Rejestracja list w PKW – deficyt demokracji
Dziś o północy mija termin rejestracji list kandydatów na posłów i senatorów w Państwowej Komisji Wyborczej. Wszystko wskazuje na to, że zarejestrować listy w całej Polsce i otrzymać bezpłatny czas antenowy w TVP i Polskim Radio uda się tylko 7 komitetom.
Pięć z nich posiada kluby parlamentarne (PO, PiS, SLD, PSL, PJN), szóstym jest skutecznie startująca w każdych wyborach Polska Partia Pracy, siódmym wsparty pieniędzmi stowarzyszenia o takiej samej nazwie Ruch Palikota.
Pogoda dla bogatych
Zbieranie podpisów to potężne przedsięwzięcie logistyczne. Trzeba mieć albo bardzo rozbudowane struktury (PO i PiS mają po ok. 50 tys. członków, SLD – 70 tys., a PSL – 90 tys.), albo duże pieniądze i bezinteresowną pomoc ludzi gotowych wiele godzin chodzić od domu do domu prosząc o podpis. Np. w Ruch Palikota (jako projekt polityczny złożony z partii i stowarzyszenia) zainwestowano już co najmniej kilka milionów złotych. Palikot zjechał całą Polskę, mobilizując ludzi swoimi antyklerykalnymi i liberalnymi gospodarczo hasłami.
Z kolei organizacje, które są silne tylko w internecie, poległy. Nowe ugrupowanie Janusza Korwina-Mikkego, Nowa Prawica, szczególnie popularne wśród nastolatków, najprawdopodobniej nie zarejestruje list w całym kraju. Ani jednej listy nie zarejestrował komitet grupowany wokół portalu Nowy Ekran. Średnio zamożne partie, takie jak Unia Pracy czy Partia Demokratyczna – demokraci.pl nawet nie podjęły próby samodzielnego startu. Uwierzyły, że nie mają nawet co próbować walczyć z wielkimi graczami. Zieloni 2004 i Partia Kobiet startują z list SLD. I choć bywają za to krytykowane przez wielkomiejskich, postępowych wyborców, to jest to po prostu próba zrobienia maksimum tego, co można w obecnym systemie zrobić. Negocjują jak najlepsze warunki z najbliższym programowo dużym graczem na scenie politycznej, dzięki czemu mogą zawalczyć o wprowadzenie do Sejmu pojedynczych posłanek i posłów.
Jedne przegrane wybory i pozamiatane
Przypadki Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin pokazują, że czasem nawet dotacja z budżetu nie wystarcza, aby przetrwać na scenie politycznej. W 2007 r. obie partie wypadły z parlamentu mimo solidnych pieniędzy i pozyskania znanych nazwisk na listy tuż przed wyborami (Miller, Ikonowicz, Wrzodak – Samoobrona, z drugiej strony Korwin-Mikke, Jurek, Zawisza – LPR). Obie formacje, będące jeszcze niedawno partiami protestu (Samoobrona miała nawet hasło „Jeszcze nie rządziliśmy”), utraciły wiarygodność wśród własnego elektoratu. Grupy wykluczone społecznie skutecznie zagospodarował PiS. Samoobrona skojarzyła się z seksaferą, a LPR przeszedł na radykalnie liberalne gospodarczo pozycje, główną twarzą kampanii czyniąc sympatycznego dwudziestoparoletniego posła, który z sukcesami występował w „Tańcu z gwiazdami”. Cztery lata później Andrzej Lepper zdążył już popełnić samobójstwo, zaś lider LPR Roman Giertych prowadzi kancelarię prawniczą i wspólnie z wiceszefem PO i ministrem spraw zagranicznych, Radosławem Sikorskim tępi antysemickie wpisy na stronach internetowych tabloidów, próbując odkleić od siebie łatkę endeka.
Przebicie betonu
Próba przebicia betonu wydaje się zadaniem niewykonalnym. Podczas gdy duże partie mają dotacje budżetowe, sieć biur poselskich, zwrot kosztów podróży, dostęp do mediów, małe mają tyle, ile uda się uzbierać ze składek członkowskich. Nawet sukces w wyborach samorządowych czy dobry wynik na poziomie jednego okręgu nie skutkuje żadną dotacją (chociażby taką, która pozwoliłaby na utrzymanie jednego biura).
Być może należy się zastanowić nad obniżeniem progu parlamentarnego (rozsądnym wyjściem wydaje się 5% na poziomie okręgu wyborczego i 3% w okręgu dla dotacji). Demokracji to by na pewno nie zaszkodziło. Warto byłoby też znieść fikcję 8% progu dla koalicji i zrównać prawa sojuszy wyborczych i komitetów jednopartyjnych. Współpraca bliskich światopoglądowo partii poszerzyłaby ofertę polityczną. Być może Demokraci z SDPL spróbowaliby stworzyć alternatywę dla Platformy, Korwin-Mikke z Jurkiem dla PiS, a Zieloni z NGO-sami i Partią Kobiet dla liberalnego światopoglądowo wyborcy.
Bo jeśli nic się nie zmieni, to także w następnych wyborach oferta może być równie uboga, jak w nadchodzącej elekcji 9 października.
Fot. Piotrus, Wikipedia.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.