Cztery długie lata
Wbrew temu, co twierdzą jego przeciwnicy, rządy Tuska to nie tylko PR. To raczej nowa technologia rządzenia.
Rządy Tuska to dowód na to, że obiektywny czas nie istnieje. Dla jego zwolenników cztery ostatnie lata zleciały szybko. Antypisowcom na przykład wciąż wydaje się, że Donald Tusk tylko na chwilę wyrwał rząd Jarosławowi Kaczyńskiemu. Nadchodzące wybory są dla nich powtórzeniem tych z 2007, więc ostatnie cztery lata jakby dla nich nie istniały. Dla tych, którzy bardziej popierają Donalda Tuska niż boją się Kaczyńskiego cztery lata normalności to zaledwie pierwszy krok w długim marszu. Mamy w końcu do odrobienia „czterdzieści lat komunizmu”. Z kolei krytykom Tuska czas się dłużył, ale w sumie nie powinno to dziwić, bo poza gnębieniem opozycji podobno niewiele robił i zasłużył sobie na wizerunek lenia. Mnie czas się dłużył, ale nie dlatego, że nic się nie działo. Zdarzyło się tak wiele różnych rzeczy, że ostatnie lata napakowane są wydarzeniami, które w dodatku bardzo ciężko zinterpretować.
Co naprawdę zrobiono?
W pewnych ważnych dla lewicy sprawach rzeczy potoczyły się szybciej, niż można się było spodziewać. Przecież kilka lat temu sam pomysł na ustawę regulującą odsetek kobiet na listach wyborczych uchodził za radykalny i wydawało się, że w Polsce trzeba będzie na to czekać wiele lat. Dziś nie mamy parytetów, ale 35% kwoty dla kobiet na listach wyborczych to i tak ważna zmiana, która łamie logikę „naturalnej konkurencji” w polityce. Podobnie działo się w odniesieniu do reformy OFE, sześciolatków w szkołach, żłobków, 1% na kulturę czy narkotyków. Oczywiście w każdej z tych spraw lewica w istotnych szczegółach urządzałaby świat inaczej, ale kierunek, w jakim podąża bądź co bądź prawicowy rząd, może cieszyć.
Z drugiej strony rząd Tuska wprowadził zmiany, których logika nie odbiega od neoliberalnych dogmatów. Do najbardziej ryzykownych i szkodliwych reform zalicza się komercjalizacja szpitali. Jej długofalowym skutkiem może być ograniczenie dostępu do usług medycznych, zaburzenie działania sieci szpitali, niekontrolowany wzrost kosztów usług, a w konsekwencji pogorszenie się stanu zdrowia w społeczeństwie. Choć udało się uniknąć komercjalizacji wyższych uczelni, to logika zmian w nauce sprowadza się do podporządkowywania jej logice rynku, konkurencji i kształcenia zawodowego. Do tych zmian dochodzi także właściwe neoliberałom ograniczanie wydatków na pomoc społeczną. Nienowelizowanie progów uprawniających do świadczeń społecznych wypchnęło z systemu pomocy wiele rodzin bezwzględnie na nią zasługujących.
Nowa technologia rządzenia
Wbrew temu, co twierdzą jego przeciwnicy, rządy Tuska to nie tylko PR. To raczej nowa technologia rządzenia. Jej wypracowanie wiąże się ze zrozumieniem, że czasy transformacji się skończyły i nie można już ludzi zmuszać do wyrzeczeń, mamiąc ich obietnicami lepszego życia w nieokreślonej przyszłości.
Po pierwsze uwzględnia się postulaty ruchów społecznych formujących się wokół pojedynczych kwestii i mobilizujących energię społeczną. Postulaty realizuje się częściowo albo obiecuje ich spełnienie dopiero w przyszłości, ograniczając w ten sposób ryzyko gwałtownego spadku popularności związane z przekonaniem, że rząd nie słucha głosu społeczeństwa. Dzięki temu mamy zapisy o kwotach dla kobiet na listach wyborczych czy obietnice przeznaczania 1% na kulturę. Po drugie nie lekceważy się zorganizowanych pracowników, których opinie i protesty mogą zaszkodzić rządowi. Tusk utrzymał podwyżki dla nauczycieli w sytuacji, gdy inne grupy pracowników doświadczały stagnacji płac.
Trzeci element nowej technologii rządzenia jest niepokojący. Tusk bywa przedstawiany jako przeciwieństwo autorytarnego Jarosława Kaczyńskiego, ale takiej opozycji po prostu nie da się obronić. Tusk nie wahał się powiedzieć, że pedofile nie są ludźmi. Wobec dopalaczy rozpętał histerię i wymógł na sejmie głosowanie z pominięciem jakiejkolwiek rozsądnej i demokratycznej debaty. Muskuły „silnego przywódcy”, niepozwalającego, by panoszył się motłoch, zaprezentował na kibicach. Tusk poszukuje kozłów ofiarnych i wykorzystuje politykę „szczucia na mniejszości” nie gorzej niż Kaczyński. Żadnym pocieszeniem nie jest to, że proces autorytaryzacji demokracji nie jest polską specyfiką i mamy z nim do czynienia w wielu krajach UE, w których politycy „strzegą” swoich obywateli przed Romami, emigrantami czy islamistami.
Dobry Tusk to słaby Tusk
Przed wyborami i całkiem prawdopodobną drugą kadencją Tuska trzeba przede wszystkim myśleć nad związanymi z nią zagrożeniami. Co jeśli w drugiej kadencji Tusk poczuje, że więcej mu wolno? Co będzie, jeśli gospodarczym credo stanie się prywatyzowanie wszystkiego, co się da, a sposobem na zdobywanie poparcia wyszukiwanie grup zagrażających porządkowi i moralności? Powiedzmy sobie szczerze: najlepszy Tusk to słaby Tusk – skazany na współpracę z różnorodnymi partnerami i wsłuchujący się z konieczności w głos opinii publicznej. Dla jego i naszego dobra powinniśmy mu pomóc być słabym.
Tekst ukazuje się w ramach cyklu Polska po 4 latach PO. Zapraszamy do lektury i dyskusji!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.