ISSN 2657-9596

Czwarta rewolucja przemysłowa – instrukcja obsługi

PazSierra Portilla
13/11/2019
Pojawienie się smartfonów, autonomicznych samochodów czy magazynowania danych w chmurze to przykłady znaczącego trendu zmieniającego współczesne społeczeństwa, nazywanego czwartą rewolucją przemysłową.

Piewcy nowych technologii twierdzą, że stanowią one klucz do rozwiązania szeregu trapiących nas problemów – czy jednak ich nieokiełznany rozwój jest czymś jednoznacznie pozytywnym?

Badaczka hiszpańskiego think-tanku EcoPolitica, Paz Serra Portilla uważa, że ślepy optymizm powinniśmy zastąpić szeroką debatą publiczną, w której rozwój technologiczny zostanie poddany dogłębnej analizie.

Tylko wówczas będziemy w stanie umiejętnie wykorzystywać szanse, związane z jego potencjalnie emancypacyjnym charakterem, jak również unikać zagrożeń, takich jak powtarzanie błędów z przeszłości.

Oświecenie przyniosło nam ideę postępu, zakotwiczając ją w naszej świadomości politycznej i ekonomicznej. Od tego momentu technologia zaczęła być widziana jako kluczowe, unikalne i uniwersalne rozwiązanie wszelkich problemów. W połączeniu z bezprecedensowym poziomem przyspieszenia współczesnego świata znajdujemy się w sytuacji, w której rewolucje przemysłowe zachodzą jeszcze zanim mieliśmy czas zrozumieć ich charakter i skutki.

Wystarczyło raptem 10 lat do tego, by jedna za drugą nastąpiły dwie kolejne. W roku 2006 odnawialne źródła energii rozpoczęły trzecią, podczas gdy w 2016 w Davos dyrektor Światowego Forum Ekonomicznego, Klaus Schwab, ogłosił czwartą. Nanoroboty, Internet rzeczy, automatyzacja czy magazynowanie danych w chmurze miały pomóc w rozwiązaniu problemów, wygenerowanych przez dwie poprzednie rewolucje – problemów, które sprowadzają na nas niemal nieuchronną katastrofę.

Czy jednak technologia na pewno może wydostać nas z tarapatów?

A może stanowi jedynie sposób na to, byśmy na nowo uwierzyli w ideę postępu? W roku 2018 nasz think-tank – EcoPolitica – postanowił uczynić ten temat przedmiotem szerszej debaty publicznej w Hiszpanii, podważając założenie, jakoby technologia niemal ze swej natury była dobra oraz pytając o surowcowe i społeczne granice rewolucji przemysłowych[1].

W sytuacji, kiedy w końcu postanowiliśmy się obudzić i spróbować pojąć konsekwencje faktu, iż wedle naukowców mamy raptem 11 lat na ograniczenie skutków zmian klimatu – a także w kontekście milionów uczniów, ruszających na ulice całego świata z postulatem ogłoszenia przez rządy alarmów klimatycznych – inicjowanie spokojnej, merytorycznej debaty na jakiś temat wydaje się stać w sprzeczności z duchem czasu.

Nie oznacza to jednak, że dyskusja ta przestaje być konieczna. Greta Thunberg mówi prawdę o tym, że nasz dom płonie i nadszedł czas na panikę, nie każde rozwiązanie pomaga jednak w ugaszeniu ognia. Potrzebne jest nam podejście systemowe, które odważy się odpowiedzieć na wyzwanie klimatyczne na poziomie całego globu. W przeciwnym wypadku grozić nam będzie powtarzanie kolonialnych wzorców postępowania w postkolonialnym świecie.

Wszyscy zgadzamy się co do tego, że nie chcemy już więcej kopalni odkrywkowych w Europie. Czy jednak oznacza to, że dla zaspokojenia naszych potrzeb będziemy zmuszeni do importowania surowców z Chin albo z Demokratycznej Republiki Konga? Co by było, gdybyśmy mierzyli emisje gazów cieplarnianych poszczególnych krajów nie na bazie tego, co produkuje ich przemysł, ale też uwzględniając te, związane z ich potrzebami konsumpcyjnymi?

Przemyślenie naszej relacji z technologią oznacza również refleksję nad naszymi związkami ze środowiskiem, innymi ludźmi i całą planetą. Istnieją rzecz jasna obszary, w których optymizm technologiczny jest uzasadniony. Nie chodzi nam przecież o wyhamowanie postępu w sektorach, takich jak odnawialne źródła energii czy efektywność energetyczna.

Nie powinniśmy jednak zarazem uznawać ślepej wiary w technologię jako sposobu na rozwiązanie wszelkich stojących przed nami problemów społecznych i ekonomicznych.

Cyfryzacja gospodarki nie może być wymówką do rezygnacji z budowy ekologicznej i feministycznej ekonomii opieki.

Nie możemy też zapomnieć, że cyfryzacja – podobnie jak wszelkie inne działania polityczne i ekonomiczne – może być wdrażana w sposób sprawiedliwy lub niesprawiedliwy społecznie. Z tego też powodu domagać się musimy odpowiedzialności i przejrzystości działań, jak również debaty publicznej, w której postęp technologiczny jest przedmiotem społecznej kontroli, a jego poszczególne elementy mogą być kwestionowane.

Czy jest na przykład możliwe, by każda zamieszkująca naszą planetę osoba miała swego własnego smartfona czy komputer? Fakt, że rewolucje technologiczne zawsze starają się wiązać z eterycznymi ideami, takimi jak chmura, nie jest niczym trywialnym. Rzeczywistość znacznie się bowiem od tych ideałów różni.

Rozwój technologiczny zwiększa nasze uzależnienie od ograniczonych surowców, zlokalizowanych w bardzo konkretnych rejonach świata. Elementy poszczególnych urządzeń stają się coraz mniejsze, zawierając w sobie na tyle niewielkie ilości określonych metali, że ich ponowne użycie czy recykling przestaje być możliwy. Postęp technologiczny realizowany jest dziś kosztem zmiany części planety w kopalnie, a następnie w wysypiska.

Biznesowi udało się wykonać ogromny wysiłek w celu zmniejszenia widzialności związanych z telekomunikacją problemów, takich jak skala potrzebnej do gromadzenia informacji infrastruktury czy emisje CO2, związane chociażby z przechowywaniem naszych e-maili. Wyobrażamy sobie Internet jako coś, co łączy nas bezprzewodowo – tymczasem rzeczywistość wygląda tak, że informacje gromadzone są w sporej wielkości serwerowniach, a w naszych oceanach poszerza się sieć światłowodów.

Wszelkie wątpliwości czy szanse, związane z czwartą rewolucją przemysłową podporządkowane są jednej kwestii, a mianowicie praktycznej niemożliwości jej nieskończonego trwania.

Biorąc pod uwagę dotychczasowe trendy, związane z wpływem robotyzacji na rynek pracy widać wyraźnie, że zmniejsza się zapotrzebowanie na średnio wykwalifikowaną siłę roboczą, co prowadzi do rosnącej polaryzacji i związanych z nią nierówności. Jeśli zapomnimy o tym, by sprawiedliwość społeczna była fundamentem naszych gospodarek, to wówczas cyfryzacja prowadzić będzie do postępującej niestabilności zatrudnienia czy do rozpadu relacji, na których opierały się do tej pory systemy zabezpieczeń społecznych.

Widzimy to już dziś w zjawisku pracy platformowej. Tak zwana uberyzacja gospodarki prowadzi do podmycia praw pracowniczych, a postęp technologiczny używany jest do tworzenia rzeszy (niesłusznie) samozatrudnionych, których dochody nie pozwalają im utrzymać się powyżej progu ubóstwa.

Cyfryzacja i automatyzacja same w sobie wystarczą do zadania sobie pytania o to, czy umowa społeczna, będąca podstawą tworzenia państw opiekuńczych po II wojnie światowej, pozostaje aktualna. Na problemy, takie jak zagrożenie dla stabilności systemów emerytalnych, nie możemy odpowiadać mantrą pełnego zatrudnienia.

Wydaje się oczywiste, że potrzebny jest nam nowy system czasu pracy czy tworzenia dochodu.

Jeśli chcemy gwarantować sprawiedliwość społeczną w świecie, w którym pełne zatrudnienie wydaje się nieosiągalne, powinniśmy skończyć z wiązaniem z nim praw socjalnych.

Więcej uwagi należy poświęcić takim potencjalnym rozwiązaniom, jak skracanie czasu pracy czy powszechnemu dochodowi gwarantowanemu, który siłą rzeczy będzie musiał być finansowany z innych źródeł niż dochody z opodatkowania zatrudnienia. Fiasko we wdrażaniu takich rozwiązań oznacza odwrócenie się plecami od osób, najbardziej zagrożonych negatywnymi skutkami postępu technologicznego.

Postęp ten zakwestionuje wszystko – od tego, kim jesteśmy jako jednostki aż po charakter natury ludzkiej. To, co jemy, jak również to, jak uczestniczymy w demokracji. To prawda, że pojawienie się Internetu rzeczy, smartfonów czy świata rosnących powiązań prowadzi do postępującej izolacji.

Czy jednak technologia – dzięki uproszczeniu szeregu procesów – nie może być wykorzystana do zdobycia przez nas większej ilości czasu wolnego? Co by było, gdybyśmy użyli czas zyskany dzięki rosnącej produktywności na odpoczynek czy debatę publiczną?

W miastach, takich jak Seul, San Francisco, Barcelona, Madryt czy Grenoble istnieją przykłady na to, jak narzędzia informatyczne czynią procesy administracyjne bardziej partycypacyjnymi, przejrzystymi oraz lepiej urzeczywistniającymi obywatelskie prawo do informacji.

Aby tak się stało należy okiełznać zakusy biznesu – tak jak w wypadku San Francisco, które stało się pierwszym miastem zakazującym używania technologii rozpoznawania twarzy. Mówimy tu zatem o używaniu technologii do wzmacniania naszych praw obywatelskich oraz oświeceniowych wartości, takich jak domniemanie niewinności – nie zaś o odwrotnym procesie.

Rozwój technologiczny nie opiera się na zasadzie „wolnoć Tomku”.

Czasem, tak jak w przypadku zakazu działania automatycznych robotów na polu bitwy, wydaje się to oczywiste, czasem zaś wytyczanie granic okazuje się bardziej skomplikowane.

Jeśli precyzyjna amunicja jest w stanie w znaczenie lepszy sposób wyselekcjonować swoje cele, to czy oznacza to, że od tej pory łatwiej nam będzie uznać interwencje militarne w odległych krajach za uzasadnione? Czy aprobujemy ataki dronami na liderów organizacji terrorystycznych, rezygnując z pacyfistycznych wartości na rzecz bezpieczeństwa?

Uważam, że odpowiedź powinna brzmieć „nie”. Największe wyzwania XXI wieku mogą być rozwiązanie wyłącznie, gdy podejdziemy do nich z pozycji szacunku, zrozumienia oraz poszerzania praw człowieka – niezależnie od tego, którym pokoleniem jesteśmy.

Z tego też powodu nie potrzebujemy wyłącznie większej ilości inżynierów czy naukowców, zajmujących się badaniami oraz rozwojem technologicznym. Potrzeba nam również większej ilości filozofek, ekspertów z dziedziny prawa czy politolożek – osób, potrafiących wykroczyć poza matematyczną doskonałość algorytmu, zdolnych do włączenia kwestii etycznych do modeli działania pojazdów autonomicznych czy przewidzenia potencjalnych możliwości łamania praw człowieka, jak również do refleksji nad prawem lokalnych społeczności do samostanowienia.

Prawda jest taka, że nie ma już znaczenia, czy rewolucja technologiczna jest pożądana czy nie. Dzieje się ona na naszych oczach i stanowi integralną część naszego życia. Kluczowe jest dziś za to zagwarantowanie, by rozwój technologiczny postępował w inkluzywny, biorący pod uwagę planetarne ograniczenia ekosystemowe sposób – tak, byśmy mogli w końcu porzucić wizję postępu jako ewolucji i rozpocząć dyskusję o możliwościach cieszenia się przez nas dobrym życiem.

[1] EcoPolitica jest ekologicznym think-tankiem, skupiającym się na promowania koncepcji ekologii politycznej w Hiszpanii. W roku 2018 wspólnie z Clave Intelectual wydał książkę „book La Cuarta Revolución Industrial desde una mirada ecosocial” w której 10 autorek i autorów dokonało analizy zróżnicowanych aspektów rozwoju technologicznego.

Artykuł „Do We Want to Advance Towards the Fourth Industrial Revolution?” ukazał się na łamach Zielonego Magazynu Europejskiego. Tłumaczenie: Bartłomiej Kozek.

Zdj. z wiedeńskiego Muzeum Sztuki Stosowanej, archiwum redakcji


Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.