ISSN 2657-9596

Wielkie Brytyjskie Trzęsienie Ziemi

Bartłomiej Kozek
24/05/2019

Zieloni w Wielkiej Brytanii mogą stać się częścią zmian w tamtejszym systemie politycznym o potencjalnie długofalowych skutkach.

Na samym początku tej opowieści należy zastrzec, że większościowy system w wyborach do Izby Gmin ostatecznie pacyfikował niejedną, mającą tam być przełomową zmianę. Tak było, gdy sojusz uciekinierów z Partii Pracy z Partią Liberalną próbował zachwiać duopolem Partii Pracy i Torysów w roku 1983. Tak samo również było, gdy w roku 2010 Liberalni Demokraci notowali sondażowe zwyżki po telewizyjnej debacie liderów.

Tym razem jednak może być inaczej – wszak (mimo, iż czasem można odnieść odmienne wrażenie) Zjednoczone Królestwo nie opuszcza Unii Europejskiej każdego dnia. Premier Theresa May nie może przepchnąć przez parlament umowy rozwodowej. Konserwatyści znajdują się de facto w stanie permanentnej wojny domowej.

Laburzyści z kolei zdają się mieć niemały ból głowy, związany z dysonansem między silnie proeuropejską bazą członkowską, która napłynęła do partii za Jeremy’ego Corbyna, a samym liderem, niezbyt chętnym do utrzymywania wolności przepływu osób i mającym spore problemy z konsekwentnym trzymaniem się idei drugiego referendum.

Zielona wiosna?

Pierwsze ślady tego, że elektorat może mieć dość przeciągającego się procesu i niezdolności klasy politycznej do jego przezwyciężenia widoczne były w majowych wyborach lokalnych. Najwięcej uwagi przyciągnęły wyraźne wzrosty notowań Liberalnych Demokratów. Do tej pory ta centrowa partia miała problemy z odzyskaniem zaufania po tym, jak w latach 2010-2015 umożliwiała politykę cięć i zaciskania pasa jako młodszy partner koalicyjny Torysów.

Zauważalny był również rekordowy wzrost politycznej reprezentacji Partii Zielonych Anglii i Walii. 265 zdobytych w maju radnych może nie robić wielkiego wrażenia w porównaniu do ponad 3,5 tysiąca dla konserwatystów, 2 tysiące dla Partii Pracy czy ok. 1350 LibDemsów, jednak już patrząc się na dynamikę z zmian ich wzrost netto na poziomie 194 pokazuje skalę rosnącego zainteresowania ich ofertą programową.

W nadmorskim Brighton niewiele brakowało, by znów stali się największą partią w tamtejszej radzie. Ich reprezentanci pojawili się w kolejnych samorządach – w tym na północy Anglii, w okolicach stawiających w niedawnym referendum na opuszczenie UE. Pomóc im miał splot konsekwentnego stawiania na kolejne głosowanie w sprawie członkostwa w Unii z rosnącym zainteresowaniem kryzysem klimatycznym i coraz bardziej naglącą potrzebą zapobieżenia mu.

Rozhuśtane emocje

Czy sukces ten uda im się powtórzyć w kolejnej, wyborczej rozgrywce – której na dodatek miało nie być? Sondaże przed wyborami, które w Zjednoczonym Królestwie odbyły się w czwartek nie dają jednoznacznego obrazu. W maju wahały się one w przedziale od 4 do 12% głosów.

W tym pierwszym wypadku zagrożona byłaby ich polityczna reprezentacja w Parlamencie Europejskim, a sama formacja ścigałaby się z przesuniętą mocno na prawo Partią Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) i rozłamowcami z Partii Pracy i Partii Konserwatywnej, tworzącymi mającą wyraźne trudności ze zdobyciem politycznego gruntu formacją Change UK. W tym Zieloni mają ona szansę na przeskoczenie Torysów, a nawet na zagrożenie laburzystom.

Przy obecnym rozchwianiu brytyjskiej sceny politycznej takie sondażowe rozstrzały wydają się raczej normą niż wyjątkiem – Partia Pracy potrafi na przykład zdobyć w zbliżonym czasie 13 bądź 25% poparcia. Niemal pewny wydaje się jedynie sukces nowej inicjatywy Nigela Farage’a – Brexit Party – a także wyraźna poprawa wyników Liberalnych Demokratów. Oba te fakty zaczynają znajdować swe odzwierciedlenie również w poparciu dla tych ugrupowań w sondażach do Izby Gmin.

Szanse na to, że ostatnie (czy aby na pewno?) wybory europarlamentarne w UK będą dla Zielonych udane nie są jednak małe. Dość wspomnieć, że do niedawna nawet wyobrażenie sobie wyższego poparcia dla nich niż dla Torysów wydawało się niezwykle trudne – dziś tymczasem realne szanse na mandat w PE ma nawet Szkocka Partia Zielonych, która konkuruje z innymi o raptem 6 mandatów z północy wyspy.

Oddać cesarzowi co cesarskie

Czym obie, siostrzane partie starały się przekonać elektorat? Na wstępie zaznaczyć należy, że tegoroczne manifesty brytyjskich partii nie grzeszyły przesadną grubością czy innowacyjnością. Nie ma czemu się zresztą dziwić, skoro Londyn pożegnać się miał z Brukselą już 29 marca. Nie dziwi również fakt, że Brexit i klimat zajęły w nich poczesne miejsce.

W wypadku Zielonych Anglii i Walii zauważyć można poświęcenie uwagi również m.in. kwestiom sprawiedliwości podatkowej – od oddzielenia od siebie skierowanej do firm działalności audytorskiej i konsultingowej po reguły udzielania zamówień publicznych, które uniemożliwiłaby udział w postępowaniach z udziałem funduszy unijnych przedsiębiorstw angażujących się w unikanie płacenia podatków.

Po raz kolejny – tym razem na fali m.in. inicjatywy amerykańskiej kongresmenki z ramienia Demokratów, Alexandrii Ocasio-Cortez – wraca stary, ekopolityczny postulat Zielonego Nowego Ładu, który tym razem powinien być zrealizowany na europejskim szczeblu. Poruszony został również temat sprawiedliwych regulacji i podziału zysków z automatyzacji, choć w dość ogólnikowym zakresie.

Energia dla Europy

Szkoccy Zieloni doprecyzowują, co kryje się dla nich pod hasłem Zielonego Nowego Ładu – 100% europejskiej energii ze źródeł odnawialnych oraz powstanie prawdziwie kontynentalnej sieci przesyłowej, tworzenie nowych miejsc pracy w sektorze, a także odejście od węgla już w roku 2030. Ich zdaniem cel neutralności emisyjnej powinien być przez Unię osiągnięty możliwie jak najszybciej.

Co ciekawe, wśród ich oczekiwań wobec Europy znalazło się również poszerzanie darmowych opcji transportowych – a tam, gdzie nie wciąż obowiązywały opłaty, wyrównywanie pola gry, na przykład poprzez kontrolowanie cen biletów kolejowych oraz opodatkowanie transportu lotniczego.

Warto również wspomnieć o innych ich ich pomysłach społeczno-ekonomicznych, takich jak zabieganie o skrócenie tygodnia pracy na poziomie Unii czy domaganie się dziesięciokrotnego powiększenia budżetu programu Erasmus+, dzięki czemu znacząco wzrósłby zakres osób, korzystających z możliwości międzynarodowej wymiany edukacyjnej.

Ostatni taki maj?

Wspomniane pomysły wpisują się w wizję sprawiedliwej społecznie i ekologicznie Europy, w rozwijanie której Zieloni z Wysp Brytyjskich – tradycyjnie w większości bardziej eurosceptyczni niż koleżanki i koledzy z kontynentu – w ostatnich latach w pełni się zaangażowali.

Ciekawie będzie zatem obserwować, czy wizja pozwoli im utrzymać pozytywny trend wyborczy – ale też czy będzie mogła wpływać na samą Europę, czy też Brexit osłabi to intelektualnie ciekawe (i całkiem skuteczne) połączenie Brytanii z kontynentem i jego polityką.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.