Słabe zarządzanie
Romantyczny poeta John Keats mówi o negatywnej zdolności, czyli zdolności do „bycia w niepewności”. „Negatywna” nie oznacza tutaj czegoś złego lub brakującego – to raczej sposób na ogarnięcie tajemnicy.
Oznacza to umiejętność powstrzymania się od definiowania i kategoryzowania, uczestnictwa w świecie przez zaniechanie nazywania wszystkiego, z czym się spotykamy. Jest to sposób na powstrzymanie się od chęci wyjaśnienia tego, czego nie rozumiemy. Dzięki takiej powściągliwości możemy pozostawać uważnymi, zamiast natychmiast racjonalizować lub wyciągać wnioski na temat rzeczy, których nie rozumiemy. Takie podejście łączy w sobie zarówno skromność, jak i odwagę. Skromność, bo w ten sposób przyznajemy, że czegoś nie rozumiemy. Odwagę, ponieważ nazywanie i oswajanie jest rzeczą ludzką, zanim jeszcze się czemuś dobrze przyjrzymy i powstrzymanie tego odruchu oznacza stanięcie twarzą w twarz z Nieoswojonym, strasznym, chaotycznym. Ale jest w tym coś jeszcze więcej. Keats uważa negatywną zdolność za sposób na zdobycie nowego wglądu – poprzez odmowę natychmiastowego rozpoznania wyłania się nowe znaczenie, nowy sens. Wiedza ludzka jest fragmentaryczna, lokalna, zasadniczo arbitralna – co nie znaczy, że jest nieistotna, nieważna. Przeciwnie, każde ziarno prawdy jest odbiciem czegoś ogromnego, jak pisze amerykańska pisarka Ursula Le Guin. Jeśli odważymy się kwestionować własne założenia, to chwila skupienia nad tym, czego nie rozumiemy może nas nauczyć czegoś prawdziwego lecz nowego.
Negatywna zdolność jest ważna nie tylko dla poetów i pisarzy, ale dla nas wszystkich, zjadaczy chleba – w tym dla pracowników i szefów. W miejscu pracy zmiana jest bardzo często groźna; nauczyliśmy się tego w ciągu ostatnich dziesięcioleci, gdy niemal wszelkie „programy reform” i „zarządzanie zmianą” oznaczały utratę poczucia sensu o narzucanie reguł, które pozostawiają niewiele miejsca na radość życia. (Radość życia w miejscu pracy? Dla zbyt wielu współczesnych ludzi to brzmi jak okrutny paradoks.) Nic dziwnego, że pracownicy obawiają się, że każda zmiana będzie na gorsze. Nic też dziwnego, że ludzie opierają się takiej zmianie, jeśli mogą, lub bezmyślnie zgadzają się na nią, widząc „brak alternatywy” i tracąc chęć do pracy, a bywa, że i do życia. Mówi się o pladze depresji, ale to nie jest tak, że człowiek jako gatunek nagle zrobił się bardziej depresyjny. Dziennikarz Johann Hari, który przeprowadził wywiady z duża ilością naukowców i ekspertów, wskazuje na wspólną przyczynę leżącą u podstaw intensyfikacji tego trendu – bezsensowna, wyalienowana praca, wyniszczająca morale i wyjaławiająca duszę.
Negatywna zdolność implikuje inne podejście do zmiany – żyć z nią i tolerować dwuznaczność i paradoks. Oczywiście nie sposób sobie na to pozwolić w wyalienowanym miejscy pracy, gdy ma się szefa socjopatę. Francuski filozof Ghislain Deslandes proponuje szefom alternatywę – styl zarządzania przesycony negatywną zdolnością i nazywa ją „słabym zarządzaniem”. Jest to podejście do zarządzania oparte na wrażliwości, szacunku dla ludzkiej kruchości i omylności, zwracaniu uwagi na słabe sygnały. Dla niego zarządzanie w ogóle polega na subtelności, szef powinien mieć „dobrą rękę”, być może wręcz „rękę delikatną”. W świecie zdominowanym przez wykluczającą humanizm strukturę własności jest to doprawdy rzadko spotykany styl. Jeden z ojców założycieli nowoczesnego zarządzania Henry Mintzberg nie widzi innego wyjścia niż rozbijanie wielkiej skonsolidowanej własności – powrót do firm rodzinnych, przejęcia pracownicze. Ta wizja obecnie stanowi radykalną alternatywę, ale jest zakorzeniona w starej mądrości, więc wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, jeśli stosowana na skalę masową, może otworzyć przed nami przyszłość, w której będzie się chciało żyć. Czekając na okazję by wspólnie to zrobić, ćwiczmy tymczasem negatywną zdolność. Wyrzekając się aspiracji do wszechmocy, szef staje się naprawdę zdolny do podejmowania odpowiedzialności. Z negatywnymi zdolnościami pracownicy mogą doświadczyć wątpliwości i trzymać się ich, bez konieczności natychmiastowego uciekania się do jednej z istniejących kategorii: konserwatysta, liberał, swój, imigrant. Pomoże to nam dogadać się, poczuć prawdziwą solidarność zamiast toczyć spory o tożsamość i brnąć we wrogie polaryzacje. To się przyda, gdy przyjdzie czas zaszywania – czy, by połączyć siły.
Próbujmy przez jakiś czas pozostać otwarci na świat, nawet w stanie obecnego horrendalnego nieładu, gdy jesteśmy świadkami brutalnej agresji na pokojowy kraj pełen ludzi takich samych, jak my. W czasach, gdy życiodajne środowisku naturalne naszej wspólnej planety z dnia na dzień ginie i nie wiadomo, jak to zastopować. Gdy cały świat ogarnięty jest pandemią zabierającą codziennie dziesiątki tysięcy ludzkich istnień. Od początku wybuchu – miliony zmarłych przedwcześnie osób.
Stan umysłu zwany negatywną zdolnością nawet w takich czasach może pomóc nam wątpić i poszukiwać, zamiast zadowalać się czymkolwiek – bo „może być gorzej”. Jak powiedzieli niedawno moi studenci – przyszłość to podstawowe prawo człowieka. Człowiek jako jedyna chyba istota posiada taką kategorię i jest ona dlań niezwykle ważna. Trzeba więc o nią dbać, dla naszych studentów, dla nas samych, dla przyszłych pokoleń (właśnie, tak). Musimy wymyślić ją na nowo pośród tego chaosu, co nie jest łatwe i wymaga nie byle jakiej odwagi myślenia i wyobraźni. Zamiast otępiać wrażliwość treściami, które są pozornie oczywiste i nieuniknione, musimy popatrzeć tam, gdzie da się znaleźć coś, co nas wszystkich uratuje. Pozostawanie w tym stanie umysłu jest działalnością zarówno prawdziwie wywrotową – bo umożliwia radykalne kwestionowanie powszechnie uznawanych prawd i założeń, na których są one budowane, jaki i pokojową – bo prowadzi do odpuszczenia bez stawiania siebie w pozycji moralnej wyższości. Nie czyni nas bezbronnymi, bo gdy pojawia się prawdziwe zagrożenie, bez fałszowania wrażeń racjonalizującymi tłumaczeniami, pojawia się impuls zdecydowanej i mocnej obrony. Zamiast gotowych etykiet, które ograniczają, otwórzmy się miłość, która jest bez granic.
Żona Lota
Czy z żalu, czy że zmęczenia –
to niegościnne miejsce,
przez tyle lat ogrzewała
swoją troskliwością –
więc nie z niedosytu.
Zatrzymała się.
Wiatr wiał prosto w oczy
więc nie widziała konturów,
tylko ogień i drganie powietrza.
Kiedy prawie pojęła
że może już przestać się starać,
lecz nie znalazła jeszcze
innego powodu. Ci ludzie, którzy
szli obok – i tamci, tam.
Wszyscy mieli swoje wytyczone drogi,
tylko ona ześlizgnęła się
pomiędzy.
Błogosławieni, którzy się wahają.
Jesteście solą Ziemi.
(Troyes, 2021)
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.