Reforma rybołówstwa: nie czas na nieśmiałość
Jak wygląda unijne rybołówstwo po 30 latach Wspólnej Polityki Rybołówstwa (WPRyb)? Zasoby ryb są uszczuplone, przemysł rybny miota się od kryzysu do katastrofy i z powrotem, a rybackie społeczności wybrzeży doświadczają powolnego upadku. Te trendy ujawniły się jeszcze przed r. 1982, kiedy sformułowano zasady unijnej polityki rybołówstwa. Jej wdrożenie najwyraźniej jednak nie zdołało uzdrowić sytuacji.
W połowie lipca Komisja Europejska przedstawiła propozycje reformy Wspólnej Polityki Rybołówstwa. Niektóre z pomysłów są słuszne, inne jednak mogą okazać się groźne.
Po pierwsze ekologia
Skuteczna polityka wymaga jednoznacznych, spójnych, lapidarnie sformułowanych celów. Żadna polityka nie będzie skuteczna, jeśli stan, jaki należy osiągnąć, nie będzie jasny i zrozumiały dla tych, którzy mają ją wdrażać.
Ten luksus nigdy jednak nie był udziałem WPRyb. Jej formalnym celem jest zapewnienie „zrównoważonych (sustainable) warunków ekonomicznych, środowiskowych i społecznych”. Do tego dochodzi mnóstwo innych celów, włącznie z zasadą przezorności oraz takimi sprawami jak interes konsumentów i standard życia ludzi pracujących w tym sektorze. Brak jednak jakiegokolwiek uszeregowania ważności tych – czasem wzajemnie sprzecznych – celów.
Panuje przekonanie, iż unijne traktaty nie pozwalają na to, by dać pierwszeństwo któremukolwiek z filarów zrównoważonego rozwoju – ekologii, gospodarce czy społeczeństwu. Ten legalistyczny argument ignoruje jednak fakt, że bez obfitych zasobów ryb nie będzie ani przemysłu rybnego, ani rybackich społeczności. Mimo to ministrowie konsekwentnie przekładają krótkoterminowe cele gospodarcze nad zachowanie zasobów ryb. Porażka WPRyb w zakresie utrzymania zarówno tych zasobów, jak i miejsc pracy, nie jest więc żadnym zaskoczeniem.
Propozycje Komisji nie rozwiązują tego problemu. Tak naprawdę do istniejących celów dodają kolejne, co sprawia, że stają się one jeszcze bardziej zagmatwane. Zieloni uważają, że zreformowana WPRyb musi kierować się zasadą przezorności i uznać równowagę ekologiczną za fundamentalną przesłankę równowagi gospodarczej i społecznej.
Jak łowić, by nie przełowić?
Ministrowie zwyczajowo ignorują rady naukowców i – w imię ochrony miejsc pracy – ustalają kwoty połowowe przekraczające zdolności odtwórcze rybnych populacji. Rezultatem takiego podejścia są kurczące się zasoby ryb i walczący o przetrwanie przemysł przetwórczy. W ostatnich latach, dzięki wprowadzeniu „planów zarządzania”, udało się do pewnego stopnia ograniczyć tę tendencję. Dla niektórych łowisk plany te określały kontyngenty wprost, bazując na stanie zasobów. Ministrowie byli skłonni respektować te plany i w rezultacie liczebność i kondycja niektórych łowisk zaczęły się poprawiać.
Należy się cieszyć, że Komisja dąży do wzmocnienia tych planów. Zarządzanie rybołówstwem to nauka nieprecyzyjna, pełna niepewności i dobrze, że Komisja to dostrzega. Planuje się pozwolenie, by zasoby ryb odtworzyły się do poziomu przekraczającego zdolność do wyprodukowania „maksymalnych zrównoważonych połowów” (MSY). Bierze się przy tym pod uwagę wszystkie rodzaje niepewności (nierzetelne dane o połowach, ograniczona informacja biologiczna itp.). To ważny krok we właściwym kierunku. Szkoda tylko, że propozycja nie ustala granicznego terminu przyjęcia planów zarządzania.
Zieloni chcą sformułować cele WPRyb zwięźlej i ambitniej. Zasoby ryb powinny być utrzymywane na poziomie dostatecznie przekraczającym zdolność wytwarzania maksymalnego MSY. Chodzi o to, by mogły spełniać swoją rolę w morskim ekosystemie, a zarazem były zdolne do dostarczania wyższych połowów, tak by przemysł rybny był dochodowy bez ciągłych dotacji. Plany powinny być przyjęte do r. 2015 dla wszystkich gatunków, które podlegają regulacji.
Kłopot z resztkami
Dziś mamy do czynienia ze skandaliczną sytuacją, gdy ogromne ilości ryb i innych gatunków (ptaków, żółwi, ssaków morskich itp.) łowi się, a następnie wyrzuca martwe. Ludzie słusznie się na to oburzają. Przyczyną tego jest fakt, że w interesie rybaków leży raczej zwiększanie wielkości połowu niż podnoszenie selektywności poławiania.
Komisja proponuje wprowadzenie zakazu wyrzucania pewnych (ale nie wszystkich) wykorzystywanych komercyjnie gatunków ryb. Rybacy mieliby obowiązek przywożenia ich z powrotem na wybrzeże. Ryby będą tak czy owak martwe, zatem celem takiego częściowego zakazu jest zachęcenie rybaków, by przede wszystkim unikali ich łowienia, jako że przywożenie ich na brzeg będzie wiązało się z kosztami. Niestety, propozycja nie ustanawia konkretnego związku pomiędzy częściowym zakazem wyrzucania a polepszeniem techniki łowienia, tak by poprawić selektywność połowów.
Kto ma prawo do łowienia?
To jedna z najważniejszych kwestii w rybołówstwie. Komisja proponuje, aby to rynek określił, komu wolno łowić. Narzędziem byłoby zobligowanie państw członkowskich do ustanowienia systemu uprawnień do łowienia (np. kwot), którymi można by następnie handlować. Mogłoby to nawet prowadzić do finansowych spekulacji na kwotach. Z doświadczenia wynika, że taki system zbyt często prowadzi do koncentracji uprawnień do łowienia w rękach tych, którzy mają najgłębsze kieszenie, gdyż to oni mogą sobie pozwolić na zapłacenie najwyższych cen.
Jeśli pozwolenia na połowy mają być przyznawane na bazie historycznego udziału w rybołówstwie, to ci, którzy dotąd łowili najwięcej, otrzymaliby największy udział w kontyngentach. Oznacza to, że pozwoli się tym, którzy są odpowiedzialni za nadmierną eksploatację zasobów ryb w przeszłości, robić to nadal – w przyszłości.
To bez wątpienia najbardziej kontrowersyjna z propozycji Komisji.
Zasoby ryb nie są towarem. To naturalne, odnawialne wspólne/publiczne dobro i prawo do jego używania powinno zależeć od tego, czy łowi się w sposób odpowiedzialny – w wymiarze ekologicznym i społecznym. Od tych, którzy prowadzą działalność związaną z poławianiem ryb, należy wymagać wykazania, że nie szkodzi ona środowisku morskiemu i że mają znaczący wkład w rozwój rybackich społeczności wybrzeża. Te właśnie kryteria powinny stosować państwa członkowskie, przydzielając prawa do łowienia. Dobrze, że w propozycji Komisji zawarta jest taka możliwość.
Floty rybackie
To, że floty rybackie Unii są zbyt liczne i zbyt potężne jak na dostępne zasoby ryb, nie podlega specjalnej dyskusji, nawet jeśli większość rybaków uważa, że to floty innych należy zredukować, a nie ich własne. Nadmierne zdolności poławiania są przede wszystkim rezultatem kilku dekad hojnych subsydiów. To najpoważniejszy problem, z którym musi uporać się WPRyb, prowadzi on bowiem albo do przemożnej presji politycznej na ustalanie kontyngentów zbyt wysokich, a tym samym niezrównoważonych, albo do połowów nielegalnych.
Stosowane przez 20 lat programy, mające na celu zredukowanie tej nadmiernej zdolności poławiania, poniosły dotkliwą porażkę. W swojej propozycji Komisja porzuca dotychczasowe podejście, polegające na próbie regulacji flot rybackich poprzez wymogi co do redukcji ich rozmiarów. W to miejsce wprowadza proste założenie, że to siły rynku, poprzez podlegające handlowi uprawnienia do poławiania, dokonają niezbędnej redukcji flot. Zakłada się, że rynek sprowadzi je do właściwego rozmiaru, brak jednak jakichkolwiek narzędzi, które sprawiłyby, że w użyciu pozostaną tylko właściwe typy statków rybackich.
Zdaniem Zielonych redukcje flot powinny być planowane i regulowane na podstawie analiz wskazujących, gdzie w ogóle da się łowić ryby w sposób zrównoważony. Pierwszym krokiem powinno być wycofanie z użytku najbardziej szkodliwych dla środowiska statków i urządzeń.
Regionalizacja i wymiar zewnętrzny rybołówstwa
Do głównych celów reformy należy ustanowienie polityki, która byłaby mniej scentralizowana, mniej zależna od szczegółowych decyzji podejmowanych w Brukseli. Chodzi o to, by otworzyć szersze pole dla lokalnych i regionalnych inicjatyw w zarządzaniu rybołówstwem. Takie przesunięcie w podejmowaniu decyzji wymagałoby radykalnej klarowności w określeniu, kto za co odpowiada – za co Rada i Parlament, za co państwa członkowskie, a za co instytucje lokalne. Propozycja Komisji w obecnej postaci nie odznacza się taką jasnością.
Floty państw Unii łowią na całym świecie, przy czym 28% ryb łowionych jest poza wodami UE (20% na wodach międzynarodowych, a 8% na mocy porozumień z innymi krajami). Unia jest także największym światowym importerem produktów rybnych (ponad 60% ryb konsumowanych w UE). Na Europie ciąży więc szczególny obowiązek troski o wysokie standardy w dziedzinie rybołówstwa na arenie międzynarodowej.
Komisja po raz pierwszy sformułowała minimalne ramy prawne, jeśli chodzi o zewnętrzny wymiar WPRyb. Określenie celów UE w bilateralnych umowach ws. rybołówstwa – zachowanie obfitych zasobów ryb, promocja dobrego zarządzania rybołówstwem w innych krajach – jest właściwe i słuszne. Brak jednak wskazania środków, które zapewniłyby, że standardy te będą spełniały również statki UE pracujące na wodach krajów pozbawionych dwustronnych umów z krajami Unii.
Konkluzja
Wspólna Polityka Rybołówstwa jest krytykowana z wielu powodów. Należy jednak pamiętać, że wyrasta ona z politycznego kompromisu między ministrami krajów członkowskich. Pełna i poprawna realizacja WPRyb zapobiegłaby w dużym stopniu kryzysowi, który przeżywają obecnie zarówno rybne populacje, jak i sektor rybołówstwa. Państwa członkowskie w znacznym stopniu zawiodły, jeśli chodzi o wdrażanie tego, co wcześniej wzajemnie uzgodniły. Obecna reforma oraz jej wdrożenie pokażą, czy państwa istotnie chcą zrównoważonego rybołówstwa w Europie, czy też wolą kontynuować zjazd po równi pochyłej.
Żródło: stanowisko grupy Zielonych w Parlamencie Europejskim ws. propozycji reformy Wspólnej Polityki Rybołówstwa, 13 lipca 2011. Więcej informacji: Isabella Lövin, Raül Romeva, Jean-Paul Besset (europosłowie) oraz Michael Earle (doradca grupy Zielonych-WSE ds. rybołówstwa). Fot. Surya Prakash.S.A., Wikipedia. Przełożyła Irena Kołodziej.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.