Cypryjska nauczka
Jak długo działalność bankową będzie można prowadzić bez liczenia się z dobrem publicznym, oszczędności ludzi będą wystawione na ryzyko.
Wygląda na to, że to, co się dzieje na Cyprze – zamieszkanej przez jakieś 860 tys. ludzi bukolicznej wysepce w sercu Morza Śródziemnego – naprawdę ma znaczenie.
Co lepsze: bank czy materac?
Na dziś sprawy wyglądają następująco. Zastraszony przez nieświętą trójcę neoliberalizmu – Unię Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy – Cypr zgodził się nałożyć podatek wysokości 20–25% na większe rachunki bankowe. Ma to służyć usunięciu przeszkód dla uzyskania finansowej pomocy i uniknięciu chaotycznego bankructwa. Podatek obejmie przekraczające 100 tys. euro depozyty w największym banku na wyspie: Bank of Cypruss. W zamian właściciele rachunków otrzymają udziały w restrukturyzowanym banku, choć przedstawiciele rządu przyznają, że oznacza to dla nich poważne straty.
Wydaje się, że zasada ubezpieczenia depozytów – przynajmniej do wysokości 100 tys. euro – została uszanowana. Wydaje się, że opodatkowane będą jedynie nieubezpieczone depozyty powyżej tej kwoty. Czy to znaczy, że możemy spać spokojnie, wiedząc, że nie musimy ukrywać naszych ciężko zarobionych oszczędności w materacu?
Prawie na pewno nie.
Niezależnie od tego, jaką ostatecznie formę przyjmie pakiet pomocowy dla Cypru, coraz trudniej postrzegać Cypr jako odosobniony przypadek, bez żadnych reperkusji w innych częściach świata, w tym USA. Wydarzenia na Cyprze udowodniły, że nawet gdy depozyty są ubezpieczone, nie są one w gruncie rzeczy aktywami wolnymi od ryzyka. W przypadku upadłości banku okazują się po prostu kolejną gałęzią w drzewie kredytowym… Stało się to aż nadto jasne, gdy Bank Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), którego udziałowcami są banki centralne z kilkudziesięciu krajów, ogłosił w kulminacyjnym punkcie kryzysu finansowego, że upadłości banków stały się coraz kosztowniejsze dla rządów i podatników. BIS zalecał w związku z tym zastosowanie „Open Bank Resolution” – systemu zarządzania upadłością banków, gwarantującego, że o ile to tylko możliwe „wszelkie przyszłe straty będą ostatecznie pokrywane przez udziałowców i wierzycieli banku” (jak wyjaśnia wprowadzenie do OBR na stronie banku centralnego Nowej Zelandii).
Dlaczego to takie ważne? Właściciele oszczędności są z prawnego punktu widzenia „wierzycielami” banku, a nie tylko klientami, którzy mogli powierzyć bankowi oszczędności swojego życia. Jak czytamy na Wikipedii:
W większości systemów prawnych […] zdeponowane w banku fundusze przestają być własnością klienta. Stają się własnością banku, klient zaś otrzymuje w zamian aktywa finansowe zwane depozytem bankowym (na rachunku bieżącym lub oszczędnościowym). Depozyt jest zobowiązaniem banku i księgowany jest po stronie pasywów. Ponieważ bank uprawniony jest do udzielania pożyczek wyższych o określony mnożnik niż posiadane rezerwy, środki dostępne od ręki w przypadku żądania wypłaty depozytów stanowią jedynie pewną cząstkę sumy, którą bank musiałby zapłacić, gdyby wszyscy klienci jednocześnie wycofali swoje oszczędności.
Kwestia tego, co konkretnie banki robią z twoimi pieniędzmi, jest dużo ważniejsza, niż można by sądzić. Nie tylko mogą one rozsadzić instytucję wskutek kreatywnego użytku z toksycznych derywatów. Banki mogą doprowadzić do tego, że ludzie będą ustawiać się w kolejkach po swoje oszczędności, jeśli działalność bankowa nie jest ściśle uregulowana.
Kwestie zaufania
Wprawdzie wygląda na to, że drobni ciułacze na Cyprze zachowają swoje chronione odpowiednimi gwarancjami depozyty. Jaka jest jednak wiarygodność gwarancji ze strony kraju, który nie emituje własnej waluty?
Ten problem dotyka zresztą wszystkich państw w strefie euro. W krajach takich jak USA, Kanada czy Wielka Brytania gwarancje dla depozytów są wiarygodne przynajmniej o tyle, o ile stoi za nimi autorytet ośrodka emitującego walutę. Nie dotyczy to jednak Cypru, Hiszpanii, Portugalii, a nawet Francji czy Niemiec, ponieważ państwa te zrezygnowały z własnych walut na rzecz euro, którego jedynym emitentem jest Europejski Bank Centralny. Ogólnoeuropejski system ubezpieczenia depozytów bez wyraźnego wsparcia EBC jest problematyczny, tak jak problematyczny byłby pomysł zabezpieczenia wszystkich depozytów w amerykańskim systemie bankowym przez władze stanu Nowy Jork pozbawione wsparcia federalnego Departamentu Skarbu.
Odsuwając na bok tę instytucjonalną osobliwość, przypadek Cypru pokazuje, że ubezpieczenie depozytów jest czymś, co koniec końców polega na zaufaniu między społeczeństwem a rządem. Kiedy rząd decyduje się arbitralnie zlekceważyć swoje gwarancje poprzez podatek lub inną formę wywłaszczenia, następuje dalsze podważenie stabilności systemu bankowego. Rządy powinny zrobić wszystko, co w ich mocy, aby uniknąć bail-outu obejmującego karanie właścicieli depozytów (czy to ubezpieczonych, czy nieubezpieczonych). Tworzenie w środku nocy nieprzemyślanych pakietów pomocowych w odpowiedzi na kryzys finansowy niekoniecznie jest najlepszą drogą do tego celu.
Tym, czego potrzebujemy, jest przede wszystkim ograniczenie zakresu działalności, które doprowadziły do obecnego kryzysu. Zamiast tworzyć coraz bardziej skomplikowany system regulacji w odpowiedzi na nieustająco produkowane przez bankierów nowinki, powinniśmy pamiętać, że pierwotnym zadaniem banków winno być ułatwianie płatności i dostarczanie pożyczek wiarygodnym klientom. Punktem wyjścia autentycznej reformy sektora finansowego powinno być skupienie uwagi na tym, co stanowi rozsądne ryzyko kredytowe.
Niezbędne reformy
Jak więc w idealnym świecie wyglądałaby reforma sektora finansowego, która zapobiegłaby powtórzeniu się takiej sytuacji jak na Cyprze? Przede wszystkim konieczne jest ograniczenie zakresu działalności banków.
Także rząd ma tu do odegrania swoją rolę. Może hamować popyt na kredyt, zwiększając koszt rezerw lub też podnosząc podatki i tnąc wydatki.
Chodzi o to, aby rozważyć, które spośród ryzykownych zachowań warto utrzymać jako prawnie dopuszczalną działalność. Rządy powinny zabronić wszelkich ryzykownych zachowań, które nie służą dobru publicznemu (czyli większości z nich). Konieczny jest również prawny zakaz obrotu derywatami, z wyjątkiem tych, które wykażą swój dobroczynny wpływ na stabilność realnej gospodarki.
W drodze do ponownej regulacji
Biorąc pod uwagę znaczenie finansów jako rozrusznika gospodarki, instytucje finansowe są kluczowym elementem systemu na wszystkich etapach procesu gospodarczego, jeśli gospodarka ma się zdrowo rozwijać. Paradoks polega na tym, że właściwe działanie gospodarki rynkowej wymaga ścisłej regulacji banków. W przeciwnym razie spuszczony z cugla sektor finansowy będzie generować niestabilność, w szczególności poprzez promowanie działalności polegającej na finansowaniu i refinansowaniu aktywów zgromadzonych w banku, a zarazem ograniczanie roli polegającej na ocenie ryzyka inwestycji proponowanej przez potencjalnego pożyczkobiorcę.
Przy braku regulacji, która ukróciłaby groźne praktyki instytucji finansowych, problem niestabilności będzie się utrzymywać – a materace mogą okazać się bezpieczniejszym miejscem dla naszych depozytów. Proste reagowanie na kolejne kryzysy finansowe za pomocą coraz bardziej skomplikowanych regulacji nie sprawdza się (jak dowodzi przykład ustawy Dodda-Franka). W istocie regulacje nierzadko bardzo szybko okazują się przestarzałe, gdyż nie są dość elastyczne, aby dotrzymać tempa nowym pomysłom sektora finansowego. Instytucje finansowe zwykle posługują się innowacjami po to, aby ominąć istniejące reguły. System musi więc reagować na innowacje w momencie, gdy tylko się pojawiają – w przeciwnym razie regulacje nie będą zdolne powstrzymać narastania finansowej niestabilności w efekcie wzrostu dźwigni finansowej tudzież spadku jakości dźwigni. W efekcie powstaje coraz bardziej złożony system bankowy, podatny na katastrofy finansowe i koniec końców – wystawiony na zagrożenia dla depozytów.
Oczywiście przy obecnym kształcie sceny politycznej żaden z tych postulatów nie wydaje się nawet mgliście możliwy, o ile nie nastąpi kolejny głęboki kryzys finansowy. Ale tego akurat można być pewnym. Za każdym razem, gdy rozmontowuje się kolejne rzekomo „anachroniczne” regulacje w imię interesów „wolnego rynku”, rosną szeregi ciułaczy i podatników wystawionych na ryzyko typu cypryjskiego. Tendencja ta zyskuje szczególnie na znaczeniu w dzisiejszym kontekście: wielkie instytucje finansowe zdolne do potężnego lobbingu i obsadzania kluczowych pozycji w rządzie są w stanie powstrzymać wprowadzanie reguł, które skutecznie zatrzymałyby pogłębianie się finansowej niestabilności. Tak się wyraźnie dzieje zarówno w Unii Europejskiej, jak i w USA.
W długim okresie stabilności taka zmiana w stanie umysłów prowadzi do deregulacji, poluzowania nadzoru i rezygnacji z egzekwowania istniejących przepisów. Sprzyja to bezkarnemu ryzykanctwu na cudzy koszt. Wbrew temu, co twierdzą głosiciele antyrządowych filipik, to wcale nie interwencja rządu czy odgrywanie przez bank centralny roli pożyczkodawcy ostatniej szansy leży u źródeł moralnego hazardu. Winna jest raczej upraszczająca wiara w „państwo minimalne” i wolnorynkowy fundamentalizm, odpowiadające za wzrost samozadowolenia, pobłażliwości i lekceważenia obowiązujących praw, co z kolei prowadzi do moralnego hazardu i malwersacji na wielką skalę.
Dopóki nie zabierzemy się poważnie za przywrócenie powiązania działalności bankowej z szerszym dobrem publicznym, możemy się spodziewać kolejnych kryzysów podobnych do tego, którego doświadcza dziś Cypr.
Artykuł „Cyprus Fallout: Is Your Money Safer in a Mattress?” ukazał się na witrynie AlterNet 24 marca 2013.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.