Japonia – atomowe „mieszkanie bez toalety”
Japonia dysponuje dziś 50 reaktorami jądrowymi do produkcji elektryczności (4 reaktory w Fukushimie zostały oficjalnie przeznaczone do rozbiórki 19 kwietnia 2012 r.). Jednak od lipca 2012 r. ze względów bezpieczeństwa działają tylko 2 reaktory w elektrowni jądrowej w Ooi. Produkowany przez nie prąd jest dystrybuowany tylko w regionie Kansai. Niektórzy eksperci ocenili, że ten region mógłby funkcjonować bez tych dwóch reaktorów. Czyli cała Japonia może funkcjonować bez EJ. Mimo tego rząd Japonii chce uruchomić jeszcze więcej elektrowni jądrowych. Dlaczego?
Krótka historia energetyki jądrowej w Japonii
Od 1955 r. z krótkimi przerwami (1993-1994 i 2009-2012) w Japonii rządziła Partia Liberalno-Demokratyczna (PLD). Za jej rządów zainicjowano program jądrowy, ustanowiono prawo jądrowe i wybudowano wszystkie elektrownie jądrowe.
Przez lata wytworzył się system współzależności, obejmujący PLD, urzędników, ekspertów, firmy energetyczne i mass media. W Japonii używa się określenia „nuklearna wioska”. Aż do awarii w Fukushimie dzięki udanej propagandzie proatomowej w mediach ta „nuklearna wioska” miała milczące poparcie 120 milionów obojętnych obywateli. W latach 2000 na świecie rozpoczął się tzw. renesans nuklearny, czyli nowa fala budowy elektrowni. Dla Japonii oznaczało to możliwość eksportu technologii jądrowych.
W 2009 r. w Japonii przejęła władzę Partia Demokratyczna (PD). Jednak nie oznaczało to zmiany proatomowej polityki. Partia jest popierana przez związki zawodowe firm energetycznych, dlatego nie jest w stanie zainicjować polityki uderzającej wprost w interesy swoich zwolenników. Z tego powodu była od początku proatomowa.
Po awarii z 11 marca 2011 r., Japończycy byli rozczarowani amatorskim podejściem, które zaprezentowała PD w odpowiedzi na problemy związane z katastrofą. Zaczęli też nieufnie podchodzić do energetyki jądrowej. Kiedy Naoto Kan, premier z PD, chciał ogłosić odejście od energetyki jądrowej, spotkał się z oporem ze strony własnej partii i „nuklearnej wioski”, i został zmuszony do podania się do dymisji. PD odwołała jego deklaracje. Ponadto zadeklarowała kontynuację polityki eksportu technologii jądrowych. Takie decyzje zostały podjęte w obliczu sprzeciwu ludności wobec budowy nowych elektrowni, planowanych przed katastrofą. Wywołało to jeszcze większy gniew społeczeństwa.
Ludzie rozczarowali się PD, ale nie mieli sensownej alternatywy w wyborach parlamentarnych w grudniu 2012 r. Nie udało się połączyć sił mniejszym, antyatomowym partiom, dlatego paradoksalnie zwyciężyła proatomowa PLD. Zgodnie z przewidywaniami PLD ogłosiła powrót do proatomowej polityki.
Dlaczego PLD chce ponownie uruchomić elektrownie jądrowe?
Przede wszystkim po to, by chronić interesy firm energetycznych. System obowiązujący obecnie w Japonii funkcjonuje na zasadzie: im więcej elektrowni jądrowych, tym większe zyski dla firm energetycznych. Właśnie z tego powodu firmy energetyczne budowały więcej elektrowni atomowych niż wynosiło rzeczywiste zapotrzebowanie. Odejście od energetyki jądrowej oznaczałoby więc dla nich straty.
Po ponownym objęciu władzy przez PLD, usunięto przeciwników energetyki jądrowej z komitetów ds. energii podlegających poszczególnym ministerstwom. Tym sposobem pozbyto się niewygodnych ekspertów. W takich warunkach nie można oczekiwać sprawiedliwej dyskusji. Komitety straciły już wiarygodność.
W kontekście energetyki jądrowej w Japonii warto pamiętać o jeszcze jednym istotnym fakcie. Teraz napływa coraz więcej informacji o tym, że niektórzy politycy chcieli, by Japonia weszła w posiadanie broni atomowej. Można ją wyprodukować z plutonu pozyskanego z wypalonego paliwa jądrowego. Np. Eisaku Sato, były premier, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1974 r. wydał polecenie sporządzenia tajnych ekspertyz o możliwości produkcji bomby atomowej. W tym czasie japońscy dyplomaci wysokiego szczebla odbyli nieformalne spotkanie z niemieckimi odpowiednikami i zasugerowali im chęć wejścia w posiadanie broni atomowej. W RFN istnieje oficjalny raport na ten temat.
Produkcja takiej broni pomimo ograniczeń konstytucyjnych od początku była brana pod uwagę, ale dopiero teraz niektórzy politycy i przedstawiciele inteligencji zaczęli otwarcie mówić o potrzebie zbrojenia atomowego lub przynajmniej posiadaniu potencjału produkcji bomby atomowej. Szacuje się, że Japonia już posiada ponad 40 ton plutonu w postaci zużytego paliwa, podczas gdy w amerykańskich głowicach jądrowych znajduje się 38 ton plutonu. Obiektywnie patrząc, Japonia ma o wiele większy potencjał do stworzenia arsenału nuklearnego niż Iran i Korea Północna razem wzięte.
Z ziemi japońskiej do Polski
Japońska polityka eksportu technologii jądrowych jest związana z Polską. Trzydziestego marca 2010 r. zawarte zostało polsko-japońskie porozumienie o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. Potem odbyły się spotkania na wysokim szczeblu, np. 19 marca 2012 r. między Ministerstwem Gospodarki RP a Centrum Współpracy Międzynarodowej Japońskiego Forum Przemysłu Jądrowego (JAIF-ICC). Eksperci i urzędnicy z obu krajów zaczęli składać oficjalne wizyty, m. in. Hanna Trojanowska, Pełnomocnik Rządu ds. Polskiej Energetyki Jądrowej w dniach 14-17 grudnia 2012 r. przebywała w Fukushimie.
Obecnie trzy firmy atomowe oferują uczestnictwo w polskim programie jądrowym. Są to: Hitachi-GE, Toshiba-WH, i Areva. Hitachi-GE i Toshiba-WH to amerykańsko-japońskie firmy Z kolei francuska Areva współpracuje w dziedzinie badań i rozwoju z japońską firmą Mitsubishi. Czyli wszystkie oferowane Polsce reaktory są jakoś związane z Japonią.
Czwartego października 2012 r. Politechnika Warszawska i Hitachi-GE zawarły umowę ws. kształcenia inżynierów. Jednak Polska nie jest jedynym krajem, z którym rozwijana jest tego typu współpraca. Japonia prowadzi także negocjacje z Litwą, Finlandią, Wietnamem, Jordanią, Turcją, i wieloma innymi krajami.
W stronę realnej dyskusji
Kiedy rozpoczyna się dyskusja o EJ, dywaguje się zazwyczaj o prawdopodobieństwie wielkiej awarii, takiej jak w Czarnobylu czy Fuskuhimie. Taka dyskusja wydaje się niekonkluzywna. Można przytoczyć tu wyniki badań opublikowanych niedawno przez Instytut Chemii Maxa Plancka, z których wynika, że poważne awarie zdarzają się co 10-20 lat. Energetyka jądrowa niesie ze sobą duże ryzyko. Ale faktem jest także, że większość elektrowni jądrowych na świecie nie miało tak poważnych awarii.
Możemy jednak wymienić mnóstwo generowanych przez elektrownie jądrowe problemów, z którymi w 100% przypadków mamy do czynienia nawet przy ich bezawaryjnym działaniu. O tych problemach „nuklearna wioska” praktycznie milczy. To np. kłopot z odpadami jądrowymi. Japonia nie dysponuje technologią „back end”, czyli rozwiązaniami pozwalającymi na utylizację wypalonego paliwa jądrowego, jego składowania, recyklingu lub też neutralizowania.
Do tej pory nie ma w Japonii docelowego składowiska wypalonego paliwa, choć już przez 40 lat trwa dyskusja nad odpowiednią lokalizacją. Żadna wieś ani miasto nie chce przyjmować takich odpadów. Taka sytuacja od dawna jest określana ironicznie jako „mieszkanie bez toalety”. Technologia recyklingu oraz neutralizowania jest nadal w fazie badań, i nikt nie wie, kiedy zostanie opracowana jako opłacalny proces.
Koszt badań i rozwoju technologii „back end” powinien zostać wliczony w koszt elektrowni. Jeden z japońskich ekspertów już w 2010 r. wykazał, że elektrownia jądrowa jest droższa w porównaniu z elektrownią gazową/naftową/węglową czy wodną. Rzeczywistość znacznie odbiega od propagandowego sloganu o„tańszym prądzie”. „Nuklearna wioska” wykazuje się egoizmem i nieodpowiedzialnością/naiwnością wyrażając tylko nadzieję, że ktoś z następnego pokolenia znajdzie rozwiązanie kwestii odpadów. Niestety Japonia oferuje Polsce właśnie taką technologię. Technologię, która jest niekompletna.
Obserwuję to, jak program atomowy realizowany jest w Polsce. Słyszę np. wypowiedź minister Trojanowskiej z marca 2012 r. że, „decyzja powinna należeć do elit rządzących, nie należy obarczać społeczeństwa tego typu decyzjami”. Widzę jak Ministerstwo Gospodarki wydaje mnóstwo pieniędzy na proatomową kampanię (www.poznajatom.pl) ze sławną już oszukańczą treścią. Widzę jak proatomowi eksperci w mediach w kółko mówią o bezpieczeństwie elektrowni jądrowych, określając je jako symbol postępu i jak bagatelizują oddziaływanie promieniowania. Dlatego większość ludzi pozostaje obojętna na tę kwestię i tylko mieszkańcy miejscowości wytypowanych na lokalizacje elektrowni i wąska grupa uświadomionych obywateli protestują przeciwko energetyce jądrowej. To dla mnie koszmarne déjà vu.
Obiektywnie i ironicznie muszę napisać „Polska to druga Japonia”, niestety.
Ważne jest, by społeczeństwo zdawało sobie sprawę z problemów generowanych przez energetykę jądrową i wzięło udział w ogólnonarodowej dyskusji na ten temat, zanim będzie za późno. Należy wziąć pod uwagę to wszystko, co działo i dzieje się po awarii w Czarnobylu i Fukushimie. To jedyny kierunek dla rozwiniętego społeczeństwa obywatelskiego. To nie obecne pokolenie, ale to przyszłe pokolenia będą stanowili ci, którzy zapłacą najwięcej i ucierpią najbardziej z powodu problemów wywołanych przez energetykę jądrową, tak jak się stało w Japonii.
Podziękowanie dla Ewy Dryjańskiej za pomoc w tłumaczeniu. Artykuł na licencji CC-BY-NC-SA.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.