Kiedyś najważniejszy był pacjent
Odpowiedzialność za zdrowie obywateli spoczywa na państwie i nikt jej z niego nie zdejmie. Z Lucyną Dargiewicz, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i położnych, rozmawia Marcin Wrzos.
Marcin Wrzos: W ostatnim czasie w służbie zdrowia następują duże zmiany. Jak pani je ocenia?
Lucyna Dargiewicz: W całym sektorze służby zdrowia panuje duże niezadowolenie. Nasze oczekiwania nie są uwzględniane w procesie przemian. Ministerstwo Zdrowia nie bierze pod uwagę naszych postulatów. Dlatego związek podjął decyzję o zaprzestaniu opiniowania aktów normatywnych przesyłanych nam z ministerstwa. Nie chcemy uczestniczyć w dialogu bez dialogu. Pielęgniarki odpowiadają za efekty leczenia i ich głos powinien być uwzględniany na równi z głosem lekarzy.
Od pewnego czasu prowadzimy rozmowy z trzema wielkimi centralami związkowymi: OPZZ, Solidarnością i Forum Związków Zawodowych. We wrześniu planujemy wspólny protest. Może wtedy wreszcie zacznie się poważnie traktować nasze racje. O tym, jak duże jest niezadowolenie społeczne, niech świadczy fakt, że 69 zakładów na tę chwilę potwierdziło mi wejście w spór zbiorowy. W 15 placówkach już zakończono tę procedurę.
MW: Lekarstwo w postaci komercjalizacji nie działa?
LD: Nie słyszałam dotąd opinii, że komercjalizacja rozwiązała jakiekolwiek problemy i usprawniła działania medyczne. Mamy za to coraz więcej sygnałów, że przekształcone placówki sobie nie radzą. Przykładem tego może być Mazowiecki Szpital Wojewódzki w Siedlcach, który jest bliski upadłości. By ratować sytuację, zwolniono niemal 1/3 personelu i obniżono wszystkim pensje o 20%. Bardzo często osoba zarządzająca placówką nie jest niczemu winna, po prostu ma za mało środków, by wszystko funkcjonowało jak należy. Przekształcenia niczego nie zmieniają.
MW: Czy nie wynikają one po prostu z chęci pozbycia się przez państwo problemów?
LD: Odpowiedzialność za zdrowie obywateli spoczywa na państwie i nikt jej z niego nie zdejmie. Jednym z jego najważniejszych celów jest zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa, również zdrowotnego. Rozdrobnienie na wiele prywatnych palcówek utrudnia zarządzanie całym systemem służby zdrowia. Trudniej o nadzór nad nimi. Zdarzało się, że w celu cięcia kosztów placówki rejestrowały się w miejscach kompletnie nieprzystosowanych do prowadzenia działalności medycznej. By dostać kontrakt, wypożyczano sprzęt medyczny, którego potem w placówce nie było. Narodowy Fundusz Zdrowia nie był w stanie zbadać wszystkich nieprawidłowości, ponieważ placówek takich powstawało zbyt dużo. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku szpitali. Ministerstwo chyba nie jest świadome, że przekształcając je, traci szansę ratowania upadających placówek. Jeśli w powiecie upada największy i często jedyny szpital, to jak wtedy państwo zamierza realizować prawo pacjenta do leczenia?
MW: Często podnosi się problem, że po skomercjalizowaniu szpitala zaczyna on kierować się przede wszystkich wynikami finansowymi…
LD: Spółka z założenia musi przynosić zysk, jeśli tego nie robi, to powinna się rozwiązać. Ja to rozumiem, że szuka się procedur wysokopłatnych, by go osiągnąć. Nie można jednak akceptować sytuacji, w której pacjent objęty procedurą wysokopłatną jest „dobrym pacjentem”, natomiast chory przewlekle i przez to generujący wysokie koszty odsyłany jest od jednego szpitala do drugiego. Normalną reakcją człowieka na krzywdę jest chęć niesienia pomocy. Czas spojrzeć na ochronę zdrowia w sposób całościowy, jeśli chcemy mieć zdrowe społeczeństwo.
MW: Przekształcenia miały być również korzystne dla pielęgniarek.
LD: Prywatne firmy dostały ulgi po to, by tworzyć nowe miejsca pracy. A jak wygląda sytuacja? Nic się nie zmienia, nie ma umów o pracę, są tylko umowy śmieciowe. My nie jesteśmy przeciwko pracodawcom, niech tworzą nowe miejsca pracy. Ale póki co pompuje się pieniądze na ten cel, a jest po staremu…
MW: Są takie oczekiwania, że wszystko załatwi rynek. Po skomercjalizowaniu szpitali będą pieniądze… Na razie rynek pokazuje tylko to, że pielęgniarka staje się zawodem deficytowym…
LD: Obawiam się, że za pięć lat może dojść do prawdziwego załamania. Patrząc dziś na strukturę zatrudnienia, widać, jak mało pielęgniarek w przedziale wiekowym 21-30 lat pracuje w zawodzie. Jeśli tendencja się utrzyma, to zerwana zostanie ciągłość pokoleniowa i nie będzie miał kto zastąpić pielęgniarek przechodzących na emeryturę.
Niestety pomysły na rozwiązanie tego narastającego problemu nie są dobre. Jednym z nich, który na razie krąży w kuluarach, jest powrót do liceów pielęgniarskich. Parę lat temu poszliśmy do przodu, przyjmując rozwiązania obowiązujące w innych państwach UE. Studia i skończenie specjalizacji daje pielęgniarce większe poczucie odpowiedzialności. Ma większą wiedzę, co poprawia jakość jej usług. Dla wielu pielęgniarek podnoszenie poziomu wykształcenia wiązało się z wieloma wyrzeczeniami. Podjęcie studiów, gdy ma się rodzinę na utrzymaniu i zarabia często nie więcej niż płaca minimalna, było wielkim wyzwaniem. Niepokoi mnie, że rodzą się pomysły, które chcą to przekreślić.
MW: Liczba pielęgniarek w Polsce jest porównywalne z liczbą pielęgniarek w najbiedniejszej w UE Rumunii, chociaż jest to kraj o znacznie mniejszej populacji. W Norwegii jest ich trzy razy więcej niż w Polsce.
LD: Niestety nie można uciec od tematu płac. Pielęgniarki zarabiają bardzo mało i to jest główny powód, dla którego nowe osoby nie garną się do zawodu. Kto zdecyduje się podjąć pracę za średnio 2000 zł brutto mając studia, znajomość języków itd.? Młode dziewczyny wolą jechać zarabiać za granicę. Moim zdaniem świadczy to o rozrzutności państwa, które najpierw dało dość kosztowne wykształcenie, a potem nie zapewniło wystarczających warunków do rozwoju zawodowego. Jak już mówiłam, za pięć lat zacznie dramatycznie brakować pielęgniarek. W moim zakładzie pracy, który obsługuje 35 tys. ludzi (to jest duży zakład), za 5 lat może odejść 80% pielęgniarek. A liczba pacjentów przecież się nie zmniejszy.
MW: Swego czasu za granicę chcieli wyjeżdżać lekarze. Państwo planowało raczej wprowadzić ograniczenia możliwości wyjazdu niż podnieść warunki pracy.
LD: W przypadku lekarzy jest trochę inaczej. W ostatnich latach udało się im uzyskać podniesienie pensji. Warunki finansowe są teraz takie, że pielęgniarka jest w stanie zarobić w krajach UE znacznie więcej jako kwalifikowana opiekunka osób starszych niż w Polsce pracując w zawodzie. Nie ma możliwości zakazania wyjazdu pielęgniarkom, państwo może co najwyżej uniemożliwić im wykonywanie zawodu za granicą. Są pomysły by dofinansowywać szkoły pielęgniarskie, a w zamian wymuszać zobowiązanie do pracy w zawodzie przez określony czas. W takim przypadku wypadałoby stosować przymus do wszystkich grup zawodowych. Trzeba zachęcać do zmiany pokoleniowej w zawodzie, ale bez podniesienia pensji żadna inna metoda nie będzie skuteczna. Na razie kwalifikacje zawodowe polskich pielęgniarek nie są uznawane w krajach UE, chociaż np. państwa bałtyckie zdołały wynegocjować je w momencie przystąpienia do wspólnoty. Być może na jesieni uzyskamy możliwość pracy w Europie. Nie tylko ja wołałabym, by pielęgniarki nie wyjeżdżały. By tak się stało, muszą jednak zarabiać więcej…
MW: W debacie publicznej często widać przerzucanie się odpowiedzialnością. Władza centralna obciąża samorządy, a te się bronią i wskazują na błędną politykę rządu. Ma pani doświadczenie w działalności samorządowej. Jak z tej perspektywy ocenia pani sytuację w służbie zdrowia?
LD: Największym obciążeniem dla samorządów jest aktualnie edukacja. Subwencja oświatowa, którą dostają, jest zdecydowanie za niska. Muszą one przeznaczać na ten cel również pieniądze z własnego budżetu. Z roku na rok samorządy dostają coraz to nowe zadania, na które najczęściej nie przychodzi pokrycie finansowe. W ich działaniach nie ma złej woli, po prostu brakuje środków na opiekę zdrowotną. Jako radnej udało mi się przeforsować szczepienia ochronne dla dzieci z pewnych roczników. Nie wystarczyło na szczepienia dla wszystkich i trzeba było limitować. O ile wiem, program jest nadal kontynuowany. Natomiast na poważniejsze zadania nie widzę w samorządach pieniędzy.
MW: Co jest groźnego we wprowadzeniu elastycznego dnia pracy?
LD: Na służbę zdrowia patrzę z perspektywy 35 lat, bo od tylu lat mam kontakt z zawodem. Jak zaczynałam pracę, najważniejszy był pacjent, często pracowało się dłużej, niż wymagał tego grafik. Jeśli teraz ten czas pracy będzie ograniczony np. do dwóch godzin rano i dwóch godzin wieczorem, to trudno będzie nam rzetelnie wypełniać nasze zadania. Osiem godzin to jest czas na tyle długi, że można pewne rzeczy u pacjenta zaobserwować, wyciągnąć jakieś wnioski i przekazać dalej. W ciągu dwóch godzin trudno zaobserwować objawy. Ciągłość opieki nad pacjentem jest bardzo ważna. Częsta rotacja pielęgniarek może prowadzić do sytuacji przypominającej zabawę w głuchy telefon. Coś zostanie pominięte, coś umknie, a cierpieć będzie na tym człowiek, którym się mamy opiekować.
Przy elastycznym czasie pracy płace pielęgniarek mogą być niższe, bo wymiar pracy może być krótszy. Złym pomysłem jest również wprowadzenie 24-miesięcznego okresu rozliczeniowego. Już teraz wiele rodzin w Polsce ma problem z regulowaniem swoich rachunków na czas. Jeśli zmniejszy się nam wymiar godzin i przesunie rozliczenia, to będzie dowód, że państwo przestaje myśleć o swoich obywatelach.
MW: Co się powinno zmienić w najbliższym czasie? Jakie działania należy niezwłocznie podjąć?
LD: Najważniejsze w tym momencie jest zastopowanie dzikich w mojej ocenie przekształceń. Funkcjonowanie spółek już udowodniło, że ich wprowadzenie nie rozwiązuje problemów. Niepubliczne placówki oczywiście powinny istnieć, ale podstawą systemu powinny być zakłady publiczne, tak by państwo mogło zapewnić wszystkim potrzebującym bezpieczeństwo zdrowotne. Dziś mamy do czynienia z taką sytuacją, że placówki niepubliczne są wręcz faworyzowane. Wymagania dotyczące rozliczeń, sprawozdawczości itp. są dla zakładów publicznych większe.
MW: A jeśli chodzi o pielęgniarki?
LD: Należy zacząć wreszcie zacząć przestrzegać norm zatrudnienia, bo dziś nierzadko jedna pielęgniarka przypada na dwa oddziały. Jest to bezwzględnie konieczne ze względu na bezpieczeństwo pacjenta i pracownika medycznego. Trudno mówić o pielęgnowaniu, kiedy w nocy na oddziale jest jedna pielęgniarka. Coraz trudniej wypełniać normy, kiedy coraz mniej osób chce pracować w zawodzie.
Drugą ważną sprawą są płace. Powinny one uwzględniać podnoszenie kwalifikacji. Pielęgniarki pracują na coraz nowocześniejszym sprzęcie i podnoszenie ich stało się koniecznością. Adekwatnie do tego powinno wzrosnąć ich uposażenie. Jeśli porównamy płace pielęgniarek z płacami w innych działach gospodarki, to widać, na jak bardzo żenującym poziomie one są. Należy również zrezygnować z wprowadzenia elastycznego czasu pracy. Nie jest to właściwa droga, nie zachęcimy w ten sposób nowych osób do podjęcia zawodu i nie będziemy w stanie rozwiązywać skutecznie problemów zdrowotnych w tym kraju.
MW: Dziękuję za rozmowę.
7 września 2013 r. odbędzie się w Warszawie Kongres Europa Społeczna, współorganizowany przez Partię Zieloni, Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych oraz Związek Nauczycielstwa Polskiego. Więcej informacji i rejestracja: www.europa-spoleczna.pl
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.