Atom według partyjnej dyscypliny…
Jedną z potencjalnych lokalizacji przyszłej elektrowni jądrowej rząd przewiduje w okolicach Szczecina. Co na to samorząd województwa zachodniopomorskiego? Z EWĄ KOŚ, radną zachodniopomorskiego sejmiku (Zieloni 2004) rozmawia Wojciech Kłosowski.
WOJCIECH KŁOSOWSKI: Ewo, wasze województwo jest brane przez rząd pod uwagę, jako ewentualna lokalizacja przyszłej elektrowni jądrowej. Jesteś w sejmiku wiceprzewodniczącą Komisji Gospodarki, Infrastruktury i Ochrony Środowiska: czy na ten temat były jakiekolwiek konsultacje z samorządem województwa? Czy radni wojewódzcy są w ogóle poinformowani o szczegółach planów rządu?
EWA KOŚ: Z informacją jest raczej kiepsko. W ostatnich miesiącach prowadziłam dość obszerną korespondencję z Marszałkiem Województwa. Chodzi o to, że Zarząd Województwa przyjął Prognozę Rozwoju Sektora Energetycznego dla Zachodniopomorskiego, w którym bez żadnej eksperckiej analizy łatwo poparto program budowy energetyki jądrowej. Dokument ten był następnie przyjęty przez radnych Sejmiku w grudniu 2010 roku, głównie głosami koalicji PO-PSL. Wcześniej podniesione przeze mnie poważne wątpliwości co do rzetelności analizy, czy też wręcz jej braku, wywołały burzliwą dyskusję, ale w końcu głosowano według partyjnej dyscypliny i uchwała przeszła. Żadne merytoryczne argumenty nie trafiają do rządzącej koalicji.
WK: A jak marszałek zareagował na twoją argumentację? Masz w końcu – jako jedna z nielicznych w sejmiku – akademickie wykształcenie elektroenergetyczne, znasz temat jako aktywna uczestniczka europejskiej debaty energetyczno-klimatycznej, występujesz w sprawach energetyki na prestiżowych konferencjach europejskich; czy twoją opinię wzięto pod uwagę?
EK: Niestety, nie udało mi się jak dotąd doprowadzić do zmiany nastawienia Zarządu. Marszałek zasłania się Narodowym Programem Jądrowym i rzekomymi „korzyściami dla regionu” płynącymi z faktu budowy elektrowni jądrowej. Mam wrażenie, że działa tu zasada „po nas choćby i potop”, a poziom wiedzy wśród samych radnych na temat zagrożeń społecznych i ekonomicznych wydaje się być żenująco niski.
WK: Szkoda, że w tak ważnej sprawie nie porównuje się argumentów, tylko… liczebność klubów.
EK: Szkoda. Tym bardziej, że województwo faktycznie potrzebuje inwestycji w energetykę, tyle że akurat nie w atom.
WK: Właśnie; nie tak dawno, bo zaledwie trzy lata temu, Szczecin przeżył największą spośród polskich metropolii awarię zasilania, tzw. blackout. Przyczyną – jak się okazało – były przestarzałe instalacje przesyłowe. Czy wiadomo coś na temat planów modernizacji sieci przesyłowych? Czy jako radni wojewódzcy dostajecie w tej sprawie jakieś informacje od pełnomocnika wojewody do spraw energetyki?
EK: Tak, temat modernizacji sieci przesyłowych od czasu balckout’u jest w Szczecinie tematem trendy (smiech…). Mówi się o opóźnieniach w pracach modernizacyjnych oraz o konieczności nowych inwestycji. Wskazują na taką potrzebę firmy, które zajmują się energetyką wiatrową, ale z uwagi na problemy z odbiorem wyprodukowanej energii (niewydolność sieci!) nie mogą uzyskać warunków przyłączenia. To jest skandal! W tej chwili to jedna z najpoważniejszych barier rozwoju energetyki wiatrowej na Pomorzu Zachodnim. Choć innych barier też nie brakuje
WK: A co na to spółki energetyczne odpowiedzialne za sieć?
EK: Z okazji rocznicy blackoutu 8 kwietnia odbyło się spotkanie Marszałka z przedstawicielami monopolistów w sieciach energetycznych (ENEA i ENERGA) i firmy obiecywały najbliższe inwestycje w sieci na poziomie 400 milionów złotych.
WK: Wydaje się, że to bardzo mało w stosunku do potrzeb. U was inwestorem w modernizację sieci byłaby Enea, tak?
EK: Tak, dokładnie Enea Operator. Było w tej sprawie oficjalne spotkanie na Zamku Książąt Pomorskich i na tym spotkaniu właśnie z ust prezesa firmy Artura Różyckiego padła zapowiedź, że do 2015 r. Enea Operator chce w naszym województwie wydać na modernizację sieci właśnie te 400 mln zł. Dlaczego tylko tyle? Nie mogę się powstrzymać od uszczypliwego komentarza: prezes publicznie, wobec trzech marszałków – bo był też marszałek lubuski i wielkopolski – użył takiego argumentu, że w ubiegłym roku Enea wydała 136 mln i „szybciej modernizować nie można, bo przy wyższym tempie modernizacji gwałtownie wzrosłyby stawki za energię, a społeczeństwo nie jest przygotowane na to”. Jeżeli ludzie z taką wiedzą o zarządzaniu są u nas szefami spółek energetycznych, to nic dziwnego, że mamy system energetyczny w takim stanie, jak widać.
WK: Faktycznie, kuriozalna argumentacja, można tylko westchnąć. Zostawmy to jednak. Jak wiadomo, obecnie Niemcy przywrócili moratorium na energetykę jądrową i bardzo poważnie rozważają wycofanie się z niej w ogóle. Jak oni w tej sytuacji reagują na polskie plany atomowe? Czy możemy się uczyć czegoś z ich doświadczeń?
EK: No cóż, otwierają szeroko oczy ze zdumienia; jeśli Fukishima nas niczego nie nauczyła, to cóż jeszcze mogą powiedzieć? Pod koniec marca czyli już po katastrofie w Fukushimie gościliśmy Zielonych parlamentarzystów z Berlina (nie każdy wie: od nas do Berlina jedzie się niewiele ponad godzinę, więc to nasi bliscy sąsiedzi); byli gośćmi właśnie Sejmiku Zachodniopomorskiego oraz szczecińskich Zielonych. Rzecz charakterystyczna: temat energetyki jądrowej został „zagadany” przez Przewodniczącego Sejmiku, który za wszelką cenę nie chciał do niego dopuścić podczas rozmów oficjalnych.
Natomiast my później długo o tym rozmawialiśmy w polsko-niemieckim gronie Zielonych. Niemcy wydawali się mocno zaniepokojeni niefrasobliwym podejściem naszych władz do decyzji nakierowanych na energetykę nuklearną. Zwracali nam uwagę na konieczność budowania świadomości obywatelskiej i ruchu oporu społeczeństwa celem ochrony przyszłego bezpieczeństwa przed zagrożeniami jakie niosą ze sobą inwestycje w atom.
Niestety, nasze społeczeństwo dopiero budzi się do dyskusji na tematy energetyczne, to trudny temat tak w ogóle, a przy tym dodatkowo manipulowany przez wypowiedzi monopolistów i decydentów obiecujących gruszki na wierzbie (pracę, wysokie podatki dla gmin itp). W maju 2010 roku organizowaliśmy w Mescherinie (po drugiej stronie Odry na przeciwko Gryfina) niemiecko-polski obóz antyatomowy i – z przykrością stwierdzam – odzew ze strony polskiej był nikły. Ale to było przed Fukushimą; dzisiaj ten temat jest dużo bardziej gorący i w tym roku byłaby duża szansa na mocniejszy odzew przeciwników atomu.
WK: W takim razie – życzę ci w tym roku tłumu chętnych!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.