko wtedy, gdy cały rynek skupi się na inwestycjach ekologicznych. (…) Bez jakiejś formy strukturalnej interwencji grozi nam trwanie w impasie”. Oznacza to, że najlepszy czas na dobrowolne działania mamy już za sobą i że osoby, które gotowe są działać z własnej inicjatywy, już to zrobiły.
Artykuł The carbon bubble: the real threat to the financial system ukazał się w Green European Journal (Zielonym Magazynie Europejskim). Przeł. Bartłomiej Kozek.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.