Kooperatywa z perspektywy aktywistycznej
Poznańska kooperatywa spożywcza wykiełkowała dzięki wspólnemu zapałowi aktywistek i aktywistów z różnych miast. Waga sąsiedzkich inicjatyw, sieciowania i wspierania się była dla mnie zawsze siłą napędową. Pierwsze miesiące działania pamiętam poprzez filtr ogólnopolskiego zjazdu kooperatyw, gościnnych wykładów i „skajpowych sesji samopomocowych”. Z perspektywy kolejnych lat funkcjonowania myślę. że warto poruszać tematy prowokujące pytania i wątpliwości, rodzące pole do dyskusji. Jednocześnie mam świadomość, że dylematy te czy też wyzwania znowu łączą ruchy bazujące na samoorganizacji, różne kooperatywy i – co ważne – są kwestiami do kolektywnego procesu poszukiwania odpowiedzi i rozwiązań.
Edward Abramowski (1868-1918) pisał: „Z początku idą ludzie do kooperatyw być może najczęściej dla własnego tylko małego interesu, dla zyskania jakiejś dywidendy, pożyczki lub czasowej korzyści gospodarskiej; ale z czasem, wszedłszy raz do tej nowej atmosfery, przyzwyczajają się widzieć wszystko i oceniać ze stanowiska solidarności ludzkiej, ze stanowiska przyjaźni […]”. Za Aleksandrą Bilewicz i Dominiką Potkańską możemy dokonać rozróżnienia pomiędzy kooperatywami nastawionymi na konsumpcję produktów wysokiej jakości (którym bliżej do grup zakupowych, przy czym działają one również we współpracy z innymi kooperatywami) oraz „aktywistycznymi”, zorientowanymi w równym stopniu na cele społeczne i społeczno-polityczne. Wychodząc z założenia, że żywność nie jest zwyczajnym towarem, że generalnie łączy ona ludzi na najbardziej podstawowym poziomie, wokół jej konsumpcji rodzą się tradycje kulinarne i inne praktyki kulturowe (np. związane z sezonowością, stojącą w kontrze wobec nieograniczonych czasowo i terytorialnie cyklów zakupowych), budują się więzi między ludźmi, a zwielokrotnione wybory konsumenckie kształtują byt rolników, podział ten umiejscawia obydwie formy działania w obszarze społecznej alternatywy.
Poznańska kooperatywa spożywcza dodatkowo była od początku zorientowana krytycznie wobec dominujących wzorców produkcji, dystrybucji i konsumpcji. Prosty jednak fakt, że należy do niej obecnie ponad 300 osób, a funkcje związane z główną koordynacją zakupów spoczywają ostatecznie na kilku ochotnikach, wnosi do dyskusji argument na to, że doświadczamy wciąż pewnego podziału pomiędzy „działaczami” (specyficznymi „dostawcami”) a „konsumentami” (uwzględniając oczywiście to, że samo dokonywanie zakupów utrzymuje kooperatywę przy życiu, buduje punkt wyjścia). Życie kooperatywne wychodzi jednak poza ramy organizowanych dostaw oraz zakupów, poprzez ideowe spotkania wprowadzające, otwarte grupy robocze i operacyjne, wykłady i warsztaty, rozwój biblioteki. W 2017 roku część osób związana z kooperatywą zaczęła rozwijać lub wspierać pokrewne inicjatywy – kolektywy mieszkaniowe, ogrody społecznościowe i ruch suwerenności żywnościowej. Regularnie organizowane są wyjazdy do gospodarstw rolnych, co istotne – łączone w ostatnim czasie z pomocą w pracach polowych. Te formy aktywności budują już sieć nieformalnych inicjatyw wzajemnościowych i sprawiają, że w środowisku buzuje energia. Zauważyć można jednak, że często przyciągają one doświadczonych już działaczy i tych, których motywuje uczestnictwo w podgrupach.
Zwróciłabym tu uwagę na tendencję do rozmywania odpowiedzialności i utrudnioną skuteczność przekazu przy wzrastającej liczbie uczestniczek i uczestników kolektywów. Komunikowanie ze sobą kilkuset osób pociąga za sobą m.in. wysyłanie regularnych maili-info-packów oraz konstruowanie ankiet, które służą badaniu opinii. Z kolei konsensualna zgoda opiera się częściowo na statystyce, która każe spodziewać się na spotkaniach decyzyjnych znacznie ograniczonej/małej i stosunkowo stałej liczby osób. Warto jednak przyjrzeć się bliżej również takim formom działania, które opierają się na sile i wielkości grupy. Choćby wprowadzane obecnie do poznańskiej kooperatywy dowozy sąsiedzkie, bazujące na idei bezinteresownej pomocy i praktykach oszczędnościowych, a jednocześnie będące efektywnym organizowaniem pracy. To odnajdywanie się członków na mapie Poznania, identyfikowanie sąsiedztwa (ulokalnienie zakupów) i niejako podwójne sieciowanie (podkreślanie przynależności) może stać się przyczynkiem do dzielnicowego podziału kooperatywy w przyszłości. Co istotne, nasza rozrastająca się grupa, podejmująca stopniowo propagowanie społeczno-politycznych praktyk aktywistycznych/obywatelskich, potrzebuje – nie inaczej niż w przypadku innych kooperatyw – nieustannego wzmacniania praktyk kolektywnych i redefiniowania bądź odzyskiwania pojęcia solidarność.
Kontynuując temat pojęć, życie kooperatywne – poprzez wymieniane na co dzień komentarze, debaty, artykuły, rozpowszechniane dokumenty – wdraża do codziennego języka cały zasób definicji stanowiących alternatywę wobec słów-kluczy, którymi operuje kapitalizm w swojej neoliberalnej formie. Poprzez wymieniane na co dzień komentarze, debaty, artykuły, rozpowszechniane dokumenty. Mówimy tu o podkreślaniu znaczeń, ale też o ich nadawaniu. O popularyzowaniu języka wspólnego działania. O pracy kolektywnej, bezinteresownej, nienastawionej na zysk. O samoorganizacji i procesach deliberacyjnych. O dobru wspólnym i ekonomii solidarnościowej. O postrozwoju, suwerenności żywnościowej. O chłopach i chłopkach. Czy kooperatywy solidaryzują się również na poziomie języka, wspierając mowę ruchów feministycznych i pracowniczych? Wreszcie, mam też na myśli pojęcia, które pozostają w procesie dookreślania, jak np. „żywność ekologiczna”. Buduje ona jeden z punktów odniesienia dla działalności kooperatywnej, warto jednak zdać sobie sprawę, jak wiele trudności sprawia to pojęcie. Żywność ekologiczna występuje oficjalnie w powiązaniu z zasadami przyznawania certyfikatów. Ich uzyskanie nie jest jednak wyznacznikiem „myślenia ekologicznego”, które towarzyszy nowemu kooperatyzmowi. Z założenia nie pociąga za sobą podejścia holistycznego, w ramach którego myślimy o ekosystemie, o ptakach i dobrostanie innych zwierząt, jak również o relacjach z ludźmi, jakie tworzy produkcja żywności, o prawach pracowniczych, których przestrzeganie jest warunkiem sprawiedliwego podziału pracy i godziwej zapłaty. Możemy chcieć odzyskać pojęcie żywności ekologicznej, jednak wobec prawnego powiązania go ze stosunkowo wąsko rozumianymi standardami certyfikacji, może to mijać się z celem, również w kontekście skali produkcji oraz bardzo ograniczonej dostępności cenowej, jaka towarzyszy żywności certyfikowanej.
Pojęcie zdrowej żywności pozwolę sobie – z żalem – pominąć, jako „przemielone” przez rynek i występujące w obezwładniającym nadmiarze. Alternatywą, o jakiej pisze Aleksandra Bilewicz, jest pojęcie dobrej żywności. Mowa tutaj o żywności, która „zawiera w sobie nie tylko takie cechy, jak smak i wygląd, ale także relacje pomiędzy producentami a konsumentami oparte na szacunku i zaufaniu. W tym sensie «dobra żywność» pozwala wrócić do tego, co bliskie naturze, związane z terytorium, spersonalizowane, a zatracone w miejskiej cywilizacji poprzemysłowej”.
Kierunek ten otwierać może dalsze dyskusje, wymagając jednocześnie doprecyzowania o kwestie techniczne. Z takiej między innymi potrzeby poznańska kooperatywa rozpoczęła pracę nad „zestawem pytań do rolników i producentów” co do ich sposobów i technik produkcji. Pojawia się bowiem potrzeba uszczegółowionej i w miarę jednoznacznej wiedzy. Czy stosujesz zapylacze? Jaka odległość dzieli sad od autostrady? W jaki sposób ograniczasz zachwaszczanie upraw? Czy podgrzewasz miód, a jeżeli tak, to do jakiej temperatury?
Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na wagę pojęcia „agroekologia”, które do działalności kooperatywnej przenika poprzez działania ruchu suwerenności żywnościowej. W ramach suwerenności żywnościowej agroekologia nie jest jedynie nazwą na zbiór technik i sposobów produkcji ani też elementem dyskursu ekologicznego wzmacnianego przez korporacje (np. „zielona ekonomia”, „rolnictwo przyjazne klimatowi”, „zrównoważona intensyfikacja w rolnictwie”). Obejmuje natomiast metody, które rozwijają się na bazie kolektywnego dzielenia się wiedzą (bezpośredniego, horyzontalnego; peer-to-peer, farmer-to-farmer), dążą do równowagi pomiędzy naturą a istotami ludzkimi, a jednocześnie podkreślają konieczność wprowadzania w życie nowej polityki społeczno-ekonomicznej, a więc nowych struktur władzy, tym razem odpowiadających potrzebom rdzennych i lokalnych wspólnot. Pojęcie to, tak silnie zakorzenione w materialnych, duchowych i terytorialnych związkach z ziemią, wyznacza kolejny kierunek definiowania pożądanej przez nas żywności, pojmowanej wraz z całym systemem relacji społeczno-kulturowo-ekonomicznych, jakie jej towarzyszą.
Artykuł ukazał się w Zielonych Wiadomościach nr 29.
Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.