Od modelu do praktyki
Alternatywna wobec obecnego sposobu funkcjonowania gospodarki musi znaleźć sposób na zapewnienie nam zarówno większego bezpieczeństwa, jak i wolności. Czy to możliwe?
Ogromne ilości wygenerowanych w edytorach tekstowych znaków poświęcono na poszukiwania źródeł wydarzeń takich jak Brexit czy zwycięstwo Donalda Trumpa. Wśród komentarzy nie zabrakło również takich, które wskazywały na rosnącą potrzebę bezpieczeństwa i kontroli nad własnym życiem, szczególnie silnie odczuwanej w lokalnych społecznościach doświadczających negatywne skutki przemian gospodarczych ostatnich dziesięcioleci.
Nawet jeśli nie za bardzo podoba się nam polityczna ekspresja wspomnianych potrzeb, a może wręcz odrzucamy tego typu wytłumaczenia nie da się ukryć, że temat relacji wolności i bezpieczeństwa towarzyszył politycznym dyskusjom od dawna.
Adwersarze czy sprzymierzeńcy?
Dla części komentatorów relację obu tych wartości charakteryzuje co najmniej napięcie, a może wręcz i sprzeczność. Wolność kojarzona bywa ze zdolnością do dopasowywania się do rzeczywistości, swobodą gospodarczą czy brakiem rygorów obyczajowych, podczas gdy bezpieczeństwo ma być potrzebą osób słabszych, nie kryjących się ze swą zawiścią i resentymentem. Wystarczy w tym miejscu przypomnieć komentarze o „sprzedawaniu wolności za 500 złotych” czy przepełnione frustracją memy internetowe o „zaściankowości” czy „zacofaniu” osób, którym zdarza się mieć inne niż nasze własne poglądy.
Wspomniana, mniej lub bardziej antagonistyczna opowieść o relacjach między wolnością a bezpieczeństwem poważnie utrudnia prezentowanie progresywnych alternatyw.
Nie zawsze tego typu pogląd na sprawę dominował, czego najlepszym przykładem duch powojennej, zachodniej liberalnej demokracji. Przy wszystkich jego wadach, które były źródłem frustracji późniejszego pokolenia roku 1968 miał on jedną, istotną zaletę – łączył kwestie związane zarówno z wolnością negatywną (np. od przemocy państwa), jak i tą pozytywną.
Ten drugi typ wolności wywodzić się ma z założenia, że nie jest możliwe cieszenie się pełnią możliwości samorealizacji bez zapewnienia fundamentalnych praw oraz podstawowej, godnej stopy życiowej. Założenie to stało się filarem, na którym oparta została budowa nowoczesnego państwa dobrobytu, realizującego w praktyce zasady „wolności poprzez bezpieczeństwo”.
Teraźniejszość? To skomplikowane
Taki sam tytuł ma jeden z początkowych rozdziałów wydanego przez Zieloną Fundację Europejską raportu „Freedom & Security in a Complex World”. Jego autor – belgijski myśliciel ekopolityczny Dirk Holemans – postawił sobie za cel połączenie konkretnych, realizowanych obecnie w praktyce zalążków nowego, zielonego ładu społeczno-gospodarczego z toczącymi się w XX i XXI wieku dyskusjami na temat wolności, bezpieczeństwa, ich wzajemnych relacji oraz pomysłów na ich ponowne przemyślenie.
Zagadnienie to tym bardziej ciekawe, że formacje ekopolityczne oskarżane były przez część tradycyjnej lewicy o to, że miały w tej kwestii swoje za uszami. Czerpiąc pełnymi garściami z ducha roku 1968 miały mocno stawiać na „wartości postmaterialne”, kojarzone z kwestiami takimi jak ekologia czy prawa mniejszości, co alienować miało dotychczasowy, lewicowy elektorat.
Głosy te pobrzmiewają nie tylko w krytyce Zielonych – niemal każde (szczególnie niekorzystne dla szeroko pojętej progresywnej polityki) wydarzenie interpretowane bywa w kontekście odwiecznego sporu o hierarchie ważności poszczególnych tematów czy przekazów.
Sęk w tym, że w roku 2018 doprawdy trudno już rozsupłać kwestie ekonomiczne od światopoglądowych. W świecie, w którym energetyka odnawialna tworzy miejsca pracy, a ograniczenie prawa do aborcji w Polsce silniej uderza po kieszeniach kobiety o cieńszym portfelu można powoli rezygnować z tego typu etykietek. Umówmy się również, że w sukcesach prawicowych populistów kwestie tożsamościowe (rozumiane rzecz jasna niż po lewej stronie) odgrywają równie ważną – a kto wie, czy nawet nie ważniejszą – rolę niż konkretne postulaty.
W rękach ludu
W obliczu tak naszkicowanej sytuacji historyczna panorama Holemansa, mająca stanowić uzasadnienie dla jego propozycji (eko)polityki przyszłości okazuje się nad wyraz przydatna. Przypomina on, że budowa państwa dobrobytu nie była kaprysem elit, ale efektem trwających przez dziesięciolecia walk szerokich grup społecznych o ich podmiotowe traktowanie.
Prawo do godnej płacy i pracy, edukacji czy opieki zdrowia było czymś z gruntu emancypacyjnym, poszerzającym pole wolności o osoby mniej zamożne. Czytając publikację koordynatora think-tanku Oikos można wręcz stwierdzić, że istnieje ciągłość między tymi a kolejnymi walkami, takimi jak te o prawa kobiet, czyste środowisko czy równość małżeńską.
Holemans apeluje, by spojrzeć na świat szerzej niż na kojarzoną z osią lewica-prawica dychotomię państwo-rynek. Proponuje tu wprowadzić kolejną, istotną formę organizacji społecznej – oddolne inicjatywy obywatelskie.
Cofając się do okresu przed rokiem 1900 pokazuje, jak za pośrednictwem instytucji takich jak związki zawodowe, fundacje czy stowarzyszenia dla osiągnięcia swych celów organizowało się społeczeństwo. Także i tutaj widać ciągłość między przeszłością a teraźniejszością spółdzielni energetycznych, kooperatyw spożywczych czy współdziałania w zakresie ochrony i użytkowania dóbr wspólnych.
Wszystko to wskazywać ma na fakt, że między wolnością a bezpieczeństwem nie ma sprzeczności, a instytucje publiczne mogą wspierać tak jedno, jak i drugie zarówno własnymi rękoma, jak i poprzez wchodzenie w coraz bardziej kompleksowe sposoby współdziałania ze stroną społeczną.
Nie oznacza to umywania przez państwo czy samorządy rąk i pozbywania się obowiązków (na przykład poprzez cedowanie zadań własnych organizacjom pozarządowym bez zapewnienia odpowiednich środków), ale rozwój partnerstwa publiczno-społecznego: wymiany doświadczeń, docenienia gromadzonej oddolnie wiedzy, budowania zaufania oraz mechanizmów aktywnej i realnej partycypacji społecznej.
Nowe otwarcie
Tak zdefiniowana „powiązana autonomia” (connected autonomy) wymaga jednak szerszych zmian w otoczeniu ekonomicznym. „Rewolucyjne reformy” muszą zdaniem Holemansa dotyczyć lepszego podziału pracy poprzez wprowadzenie 30-godzinnego tygodnia pracy. Przyjęcie takiego jej wymiaru jako podstawy pomogłoby zarówno w tworzeniu przestrzeni do zarobkowania dla osób mających problemy z funkcjonowaniem na rynku pracy, jak i znajdywaniu większej ilości czasu na pielęgnowanie relacji rodzinnych czy aktywizm społeczny.
Krok ten powinien uzupełniać jego zdaniem minimalny dochód gwarantowany. Sugeruje on zacząć jego wprowadzanie od niskiego pułapu (podając za przykład 500 euro w Belgii) i potraktować go jako rekompensatę za obniżkę dochodów spowodowaną skróceniem tygodnia pracy.
Już dziś widzi w tym narzędziu sposób na budowę socjalnego, redystrybucyjnego filaru Unii Europejskiej. UE powinna jego zdaniem wziąć na siebie część kosztów wdrożenia dochodu podstawowego, których poziomy można by zróżnicować w zależności od kosztów życia w danych państwach członkowskich (np. 250 euro „od Unii” w Belgii i 150 w Rumunii).
Miałby to być realny, namacalny transfer, który przyczyniłby się do wzrostu akceptacji dla projektu europejskiego i jego dalszego rozwijania.
Holemans podaje szereg powodów takiego, a nie innego kształtu swej propozycji.
Kluczowe jest dla niego to, by wprowadzenie minimalnego dochodu gwarantowanego nie oznaczało takich negatywnych z postępowego punktu widzenia posunięć ze strony wprowadzających go rządów jak prywatyzacja systemu edukacji czy ochrony zdrowia. Pomógłby on również w łagodzeniu napięć związanych z takimi przemianami rynku pracy, jak postępująca automatyzacja czy upowszechnianie się nietypowych, pozakodeksowych form pracy (takich jak chociażby kierowcy Ubera).
Powrót nad Wisłę
Wizja belgijskiego badacza stawia – jak już dało się zauważyć – silny nacisk na potrzebę wspierania oddolnych działań obywatelskich. Z radością wita on nowe inicjatywy, wykorzystujące model spółdzielczy w nowych sektorach, np. energetycznym, postulując rozwój analogicznych przedsięwzięć tam, gdzie sektor prywatny doprowadzić miał do nadużyć (kłania się tu przewóz osób za pośrednictwem platform cyfrowych).
Z polskiej perspektywy wizja ta wydaje się dość optymistyczna. Na narzekania dotyczące społecznej apatii, wskazujące na niewielki odsetek zaangażowania w inicjatywy społeczne zdążyliśmy się już niemal uodpornić.
Pytanie jednak, czy – tak jak w ostatnich latach walczono o trójpodział władz – nie warto zacząć walczyć również o swego rodzaju „trójpodział ekonomiczny”, w którym stawiać będziemy na równowagę między trzema, opisanymi przez Holemansa aktorami.
Jest jasne, że szczegółowy podział ról między państwem, rynkiem a obywatelami jest w każdym kraju różny. Różne są też wyzwania z poziomu równowagi między nimi – można zatem argumentować, że w panujących nad Wisłą warunkach należy myśleć zarówno o wzmocnieniu sprawności instytucji publicznych, jak i wspieraniu aktywności obywatelskich.
Myślenie tego typu pozwala również w inny sposób spojrzeć na możliwość dalszego rozwoju kraju. Kiedy słyszymy o kolejnych pomysłach na rozwój polskiej myśli technologicznej czy wspieranie start-upów nie musimy wstydzić się pytania o to, czy innowacjom technologicznym nie mogą towarzyszyć również te społeczne. Obok wsparcia dla pojedynczych przedsiębiorców zawsze promować można przecież także szybkie łącznie się w klastry, a nawet kojarzenie osób o podobnych zainteresowaniach w celu założenia przez nie spółdzielni.
Jedno jest pewne – uwolnienie wyobraźni poobijanemu obozowi progresywnemu w Polsce nie zaszkodzi. Refleksja na temat tego, w jaki sposób opowiedzieć o wolności i bezpieczeństwie może pomóc stanąć mu na nogi.
Zdj. Fragment okładki publikacji „Freedom & Security in a Complex World”
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.